Witam,
zostawiam wam kolejny rozdział. Jest w sumie troszkę krótki, ale jest. Może uda mi się coś jeszcze sklecić jutro, albo pojutrze... W sobotę wyjeżdżam już na moje WAKACYJNE SZALEŃSTWO i nie będzie mnie przez dwa tygodnie. Limit (2 rozdziały w ciągu miesiąca) spełniony, więc mam nadzieje, że mnie nie zabijecie. Tak, jak mówię, może sklecę jeszcze coś, ale zobaczę czy mi wyjdzie.
Gdybyśmy się już nie "widzieli" to życzę wam WSPANIAŁYCH, DŁUGICH WAKACJI.
Jak tam świadectwa? Paseczki są? Czy nie?
Pochwalcie się w komentarzach.
Nieskromnie mówiąc, ja mam bardzo dobrą średnią w tym roku. Dość o szkole, czas na rozdział. KOMENTUJCIE I DAWAJCIE ZNAKI ŻYCIA. W KOŃCU TO WSZYSTKO DLA WAS ♥
Julu
Wszedłem do kuchni. Blondynka siedziała przy stole z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Dzień dobry... Wszystko w porządku? - Podszedłem do dziewczyny i spróbowałem zaglądnąć w jej twarz. -Elsa... co się stało? - Dziewczyna nadal się nie poruszyła, po chwili wyrwał jej się cichy szloch.
Spanikowany i zdezorientowany chwyciłem ją za ramiona i uniosłem z krzesła. Dziewczyna stała przede mną z pochyloną głową.
- Spójrz na mnie. - Uniosłem delikatnie jej podbródek. - Co się stało? - Spytałem, gdy zobaczyłem w końcu jej niebieskie, załzawione tęczówki wpatrujące się we mnie.
Blondynka nadal stała i nic nie mówiła. Widziałem, jak w jej oczach zbiera się kolejna fala łez. Elsa zaczęła płakać. Najpierw był to tylko stłumiony jęk, któremu towarzyszyły zamknięte powieki i łzy spływające po obu policzkach. Po chwili płacz przerodził się w prawdziwy atak paniki. Dziewczyna zrzuciła kubek ze stołu i już nie kryła się z łzami. Jej szloch był przerażający. Zanim zdołała rozbić kolejne naczynie przycisnąłem ją do swojego ciała. Oparła ręce na mojej klatce piersiowej, ale nie odpychała się, ani nie szarpała się. Oparła głowę o moje ramię i cicho i obficie płakała. Przyciskałem ją mocno do siebie mimowolnie gładząc ją po plecach.
- Już... uspokój się. - Szeptałem wpatrzony w lodówkę stojącą naprzeciwko mnie. Po kilku minutach Elsa oderwała się ode mnie. Otarła łzy i spojrzała na mnie czerwonymi i zapuchniętymi oczami.
- On... - Odezwała się zachrypniętym i łamiącym się głosem. - On się wyprowadza. - Ostatnia sylaba została znów zagłuszona przez atak płaczu.
Blondynka znów się we mnie wtuliła i wyrzuciła z siebie cały potok słów.
- Wraca do dziadka, na stałe. Powiedział, że już nie ma odwrotu i że dziadek strasznie przypomina mu ojca i że tylko tam czuje się jak w domu... A co z nami? Przecież my zastępowaliśmy mu rodzinę, kiedy uciekł od wujka. To my mu pomagaliśmy! My świętowaliśmy jego osiemnaste urodziny! My zapraszaliśmy go na gwiazdkę! To z nami spędzał wigilie! Z nami mieszkał! A teraz... a teraz nas opuszcza... Tak po prostu, łatwą ręką, bez możliwości dyskusji! - Znów zaniosła się płaczem.
Po dziesięciu minutach ciszy (mojego milczenia, a jej szlochania) Elsa znów się ode mnie odczepiła i usiadła przy stole. Jej ciałem rzucały co chwilę lekki wstrząsy, wywołane całym żalem, jaki miała do Jacka.
Usiadłem na krześle obok niej i ścisnąłem jej dłoń leżącą bezwładnie na stole.
- Myślisz, że on nas naprawdę zostawi? - Spytała poważnie spoglądając na mnie.
Wziąłem głęboki oddech.
- Nie. Pojedzie tam... spędzi nam może kilkanaście tygodni, albo kilka miesięcy... może rok? Ale... ale wróci. - Powiedziałem twardo, ukrywając swój załamany głos, żeby nie pogorszyć sytuacji.
Znów nastało milczenie.
- Jak możesz być tak pewny? A co jeśli... - Utknęła nagle i widziałem, że bardzo wiele ją kosztuje wykrztuszenie kolejnych słów. - A co jeśli pozna tam kogoś? Pokocha? Założy rodzinę? Zacznie studia? Co jeśli ułoży sobie życie tam, bez nas? - Po raz pierwszy ścisnęła moją dłoń.
Nie wiem co wtedy będzie. Nie wyobrażam sobie tego.
- Mówił już, kiedy wyjeżdża?
Dziewczyna zwiesiła głowę.
Ponagliłem ją spojrzeniem.
- Nie... to znaczy nie dałam mu dokończyć. Wczorajszy bankiet skończył się bardzo późno, z resztą tak jak próba Julka i praca Jacka. Ross chciała jechać z Julkiem do siebie do domu, bo jej rodzice wyjechali do Paryża w związku z ich rocznicą ślubu, więc mają tam wolną chatę, a ja miałam wrócić z Jackiem do domu.Chłopaki przyjechali po nas i Julek wziął do swojego vana Ross, a do mnie przyszedł Jack. Staliśmy jeszcze chwilę na parkingu i rozmawialiśmy. W sumie to była nasza pierwsza, długa rozmowa od jego powrotu. Taka, gdzie nikt nam nie przerywał i nigdzie się nie spieszyliśmy. No i on napomniał o swoim ponownym wyjeździe na dłużej... a potem dodał, że w sumie na stałe. I niestety nie wytrzymałam. Pokłóciliśmy się i zanim zdążyłam cokolwiek ustalić go już nie było. Nawet nie wiem gdzie poszedł spać... - Westchnęła smutno.
Chciałem jej coś powiedzieć, ale sam do końca nie wiedziałem co mam zrobić z całym tym problemem. Jack wprowadził się do mnie jako drugi. W wieku siedemnastu lat "uciekłem" z domu czytaj "wyprowadziłem się" od mojego popapranego ojca, który zaczął układać rodzinę na nowo. Tak na marginesie nie wiem ile dokładnie mam rodzeństwa... Wracając, wyprowadziłem się z domu, wynająłem mieszkanie za zarobione pieniądze i jakoś dawałem radę. Tak mniej więcej przez trzy miesiące. Do tego był Julek, który namówił mnie do przeprowadzki do jego rodzinnego domu. To on dostarczał nam żarcie od swojej mamy, kiedy lodówka w środku miesiąca zaczynała świecić pustkami, a skarbonka była już całkiem pusta. Teoretycznie Julek nie był moim lokatorem, praktycznie był. Nocował u mnie przez kilka dni, potem wracał do rodziców na jeden, góra dwa dni. Jego rzeczy stopniowo przenosiły się do mnie, ale w papierach nie był moim współlokatorem. Gdy ojciec się w końcu ogarnął, napuścił na mnie policję. W czasie takiego patrolu Julek omal nie wpadł ze swoim "towarem". Bardzo odległe czasy. W każdym razie, ojciec chciał mnie z powrotem ściągnąć do domu, podając jako argument mój wiek. Tak, nie byłem jeszcze pełnoletni. Wtedy pojawiła się Elsa, z którą raczej znał się Julek, który w tym czasie zaczął spotykać się z Roszpunką i to właśnie Elsa podsunęła mi Jacka, który miał już ukończony odpowiedni wiek. Ojciec się odczepił, nie chciał już ciągnąć tej sprawy. Odpuścił. I tak mieszkaliśmy przez jakiś czas w trójkę. Teraz oczywiście częstym gościem jest Ross, no i... Anna, ale to raczej za sprawą wprowadzenia się siostry.
- Śniadanie? - Spytałem w końcu.
- Chyba tak... chociaż raczej nic nie przełknę... Wiesz, gdzie on może być? Dzwoniłam już do jego wujka i wiem, że tam nie przenocował...
Podszedłem do lodówki i wyjąłem składniki, żeby przygotować szybką i pożywną jajecznicę.
- Zjemy śniadanie i się zastanowimy. okej?
- Okej. - Nie wiedziałem, czy mówi tylko o mojej propozycji, czy o swoim samopoczuciu. Miałem nadzieję, że o jednym i drugim.
___________________________________________________________________________________
Usłyszałem ciche stukanie i momentalnie poderwałem się z materaca. Wyprostowałem się i nasłuchiwałem spodziewając się najgorszego. Ktoś zapalił lampę, i później pojawiła się dziewczyna z rudymi lokami. Odetchnąłem z ulgą.
- Dzieńdoberek! - Uśmiechnęła się promiennie. - Jak noc?
- Mmmmm... - Noc, jak noc. Nie spodziewałem się, że będę wyspany po nocy spędzonej w garażu, gdzie za łóżko robił dmuchany materac, a jedynym okryciem był śpiwór. Dobrze, że temperatura powietrza była plusowa.
- Przyniosłam ci śniadanie. Rodzice jeszcze śpią, ale będziesz musiał uciec tak około godziny jedenastej, bo wyjeżdżamy do babci. - Merida miała na sobie czarną koszulkę i leginsy w norweskie wzorki. Na nogach miała różowe kapcie w serduszka.
- Dziękuję. - Uśmiechnąłem się do niej. - Dzięki, że w ogóle zgodziłaś się mnie przenocować...
Dziewczyna machnęła ręką, na znak, żebym przestał i wskazała palcem na talerz tostów leżących przy mnie. Posłusznie, ale i z wielką ulgą zabrałem się za spożywanie śniadania. Dziewczyna tym czasem usiadła obok mnie i popijała wolno pachnącą kawę.
- A więc pokłóciłeś się z Elsą?
Przytaknąłem bez słowa.
- A mogę się dowiedzieć o co wam poszło? Jakieś sprawy miłosne? - Spojrzała na mnie z wielkim zainteresowaniem, którego nie próbowała nawet ukrywać.
- Em... nic ważnego, w sumie... taka błahostka. - Nie mogłem jej powiedzieć, że mam zamiar wyjechać i to na stałe. Wiem, że potraktowałaby mnie dokładnie tak samo jak Elsa... może jeszcze ostrzej.
- Jack! Kręcisz! Przestań się migać i powiedz mi prawdę... Chyba mi się należy, za bycie hotelem dla ciebie...
Przewróciłem oczami.... I co ja miałem jej powiedzieć? Kłamać? Mówić prawdę?
- Meri... ja nie chcę ci tego mówić... to znaczy jeszcze nie teraz. To dla mnie... dla nas wszystkich bardzo ważne i odpowiedzialne posunięcie. Tylko... boję się, że decyzja już dawno się podjęła... - Podrapałem się po karku.
Dziewczyna wytrzeszczyła oczy i zaniemówiła. Patrzyła na mnie przez chwilę, a potem rzuciła się na mnie mocno mnie przytulając i wytrącając mi przy okazji tosta z ręki.
- Jejku... Jack! To wspaniale... Nie mogę w to uwierzyć! Nie wiedziałam... to znaczy coś tam podejrzewałam, ale nie wiedziałem, że to aż tak. - Ucałowała mnie w oba policzki, a ja nie mogłem wydobyć z siebie ani jednego słowa. - Wspaniale, że... no, że będziesz ojcem! Nie martw się dasz sobie radę... a Elsa na pewno cię kocha i wasza kłótnia to tylko przelotna sprzeczka....
Zakrztusiłem się kawałkiem chleba, który przed chwilą połknąłem. Merida klepała mnie po plecach nadal trajkocząc o dziecku...
- Stop! - Krzyknąłem, kiedy w końcu udało mi się zaczerpnąć tchu.
Rudowłosa umilkła i przekrzywiając z zaciekawieniem głowę przyglądała mi się.
- Meri... my nawet nie jesteśmy razem! Nie całowaliśmy się, w ogóle nie robiliśmy ŻADNYCH rzeczy, związanych z miłością... Więc nie wiem z jakiej racji uznałaś, że Elsa... że Elsa jest w ciąży i to w dodatku ze mną! - Na mojej twarzy na pewno malowało się przerażenie.
- Ale, przecież kiedyś... byliście razem?
- Nie... to był jeden pocałunek na jakiejś imprezie... w sumie byliśmy trochę pijani... i uznaliśmy, że to jest relacja czysto przyjacielska... nic więcej. - Potarłem zmęczoną twarz dłonią.
Dziewczyna umilkła... nie na długo oczywiście.
- W takim razie o co się posprzeczaliście? Co może być takie odpowiedzialne i ważne? - Jej duże zielone oczy wpatrywały się we mnie tak, jakby chciały wyciągnąć tą tajemnicę na wierzch.
Nabrałem powietrza.
- Chcę się przeprowadzić na stałe do dziadka. Bardzo przypomina mi ojca i tylko tam czuję się, jakbym był naprawdę w domu... - Umilkłem bojąc się jej reakcji.
Dziewczyna patrzyła na mnie bez słowa.
W końcu się odezwała.
- Popieram Elsę. Idź stąd, a jak zastanowisz się już dokładnie i podejmiesz ten WAŻNY I ODPOWIEDZIALNY wybór to możesz wrócić. - Zabrała talerz, swój kubek i wyszła z garażu.
Super. Czas się zbierać.
___________________________________________________________________________________
Jechałem z Elsą do Roszpunki. Blondynka kierowała bardzo nerwowo i często przejeżdżała na czerwonym świetle, więc postanowiłem ją zmienić.
- Nie chcę im przeszkadzać... Ross ma tak rzadko pusty dom i wolnego Julka...
- I tak nic nie robią. Na pewno oglądają jakiś serial, leżą w łóżku i jedzą popcorn. Ewentualnie Ross szkicuje portret Julka. Kiedyś przez przypadek otworzyłem jej szkicownik, w którym był tylko i wyłącznie Julek. Masakra. Myślałem, że on jest już wystarczająco wkurzający, ale uwierz mi na jej rysunkach był jeszcze bardziej. - Elsa uśmiechnęła się pod nosem. Przynajmniej udało mi się jakoś rozśmieszyć.
Jechaliśmy dalej. Ulice nie były jeszcze zatłoczone. W końcu mamy sobotę. Tłum zrobi się dopiero wieczorem, kiedy imprezowicze ruszą na podbój miasta.
- Cały czas gadamy o mnie i o Jacku... Co wczoraj robiłeś? Miałam w sumie maciupkie wyrzuty sumienia, że na ciebie nawrzeszczałam i że zostałeś sam.
- Nie byłem sam. - Uśmiechnąłem się zbyt szybko.
Dziewczyna spojrzała na mnie.
- Bianca?
Przygryzłem wargę.
- Em... tak... wpadła na chwilkę i... w sumie to zerwaliśmy. - Starałem się patrzeć na drogę, a nie na twarz mojej współlokatorki.
- Co? - Wykrztusiła. - Dlaczego? Kriss, przykro mi. - Położyła dłoń na moim kolanie.
Kiwnąłem głową.
- Nic się nie stało... tak jakoś wyszło. Bianca nie była w moim typie...
Elsa uniosła brew w zdumieniu.
Spojrzałem na nią.
- No co?
- Nie była w twoim typie? Cycasta, w miarę przyzwoita, blondynka ze słodką twarzą... chyba taka jaką lubisz?
No i byłem w pułapce... Przecież nie mogę się wygadać o... z resztą to i tak nie jest nic "na serio". To tylko moje wizje i wyobrażenia...
- Sam już nie wiem. Czegoś mi w niej brakowało... - Odparłem wymijająco.
- I zauważyłeś to dopiero po sześciu miesiącach?
Skinąłem głową.
- Jesteś porypany.
- Tylko odrobinę.
- A zastanawiałeś się kiedyś, jak na te twoje głupkowate zachowania reagują dziewczyny? Jednego dnia pożerasz laskę wzrokiem, a drugiego z nią zrywasz? Ja bym się bała z tobą być. - Parsknęła śmiechem, ale później stała się bardzo poważna.
- Aż tak ze mną źle? Wiesz, w sumie to zawsze Julek miał takie problemy. To zawsze ja kryłem mu tyłek, jak coś narozrabiał po pijaku, najczęściej.
- Em... ty to robisz na trzeźwo... i fakt, nie traktujesz związków jakoś poważnie... Ale kiedyś trzeba będzie zacząć. Jedna laska i koniec.
- Wiem, w sumie już nie mogę się doczekać na taki obrót sprawy. - Mimowolnie przed oczami ukazała mi się rudowłosa osóbka.
W ostatniej chwili wyhamowałem przed stojącym przede mną samochodem.
- I to ja nerwowo prowadzę? - Elsa pokiwała głową , a ja po chwili zaparkowałem auto pod domem Roszpunki.
Super nie mogę się doczekać nexta:)
OdpowiedzUsuńHm.. cóż mam powiedzieć. Trochę ze mnie ciotka, że dopiero teraz przeczytałam.
OdpowiedzUsuń1. Wspaniale piszesz, ale już o tym wiesz. 8D
2. Ja chcę dalej ^^
3. No i chcę więcej Astrid i Czkawki :3
4. I ogólnie ostatnio wciąż gram w simsy ;-;
5. Chcę już urodziny Ebolki C:<
Przyjmij ode mnie mentalnego przytulaska. ^^ Pozdrowionka! :3