Hej, tutaj macie kolejny rozdzialik. Już piąty! :)
Mam nadzieję, że wam się spodoba i zostawicie tutaj swoje opinie. Przepraszam za wszystkie błędy, ale już dzisiaj nie mam siły sprawdzać wszystkiego dokładnie.
Trzymajcie się ciepło i jutro... pniedziałek... EH
Dziękuję mojej Zuzi, która jest informatykiem :) Mam nadzieję, że padający śnieg i muzyka wprowadziły was w nastrój mojej opowieści.
Brawa dla Zuzi ♥♥♥
Julu
Nareszcie sobota! Zerwałam się z łóżka już o godzinie 7:30. Ubrałam się w krótką czarną spódniczkę, bordową bluzkę z długimi rękawami i granatowy sweterek. Moje długie włosy rozczesałam i spięłam w wysokiego kucyka. Uszczęśliwiona wpadłam do kuchni, zrobiłam sobie śniadanie (tosty z serkiem białym) i zjadłam je w pośpiechu. Do termicznego kubka wlałam gorącą kawę i wepchnęłam do do dużej, brązowej torebki razem z pączkiem. Teraz wreszcie mogłam iść. Ubrałam już buty i kurtkę i na chwilę znieruchomiałam.
"Jak mogłam zapomnieć?"
Wróciłam do pokoju i porwałam z szafki nocnej notes i plan całej wystawy.
Wyszłam z domu około 8:15. Wsiadłam do mojego małego autka, które zostawiła mi babcia. Było w kolorze miętowym z tylko jedną parą drzwi. Babci nazywała je Frezją.
Po chwili ja i Frezja pędziłyśmy jeszcze pustą ulicą. Wystawa znajdowała się w centrum miasta w starym browarze. Lokal był niezwykle osobliwy, zbudowany z czerwonej cegły. Często tamtędy chodziłam, gdy szłam na zajęcia plastyczne.
Mijałam dobrze znane mi osiedle i odrobinę posmutniałam. JULEK.
Chłopak pojawił mi się przed oczami. Od naszej kłótni minęło jakieś 5 dni, a ja już kilka razy łapałam się na tym, że wybieram do niego numer.
Mieliśmy iść razem na tę wystawę razem, ale jednak tak nie będzie. Westchnęłam i odepchnęłam od siebie myśli o Julku. Ten dzień miał być szczęśliwym dniem.
Po kilkunastu minutach wjechałam wreszcie na parking przed galerią. Wysiadłam z samochodu, zabrałam torbę i ruszyłam do dużych, przeszklonych drzwi. W środku już znajdował się tłum ludzi, a wystawa zostanie oficjalnie otwarta dopiero za pół godziny. Miałam nadzieję, że porobię kilka zdjęć bez zbędnej widowni. Weszłam do środka i zdjęłam kurtkę. Przewiesiłam ją przez ramię, a z torby wyjęłam lustrzankę, którą dostałam od rodziców na urodziny. Zaczęłam moją przechadzkę wśród obrazów. Każda ściana była wypełniona jakąś formą sztuki. Przeważnie były to obrazy malowane farbą olejną, ale zdarzały się również akwarele, które o wiele bardziej mnie ciekawiły. Podeszłam do obrazu. Format przeciętny 1600/2400. Kompozycja utrzymana w ciepłych barwach z domieszką niebieskiego, który jakby gubił się w całej tej plątaninie kolorów. Zrobiłam zdjęcia. Przyjżałam się jeszcze raz obrazowi.
- Podoba ci się? - Podskoczyłam na ten dźwięk.
Obróciłam się za siebie i moim oczom ukazał się wysoki i szczupły blondyn. Jego włosy były w "artystycznym nieładzie", ale nawet ja wiem, że poświęcił tej fryzurze co najmniej pół godziny. Uśmiechał się do mnie lekko. Jego niebieskie oczy zerkały raz na mnie, a raz na obraz wiszący za mną.
- Tak. Niebieski wygląda tutaj idealnie. W zupełności zdołał się obronić. - Uśmiechnęłam się.
- John Smith. - Uścisnął mi rękę.
- Roszpunka Gottel. - Lekko ściskam jego nieco szorstką dłoń.
- Jesteś dziennikarką? - Unosi brew.
- Nie. Pasjonatką sztuki. - Znów się uśmiecham.
- I jak ocenisz moje dzieło? - Błyska szelmowsko swoim białym uzębieniem.
- Ciekawy. Przypomina mi trochę kojącą i upragnioną wodę na tle zabójczej lawy. - Odwracam się w stronę płótna.
- To bardzo piękne porównanie. Czy mogę oprowadzić cię po wystawie? - Podaje mi ramię i czeka na moją reakcję.
Zaczynam się wachać, ale przypominam sobie ostatni wybryk Julka i stwierdzam, że przecież nie robię nic złego. Znów nieśmiało się do niego uśmeicham i przyjmuję jego ciepły gest.
Od razu widzę, że jest naprawdę cenionym artystą. Opowiada mi o technikach, inspiracjach. Jest przy tym trochę próżny, ale da się wytrzymać.
- To moje ostatnie dzieło. Skończyłem je zaledwie trzy dni temu, farba zdążyła wyschnąć na ostatnią chwilę. Dopiero dziś rano tutaj dojechał. - Płótno przedstawiało drzewo, płaczącą wierzbę dokładniej mówiąc. Na jednej z jej gałęzi wisiała huśtawka, która lekko kołysała się w podmuchach wiatru. Krajobraz wydał mi się znajomy. Przekrziwiłam głowę zaciekawiona.
Chłopak patrzył na mnie wyczekująco.
- Ten mi się najbardziej podoba. Mam wrażenie, że skądś znam to miejsce... - Natarczywie wpatrywałam się w obraz.
- To raczej mało prawdopodobne. - Rzuca smutno.
- Dlaczego? - Odwracam się w jego stronę.
- Bo to miejsce już nie istnieje. - Odwraca wzrok i jakby nigdy nic zaczyna mi opowiadać o kolejnym dziele.
Nie zadaję pytań. To nie w moim stylu, jednak ciekawość każe mi otworzyć usta.
- Nie istnieje? - Pytam, gdy przechodzimy do głównej sali, w której ma nastąpić oficjalnie otwarcie.
- Tak. Już nie istnieje. Zobacz to Szumer! Szaleję za nim! Jest według mnie jedym z lepszych artystów. - Wskazał mi ruchem głowy starszego, siwego pana, którego bardzo dobrze znałam. Kilka razy pojawiał się na naszych zajęciach, ponieważ był patronem naszego "domu kultury".
Wyciągnęłam aparat i znowu zrobiłam kilka zdjęć. Napewno odbiję je w różnych filtrach. Fotografią również uwielbiałam się bawić.
Szumer zaczął od przywitania się i podziękowania wszystkim za przyjście.
- Mam nadzieję, że nie zawiedziecie są na moich pracach. Oczywiście jest tu również wiele dzieł innych artystów, których serdecznie pozdrawiam. Jak napewno wszyscy wiedzą, jestem patronem jednego domu kultury w naszym mieście i kilka dni temu udałem się do naszej wybitnej nauczycielki i razem z nią wybrałem kilka obrazów, które dzisiaj zadebiutują na naszej wystawie. Są to jeszcze bardzo młodzi artyści, ale niewątpliwie mają taleny. - Na dźwięk jego słów moje serce przyspieszyło.
- A więc zapraszam teraz do siebie kilku z nich. - Powoli wyczytał nazwiska moich kolegówi i koleżanek. Było ich w sumie czterech. Trzech chłopaków i jedna dziewczyna - Sara. Nie przepadałyśmy za sobą. Sara była dość... niemiła (to zbyt ładne określenie). Wiele razy zniszczyła moje prace, albo podkradła mi pomysł. Ale teraz ja jej zazdrościłam. Ile bym dała, żeby mój obraz był wśród wyróżnionych dzieł.
Na początku przedstawiono prace chłopaków. Wiedziałam co zobaczę, bo widziałam te prace jak jeszcze powstawały. Naprawdę były niezłe, a każdy następny obraz wydawał się lepszy od poprzedniego. Zadrżałam, gdy przyszła kolej na Sarę. Nie przypominałam sobie nad czym ostatnio pracowała, więc byłam bardzo ciekawa co to będzie.
- A teraz malowidło piękne jak ona sama. Przed państwem praca Sary Lowel. - Odsłonili obraz a ja zdusiłam w sobie krzyk.
To był mój obraz! Patrzyłam na MOJĄ pracę! Był na niej ukazany widok jeziora z setką kolorowych lampionów. To napewno moja praca. Malowałam to na podstawie zdjęć zrobionych na wakacjach. To festiwal lata w naszym mieście. Dokładnie takie samo zdjęcie znajduję się w moim komputerze. Oburzona ruszyłam w stronę sceny, gdzie ONA zbierała laury za MÓJ wysiłek.
- A ty gdzie? - Zostałam zatrzymana przez John'a.
- To mój obraz! - Krzyknęłam. - Malowałam go na podstawie moich prywatnych zdjęć, a teraz ona mi go ukradła! - Przypomniałam sobie, że przecież nie byłam na ostatnich zajęciach i to pewnie wtedy skorzystała z okazji.
Blondyn był nieco zdezorientowany.
- Jak to twój? - Spytał unosząc brwi.
- Mój. Widzisz prawy róg obrazu? Tam niebo jest niedokończone, bo nie zdążyłam dorobić farby. Ona nawet go nie skończyła. - Prychnęłam oburzona jej lenistwem i bezczelnością.
- Masz rację. Jest nieskończony. - Chłopak popatrzył na mnie ze współczuciem. - Co zamierzasz zrobić? - Jego czujne tęczówki skanowały moją twarz.
- Iść tam i odzyskać moją pracę. - Wysapałam wściekła.
John pokiwał głową i stwierdził, że to bardzo absurdalny pomysł. Zaproponował mi swoją pomoc, ale miałam odłożyć to na sam koniec pokazów.
Zgodziłam się, ale bardzo niechętnie.
Gdy rozpromieniona Sara schodziła ze sceny, ja posłałam jej mordercze spojrzenie.
Chwilę trwała walka, kto pierwszy odwróci wzrok. Naszczęście była to ona.
Miałam ochotę wyszarpać ją za kudły, alebo przynajmniej powyzywać ją od najgorszych, ale John skutecznie zasłonił ją przed moim wzrokiem.
- Później. Zachowuj się normalnie, bo zapowiadasz się naprawdę dobrze. Obraz jest niczego sobie. - Puścił do mnie oczko i znów zaczął oprowadzać mnie po galerii.
Starałam się stłumić w sobie złość i cieszyć się wystawą i nawet kilka razy mi się to udało. Dotrwaliśmy w końcu do pory lunchu, w której to postanowiliśmy działać. John zaprosił Szumera do naszego stolika i przedstawił problem. Profesor nawet nam uwierzył, ale kazał dostarczyć dowody, że mam to zdjęcie w moim komputerze i że należy ono do mnie. Chciałam wyjść z tego całego gówna z twarzą, jeszcze zanim cała wystawa się skończy.
Postanowiłam więc zadzwonić po jedyną deskę ratunku. Wiedziałam, że mi nie odmówi.
Wyszłam na zewnątrz. Powietrze było ciepłe.
Odebrał już po pierwszym sygnale.
- Ross? - Jego głos był taki przejęty. Jasne.
- Cześć. Masz szansę się zrekompensować choćby w jednej dwudziestej za to co zrobiłeś, Julek. - Nie zamierzałam owijać w bawełnę.
- Słucham. - Wiedziałam, że nie odmówi.
- Jestem na wystawie, na której zresztą miałeś być i ty, ale niestety cię nie ma, a ja potrzebuję mojego laptopa. To bardzo ważna sprawa, musisz mi go przywieźć w ciągu pół godziny. - Rzucam zimno.
- Ross... Nie dam rady. - Mruczy przepraszająco.
- A co? Znów jesteś zajęty jakąś inną laską? - Mój głos przesiąknięty jest jadem.
- Ross... Będę za pół godziny z twoim laptopem. Twoja mama jest w domu?
- Nie. Klucze w doniczce na parapecie. Nie spóźnij się, proszę. - Rozłączam się.
Coraz bardziej zdenerwowana wrzucam telefon do kieszeni torby, odwracam się i znowu wpadam na blondyna.
- Załatwiłaś? - Stoi zaledwie kilka centymetró ode mnie.
Kiwam głową, że tak.
- To dobrze. Ona nawet do końca nie wie, jakich farb użyła. - Uśmiecha się rozbrajająco.
Znów podaje mi ramię, a ja je znów przymuję. Jest naprawdę miły.
_______________________________________________________________________
W końcu 20 minut przed końcem wystwy przyjeżdża Julek. Jest ubrany w flanelową koszulę w kratę i ciemne spodnie z dziurami. Włosy ma rozczochrane, a koszulkę poplamioną kawą.
Przewracam tylko oczami i staram się nie wspominać mu, gdzie jest i jak powinnien wyglądać.
- Cześć. - Uśmiecha się szczęśliwy. Muszę przyznać, że trochę brakowało mi jego uśmiechu.
Ten jednak znika, gdy brunet dostrzega Johna. Mierzą się chwilkę od stóp do głow i żaden z nich nie potrafi odpuścić. Typowe samcze zachowanie.
- Masz laptopa? - Przechodzę do rzeczy, bo jednak cały czas mam żal do chłopaka, za to co zrobił za moimi plecami.
Przytakuje patrząc z odrazą na blondyna.
Obchodzi auto i wyciąga z bagażnika torbę z moim komputerem.
- Gdzie mam ją zanieść? - Pyta.
- Daj mi ją poradzę sobie... - Wyciągam po nią ręce, ale Julek nie pozwala mi jej zabrać.
- Zaniosę ją.
- Julek... To niezbyt dobry pomysł. Zobacz na swój strój, oni zeżrą cię, gdy tylko tam wejdziesz... Nie obraź się, ale lepiej żebyś został tu. John mi pomoże. - Wędruję spojrzeniem do chłopaka stojącego za mną, a on na potwierdzenie moich słów mruga do mnie.
Widzę, że Julek walczy ze sobą, więc odbieram z jego rąk walizkę, całuję go w policzek (w ramach podziękowania, nie dostanie nic więcej póki nie przeprosi) i idę w stroną oszklonych drzwi.
- Ross! - Odwracam się. - Poczekam na ciebie. - Opiera się o maskę samochodu.
Znikam za drzwiami.
_______________________________________________________________________
Gdy tylko znikają za drzwiami nie wytrzymuję i walę pięścią w maskę. Potem chwilę zwijam się z bólu. Co ten pierdolony fagas sobie wyobraża? Ona jest moja! Wszystkie emocje napierają na mnie ze zdwojoną siłą. Byłem akurat na próbie zespołu i musiałem się wyrwać, żeby zobaczyć, że jakiś pedancik przystawia się do mojej Ross. No właśnie, czy jeszcze mojej? Dotykam palcami policzka, na którym jeszcze przed chwilą wylądowały jej usta. Wiedziałem, że zrobiła to tylko dlatego, żebym nie wybuchł i żeby nasz mały blondynek nie stracił swoich oczek, którymi tak pięknie do niej mruga. Znów zagotowałem się z zazdrości. Nawet nie wiedziałem do końca, po co jej laptop. Nie wiedziałem nic, od kilku dni. Nawet nie wiedziałem czy żyję. Ja nie żyłem. Umarłem po tej imprezie, a po jej telefonie zmartwychwstałem. Poczułem się, jakbym wreszcie dostał upragnione powietrze, którym była tylko ona.
_______________________________________________________________________
W końcu udało nam się odnaleźć w tłumie pana Szumera.
- Mam komputer i zdjęcie. - Uśmeicham się w jego stronę.
- Dobrze. Chodźmy. - Profesor prowadzi nas do osobnej małej salki.
Wchodzimy do małego pomieszczenia bez okien. Ściany są tu białe i w sumie bez wyrazu. Podłączam sprzęt i wchodzę w odpowiedni folder. Wyszukuję zdjęcia i w końcu pokazuję je Szumerowi.
Kiwa tylko głową.
- Smith zwołaj zebranie, w głownej sali. Powiedz, że to niespodzianka. Za pięć minut. - Chłopak opuszcza salkę, a ja jestem bardzo z siebie zadowolona.
- Powiesz to sama? - Siwy mężczyzna spogląda na mnie.
- A mogę?
- Oczywiście. To w końcu twój obraz, a nawiasem mówiąc bardzo dobry. Sam bym go chętnie przywłaszczył. - Uśmiecha się, a jego oczy giną wśród oceanu zmarszczek.
- Dziękuję. To naprawdę wspaniałe uczucie usłyszeć to z pana ust. - Czuję motylki w brzuchu.
Drzwi otwierają się gwałtownie i ukazuje się w nich John.
- Wszytsko gotowe. Goście już czekają. - Znów puszcza do mnie oko.
Wychodzę z laptopem i w towarzystwie Szumera i John'a udaję się na scenę.
- Proszę państwa a oto przed wami wybitna uczestniczka naszych zajęć Roszpunka Gottel. - Szumer zostawia mi wolną mównicę, a John podłącza mój komputer i za mną wyświetla się moje zdjęcie.
- Dzień dobry, mam nadzieję, że kojarzycie to zdjęcie? Jest to zdjęcie wykonane przeze mnie w czasie wakacji. To festiwal lata w naszym mieście. - Widzę pobladłą twarz Sary. Chyba się tego nie spodziewała. Uśmiecham się i kontynuuję.
- To ja namowałam ostatni obraz wybrany wśród uczestników zajęć. To nie jest dzieło pani Lowel, tylko moje. Na dowód tego proszę spojrzeć w prawy, górny róg. Czy zauważyli państwo, że niebo nie jest dokończone. Nie zdążyłam dorobić farby. Chciałabym usłyszeć przeprosiny z ust pani Lowel. - Rzucam w nią jadowite spojrzenie, zadowolona ze swojej wygranej.
Brunetka zadziera głowę i wykrzywia twarz. Wychodzi jednak ze sowjego miejsca, staje na scenie i przeprasza. Krótko i rzeczowo, potem wychodzi z budynku.
- Dziękuję za państwa uwagę. Mam nadzieję, że wystawa podobała się państwu. Dziękuję. - Zeszłam ze sceny zabierając laptopa.
Szumer tylko się do mnie uśmiechnął, a ja zaczęłam zmierzać w stronę wyjścia. Nie było to jednak takie proste, bo po drodze musiałam przyjąć wiele gratulacji i pochwał za moje "wybitne dzieło". W końcu udało mi się dotrzeć do drzwi.
Otworzył je John, pojawiając się za mną jak duch.
- Gratulację. Malujesz prawie tak dobrze jak ja. - Znów obdarza mnie uśmiechem.
Odprowadza mnie pod sam samochód i nie przejmuje się naburmuszonym Julkiem. Całuje mnie w rękę i zapowiada, że odwiedzi mnie na warsztatach. Uszczęśliwiona odwracam się w stronę mojego chłopaka.
- Jak wystawa? - Widzę jego zaciśnięte pięści.
- Wyborna. - Nie zamierzam mu ułatwiać zadania. - Wiesz, że John też maluje. Jest naprawdę dobry. - Chyba zachowuję się trochę jak suka, ale zasłużył.
Julek odbiera z moich rąk torbę, otwiera przede mną drzwi, pakuje laptopa do bagażnika, a sam wsiada na miejsce kierowcy.
Zapala silnik, jednak bardzo długo nie odjeżdża.
- Przepraszam... - Szepcze patrząc przed siebie. - Byłem kertynem, zasłużyłem żeby teraz jakiś miągwa obcałowywał twoją rękę. Zasłużyłem, wiem.
Chciałam mu powiedzieć, że nic się nie stało, że wszystko w porządku, ale ostatnio często sobie wyrzucałam, że jestem dla niego za dobra.
- Julek... Zapomniałam, że przyjechałam swoim samochodem. - Zaczerwieniłam się.
Chłopak spojrzał na mnie, a jego kąciki ust poszybowały w górę.
- Mam nadzieję, że to z mojego powodu, a nie tego blondaska. - Dostał kuksańca w bok. - Odwiozę cię do domu, a potem przyjadę po auto. Chyba, że nie chcesz ze mną jechać. - Znów jego głos przepełniony jest poczuciem winy.
Uśmiecham się i znów całuję go w policzek.
- Nie myśl sobie, że ci wybaczyłam. Po prostu już się za tym stęskniłam. Zostało ci jeszcze wiele prób odpracowania twojego debilizmu. - Chłopak parska śmiechem.
Potem odjeżdżamy. I znów czuję, że będzie dobrze.
niedziela, 15 lutego 2015
środa, 11 lutego 2015
Rozdział 4 "Gdyby to było takie proste..."
Cześć, znów może trochę tajemniczy, ale przybliżę wam tutaj pewną postać. Może zobaczycie ją z zupełnie innej strony? A może nadal będziecie nieufni wobec niej. W każdym razie czytajcie i komentujcie.
ps. Zauważyliście padający śnieg? :)
ps2 Przepraszam, że taki króciutki.
Julu
Wracałam do domu, po kolejnym dniu w szkole. Cholerna ruda suka. Byłam tak wkurzona, że w mojej liście piosenek znalazły się same "grube" kawałki. Walczyłam ze sobą, żeby nie zapalić papierosa. W końcu dotarłam do domu. Weszłam do środka i od razu pobiegłam do swojego pokoju. Kopnęłam drzwi, a one wcale nie protestowały tylko posłusznie się otworzyły. I dobrze, bo chyba bym je wyłamała z zawiasów.
Rzuciłam się na łóżko i stłumiłam mój krzyk w poduszce. Gdy się już względnie opanowałam postanowiłam przebrać się w zwyczajne ubrania. Wyjęłam z komody dresy i t-shirt z naszywką mojego ulubionego zespołu. Zmyłam makijaż i znów położyłam się na łóżku. Odruchowo spojrzałam w okno. Naprzeciwko mojego tarasu był jego taras. Westchnęłam.
"Gdyby to było takie proste..."
Po chwili usłyszałam zachrypnięty głos mojej babci.
- Już idę. - Wyszłam na korytarz i pobiegłam do jej sypialni.
- Astrid, bądź tak miła i przynieś mi herbatę. - Pomarszczona staruszka podawała mi pusty kubek.
- Byłaś na spacerze? - Spytałam i poprawiłam jej poduszkę pod głową.
- Tak. Z sąsiadką. Zrobiłaś lekcje, Słońce?
- Jeszcze nie. Zaraz zrobię. - Uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju.
Udałam się do malutkiej kuchni i zaparzyłam wodę na herbatę. Oparłam się o blat i znów popatrzyłam w stronę jego domu.
Stałam całkiem zamyślona, dopóki czajnik nie zaczął gwizdać, zdjęłam go więc z gazu i zalałam herbatę wrzątkiem.
Wyjęłam z koszyka, który stał na stole małe jabłko, umyłam je i pokroiłam w "łódeczki". Kawałki owocu włożyłam do miski, a ta wylądowała na tacy obok wcześniej przygotowanej herbaty.
Zaniosłam babci podwieczorek i wróciłam do swojego pokoju po książki. Później ułożyłam się na dywanie, obok łóżka staruszki i odrobiłam wszystkie lekcje.
- Dziękuję Słońce za tak smaczny podwieczorek. - Kobieta pogłaskała mnie po policzku, gdy zabierałam tacę z pustą miseczką i kubkiem. Umyłam naczynia i wróciłam do babci.
- Mogę ci jeszcze jakoś pomóc?
- Nie, zajmij się teraz sobą. Zaraz będzie mój ulubiony serial. - Uśmiechnęła się i wygoniła mnie z pokoju.
Poczłapałam więc do mnie i znów usiadłam na łóżku.
I znów odruchowo spojrzałam w tamtą stronę.
Siedział przy biurku i odrabiał lekcje, a obok niego siedział czarny kot. Jego pupilek.
Wstałam i zasunęłam zasłony.
"To naprawdę mogłoby być proste"
Postanowiłam zająć myśli czymś innym, więc ubrałam bluzę, wzięłam telefon i słuchawki i wyszłam pobiegać.
Po kilku kilometrach wreszcie o nim zapomniałam. Na szczęście to zawsze działało.
_______________________________________________________________________
Jechaliśmy samochodem już dobre dwadzieścia minut. Kriss cały czas nucił jakąś piosenkę, a ja nerwowo bębniłam palcami o kolano.
Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Cały czas byłam onieśmielona towarzystwem blondyna.
Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, w moim pokoju i odrobić lekcje. Wszystko było lepsze od jazdy z nim.
- Coś się stało? - Chłopak przerwał milczenie.
Pokręciłam przecząco głową, nawet nie obdarzając go spojrzeniem.
- Elsa mówiła, że jesteś straszliwą gadułą...
- Jestem, ale o czym mam z tobą rozmawiać? - Spojrzałam na niego z wyrzutem.
- O pogodzie, ulubionej muzyce, jedzeniu, szkole... Nie mam pojęcia. Jesteś jakaś... drętwa.
Zaśmiałam się nerwowo, żeby nie pokazać mu, że te słowa mnie... dotknęły.
- Słuchaj, chcę już być w domu. Uwierz mi, to nie jest łatwy dla mnie okres. Chciałam tylko porozmawiać z Elsą. To nie moja wina, że zaciągnęła mnie aż do waszego mieszkania. Tak naprawdę w ogóle nie powinnam z tobą siedzieć w tym samochodzie. Widziałam cię zaledwie dwa razy w życiu. Nie znam cię. Nawet nie wiem, jak masz na nazwisko...
- Nareszcie jakaś dłuższa wypowiedź. - Błysnął zębami.
- Wypowiedź nie musi być długa, żeby była sensowna. - Burknęłam.
- Oh, nie gniewaj się. Zaraz będziemy. Wyluzuj.
Przemilczałam jego komentarze. Tak szczerze to miałam go odrobinę dość. Krępował mnie. Cały czas łapałam się na tym, że podziwiam jego pełne usta i skupioną twarz. Co jakiś czas odwracałam głowę, ale jakoś odruchowo ona wracała na poprzednie miejsce.
Modliłam się w duchu, żeby ta podróż już się skończyła.
Chłopak był zupełnie inny niż ja. Cały czas wyluzowany, zabawny, jakby w swoim żywiole.
"Ciekawe ile dziewczyn już tutaj woził?" - Zarumieniłam się na samą myśl.
W końcu zatrzymał samochód przed bramką do mojego ogródka.
- Dzięki za podwózkę, przepraszam, że musiałeś fatygować się aż tutaj... - Nacisnęłam na klamkę i pchnęłam drzwi. Wyszłam z auta i ruszyłam szybko w stronę swojej posesji.
- Anna! - Usłyszałam za sobą jego głos.
Przymknęłam oczy i odwróciłam się w jego stronę.
- Tak? - Uśmiechnęłam się, tak miło, jak tylko potrafiłam.
Kristoff się zmieszał, burknął coś pod nosem (chyba CZEŚĆ) i wsiadł do samochodu.
Patrzyłam za nim, aż zniknął mi z pola widzenia. Pokręciłam głową i weszłam przez furtkę.
Pokonałam ścieżkę i znalazłam się na ganku mojego domku. Otworzyłam drzwi i od razu skierowałam swoje kroki do kuchni, w której jak myślałam, znajdowali się rodzice.
- Cześć! - Przywitałam się z nim. - Co na obiad?
Mama spojrzała na mnie sceptycznie.
- Gdzie byłaś i kto to był? - Jej oczy powędrowały ku oknie, w którym na pewno przed chwilą widziała mnie i Kristoffa.
- Mogę coś zjeść? - Spytałam wymijająco.
- Nie. - Tym razem do dyskusji włączył się tata.
Był zaniepokojony, wiedziałam to po jego oczach.
Westchnęłam i usiadłam przy stole.
- Była u Elsy... To znaczy ona przyszła do szkoły, gdy ja skończyłam lekcje, ale potem musiała odwieźć swojego kolegę do jego mieszkania, więc pojechałam z nią. W mieszkaniu był jeszcze Julek, chłopak Roszpunki i Elsa bardzo długo z nim rozmawiała, a ja już chciałam wracać do domu, więc podwiózł mnie jej kolega Kristoff. - Wykrztusiłam na jednym wydechu.
Mama patrzyła na mnie w osłupieniu, a tata odetchnął z wyraźną ulgą.
- Czy mogę teraz coś zjeść i wziąć się za lekcje? - Spojrzałam na mamę.
Przygryzła wargę, a potem wolno pokiwała głową.
Wstałam od stołu, nałożyłam sobie zupę do miski, nalałam herbaty do kubka i uciekłam do mojego pokoju.
Kolejne godziny spędziłam przy książkach. Gdy w końcu skończyłam była godzina 20:34, więc postanowiłam wziąć szybki prysznic i obejrzeć jeszcze film.
Wzięłam prysznic i wpakowałam się do łóżka. Nie włączyłam jednak filmu, bo moje oczy jakoś same się zamknęły i pod powiekami przesuwały mi się obrazy ze mną i Krissem. Ekstra. Sny będą wspaniałe.
ps. Zauważyliście padający śnieg? :)
ps2 Przepraszam, że taki króciutki.
Julu
Wracałam do domu, po kolejnym dniu w szkole. Cholerna ruda suka. Byłam tak wkurzona, że w mojej liście piosenek znalazły się same "grube" kawałki. Walczyłam ze sobą, żeby nie zapalić papierosa. W końcu dotarłam do domu. Weszłam do środka i od razu pobiegłam do swojego pokoju. Kopnęłam drzwi, a one wcale nie protestowały tylko posłusznie się otworzyły. I dobrze, bo chyba bym je wyłamała z zawiasów.
Rzuciłam się na łóżko i stłumiłam mój krzyk w poduszce. Gdy się już względnie opanowałam postanowiłam przebrać się w zwyczajne ubrania. Wyjęłam z komody dresy i t-shirt z naszywką mojego ulubionego zespołu. Zmyłam makijaż i znów położyłam się na łóżku. Odruchowo spojrzałam w okno. Naprzeciwko mojego tarasu był jego taras. Westchnęłam.
"Gdyby to było takie proste..."
Po chwili usłyszałam zachrypnięty głos mojej babci.
- Już idę. - Wyszłam na korytarz i pobiegłam do jej sypialni.
- Astrid, bądź tak miła i przynieś mi herbatę. - Pomarszczona staruszka podawała mi pusty kubek.
- Byłaś na spacerze? - Spytałam i poprawiłam jej poduszkę pod głową.
- Tak. Z sąsiadką. Zrobiłaś lekcje, Słońce?
- Jeszcze nie. Zaraz zrobię. - Uśmiechnęłam się i wyszłam z pokoju.
Udałam się do malutkiej kuchni i zaparzyłam wodę na herbatę. Oparłam się o blat i znów popatrzyłam w stronę jego domu.
Stałam całkiem zamyślona, dopóki czajnik nie zaczął gwizdać, zdjęłam go więc z gazu i zalałam herbatę wrzątkiem.
Wyjęłam z koszyka, który stał na stole małe jabłko, umyłam je i pokroiłam w "łódeczki". Kawałki owocu włożyłam do miski, a ta wylądowała na tacy obok wcześniej przygotowanej herbaty.
Zaniosłam babci podwieczorek i wróciłam do swojego pokoju po książki. Później ułożyłam się na dywanie, obok łóżka staruszki i odrobiłam wszystkie lekcje.
- Dziękuję Słońce za tak smaczny podwieczorek. - Kobieta pogłaskała mnie po policzku, gdy zabierałam tacę z pustą miseczką i kubkiem. Umyłam naczynia i wróciłam do babci.
- Mogę ci jeszcze jakoś pomóc?
- Nie, zajmij się teraz sobą. Zaraz będzie mój ulubiony serial. - Uśmiechnęła się i wygoniła mnie z pokoju.
Poczłapałam więc do mnie i znów usiadłam na łóżku.
I znów odruchowo spojrzałam w tamtą stronę.
Siedział przy biurku i odrabiał lekcje, a obok niego siedział czarny kot. Jego pupilek.
Wstałam i zasunęłam zasłony.
"To naprawdę mogłoby być proste"
Postanowiłam zająć myśli czymś innym, więc ubrałam bluzę, wzięłam telefon i słuchawki i wyszłam pobiegać.
Po kilku kilometrach wreszcie o nim zapomniałam. Na szczęście to zawsze działało.
_______________________________________________________________________
Jechaliśmy samochodem już dobre dwadzieścia minut. Kriss cały czas nucił jakąś piosenkę, a ja nerwowo bębniłam palcami o kolano.
Przez całą drogę nie odzywaliśmy się do siebie. Cały czas byłam onieśmielona towarzystwem blondyna.
Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, w moim pokoju i odrobić lekcje. Wszystko było lepsze od jazdy z nim.
- Coś się stało? - Chłopak przerwał milczenie.
Pokręciłam przecząco głową, nawet nie obdarzając go spojrzeniem.
- Elsa mówiła, że jesteś straszliwą gadułą...
- Jestem, ale o czym mam z tobą rozmawiać? - Spojrzałam na niego z wyrzutem.
- O pogodzie, ulubionej muzyce, jedzeniu, szkole... Nie mam pojęcia. Jesteś jakaś... drętwa.
Zaśmiałam się nerwowo, żeby nie pokazać mu, że te słowa mnie... dotknęły.
- Słuchaj, chcę już być w domu. Uwierz mi, to nie jest łatwy dla mnie okres. Chciałam tylko porozmawiać z Elsą. To nie moja wina, że zaciągnęła mnie aż do waszego mieszkania. Tak naprawdę w ogóle nie powinnam z tobą siedzieć w tym samochodzie. Widziałam cię zaledwie dwa razy w życiu. Nie znam cię. Nawet nie wiem, jak masz na nazwisko...
- Nareszcie jakaś dłuższa wypowiedź. - Błysnął zębami.
- Wypowiedź nie musi być długa, żeby była sensowna. - Burknęłam.
- Oh, nie gniewaj się. Zaraz będziemy. Wyluzuj.
Przemilczałam jego komentarze. Tak szczerze to miałam go odrobinę dość. Krępował mnie. Cały czas łapałam się na tym, że podziwiam jego pełne usta i skupioną twarz. Co jakiś czas odwracałam głowę, ale jakoś odruchowo ona wracała na poprzednie miejsce.
Modliłam się w duchu, żeby ta podróż już się skończyła.
Chłopak był zupełnie inny niż ja. Cały czas wyluzowany, zabawny, jakby w swoim żywiole.
"Ciekawe ile dziewczyn już tutaj woził?" - Zarumieniłam się na samą myśl.
W końcu zatrzymał samochód przed bramką do mojego ogródka.
- Dzięki za podwózkę, przepraszam, że musiałeś fatygować się aż tutaj... - Nacisnęłam na klamkę i pchnęłam drzwi. Wyszłam z auta i ruszyłam szybko w stronę swojej posesji.
- Anna! - Usłyszałam za sobą jego głos.
Przymknęłam oczy i odwróciłam się w jego stronę.
- Tak? - Uśmiechnęłam się, tak miło, jak tylko potrafiłam.
Kristoff się zmieszał, burknął coś pod nosem (chyba CZEŚĆ) i wsiadł do samochodu.
Patrzyłam za nim, aż zniknął mi z pola widzenia. Pokręciłam głową i weszłam przez furtkę.
Pokonałam ścieżkę i znalazłam się na ganku mojego domku. Otworzyłam drzwi i od razu skierowałam swoje kroki do kuchni, w której jak myślałam, znajdowali się rodzice.
- Cześć! - Przywitałam się z nim. - Co na obiad?
Mama spojrzała na mnie sceptycznie.
- Gdzie byłaś i kto to był? - Jej oczy powędrowały ku oknie, w którym na pewno przed chwilą widziała mnie i Kristoffa.
- Mogę coś zjeść? - Spytałam wymijająco.
- Nie. - Tym razem do dyskusji włączył się tata.
Był zaniepokojony, wiedziałam to po jego oczach.
Westchnęłam i usiadłam przy stole.
- Była u Elsy... To znaczy ona przyszła do szkoły, gdy ja skończyłam lekcje, ale potem musiała odwieźć swojego kolegę do jego mieszkania, więc pojechałam z nią. W mieszkaniu był jeszcze Julek, chłopak Roszpunki i Elsa bardzo długo z nim rozmawiała, a ja już chciałam wracać do domu, więc podwiózł mnie jej kolega Kristoff. - Wykrztusiłam na jednym wydechu.
Mama patrzyła na mnie w osłupieniu, a tata odetchnął z wyraźną ulgą.
- Czy mogę teraz coś zjeść i wziąć się za lekcje? - Spojrzałam na mamę.
Przygryzła wargę, a potem wolno pokiwała głową.
Wstałam od stołu, nałożyłam sobie zupę do miski, nalałam herbaty do kubka i uciekłam do mojego pokoju.
Kolejne godziny spędziłam przy książkach. Gdy w końcu skończyłam była godzina 20:34, więc postanowiłam wziąć szybki prysznic i obejrzeć jeszcze film.
Wzięłam prysznic i wpakowałam się do łóżka. Nie włączyłam jednak filmu, bo moje oczy jakoś same się zamknęły i pod powiekami przesuwały mi się obrazy ze mną i Krissem. Ekstra. Sny będą wspaniałe.
wtorek, 3 lutego 2015
Rozdział 3 "-Rozbierzesz się? - Ciepły oddech owiał moją szyję."
Hej wszystkim :) Dzisiaj mam dla was mały rozdzialik :) Mam nadzieję, że wam się spodoba. Czytasz=KOMENTUJESZ
Wasze słowa są bardzo motywujące (dziękuję moim kochanym czytelniczkom)
Trzymajcie się cieplutko i miłej nocy wam życzę.
Julu
"No odbierz." - Mijałam właśnie kolejne ulice, biegnąc do szkoły.
Mój drugi dzień, a ja oczywiście już jestem spóźniona. Zdenerwowana wcisnęłam telefon do kieszeni kurtki. Elsa jest już pewnie na uczelni. Przyspieszyłam. Po kilku minutach w końcu ujrzałam mój cel. Wbiegłam po schodach i weszłam do szkoły.
- Chwileczkę! Panienka wpisze spóźnienie! - Zakrzyknął do mnie woźny, ale ja byłam już na drugim końcu korytarza.
Czmychnęłam czym prędzej do klasy.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie... - Wysapałam.
Nauczycielka patrzyła się na mnie krzywo.
- Nazwisko?
- Arendelle. - Uniosłam podbródek.
Kobieta chwilę wpatrzona była w komputer.
- Ach, to ty... No dobrze, już dobrze siadaj moje dziecko. - Uśmiechnęła się przesadnie i wskazała ręką wolną ławkę.
Zajęłam swoje miejsce, zdjęłam kurtkę i wypakowałam książki.
- No dobrze chciałabym usłyszeć coś o nowej koleżance. - Jej czarne loki podskakiwały z każdym jej krokiem.
Wstałam i przedstawiłam się.
- Ja będę cię uczyła matematyki. To piękny przedmiot, a ty wyglądasz na bardzo bystrą i utalentowaną osóbkę. Dzisiaj zajmiemy się liczbami rzeczywistymi. Proszę zapiszcie temat...
Pochyliłam się nad zeszytem, ale gdy tylko stalówka pióra dotknęła kartki z mojej torebki rozległ się dzwonek telefonu.
Zacisnęłam powieki.
Następnie zaczęłam grzebać w torbie w poszukiwaniu urządzenia.
- W kieszeni kurtki... - Wyszeptał chłopak za mną.
W końcu udało mi się wyciągnąć telefon i go wyciszyć. Schowałam go z powrotem i podniosłam głowę.
Nauczycielka stała na środku klasy i nerwowo kręciła głową.
- Co masz do powiedzenia? - Wbiła we mnie ostre spojrzenie, a ja wiedziałam, że moja odpowiedź będzie miała wielki wpływ na moje losy.
- Przepraszam... Nie wyciszyłam telefonu. - Wydukałam.
Kobieta tylko machnęła ręką, a ja znów usiadłam na krześle,
Lekcja była... nudna. Ile można "wałkować" to samo? Na koniec zadała kilkanaście ćwiczeń, które mieliśmy skończyć w domu. Wreszcie jakaś robota. Szybciutko uporałam się z zadaniami i wyjęłam telefon. Musiałam napisać siostrze sms'a. Musiałam się z nią dzisiaj spotkać.
- Arendelle!
- Skończyłam wszystko.
- Telefon ma być wyłączony i schowany! Co ty pierwszy raz jesteś w szkole?!
- Drugi... - Wtrąciłam.
- Oh, jeszcze będzie żartować. Jak taka z ciebie śmieszka to może będziesz wystawiać kabaret na każdej lekcji, hym?
- Ja nie żartuję, a wszystkie zadania mam skończone. Może je pani sprawdzić, nie mam nic przeciwko. - Miałam jej już serdecznie dość.
- Nie będziesz mi tu mówić, co mogę, a czego nie! Tylko ja tak mogę! I naprawdę miałam cię za bardziej wychowaną osobę! Twoi rodzice chyba niezbyt cię przygotowali...
- Proszę nie mieszać w to moich rodziców! To oni nauczali mnie w domu przez wiele lat i to właśnie oni wpoili mi całą wiedzę jaką mam. Proszę ocenić ich na podstawie tego! Nie okłamałam pani, ani nie żartowałam. To mój drugi dzień w tej szkole, w ogóle w jakiejkolwiek szkole, ale jeśli dalej będę słyszeć od wszystkich czego mnie nie nauczyli moi rodzice, to będzie to ostatnia szkoła w jakiej byłam. - Zacisnęłam pięści.
Czarnowłosa patrzyła na mnie w osłupieniu.
Nie uciekłam spojrzeniem.
- Wyjdź! - Wskazała palcem na drzwi.
Spakowałam się i wyszłam.
"Początek przebojowy"
Gdy dotarłam już pod kolejną salę zadzwonił dzwonek. Usiadłam na ławce i wyjęłam telefon.
"Jestem pewna, że zadała im jeszcze więcej zadań, żebym jutro nie miała wszystkich zrobionych"
Wystukałam wiadomość do Elsy.
- Wow, nawet nie wiesz, co zrobiłaś! Ona jest po prostu straszna, nie przejmuj się nią! - Podniosłam głowę.
Nade mną stała rudowłosa dziewczyna. Jej włosy były jeszcze bardziej ogniste od moich i cieniutkimi sprężynkami opadały, aż do jej pasa.
Uśmiechnęłam się do niej trochę zdezorientowana.
- Powiedziałam coś nie tak? - Spytałam.
- Oh... dla niej wszystko jest nie tak. Najchętniej kazałaby wszystkim nie oddychać i pracować przez kilka godzin bez przerwy. Na szczęście to najgorsze masz już za sobą, no bo to właśnie była najgorsza nauczycielka. Teraz będzie już luzik. - Rzuciła mi promienny uśmiech.
- Dzięki...
- Merida. - Znów się uśmiechnęła, a zza jej pleców wyłonił się chudy brunet.
- Cześć, ja jestem Czkawka. - Uśmiechnął się nieśmiało.
Przełknęłam tylko ślinę, żeby się nie roześmiać, ale skinęłam mu przyjaźnie głową,
- Czkawka jest geniuszem matematycznym, ale naprawdę nie lubi tej jędzy. Jestem ciekawa kto z was jest lepszy? Musimy kiedyś to rozstrzygnąć! Chociaż wydaję mi się, że zwycięstwo będzie po stronie płci pięknej. - Wreszcie spotkałam osobę, która mówi tak wiele jak ja, no może czasem jeszcze więcej.
Już wiedziałam, że polubię Meridę.
- Naprawdę to twoja pierwsza szkoła? Wiesz... coś tam słyszałam, ale nie mogłam w to uwierzyć. To naprawdę niesamowite, a twoi rodzice muszą być naprawdę w dechę. Wiesz, moja mama uważa, że piłka nożna to nie jest sport dla dziewczyn. Nie pozwoliła mi nawet iść do klasy sportowej!
- Grasz w piłkę?
- No, właśnie ci to powiedziałam. - Znów się uśmiechnęła.
Po chwili zadzwonił dzwonek.
- No jak już mówiła, teraz będzie luzik. - Rudowłosa zniknęła za drzwiami klasy.
_______________________________________________________________________
- Odprowadzimy cię! - Merida stała tuż obok mnie. Jej przyjaciel trzymał się trochę z boku.
- Nie, nie trzeba. I tak jestem umówiona z siostrą, ale dzięki. - Pomachałam im na pożegnanie.
Jeszcze długo słyszałam śmiech dziewczyny, ale po chwili znów gwizdał tylko wiatr.
- Ty jesteś Anna? - Odwróciłam się.
Przede mną stała wysoka blondynka, o długich nogach. Jej włosy były zaplecione w idealny warkocz, a ubrania leżały na niej jak ulał. Perfekcyjny makijaż zdobił jej twarz. Musiała być tutejszą pięknością, a na pewno panią popularną.
- Może. - Wzruszyłam ramionami.
- Masz się od niego odczepić! Zrozumiałaś! Nie dotykaj go, nie uśmiechaj się do niego, najlepiej w ogóle z nim nie rozmawiaj! - Syknęła i trąciła mnie ramieniem.
Zdziwiona stałam na środku placyku i próbowałam zrozumieć o co jej chodziło. W końcu przyszła Elsa.
- Nie za częste te spotkania? - Uśmiechnęła się i poczochrała włosy.
- Chciałam z tobą porozmawiać o tacie... - Wbiła we mnie swoje lodowe spojrzenie.
- Powiedzieli ci?
- Tak.
- I?
- I co?
- Jak to przyjęłaś?
- Normalnie. Tata to tata, jedyny jakiego miałam. Wiem, że mama cię okłamywała, ale uważam, że zachowujesz się niesprawiedliwie w stosunku do taty. To on był twoim jedynym ojcem przez 17 lat. Nie było innego i nie będzie. - Odparłam stanowczo.
Blondynka patrzyła na mnie w osłupieniu.
- Anna... Ty nie rozumiesz. Ja pamiętam prawdziwego tatę! Szukam go... Mama nie powinna nas okłamywać! To ona była niesprawiedliwa.
- A teraz ty jesteś dokładnie taka sama jak ona.
- Nieprawda! - Krzyknęła.
- Elsa... Nie chcę się kłócić. Chcę, żeby było tak, jak dawniej. Chcę, żebyś do nas wróciła. Mama źle to wszystko znosi...
- To ona nawarzyła piwa, więc teraz je wypije. - Zacisnęła usta.
Sapnęłam zrezygnowana.
- Ale...
- Poczekaj. - Odebrała telefon. - Okej, ale to będzie ostatni raz. Musisz mi w końcu oddać za benzynę. Będzie moja siostra. Okej. - Rozłączyła się.
Spojrzałam na nią pytająco.
- Chodź. - Pociągnęła mnie za rękę w stronę samochodu.
Nie przejechaliśmy dalej niż jakieś 800 metrów i Elsa zatrzymała samochód. Po chwili wsiadł do niego znany mi już blondyn.
"Cholerka"
- Cześć. Podwieziesz mnie do domu. - Bardziej stwierdził, niż spytał.
- Ostatni raz, następnym razem płacisz. - Dziewczyna uśmiechnęła się trochę drapieżnie.
Siedziałam na przednim siedzeniu i wsłuchiwałam się w ich rozmowę. Czułam jego spojrzenie na moim karku i co jakiś czas lekko się wzdrygałam.
- Poznałeś już Ankę?
- Tak.
Znów wrócili do własnych tematów. Nie czułam się tam ani trochę komfortowo, więc z radością przyjęłam fakt, że chłopak wysiada. Niestety moja ukochana siostrunia zrobiła to samo. Musiałam pójść w jej ślady.
- Przepraszam cię za bałagan. Jest u mnie Julek. Nie w formie, więc nawet nie sprzątałem. - Otworzył przed Elsą drzwi kamienicy, a mnie kompletnie ignorował.
Zastanawiałam się po co w ogóle za nim wchodzę. Wdrapaliśmy się po schodach. Chłopak szedł pierwszy, za nim kroczyła moja władcza siostra, a ja tuptałam na końcu nie pasując do nich ani troszeczkę.
Kristoff w końcu otworzył drzwi mieszkania, przepuścił Elsę i nawet nie zapomniał o mnie.
Weszłam do salonu. Elsa rzuciła swoją kurtkę na wieszak i rozsiadła się wygodnie na kanapie. Ja stałam oszołomiona na środku pokoju.
- Rozbierzesz się? - Ciepły oddech owiał moją szyję.
Rozebrałam kurtkę i sztywno podałam ją chłopakowi.
- Siadaj. - Powiódł wzrokiem w stronę kanapy.
Usiadłam na brzegu beżowego i miękkiego materaca.
- Przynieś mi mrożoną kawę! Jack powinien zostawić zapasy! - Blondynka czuła się tutaj jak w domu. Musiała często tu przebywać.
Kristoff przyniósł dwie kawy (dla niego i Elsy). Usiadł w zielonkawym fotelu obok nas. Podczas, gdy oni znowu rozmawiali, ja skupiłam się na pokoju, w którym przebywałam. Bałagan wskazywał na to, że jest to raczej jaskinia ciężkich chłopów, zupełnie pozbawiona kobiecej ręki. Gdyby nie to, salon naprawdę mógłby być ładny. Na środku stał jasny stolik do kawy z przeszklonym blatem. Obok niego była kanapa, na której siedziałam i zielony fotel Kristoffa. Na ciemnej ścianie wisiał ogromny telewizor, a w wysokiej i przeszklonej gablotce piętrzyły się niepoukładane płyty.
Na ścianach salonu było wiele drzwi, więc uznałam, że ten pokój jest jakby centrum mieszkania. Zawsze musisz go odwiedzić, jeśli chcesz wejść gdzieś indziej. Pewnie dlatego był tak zabałaganiony. Brudne kieliszki i szklani stały na stoliku, a nawet parapecie. Leżący na podłodze dywan był chyba kiedyś kawowy? Teraz zawalony był różnymi przedmiotami: ubraniami, książkami, papierkami, poduszkami a nawet kołdrą w misie.
Przewróciłam oczami.
- To Julek. Mówiłem ci, że nie opłaca się sprzątać, kiedy chodzi i zachowuje się jak bomba zegarowa.
Zarumieniłam się.
- Nie mówiłeś tego do mnie. Mówiłeś do Elsy. - Stwierdziłam.
W tej chwili z jednych drzwi wyszedł chłopak. Był w bokserkach i luźnej koszulce.
- Cześć stary! Wróciłeś już do żywych?
- Nie. - Brunet usiadł obok mnie.
Wzdrygnęłam się na jego widok. Był nieogolony, a jego odsłonięte ramiona ukazywały mi wiele tatuaży, które "zdobiły" jego ciało.
- Kto to? - Spojrzał na mnie.
- Siostra Elsy. - Spoglądałam na niego w osłupieniu, jakby nie mógł się mnie zapytać.
Czułam się, jak jakiś przedmiot. Nikt się mnie o nic nie pytał...
- O nie. Powiedziałeś im? Cholera Kriss! Mówiłem, że dam sobie radę. Nie potrzebuję pomocy jakiś dziuń! Dam sobie radę sam! - Było widać, że chłopak ma kaca.
- Co zrobił? - Siostra kompletnie zignorowała jego gadanie.
- Chodź do kuchni i postaraj się go nie zabić. - Blondyn wraz z nią opuścił salon, a ja została sama... z Julkiem.
- Czekaj... Jesteś Anna?
Przytaknęłam.
- Jesteś tak bardzo podobna do Ross. Tylko ona ma dłuższe włosy i jest blondynką.
- Wiem, jak wygląda moja kuzynka. - Zagotowałam się w sobie. Miałam dość wizyty tutaj!
- Elsa idę do domu! - Wstałam z kanapy.
- Julek! Przywlecz tu swoje cholerne cztery litery! Musimy porozmawiać! Co ci w ogóle strzeliło do głowy! - Wzburzona siostra wyszła z kuchni i zaciągnęła tam bruneta, a wywaliła blondyna.
Zrezygnowana opadłam na kanapę. Coś czułam, że nie wyjdę stąd przez następne pół godziny.
- Odwiozę cię. - Kristoff już sięgał po kluczyki, a następnie rzucił mi moją kurtkę.
Patrzyłam na niego jak na kosmitę.
- Nie jadę z tobą. Ledwo cię znam.
- Wolisz czekać tutaj, a uwierz mi będzie to trochę trwało, czy wolisz wrócić do domu i nie przeprowadzać znowu kłótni z rodzicami? - Kręcił kluczykami wokół palca.
Przewróciłam oczami, ale ubrała kurtkę i wyszłam z mieszkania.
- Masz własny samochód? - Spytałam.
- Tak, ale lubię jeździć z twoją siostrą. - Wyszczerzył się w uśmiechu i otworzył przede mną drzwi.
Wsiadłam do auta i po chwili byliśmy już w drodze.
Wasze słowa są bardzo motywujące (dziękuję moim kochanym czytelniczkom)
Trzymajcie się cieplutko i miłej nocy wam życzę.
Julu
"No odbierz." - Mijałam właśnie kolejne ulice, biegnąc do szkoły.
Mój drugi dzień, a ja oczywiście już jestem spóźniona. Zdenerwowana wcisnęłam telefon do kieszeni kurtki. Elsa jest już pewnie na uczelni. Przyspieszyłam. Po kilku minutach w końcu ujrzałam mój cel. Wbiegłam po schodach i weszłam do szkoły.
- Chwileczkę! Panienka wpisze spóźnienie! - Zakrzyknął do mnie woźny, ale ja byłam już na drugim końcu korytarza.
Czmychnęłam czym prędzej do klasy.
- Dzień dobry, przepraszam za spóźnienie... - Wysapałam.
Nauczycielka patrzyła się na mnie krzywo.
- Nazwisko?
- Arendelle. - Uniosłam podbródek.
Kobieta chwilę wpatrzona była w komputer.
- Ach, to ty... No dobrze, już dobrze siadaj moje dziecko. - Uśmiechnęła się przesadnie i wskazała ręką wolną ławkę.
Zajęłam swoje miejsce, zdjęłam kurtkę i wypakowałam książki.
- No dobrze chciałabym usłyszeć coś o nowej koleżance. - Jej czarne loki podskakiwały z każdym jej krokiem.
Wstałam i przedstawiłam się.
- Ja będę cię uczyła matematyki. To piękny przedmiot, a ty wyglądasz na bardzo bystrą i utalentowaną osóbkę. Dzisiaj zajmiemy się liczbami rzeczywistymi. Proszę zapiszcie temat...
Pochyliłam się nad zeszytem, ale gdy tylko stalówka pióra dotknęła kartki z mojej torebki rozległ się dzwonek telefonu.
Zacisnęłam powieki.
Następnie zaczęłam grzebać w torbie w poszukiwaniu urządzenia.
- W kieszeni kurtki... - Wyszeptał chłopak za mną.
W końcu udało mi się wyciągnąć telefon i go wyciszyć. Schowałam go z powrotem i podniosłam głowę.
Nauczycielka stała na środku klasy i nerwowo kręciła głową.
- Co masz do powiedzenia? - Wbiła we mnie ostre spojrzenie, a ja wiedziałam, że moja odpowiedź będzie miała wielki wpływ na moje losy.
- Przepraszam... Nie wyciszyłam telefonu. - Wydukałam.
Kobieta tylko machnęła ręką, a ja znów usiadłam na krześle,
Lekcja była... nudna. Ile można "wałkować" to samo? Na koniec zadała kilkanaście ćwiczeń, które mieliśmy skończyć w domu. Wreszcie jakaś robota. Szybciutko uporałam się z zadaniami i wyjęłam telefon. Musiałam napisać siostrze sms'a. Musiałam się z nią dzisiaj spotkać.
- Arendelle!
- Skończyłam wszystko.
- Telefon ma być wyłączony i schowany! Co ty pierwszy raz jesteś w szkole?!
- Drugi... - Wtrąciłam.
- Oh, jeszcze będzie żartować. Jak taka z ciebie śmieszka to może będziesz wystawiać kabaret na każdej lekcji, hym?
- Ja nie żartuję, a wszystkie zadania mam skończone. Może je pani sprawdzić, nie mam nic przeciwko. - Miałam jej już serdecznie dość.
- Nie będziesz mi tu mówić, co mogę, a czego nie! Tylko ja tak mogę! I naprawdę miałam cię za bardziej wychowaną osobę! Twoi rodzice chyba niezbyt cię przygotowali...
- Proszę nie mieszać w to moich rodziców! To oni nauczali mnie w domu przez wiele lat i to właśnie oni wpoili mi całą wiedzę jaką mam. Proszę ocenić ich na podstawie tego! Nie okłamałam pani, ani nie żartowałam. To mój drugi dzień w tej szkole, w ogóle w jakiejkolwiek szkole, ale jeśli dalej będę słyszeć od wszystkich czego mnie nie nauczyli moi rodzice, to będzie to ostatnia szkoła w jakiej byłam. - Zacisnęłam pięści.
Czarnowłosa patrzyła na mnie w osłupieniu.
Nie uciekłam spojrzeniem.
- Wyjdź! - Wskazała palcem na drzwi.
Spakowałam się i wyszłam.
"Początek przebojowy"
Gdy dotarłam już pod kolejną salę zadzwonił dzwonek. Usiadłam na ławce i wyjęłam telefon.
"Jestem pewna, że zadała im jeszcze więcej zadań, żebym jutro nie miała wszystkich zrobionych"
Wystukałam wiadomość do Elsy.
- Wow, nawet nie wiesz, co zrobiłaś! Ona jest po prostu straszna, nie przejmuj się nią! - Podniosłam głowę.
Nade mną stała rudowłosa dziewczyna. Jej włosy były jeszcze bardziej ogniste od moich i cieniutkimi sprężynkami opadały, aż do jej pasa.
Uśmiechnęłam się do niej trochę zdezorientowana.
- Powiedziałam coś nie tak? - Spytałam.
- Oh... dla niej wszystko jest nie tak. Najchętniej kazałaby wszystkim nie oddychać i pracować przez kilka godzin bez przerwy. Na szczęście to najgorsze masz już za sobą, no bo to właśnie była najgorsza nauczycielka. Teraz będzie już luzik. - Rzuciła mi promienny uśmiech.
- Dzięki...
- Merida. - Znów się uśmiechnęła, a zza jej pleców wyłonił się chudy brunet.
- Cześć, ja jestem Czkawka. - Uśmiechnął się nieśmiało.
Przełknęłam tylko ślinę, żeby się nie roześmiać, ale skinęłam mu przyjaźnie głową,
- Czkawka jest geniuszem matematycznym, ale naprawdę nie lubi tej jędzy. Jestem ciekawa kto z was jest lepszy? Musimy kiedyś to rozstrzygnąć! Chociaż wydaję mi się, że zwycięstwo będzie po stronie płci pięknej. - Wreszcie spotkałam osobę, która mówi tak wiele jak ja, no może czasem jeszcze więcej.
Już wiedziałam, że polubię Meridę.
- Naprawdę to twoja pierwsza szkoła? Wiesz... coś tam słyszałam, ale nie mogłam w to uwierzyć. To naprawdę niesamowite, a twoi rodzice muszą być naprawdę w dechę. Wiesz, moja mama uważa, że piłka nożna to nie jest sport dla dziewczyn. Nie pozwoliła mi nawet iść do klasy sportowej!
- Grasz w piłkę?
- No, właśnie ci to powiedziałam. - Znów się uśmiechnęła.
Po chwili zadzwonił dzwonek.
- No jak już mówiła, teraz będzie luzik. - Rudowłosa zniknęła za drzwiami klasy.
_______________________________________________________________________
- Odprowadzimy cię! - Merida stała tuż obok mnie. Jej przyjaciel trzymał się trochę z boku.
- Nie, nie trzeba. I tak jestem umówiona z siostrą, ale dzięki. - Pomachałam im na pożegnanie.
Jeszcze długo słyszałam śmiech dziewczyny, ale po chwili znów gwizdał tylko wiatr.
- Ty jesteś Anna? - Odwróciłam się.
Przede mną stała wysoka blondynka, o długich nogach. Jej włosy były zaplecione w idealny warkocz, a ubrania leżały na niej jak ulał. Perfekcyjny makijaż zdobił jej twarz. Musiała być tutejszą pięknością, a na pewno panią popularną.
- Może. - Wzruszyłam ramionami.
- Masz się od niego odczepić! Zrozumiałaś! Nie dotykaj go, nie uśmiechaj się do niego, najlepiej w ogóle z nim nie rozmawiaj! - Syknęła i trąciła mnie ramieniem.
Zdziwiona stałam na środku placyku i próbowałam zrozumieć o co jej chodziło. W końcu przyszła Elsa.
- Nie za częste te spotkania? - Uśmiechnęła się i poczochrała włosy.
- Chciałam z tobą porozmawiać o tacie... - Wbiła we mnie swoje lodowe spojrzenie.
- Powiedzieli ci?
- Tak.
- I?
- I co?
- Jak to przyjęłaś?
- Normalnie. Tata to tata, jedyny jakiego miałam. Wiem, że mama cię okłamywała, ale uważam, że zachowujesz się niesprawiedliwie w stosunku do taty. To on był twoim jedynym ojcem przez 17 lat. Nie było innego i nie będzie. - Odparłam stanowczo.
Blondynka patrzyła na mnie w osłupieniu.
- Anna... Ty nie rozumiesz. Ja pamiętam prawdziwego tatę! Szukam go... Mama nie powinna nas okłamywać! To ona była niesprawiedliwa.
- A teraz ty jesteś dokładnie taka sama jak ona.
- Nieprawda! - Krzyknęła.
- Elsa... Nie chcę się kłócić. Chcę, żeby było tak, jak dawniej. Chcę, żebyś do nas wróciła. Mama źle to wszystko znosi...
- To ona nawarzyła piwa, więc teraz je wypije. - Zacisnęła usta.
Sapnęłam zrezygnowana.
- Ale...
- Poczekaj. - Odebrała telefon. - Okej, ale to będzie ostatni raz. Musisz mi w końcu oddać za benzynę. Będzie moja siostra. Okej. - Rozłączyła się.
Spojrzałam na nią pytająco.
- Chodź. - Pociągnęła mnie za rękę w stronę samochodu.
Nie przejechaliśmy dalej niż jakieś 800 metrów i Elsa zatrzymała samochód. Po chwili wsiadł do niego znany mi już blondyn.
"Cholerka"
- Cześć. Podwieziesz mnie do domu. - Bardziej stwierdził, niż spytał.
- Ostatni raz, następnym razem płacisz. - Dziewczyna uśmiechnęła się trochę drapieżnie.
Siedziałam na przednim siedzeniu i wsłuchiwałam się w ich rozmowę. Czułam jego spojrzenie na moim karku i co jakiś czas lekko się wzdrygałam.
- Poznałeś już Ankę?
- Tak.
Znów wrócili do własnych tematów. Nie czułam się tam ani trochę komfortowo, więc z radością przyjęłam fakt, że chłopak wysiada. Niestety moja ukochana siostrunia zrobiła to samo. Musiałam pójść w jej ślady.
- Przepraszam cię za bałagan. Jest u mnie Julek. Nie w formie, więc nawet nie sprzątałem. - Otworzył przed Elsą drzwi kamienicy, a mnie kompletnie ignorował.
Zastanawiałam się po co w ogóle za nim wchodzę. Wdrapaliśmy się po schodach. Chłopak szedł pierwszy, za nim kroczyła moja władcza siostra, a ja tuptałam na końcu nie pasując do nich ani troszeczkę.
Kristoff w końcu otworzył drzwi mieszkania, przepuścił Elsę i nawet nie zapomniał o mnie.
Weszłam do salonu. Elsa rzuciła swoją kurtkę na wieszak i rozsiadła się wygodnie na kanapie. Ja stałam oszołomiona na środku pokoju.
- Rozbierzesz się? - Ciepły oddech owiał moją szyję.
Rozebrałam kurtkę i sztywno podałam ją chłopakowi.
- Siadaj. - Powiódł wzrokiem w stronę kanapy.
Usiadłam na brzegu beżowego i miękkiego materaca.
- Przynieś mi mrożoną kawę! Jack powinien zostawić zapasy! - Blondynka czuła się tutaj jak w domu. Musiała często tu przebywać.
Kristoff przyniósł dwie kawy (dla niego i Elsy). Usiadł w zielonkawym fotelu obok nas. Podczas, gdy oni znowu rozmawiali, ja skupiłam się na pokoju, w którym przebywałam. Bałagan wskazywał na to, że jest to raczej jaskinia ciężkich chłopów, zupełnie pozbawiona kobiecej ręki. Gdyby nie to, salon naprawdę mógłby być ładny. Na środku stał jasny stolik do kawy z przeszklonym blatem. Obok niego była kanapa, na której siedziałam i zielony fotel Kristoffa. Na ciemnej ścianie wisiał ogromny telewizor, a w wysokiej i przeszklonej gablotce piętrzyły się niepoukładane płyty.
Na ścianach salonu było wiele drzwi, więc uznałam, że ten pokój jest jakby centrum mieszkania. Zawsze musisz go odwiedzić, jeśli chcesz wejść gdzieś indziej. Pewnie dlatego był tak zabałaganiony. Brudne kieliszki i szklani stały na stoliku, a nawet parapecie. Leżący na podłodze dywan był chyba kiedyś kawowy? Teraz zawalony był różnymi przedmiotami: ubraniami, książkami, papierkami, poduszkami a nawet kołdrą w misie.
Przewróciłam oczami.
- To Julek. Mówiłem ci, że nie opłaca się sprzątać, kiedy chodzi i zachowuje się jak bomba zegarowa.
Zarumieniłam się.
- Nie mówiłeś tego do mnie. Mówiłeś do Elsy. - Stwierdziłam.
W tej chwili z jednych drzwi wyszedł chłopak. Był w bokserkach i luźnej koszulce.
- Cześć stary! Wróciłeś już do żywych?
- Nie. - Brunet usiadł obok mnie.
Wzdrygnęłam się na jego widok. Był nieogolony, a jego odsłonięte ramiona ukazywały mi wiele tatuaży, które "zdobiły" jego ciało.
- Kto to? - Spojrzał na mnie.
- Siostra Elsy. - Spoglądałam na niego w osłupieniu, jakby nie mógł się mnie zapytać.
Czułam się, jak jakiś przedmiot. Nikt się mnie o nic nie pytał...
- O nie. Powiedziałeś im? Cholera Kriss! Mówiłem, że dam sobie radę. Nie potrzebuję pomocy jakiś dziuń! Dam sobie radę sam! - Było widać, że chłopak ma kaca.
- Co zrobił? - Siostra kompletnie zignorowała jego gadanie.
- Chodź do kuchni i postaraj się go nie zabić. - Blondyn wraz z nią opuścił salon, a ja została sama... z Julkiem.
- Czekaj... Jesteś Anna?
Przytaknęłam.
- Jesteś tak bardzo podobna do Ross. Tylko ona ma dłuższe włosy i jest blondynką.
- Wiem, jak wygląda moja kuzynka. - Zagotowałam się w sobie. Miałam dość wizyty tutaj!
- Elsa idę do domu! - Wstałam z kanapy.
- Julek! Przywlecz tu swoje cholerne cztery litery! Musimy porozmawiać! Co ci w ogóle strzeliło do głowy! - Wzburzona siostra wyszła z kuchni i zaciągnęła tam bruneta, a wywaliła blondyna.
Zrezygnowana opadłam na kanapę. Coś czułam, że nie wyjdę stąd przez następne pół godziny.
- Odwiozę cię. - Kristoff już sięgał po kluczyki, a następnie rzucił mi moją kurtkę.
Patrzyłam na niego jak na kosmitę.
- Nie jadę z tobą. Ledwo cię znam.
- Wolisz czekać tutaj, a uwierz mi będzie to trochę trwało, czy wolisz wrócić do domu i nie przeprowadzać znowu kłótni z rodzicami? - Kręcił kluczykami wokół palca.
Przewróciłam oczami, ale ubrała kurtkę i wyszłam z mieszkania.
- Masz własny samochód? - Spytałam.
- Tak, ale lubię jeździć z twoją siostrą. - Wyszczerzył się w uśmiechu i otworzył przede mną drzwi.
Wsiadłam do auta i po chwili byliśmy już w drodze.
Subskrybuj:
Posty (Atom)