UDAŁO MI SIĘ!
I nawet jestem w miarę zadowolona z tego rozdziału :) Mam nadzieję, że wy też będziecie. Nie będę się tutaj rozpisywała, ale z nowych rzeczy, to może ktoś zauważył, że doszedł nam pewien gadżet czyli INFORMACJE.
Będę tam pisać przybliżone terminy dodawania rozdziałów. Proszę uwzględniać błąd pomiaru okej? :)
Więc to tyle nowości.
Standardowo, proszę o komentarze, bo to główny "węgiel" napędzający moje paluszki. I również standardowo, dziękuję wszystkim za napisane już opinie i uwagi :) Czytam wszystkie i naprawdę wszystkie biorę do serducha ♥
Okej miało być krótko, a ja znowu się rozpisałam...
Przepraszam za błędy, ale nie mam siły już dzisiaj sprawdzać. Skoryguje je jutro, albo poproszę o pomoc mojego informatyka :) Ona na pewno mi pomoże. (Sprawdzone :* Z.) Oczywiście, wy też piszcie mi, gdzie zrobiłam gafy to obiecuję, że je poprawię :)
STOP
KONIEC
ZAPRASZAM DO CZYTANIA :)
i miłego jutrzejszego dnia wszystkim! Uśmiechu na te zimne i mokre dni!
wasza Julu
ps. Mam nadzieję, ze w końcu uda mi się dojść do tego balu, bo ostatnio mam tak, że po prostu muszę zacząć pisać od miejsca, w którym zakończyłam akcję w poprzednim rozdziale. Czekajcie cierpliwie! Może w listopadzie doczekamy się BALU :)
_Elsa______________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________
Weszłam do kuchni i odstawiłam kubek po herbacie do zlewu. Przetarłam dłonią powiekę i ziewnęłam delikatnie. Było późno, a rano jak zwykle czekały mnie studia. Usiadłam przy stole i otworzyłam laptopa, sprawdzając wszystkie projekty, które przygotowałam na jutro. Szkice zajęły mi dzisiejszy ranek i kawałek wieczoru, kiedy wróciłam z wykładu. Zamknęłam laptopa i westchnęłam. Jack już spał, Kristoff chyba też, Julek od tygodnia nie wychodzi z prób, więc dzisiaj pewnie też będzie nocował u kolegów. Na nogach byłam tylko ja. Ja i moje głowa z natłokiem myśli. Dzisiejszy szurnięty pomysł mojej szurniętej siostry bardzo mnie zaskoczył, ale jednocześnie chyba spodobał. Po prostu chciałabym pokazać Jackowi, że on też ma konkurencję. Nie jestem jego (jeszcze) i nie będę czekać w nieskończoność, aż to zrozumie i ruszy ten swój nieśmiały tyłek.
Znów westchnęłam.
Nagle ciszę w mieszkaniu przerwał dźwięk telefonu.
Spojrzałam na tarczę zegara wiszącą nad drzwiami.
23:13 Późno.
Telefon leżał na stole. Zdenerwowana podeszłam szybko i chwyciłam komórkę w ręce.
"O ja pierdziele"
Na wyświetlaczu pojawiło się jedno, wyraźne słowo: MATKA
Nagle zrobiło mi się duszno i gorąco.
Drżącym palcem przesunęłam zieloną słuchawkę po ekranie.
Przyłożyłam telefon do ucha.
- Słucham? - Starałam się zabrzmieć pewnie i spokojnie, ale serce kołatało mi z prędkością światła.
Z każdą minutą rozmowy przyspieszało. Szybciej i szybciej, jak tocząca się lokomotywa.
- Była tu... - Zdławionym głosem udzielałam matce odpowiedzi. - Wyszła, nie pamiętam kiedy... Byłam na wykładzie. Nie, nie odprowadziłam jej. - Mój głos przeobraził się w cienki pisk żalu i bólu.
Nawet nie zauważyłam postaci Kristoffa, który wszedł do kuchni.
Chłopak stanął za mną i przytulił mnie do siebie.
- Co jest? - Wyszeptał do mojego drugiego ucha.
Blondyn miał na sobie długie, kraciaste spodnie od piżamy. Receptorami pleców wyczuwałam jego nagi tors.
Zawsze było mu gorąco, nawet zimną. Nic dziwnego, że wśród jego dziewczyn krążyła nazwa "Gorący Chłopak".
Odszukałam jego dłoni i ścisnęłam ją mocno.
- Mamo... - Wyjąkałam.
Rozłączyła się.
Odłożyłam telefon na stół.
- Elsa? Co się stało? - Kriss obrócił mnie twarzą do siebie i spoglądał na mnie.
Jego oczy były zatroskane.
- Czy... czy odprowadziłeś Ankę do domu? - Widziałam jak jego spojrzenie momentalnie się zmienia.
- Co się jej stało? - Potrząsnął mną lekko za ramiona.
- Nie wróciła do domu. - Zwiesiłam głowę.
Kristoff spojrzał na zegarek, później na mnie i wybiegł z kuchni. Widziałam jak się ubiera. Zmienił spodnie, a na gołą klatę zarzucił kurtkę.
- Idziesz? - Zatrzymał się na chwilę przy ubieraniu butów.
- Tak, oczywiście. - Również zaczęłam się ubierać.
Wyszliśmy z mieszkania.
Wsiadłam do auta i włożyłam kluczyk do stacyjki. Kriss usiadł obok mnie.
- Mogłem jej nie zostawiać...
Zapaliłam silnik.
- Kriss? - Blondyn spojrzał na mnie. - Wszystko będzie dobrze. Znajdziemy ją, okej? - Chłopak pokiwał wolno głową, a ja wyjechałam z parkingu.
Dzięki temu, że chyba nie do końca dotarło do mnie to, że moja młodsza siostra zaginęła i mogło jej się coś stać byłam spokojna. Po prostu mój mózg nie dopuszczał do siebie tej informacji.
- Zatrzymaj się tu. - Kristoff wskazał palcem chodnik.
Ledwo samochód stanął, a chłopak już wyskoczył z auta.
Zrobiłam to samo i po chwili też stałam na chodniku.
- Tu ją zostawiłem... Mogłem ją odprowadzić, cholera. - Kriss nerwowo rozglądał się dookoła.
Padał śnieg, więc wszystkie świeże ślady zostały zasypane. Biała, nieskazitelna kołdra pokrywała wszystko, utrudniając nam zadanie.
Blondyn ruszył przed siebie.
- Kriss, to ja pójdę w prawo. - Wskazałam głową na park.
- Idź, a jakby co to krzycz. I uważaj na siebie. - Odwrócił się i szybkim krokiem poszedł dalej.
_______________________________________________________________________
_Kristoff___________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________
Jak mogłem ją zostawić? No jak? Jestem idiotą. Skończonym kretynem, jak jej nie znajdę to chyba się powieszę. Nie będę umiał żyć w świadomości, że coś jej się stało.
Wsadziłem dłonie do kieszeni, bo mróz dawał swe znaki.
Miałem ochotę wrzeszczeć, płakać, ale szedłem spokojnie rozglądając się wokół siebie.
- Kristoff! - Zawróciłem w stronę wołającej mnie Elsy.
Gdy byłem już niedaleko dostrzegłem, że blondynka stoi i w otoczeniu swojej rodziny.
Podszedłem do nich.
- Dobry wieczór. - Przywitałem się z ojcem i matką dziewczyny.
Kobieta nieprawdopodobnie przypominała mi Ankę. Te same oczy, ten sam nos. Po prostu Anka w ciemnych, brązowych włosach.
Elsa odeszła od rodziców i schowała się za mną.
Pewnie nie tak wyobrażała sobie spotkanie z nimi.
- Gdzie ją zostawiłeś? - Lodowaty ton matki sprawił, że również skuliłem się w sobie.
- Tam. - Wskazałem miejsce, gdzie przed paroma godzinami się rozstaliśmy.
Brunetka ruszyła w tamtą stronę. Elsa chodziła tak samo władczo, jak ona.
Minął nas też smutny ojciec i pobiegł za żoną.
- Chodź. - Ja też zrobiłem krok w ich stronę.
- Kristoff... ja nie mogę. Nie mogę z nimi przebywać. - Widziałem na bladej twarzy Elsy małe kropelki.
- Musimy ją znaleźć. Zrób to dla niej. - Uścisnąłem ją i pociągnąłem za sobą.
Nie winiłem jej za to, że nie chciała. Dobrze wiedziałem, jakie są jej stosunki z matką i ojcem. Pewnie gdybym się teraz znalazł obok mojego taty zachowywałbym się tak samo. Albo jeszcze gorzej. Zabiłbym tego skurwiela na miejscu.
Ale na szczęście nie byłem blisko niego.
Szliśmy w milczeniu. Śnieg padał z nieba dużymi, obfitymi płatkami.
Doszliśmy do skrzyżowania. Zatrzymaliśmy się pod latarnią, nie wiedząc co robić dalej.
- Niech państwo zadzwonią na policję, a ja jeszcze raz się przejdę. - Puściłem dłoń Elsy uprzednio ją ściskając.
- Dobrze wiemy, co mamy robić. - Brunetka warknęła głośniej.
- Mario... Oni chcą pomóc. - Jej mąż położył jej rękę na ramieniu.
- Pójdę już. - Oznajmiłem wszystkim, spoglądając na Elsę.
Jej oczy mówiły, żeby jej nie zostawiać.
Kobieta wyraźnie to zauważyła.
- Chyba nie myślisz, że zrobimy coś własnej córce! Możesz ją tu spokojnie zostawić. Będzie bezpieczna. - Jej grzywka przysłaniała niebieskie oczy, w których dostrzegłem ból.
- Mario... - Mężczyzną jeszcze raz położył jej rękę na ramieniu.
- Idę. - Powtórzyłem jeszcze raz i nie patrząc już na przyjaciółkę ruszyłem w drogę powrotną.
Przeszedłem tą samą drogę rozglądając się bacznie wokół siebie. Czułem jak śnieg pada mi na głowę, więc ubrałem kaptur i zapiąłem go pod szyją.
Anka, co się z tobą stało?
Zrobiłem jeszcze kilka kroków i uniosłem wzrok do góry. Niebo było ciemne i zachmurzone. Spojrzałem jeszcze raz na chodnik i puściłem się biegiem. Zatrzymałem się gwałtownie przy jednym z samochodów i podniosłem z ziemi jej czapkę. Tę samą, którą ubierała w mieszkaniu.
Musi gdzieś tu być.
Mój mózg kazał mi szukać. Słyszałem w głowie, jak wydaje mi polecenia. Skręć w lewo, popatrz tam, idź teraz prosto, jeszcze trochę...
I nagle znalazłem się przy niej.
Leżała na śniegu, za śmietnikiem, niedaleko parku. Jej rude włosy idealnie kontrastowały z białym podłożem. Wyglądały jak krew.
Podbiegłem tam i ukląkłem patrząc w na nią. Była blada, bez żadnych obrażeń. Wszystko miała na miejscu, twarz wyglądała w porządku... Uspokoiłem się.
Wsunąłem rękę pod jej kolana, a drugą pod plecy i uniosłem delikatnie.
- Zostaw mnie... - Gdyby nie ciepłe powietrze, które owiało moje palce, nie zorientowałbym się w ogóle, że coś mówiła.
- Anka, to ja. Już wszystko w porządku. Czy coś ci się stało?
Dziewczyna otworzyła oczy i mrugnęła kilka razy.
Poczułem jak jej ciało się napina. Zacisnęła mocno powieki i już po chwili po jej policzkach pociekły łzy.
Spanikowałem. Czemu ona płacze?
- Ej, już wszystko w porządku. Jesteś bezpieczna, jestem przy tobie... - Nie wiedziałem, co mam robić.
- Psychopata... Psychopata... - Wyszeptała i poczułem, jak zaczyna się trząść.
Ja też się już trząsłem i prawie płakałem.
Czy ona mówiła o mnie?
Starałem się tym nie przejmować. Wstałem i ruszyłem z majaczącą Anką w stronę jej rodziców.
Jej matka od razu do mnie podbiegła, gdy tylko nas ujrzała.
- Aniu, słoneczko... - Pogładziła ją po policzku. - Już wszystko dobrze. Nie płacz. - Widziałem, że ona też poczuła wielką ulgę, że jej córka się odnalazła.
- Psychopata... - Znów cios w moją stronę.
- Ona majaczy. - Powiedziałem na głos, chcąc przekonać do tego również siebie.
Ojciec zabrał ją z moich rąk i zaniósł do auta. Matka również ruszyła za nim.
- Dziękuję. - Odwróciła się jeszcze i skinęła mi głową.
Uśmiechnąłem się do niej i spojrzałem na płaczącą Elsę.
- Dobrze, że ją znalazłeś całą i zdrową. Dziękuję! - Blondynka rzuciła mi się na szyję i załkała.
Przytrzymałem ją chwilę przy sobie, żeby mogła się wypłakać. Elsa już taka jest, że po prostu dusi w sobie emocje, ale one kiedyś wybuchają. To był właśnie moment eksplozji.
- Przepraszam. - Dziewczyna odsunęła się ode mnie i otarła palcami swoje policzki. - Bałam się o nią.
- Ja też.
Odwróciłem głowę i nie patrząc na dziewczynę ruszyłem do auta.
- Kriss? Co się stało? - Zapytała, gdy już znaleźliśmy się w zimnym wnętrzu samochodu. - I powiedz prawdę. - Jej wzrok próbował wyczytać wszystko z moich oczu.
- Nic. Jest w porządku.
- Kłamiesz. - Stwierdziła, wydymając wargi.
- Jest w porządku i nie naciskaj. - Uniosłem lekko głos, nie panując nad tym za bardzo.
- Możesz mi powiedzieć. Wiesz?
Skinąłem głową, bo gula w moim gardle powiększała się, uniemożliwiając wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa.
- Chyba musimy odpocząć. Dobrze nam zrobi kilka godzin snu. Dobrze, że nic jej nie jest. - Elsa odetchnęła i zapaliła silnik, po czym odjechała w stronę naszego bloku.
Zastanawiałem się, czy nic się jej nie stało. To nie było omdlenie, była zbyt otumaniona i mówiła brednie...
Bardzo bolące brednie.
Kujące i szarpiące serce.
Czy ktoś chciał ją zgwałcić?
Okraść?
Nastraszyć?
Uczepiłem się tej ostatniej myśli i pomyślałem o naszej popołudniowej rozmowie. Anka wspominała coś o Astrid i o jakimś konflikcie.
I o jakimś chłopaku. I nie nazywała go psychopatą...
- Kriss!
- Hym... - Spojrzałem na blondynkę.
- Nie płacz. - Otarła kciukiem łzę spływającą po moim policzku.
- Nie płaczę. - Odpowiedziałem i wbrew sobie posłałem jej jeden z moich zniewalających uśmiechów.
- Ten był na Biankę. Musisz odświeżyć repertuar. - Elsa wyszła z auta i skierowała się w stronę drzwi.
- Nie mam dla kogo. - Starałem się, żeby zabrzmiało to jak żart, ale chyba mi nie wyszło. Było to po prostu bardzo żałosne wyznanie.
- Chodź, przyda się nam sen. - Weszliśmy do kamienicy, a potem do naszego mieszkania.
_______________________________________________________________________
_Julek______________________________________________________________________________
________________________________________________________________________________________
- Jeeeeee! - Krzyknąłem na całe gardło, gdy tylko opuściłem nasz salon prób. - To było coś! Chłopaki, czujecie to? - Obróciłem się w stronę reszty. - Mamy płytę! I singiel i jesteśmy gotowi na trasę! - Zacząłem biec przed siebie, słysząc z tyłu śmiech i żartobliwe komentarze kolegów.
Byłem szczęśliwy jak nigdy dotąd. Wreszcie nasze próby się opłaciły, wreszcie coś mamy i wreszcie coś osiągniemy.
- Co wy ta no, żeby to oblać? - Odwróciłem się w ich stronę i powiodłem spojrzeniem po ich twarzach. - No co wy? Serio? Przecież musimy to uczcić. Co z wami? - Ich miny mówiły wyraźne nie.
- Stary, my też się tym jaramy, ale jesteśmy tak skonani, że nie damy rady. - Nasz główny wokalista spojrzał na mnie błagalnie.
- Pękasz, John! - Blondyn wywrócił tylko oczami i zmarszczył swój duży, orli nos.
- Ja chętnie! - Eryk, perkusista też lubił sobie wypić.
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć! - Przybiłem mu piątkę i spojrzałem na ostatniego członka zespołu. - A ty, co powiesz Naveen? Idziesz z nami wykorzystać okazję? - Mulat zaśmiał się na moje słowa.
- Nigdzie z tobą nie idę! Stajesz się bestią po kilku browarach, Flynn. Dzisiaj nie jestem na to gotowy, okej? - Błysnął zębami w rozbawionym uśmiechu.
- Ej chłopie, gitary trzymają się razem, tak? Jak ja idę to ty też i nie ma migania. - Wycelowałem w niego palcem. - Jasne?
Znów się zaśmiał i pokręcił głową.
- Śpisz u nas, czy wracasz do siebie? - John jak zwykle był bardzo rzeczowy.
- Ja dzisiaj nie śpię, ja piję! - Wykrzyknąłem w niebo.
Dopiero teraz spostrzegłem padający śnieg. Duże, ciężkie płatki wolno opadały na ziemię.
Nagle poczułem wibracje w kieszeni. Wyjąłem telefon.
- Producent? - Eryk posłał mi spojrzenie pełne nadziei. Wychodząc ze studia wysłaliśmy mu demo naszej świeżo upieczonej płytki, ale on nigdy nie odpowiadał tak szybko, nawet w kwestii płyt.
Pokręciłem głową.
- Ross.
- O stary, coś czuję, że z picia dzisiaj nic nie będzie. Kobieta wzywa, musisz biec, albo sama pociągnie za smycz... Tylko wtedy możesz skończyć z oparzeniami na szyi od tego kagańca. - John uwielbiał używać metafor w swoich żartach. Ja ich nie cierpiałem.
- Bardzo śmieszne, to ci się udało... - Wystawiłem mu fucka i odebrałem telefon. - Zaraz się przekonacie. - Powiedziałem, zanim zacząłem rozmowę z Roszpunką.
- To może być ciekawe. - Chłopaki przystanęli i patrzyli na mnie z zaciekawieniem.
- Ross. Hej, słuchaj jest sprawa. Potrzebuję cię. Tak teraz. Posłuchaj, będę za dziesięć minut, ubierz coś obcisłego. Nic nie kombinuję. Bądź gotowa, zaufaj mi okej? Dobra będę za chwilkę, buźka. - Rozłączyłem się.
Cały zespół zaczął mi bić brawo.
- Ciekawe co zrobi, jak się dowie, że zabierasz ją do klubu. - John był ubawiony moim pomysłem. - Jesteś okropnym chłopakiem Flynn.
- Nie wiesz jakim jestem chłopakiem, jeszcze tego nie sprawdziłeś, Johnyy... - Specjalnie przedłużyłem ostatnią literę, starając się brzmieć słodko.
- Uwierz, nie chciałbym tego sprawdzać. Wolę żyć w niewiedzy.
- Oh, daj spokój. - Podszedłem go niego i ująłem jego rękę. - Wiem, że zawsze chciałeś to zrobić. - Przejechałem jego dłonią po swoim torsie. Jego mina była przepiękna! To obrzydzenie!
- Jesteś popieprzony... Nie dotykaj mnie więcej! - Wszyscy pękali ze śmiechu.
- Dokończymy to jeszcze! Jadę po Ross, widzimy się w Demonium. Ty też włóż coś obcisłego, Johnyyy - Udałem, że posyłam mu całusa i oddaliłem się w stronę auta.
Wrzuciłem gitarę do bagażnika i odjechałem, kierując się pod dom Ross.
___________________________________________________________________________________
_Roszpunka_________________________________________________________________________
________________________________________________________________________________________
Co on sobie wyobraża?
Nawet nie powiedział mi, gdzie idziemy. I czemu mam zakładać coś obcisłego.
- Roszpunka! Co ty tak długo robisz w tej łazience? - Mama kilka razy poruszyła klamką. - Wszystko w porządku?
Zacisnęłam powieki, starając się szybko coś wymyślić. Znając Julka, to zapewne wymyślił coś, czego moi rodzice nie zaakceptują. Pewnie jakieś wyjście na imprezę, albo na piwo, albo po prostu chciał mnie zaprosić do siebie. Mało prawdopodobne, ale jednak. Musiałam szybko wpaść na coś sensownego, co przekona mamę do wypuszczenia mnie z domu o godzinie 24:12.
Porwałam kosmetyczkę i zapakowałem do niej szczotkę, czerwoną szminkę i tusz do rzęs oraz jakiś podkład.
Otworzyłam drzwi i stanęłam twarzą w twarz z mamą.
- Gdzie ty się wybierasz? - Skrzyżowała ręce na piersiach i lekko tupała nogą.
Miała na sobie jasnoniebieski szlafrok i luźno związane włosy. Chyba wybierała się właśnie do spania.
- Dzwoniła Bella i prosiła mnie o pomoc przy nauce do testu, który mamy pojutrze. Muszę jej pomóc! Przecież Bella zawsze pomaga mi przy matmie, mam u niej już tyle długów wdzięczności, że wreszcie przydałoby się odpłacić. Jutro i tak mamy szkołę dopiero na 9. Wyśpimy się i nauczymy do tego testu. - Mama nie wyglądała na przekonaną. - Proszę! - Spojrzałam na nią błagalnie. - Proszę, proszę, proszę! - Zaczęłam skakać wokół niej tak, jak robiłam w wieku siedmiu lat, gdy czegoś bardzo pragnęłam.
Kobieta zaśmiała się na ten widok.
- Niech ci będzie. Zabierz rzeczy to cię podwiozę. - Pogłaskała mnie po głowie, a ja pobiegłam do pokoju.
Chwila.
CHWILUNIA.
- Nie możesz mnie zawieść! - Wystawiłam głowę na korytarz.
- A to niby dlaczego? - Znów posłała mi podejrzliwe spojrzenie.
- Bo... bo pojadę tam z Julkiem... Wraca z próby i jedzie do domu, a ma po drodze, więc może mnie podwieźć. - Wyszczerzyłam się w najszczerszym uśmiechu na jaki potrafiłam się zdobyć.
- Wiesz, że go nie lubię...
-Wiem. - Przerwałam jej. - Ale on też ma kilka długów, które musi spłacić. Przez ostatni tydzień to ja woziłam go na próby. Chyba musi mi się odwdzięczyć, prawda? - Włożyłam w moją wypowiedź tyle przekonania, ile tylko zdołałam z siebie wykrzesać.
- Niech ci będzie, ale zadzwonię do Belli, żeby sprawdzić czy jesteś. Okej?
- Okej. - Zamknęłam się w pokoju.
Nie okej. Ale spokojnie, poradzimy sobie z tym. - Otworzyłam szafę i zaczęłam kontemplować jej wnętrze.
W końcu udało mi się wynaleźć, czarne obcisłe rurki i biały, prześwitujący top z dużymi, okrągłymi guzikami. Wygrzebałam też czarne, połyskowe szpilki na cienkim obcasie i zapakowałam je do torby. Dorzuciłam też kosmetyczkę. Na górę zapakowałam piżamę i dla nie poznaki zabrałam plecak z książkami. On i tak mi się przyda, bo pewnie spędzę noc u Julka.
Okej, jestem gotowa. Wystawiłam głowę za drzwi i rozejrzałam się po korytarzu. W sypialni rodziców paliło się światło.
Cicho przebierając nogami dotarłam do przedpokoju. Ubrałam buty i kurtkę i wyszłam z domu, krzycząc tylko krótkie cześć.
Gdy tylko minęłam ogrodzenie zatrzymał się przy mnie samochód Julka.
Chłopak nie opuszczając pojazdu otworzył mi drzwi, zabrał ode mnie torbę i plecak po czym odjechał.
- Udało ci się przekonać rodziców? Jestem pod wrażeniem! - Spoglądał na mnie wyraźnie szczęśliwy.
- Bo nie wiedzieli, że idziemy na imprezę, to znaczy ja nie byłam pewna czy idziemy i jakoś łatwiej mi się kłamało.
- Zuch dziewczynka! - Posłał mi swój szeroki uśmiech. - Co wymyśliłaś?
- Nocne uczenie się do testu. Mama powiedziała, że mnie sprawdzi, dzwoniąc do Belli, ale mam już plan jak to rozwiązać. Musze jej właśnie napisać sms'a. - Wyciągnęłam komórkę i wystukałam wiadomość z instrukcjami do mojej przyjaciółki.
Plan był doskonały. Bella mówi, że aktualnie jestem pod prysznicem, dzwoni do mnie, a ja po kilku minutach oddzwaniam do matki ze swojego telefonu z jakiegoś zacisznego i spokojnego miejsca i udaję, że wcale nie jestem na imprezie ze swoim chłopakiem.
- Powiesz mi w końcu, gdzie jedziemy? I z jakiej okazji jesteś tak szczęśliwy?
- Powiem. - Uśmiechnął się znowu.
- Więc? - Ponagliłam go, będąc ciekawą.
- Więc skończyliśmy płytę! Mamy singiel promujący, płytę i zaplanowaną trasę!
- To świetnie. - Cieszyłam się z ich sukcesu.
Wreszcie skończyli. Byłam już zmęczona tymi próbami i humorami Julka. Nareszcie będzie normalnie.
- A jedziemy do Demonium. Chłopaki nie wierzą, że ze mną przyjedziesz.
- No to ich zaskoczymy. - Byłam nawet szczęśliwa, że Julek wyciągnął mnie z domu. Co z tego, że był to prawie początek tygodnia i jutro miałam szkołę. Trzeba mieć coś od życia, prawda?
- Musze się przebrać. - Chłopak powiódł po mnie spojrzeniem.
- To na co czekasz? Wskakuj do tyłu i działaj. Mam nadzieję, że dostosowałaś się do instrukcji. - Uniósł swoje brwi, posyłając mi bardzo sugestywne spojrzenie.
Odpięłam pas i przeszłam na tylne siedzenie.
- W końcu jestem grzeczną dziewczynką. - Wyszeptałam brunetowi do ucha, lekko przygryzając jego płatek.
Odsunęłam się od niego zadowolona, że usłyszałam jego cichy pomruk i zaczęłam się przebierać.
Wcale nie było to takie proste zadanie.
Widziałam w lusterku, że Julek bacznie mnie obserwuje.
- Przestań. - Pacnęłam go w ramię, obracając się do niego tyłem i dopiero ściągając bluzkę.
- Oj, no weź... Nie wydziwiaj.
Zaśmiałam się.
Nie, nie ma tak dobrze. Ubrałam biały top, zapinając z przodu tylko trzy guziki. Potem spodnie, następnie szpilki i na końcu makijaż.
Wróciłam na swoje poprzednie miejsce.
- Włosy w porządku? - Chłopak przypatrywał się chwilę mojej spiętej fryzurze, po czym po prostu wyjął drewnianą szpilkę, którą zrobiłam sobie koka.
- Teraz lepiej. - Spojrzał na moje usta, parkując samochód.
- Co?
- Musze coś sprawdzić. - Cały czas patrzył na tą samą część mojej twarzy, po czym szybko i namiętnie mnie pocałował.
Zamknęłam oczy.
Poczułam, jak jego zarost drapie mnie po policzku.
Rozchyliłam lekko usta, ale on już się ode mnie oderwał.
- Coś nie tak? - Nie chciałam, żeby przerywał.
- Nie jest wiśniowa. Ostatnio miałaś wiśniową, była przepyszna. - Znów jego usta rozciągnęły się w pięknym uśmiechu.
- Głupek. - Zarzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam z wozu.
- Ale mnie kochasz? - Zarzucił swoją rękę na moje ramię i znów zaglądnął mi w twarz.
- Czasami. - Spojrzałam na niego.
- Jak to czasami?
- Na przykład teraz kocham cię bardziej. - Wyswobodziłam się z jego chwytu i stając przed nim przyciągnęłam go do siebie za kołnierz koszuli.
Miał ręce w kieszeni i wyczułam jak uśmiecha się przy pocałunku.
- No no, Eryk wygrałeś browara! - Naveen klepnął czarnowłosego po ramieniu.
Oderwałam się szybko od chłopaka i zarumieniłam się lekko.
- Ja też cię kocham bardziej w takich momentach. - Ciepłe powietrze owiało moją szyję w okolicy ucha. - Jesteśmy jednak wszyscy? Widzę, Johnyyy, że chcesz więcej. Myślę, że Ross się z tobą podzieli. Spokojnie starczy mnie dla wszystkich! - Przewróciłam oczami. Popisy Julka czasem mnie irytowały, ale już chyba przywykłam.
- To może ja też się sobą podzielę? - Zadarłam głowę i spojrzałam na Julka, a potem na Eryka, mrugając do niego.
Chłopak parsknął pod nosem.
- Nie, ty zostajesz moja. - Julek znów zarzucił mi rękę na ramię i pociągnął w stronę klubu. - W końcu jesteś grzeczną dziewczynką.
Flynn przywitał się z bramkarzem i całą paczką weszliśmy do lokalu.
Od razu skierowaliśmy się do barmana i zamówiliśmy wszyscy po jednym drinku.
- Za wspaniałą zabawę do białego rana! - John podniósł swoją szklankę.
- Za sukces płyty! - Naveen też uniósł swoje szkło.
- Za to, żeby Ross się sobą podzieliła! - Eryk też do mnie mrugnął, za co oczywiście otrzymał reprymendę w postaci kuksańca w bok od Julka.
- Za to, żebyśmy wszyscy jutro rzygali! - Flynn uniósł swoja rękę.
- Za was chłopaki! - Stuknęliśmy się wszyscy i przyłożyliśmy szklanki do ust.
Zrobiłam kilka łyków i odstawiłam szkło, krzywiąc się.
Poczułam jak alkohol przedziera się przez mój przełyk, pozostawiając za sobą wypaloną ścieżkę.
To co? Czas się zabawić.
Weź może jakiś popcorn bo czeka cię długi i wyczerpujący komentarz.
OdpowiedzUsuńNa początek ogólny opis.
Każdy twój rozdział mi się podoba. Jedne BARDZO BARDZO drugie tylko BARDZO. Charaktery twoich bohaterów są takie trafione...nic, tylko podziwiać.
A teraz konkretna analiza rozdziału.
Część Elsy... Bardzo smutna, a jednocześnie pełna nadzieji. Część z Kristoffem jest straszna. Naprawdę przestraszyłam się. Psychopata? Drżę...
No część Julka...Płaczę ze śmiechu. Szczególnie końcówka! Johnyyy....! Hahaha! No szczerze, to właśnie takiego go sobie wyobrażam!
Roszpunka. Część, która zawsze mnie cieszy. Bardzo lubię Ross i cieszę się, ilekroć pojawia się część z nią uśmiecham się. Trochę się boje co będzie dalej.
A teraz czas na wnioski i pytania.
Boje się, że sprawa Anki ma coś wspólnego z imprezą Julka. Ale to tylko moja głupia głowa. Nie mogę się doczekać owego balu, jestem pewna, że wydarzy się tam DUŻO. Piszę ten komentarz drugi raz, bo za pierwszym coś się przełączyło.
Wiem, jak bardzo dowartościowują komentarze. Każdy z nich jest wyjątkowy, tak jak każdy z czytelników. Twoje rozdziały wręcz wymuszają długie komentarze, ale to bardzo dobrze. Nigdy nie przypuszczałam, że znajdę tak boski i doskonały blog.
Ps. Rozdział tak super, że nawet nie przeszkadza mi brak Astrid i Czkawki :*
Na koniec chcę Ci podziękować, że w ogóle chce ci się pisać. Dla mnie nowy rozdział i ciebie jest jak nowa książka. Wyczekuje kolejnego i życzę dużo weny, czasu i czytelników(wszystko masz^^)
Jejku... Chyba powinnam Ci wysłać zdjęcie mojej twarzy w czasie, kiedy czytałam twój komentarz :) Bardzo dziękuję za te wszystkie słowa i powiem Ci, że szczerzę czuję się przeceniona. Szczególnie ten fragment o tym, że każdy nowy rozdział jest jak książka. To naprawdę wielkie słowa... chyba trochę za wielkie, ale bardzo bardzo motywujące :)
UsuńCieszę się, że przeżyłaś rozdział bez Astrid i Czkawki, musiałam skupić się też na innych bohaterach, nie mogę nikogo faworyzować ;)
Co do balu to mam już na niego pomysł. Będę go udoskonalać i za niedługo zobaczymy co wyjdzie.
Jeszcze raz dziękuję za komentarz, będzie mi się dobrze zasypiało po tak miłych słowach. Dobranoc :)
Czekam dniami i nocami na twój kolejny rozdział i nic... A on pojawia się dzisiaj, gdy siedzę przy lekcjach itd. od 9 rano do 22... UGH! Ale nie dałem za wygraną :D Przeczytałem!
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię za cierpliwość i umiejętność budowania napięcia. No i te skrajności, bo z jednej strony poważna sytuacja z Anną, a z drugiej wieczór z perspektywy hmm... lekko zepsutej młodzieży :D hahaha
Razem tworzy super całość!
Strasznie mnie ciekawi ta sytuacja z Anką, bo trochę jestem w kropce. Nie będę się rozpisywał, bo już ostatnio mówiłem co mi się wydaje :D ale nie wiem serio... No i obawiam się, że i Anna nie będzie pamiętała :/ (amnezja powypadkowa czy coś), to by mnie zasmuciło, chociaż znając twoje możliwości myślę, że świetnie byś to rozegrała!
Julek mnie rozwala :D Zwłaszcza ta akcja z Johnem :D
I cóż mogę powiedzieć...
Czekam z niecierpliwością na 19! I śnię o częstszych rozdziałach :3
Pozdrawiam!
Psychopata?... Biedny Kriss :( Tak się martwi o Ankę a ta mu tu gada o psychopatach... byleby nie do niego!
OdpowiedzUsuńBiedny Kriss myśli że to o nim. A to nieprawda co nie?
OdpowiedzUsuńBiedna Elsa. Martwiła się o siostrę.
Wspóczuję im.
Akcja z Johny'm i Flynn'em mnie rozwaliła XD
Ross taka "grzeczna"? Okeeey.
Aż się dziwię, że przekonała mamę.
Kończę ^^
WENY I CZASU ^.*
Rozdział extra i na prawdę warto było poczekać. Có tu dużo mowić? Mam nadzieje, że Anka i Kriss się zejdą. Tak samo Jack i Elsa. Wydaje mi się że Anka, będzie tak jakby przez jakiś czas "przerażona" Krissem. Julek rozwala system X'D. Kiedy coś mówi albo cześć rozdziału jest jemu poświęcona mam wrażenie jakby cis ćpał lub co 5 minut chlał flaszkę wódki xD. Nie wiem skąd takie pomysły, ale wole żeby tak zostało.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i więcej takich rozdziałów z Julkiem na ponure dni :*
Ostatnio znalazłam tego bloga i... Się zakochałam ;3 Niesamowicie piszesz, i ja już chce wiedzieć co dalej XD
OdpowiedzUsuńCo do tych ciekawych sms'ów to mam jedną podejrzaną osobę, i nie jest to Astrid... Myślę, że to jest Merida. Nie no, serio. Ale to tylko takie moje podejrzenie ;) Zobaczymy czy się myliłam xD
Ta sytuacja z Johny'm i Flynn'em była cudowna :') Więcej takich akcji xDDD
W ogóle chcę wiedzieć co tam u Czkawki i Astrid... Jak wiemy muszą ze sobą wytrzymać trochę więc, no ciekawa jestem xD
Czekam na next'a ;*
Rozdział super! Jak każdy na tym blogu! Nie mogę się doczekać next'a. I więcej takiego Julka!!! :*
OdpowiedzUsuń