▼
sobota, 31 października 2015
Rozdział 19 "Gdyby życie było kołdrą, już dawno bym je wyprała."
UDAŁO MI SIĘ!
Nawet nie wiecie, jak gonił mnie czas. To była masakra. Na szczęście dzisiaj usiadłam i napisałam cały ten rozdział :) Wiem, że mówiłam, że ma tu być bal, ale przypomniałam sobie, że nie opisałam jeszcze randki Elsy i Hansa... I nie opisałam jej też w tym rozdziale. (hahahaha) Dokończyłam niektóre wątki, otworzyłam pewne nowe sprawy...
W każdym razie coś jest. Pozostawiam WAM to "coś" do oceny.
I CHCIAŁAM JESZCZE PODZIĘKOWAĆ ZA 10 tys. ODSŁON :)
TO TAKA PIĘKNA LICZBA :)
Pod ostatnim rozdziałem było 300 coś wyświetleń i chyba siedem komentarzy :)
JUPI :)
A teraz moi mili życzę wam miłego czytania i pięknego, produktywnego i szczęśliwego LISTOPADA :)
wasza Julu
__Kristoff______________________________________________________________
_________________________________________________________________________
- I jak z Anką? - Elsa weszła do kuchni, rzuciła torbę na stół i zaczęła przygotowywać herbatę
- Zaczyna dochodzić do siebie. Jest... trochę zszokowana. Pokazała mi dzisiaj smsy. Nie powiedziała mi o nich wcześniej. Mama chce zawiadomić policję i sąd, ale uważam, że to okropny pomysł. To i tak nic nie da. - Dziewczyna potarła palcami skronie i wlała wrzątek do kubka.
- A czy, czy wspominała coś o mnie?
- Nie. - Zwiesiłem głowę.
Blondynka odstawiła kubek i podeszła do mnie. Położyła mi rękę na ramieniu.
- Przykro mi Kriss. Ona nie chce o tobie słyszeć. Nie mogę nawet o tobie wspomnieć, bo od razu widzę, jak kuli się w sobie. Komuś udało się zniszczyć ciebie w jej oczach.
- Nie musisz mnie pocieszać. Nic między nami nie było. - Wysyczałem. - Wkurza mnie tylko to, że ten ktoś tak łatwo bawi się moim kosztem. Nie obchodzi mnie teraz twoja siostra. - Dopiero po chwili zorientowałem się, co tak naprawdę powiedziałem.
Dziewczyna odsunęła się ode mnie.
- Elsa... - Popatrzyłem na nią błagalnie.
- Oszukujesz sam siebie, ale ja nie będę się wtrącać. Może to i lepiej, że się nie zeszliście, chociaż i tak nie unikniemy dziwnych konfrontacji między wami. Choćby takich jak ta teraz. - Omiotła mnie zimnym spojrzeniem, zabrała torbę i wszyła z kuchni.
Usiadłem na krześle i oparłem głowę na dłoniach.
Co ze mną jest nie tak? Czemu mówię rzeczy, z którymi się nie zgadzam? Czemu dalej chcę ukrywać to, że podoba mi się Anka? I tak wszyscy już wiedzą.
"Ale tobie się nie podoba to, w jaki sposób się dowiedzieli."
Tak, nie podobało mi się to.
Nikomu nie powiedziałem tego oficjalnie. Chowałem to jak jakąś tajemnicę i chyba nie byłem jeszcze gotowy na wyjawienie jej. Albo inaczej, nie byłem gotowy na usłyszenie odpowiedzi z jej ust.
Uderzyłem pięścią w stół.
Czemu to wszystko jest takie chore?
Drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wkroczył zaspany Julek.
Miał na sobie tylko czarne bokserki i kapcie.
Jedną ręką drapał się po głowie, a drugą bawił się gumką od majtek.
- Cześć. - Stanął w drzwiach i spojrzał na mnie. - Co ci się stało?
Nie wiedziałem, czy mam mu mówić. Julek od jakiegoś czasu żył tylko płytą, a w mieszkaniu pojawiał się raz na kilka dni. Zdecydowanie miał poważne braki w naszym wspólnym życiu.
- Kristoff. Ja pierdolę, wyglądasz jakby co najmniej ci ktoś umarł. Zaczynam się martwić.
- Jest okej.
Brunet spojrzał na mnie z powątpieniem.
- Dobrze wiesz, że mnie nie przekonałeś. Nie podoba mi się to, że masz problem z wysłowieniem się. O co chodzi?
Milczałem. Bo co miałem mu powiedzieć? Że kocham dziewczynę, która ma mnie za psychola i ryczy, gdy tylko sobie o mnie przypomni. To mu miałem powiedzieć?'
- Kristoff...
- Ile wczoraj wypiłeś?
- A co to ma do rzeczy? Nie zmieniaj tematu?
- Ile wczoraj wypiłeś? - Powtórzyłem twardo.
Chłopak wzniósł oczy do nieba i szeptem zaczął mnie wyzywać.
- Nie wiem, nie liczyłem. To była dobra impreza. Poza tym byłem z Ross, więc trzymałem fason. Nie jestem alkoholikiem, ani ćpunem. Wyprzedziłem twoje następne pytanie. - Uśmiechnął się złośliwie.
- Julek...
- Nie przepraszaj. Widzę przecież, że nie jesteś sobą. Ale mógłbyś ułatwić mi sprawę i dać sobie pomóc. - Przysunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko mnie.
- Więc...
- Więc jestem psychopatą. Ktoś wspaniale bawi się moim kosztem, a ja nie mam zielonego pojęcia co mam zrobić.
Chłopak patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- To chyba logiczne. Trzeba skopać mu tyłek i tyle.
- To nie takie proste. Ja w ogóle nie wiem, kto to może być. W każdym razie opowiem ci wszystko od początku.
Zacząłem mówić o tym, jak odprowadziłem Ankę i jak ją potem znalazłem. Opowiedziałem też o smsach.
Brunet w tym czasie przygotował sobie śniadanie, kręcąc swoim tyłkiem po całej kuchni.
- Nie jest źle. Mam plan. - Usiadł do stołu i zaczął pałaszować kanapkę, którą sobie zrobił.
- Oświeć mnie. - Przewróciłem oczami.
- A więc wystarczy wziąć od Anki telefon, ja go zaniosę do Naveena, który potrafi sprawdzić do kogo należy numer i będziemy wiedzieć, komu skopać tyłek. Załatwiamy to, jak za starych dobrych czasów i Anka jest twoja. - Ugryzł kawałek bułki.
- To chyba nie takie proste... ona nam nie da telefonu.
- Da. A jak nie nam, to da Elsie. Poza tym chcemy jej pomóc, a nie zaszkodzić, więc czemu miałaby to utrudniać?
- Dobra, poproszę Elsę o jej telefon. - Wstałem od stołu i wyszedłem z kuchni.
- Dzięki chłopie, że jesteś. - Krzyknąłem jeszcze na odchodne.
Zapukałem i wkroczyłem do pokoju blondynki, nie czekając na jej odpowiedź.
- Możesz zdobyć telefon Anki? - Przeszedłem od razu do rzeczy. - Spróbujemy odkryć, kto bawi się moim kosztem i straszy twoją siostrę.
Elsa patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Spróbuję. - Zacisnęła wargi i wróciła do szkicowania.
Usiadłem na jej łóżku i nogą obróciłem jej krzesło tak, że siedziała teraz naprzeciwko mnie.
- Muszę dokończyć projekt, nie mam teraz czasu...
- Przepraszam, za to co powiedziałem rano. - Wbiłem spojrzenie w jej twarz.
Westchnęła i poprawiła włosy, które opadały jej na czoło.
- Wiem, że czujesz się beznadziejnie, więc ci wybaczam. Przestań się cały czas obwiniać. To, że ty będziesz cierpiał nie znaczy, że ze świata zniknie całe zło.
- Wiem.
- Ja też to wiem. Muszę wrócić do szkiców. A ty zajmij się czymś innym, niż tylko obwinianiem siebie, okej?
Przytaknąłem.
Elsa pogłaskała mnie po głowie, tak, jakbym był psiakiem i wróciła do swoich kartek, a ja wyszedłem z pokoju.
__Anna________________________________________________________________
_________________________________________________________________________
Wstałam z łóżka i zeszłam na dół do kuchni.
Mama właśnie wróciła z pracy i podgrzewała zupę.
- Hej słońce, jak tam?
Nie odpowiedziałam jej nic, tylko usiadłam przy stole.
- Ania... - Mama podeszła do mnie i pogłaskała mnie po rudych włosach.
Jej dotyk był bardzo delikatny i przyjemny.
- Jestem głodna. - To nieprawda, że ludzie w depresji, strachu czy okropnej sytuacji życiowej nie są głodni. Są, ale próbują na to nie zwracać uwagi.
- Już grzeję zupę pomidorową. Nałożę ci. - Kobieta wróciła do kuchenki, a po chwili postawiła przede mną talerz z czerwoną cieczą.
Krew.
Od razu zrobiło mi się niedobrze.
- Dzisiaj też przyjdzie pan Danfort.
Krew.
- Zgłosiłam też sprawę na policję. Przyjadą wieczorem, żeby cię przesłuchać. Zabiorą też telefon, żeby ustalić, kto wysyłał smsy. Będą też chcieli przesłuchać tego całego Kristoffa.
Nie wytrzymałam.
Odsunęłam się od stołu i pochyliłam głowę do dołu.
Brązowa ciecz znalazła się na zielonym dywanie.
Mama patrzyła na mnie z przerażeniem, ale szybko się otrząsnęła i podała mi chusteczki i wodę.
- Przepraszam. - Wydukałam wycierając twarz z pozostałości tego, co ze mnie wyszło.
- Nic się nie stało. Nie przejmuj się. Idź się położyć. Przyniosę ci zupę na górę i wezmę też tabletki. Jadłaś coś dzisiaj?
Nie odpowiedziałam, bo byłam już na schodach.
Ledwo co doczłapałam się do mojego pokoju i położyłam się na łóżku.
Nie chciałam już zupy pomidorowej. Nie chciałam rozmawiać z tym całym psychologiem Danfortem. Nie chciałam też przyjmować policji. Najbardziej nie chciałam jednak myśleć o Kristofie. Paradoksem był fakt, że było to najtrudniejsze.
Skuliłam się na łóżku i przykryłam kołdrą.
Gdy tylko zamknęłam oczy pojawiła się jego twarz. Jego brązowe oczy patrzyły na mnie smutnie.
Wzdrygnęłam się.
Muszę przestać o nim myśleć.
Po kilku minutach walki z umysłem poddałam się. Zacisnęłam powieki i postanowiłam zasnąć.
__Kristoff________________________________________________________________
___________________________________________________________________________
- Kristoff! - Otworzyłem oczy i zobaczyłem przed sobą twarz Elsy. - Wstawaj! Szybko, policja do ciebie.
Zerwałem się z łóżka i narzuciłem na siebie wczorajszą bluzę.
- Wiesz po co przyszli? - Elsa stała przy drzwiach i czekała na mnie.
- Nie mam pojęcia, nic nie chcieli mi powiedzieć.
- Byłaś u Anki?
- Nie, miałam właśnie do niej iść, ale oni przyszli pierwsi.
- Powiedz Julkowi, żeby nie wychodził z pokoju. - Dziewczyna przytaknęła i zniknęła za drzwiami.
Wszedłem do salonu i przeciągnąłem się.
Usiadłem w fotelu, patrząc na dwóch umundurowanych policjantów.
- Dzień dobry, czemu zawdzięczam poranną wizytę? - Spytałem brodatego, sędziwego pana.
- Chcemy porozmawiać o Annie Arendelle.
Poczułem jak robi mi się gorąco.
- Czy coś panom mówiła?
- Opowiedziała całą historię, chcemy usłyszeć pana wersję.
- Nie różni się niczym od wersji Anny.
- Jest pan pewien? - Mężczyzna zatrzymał długopis nad kartką.
Westchnąłem.
Opowiedziałem całą historię, od momentu, kiedy wyszliśmy z mieszkania, aż do momentu, kiedy ją znalazłem.
- Wiedział pan o smsach?
- Dowiedziałem się wczoraj, od jej siostry.
- Ma pan swoje podejrzenia, co do nadawcy?
- Gdybym je miał, nie siedziałbym bezczynnie w mieszkaniu. - Wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
Policjant pokiwał głową, pisząc coś w notesie.
- Dziękujemy za rozmowę. Proszę się odezwać, gdyby coś się panu przypomniało.
- Powiedziałem wszystko...
- Gdyby, jednak coś się panu przypomniało... Do widzenia. - Siwy pan uścisnął mi dłoń i machnął na swojego partnera.
Odprowadziłem ich do drzwi i zamknąłem mieszkanie.
Oparłem się o drzwi i zamknąłem oczy.
- Co chcieli?
- Usłyszeć moją wersję i moje sugestie. Myślisz, że jestem podejrzany?
- Anka nie pozwałaby cię...
- Taa, jasne...
Elsa zmroziła mnie wzrokiem.
- Nie bądź debilem! Idę do niej, może uda mi się wydębić telefon.
- Nie ma telefonu. - Odparłem gniewnie.
- Co? - Nie rozumiała.
- Nie ma telefonu, ma go policja. Myślisz, że nie wzięła dowodów? Może to i lepiej, bo gdybyśmy zabrali telefon, pomyśleliby, że chcemy coś ukryć.
- W każdym razie idę do niej. - Blondynka ubrała kurtkę. - Przekazać coś? - Spojrzała na mnie.
Zatrzymałem wzrok na jej niebieskich tęczówkach i pokiwałem przecząco głową.
- Powiem, że się martwisz. - Zatrzasnęła drzwi, a mnie owiało zimne powietrze z klatki schodowej.
_Anna_________________________________________________________________
_________________________________________________________________________
- Aniu, przyszła Elsa. - Mama wpuściła siostrę do mojego pokoju.
- Cześć mała. - Blondynka usiadła w moich nogach i pogładziła mnie po policzku.
- Hej. - Uśmiechnęłam się na jej widok.
- Jak się czujesz? - Złapałam mnie za rękę i delikatnie gładziła moją dłoń.
- Boli mnie głowa i cały czas myślę o rozmowie z tymi policjantami. Co jest? - Spojrzałam na siostrę, która nagle posmutniała.
- Wiesz, że byli i rozmawiali z Krissem?
Wzdrygnęłam się. W mojej głowie od razu pojawił się czerwony napis "PSYCHOPATA"
Zamknęłam powieki i próbowałam go od siebie odpędzić.
- Mama wezwała policję, ja... ja w sumie nie zrobiłam nic, żeby ją powstrzymać.
- Anka... posłuchaj, jak wiem, ze teraz jest ci ciężko, ale znam Kristoffa od kilku lat i uwierz mi, gdyby był psychopatą nie przyjaźniłabym się z nim.
Westchnęłam.
To przecież było prawdą. Elsa nie mieszkałaby z psychopatą. Poza tym, Kristoff nigdy nie zrobił mi czegoś złego... Czasem się tylko droczył, czasem się kłóciliśmy, ale to nie wykraczało poza normy.
- Czemu on ma tatuaż? - Spojrzałam na blondynkę.
- Nie wiem. Od zawsze go ma.
Kristoff miał wytatuowany na przedramieniu las.
- Czemu akurat las?
Elsa zaśmiała się.
- Sama musisz go o to zapytać.
- Czy on o mnie pytał?
- Tak.
- Czy chciałby mnie odwiedzić?
- Zapytam się. - Elsa znów się uśmiechnęła, a ja odpowiedziałam jej tym samym.
- Mam nadzieję, że pamiętasz o jutrzejszej randce?
Mina mojej siostry mówiła sama za siebie.
- Zapomniałaś. Jesteś do niczego! Człowiek załatwia ci faceta, a ty zapominasz! Jezu, jak dobrze, że masz mnie. - Wyszczerzyłam się w uśmiechu.
- Jesteś prawdziwym skarbem. - Przytuliła mnie do siebie. - I nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wracasz powoli do siebie.
__Astrid_______________________________________________________________
_________________________________________________________________________
Jechałam na tylnym siedzeniu. Valka i Czkawka rozmawiali ze sobą, a ja wpatrywałam się w okno i obrazy, które mijaliśmy. Był czwartek. Babcia miała wypadek w poniedziałek, ale już dzisiaj mogliśmy ją odebrać. Szybko się wykaraskała. Cwana bestia.
Nie byliśmy dzisiaj w szkole, mama Czkawki pozwoliła nam zrobić sobie wolne, więc teraz bardzo szybko jechaliśmy przez miasto.
Po kilkunastu minutach byliśmy już pod szpitalem. Wysiadłam z samochodu i spojrzałam w stronę chłopaka. Uśmiechnął się do mnie, ale ja spuściłam głowę i pomaszerowałam do wejścia.
Gdy weszliśmy do środka, Valka poszła zdobyć informacje w recepcji.
- Ej, wszystko w porządku? - Czkawka stanął obok mnie tak, że dotykał mnie ramieniem.
Odsunęłam się.
- Tak. - Nie miałam ochoty z nim rozmawiać.
Po rozmowie z tą rudą małpą stwierdziłam, że się zagalopowałam. Za bardzo się otworzyłam, więc teraz znowu musiałam założyć maskę zimnej suki. Musiałam się opamiętać.
- Astrid...
- Wszystko w porządku. Zostaw mnie. - Uśmiechnęłam się do Valki, która machała na nas i stała przy windzie.
Ruszyłam w jej stronę.
Weszliśmy do ciasnej skrzynki i wjeżdżaliśmy na górę bez słowa. Czułam na sobie spojrzenie chłopaka, ale je ignorowałam.
Wysiedliśmy na odpowiednim piętrze i udaliśmy się do sali, w której leżała moja babcia.
- Astrid! - Jej wypłowiałe tęczówki zabłysły, gdy mnie zobaczyła. - Chodź tu do mnie! - Podeszłam do staruszki i mocno ja uścisnęłam.
- Valka i Czkawka! Miło, że jesteście. - Babcia przytuliła również ich.
Obserwowałam to stojąc z boku. Było to tak naturalne, że obce osoby mogłyby pomyśleć, że jesteśmy rodziną.
- Czkawka, weź od pani Ingi walizkę. - Chłopak bez wymyślania wziął torbę i przewiesił ją sobie przez ramię.
- Ja pójdę porozmawiać z lekarzem. - Valka wyszła z sali, a ja pomogłam wstać babci z łóżka.
Zaprowadziłam ją do łazienki i pomogłam się jej ubrać.
Gdy byłyśmy gotowe do sali wróciła mama Czkawki w towarzystwie lekarza.
- Dzień dobry Astrid. - Facet w białym kitlu uśmiechnął się do mnie. - Cieszysz się, że babcia wraca do domu?
- Oczywiście. - Ścisnęłam rękę staruszki, a ta uśmiechnęła się do mnie.
- Dobrze. W takim razie życzę pani zdrowia i żegnam. To była przyjemność, pomagać pani. - Lekarz ucałował babcię w rękę i wyszedł.
Wolno powlekliśmy się do windy.
Babcia prowadziła luźną pogawędkę z sąsiadką, a ja starała się nie patrzeć na bruneta.
Opuściliśmy szpital i zapakowaliśmy się do samochodu. Babcia siedziała z przodu, więc Czkawka usiadł obok mnie.
- Astrid... Co się dzieje? - Zapytał cicho, kiedy jego mama i moja babcia głośno rozmawiały.
- Nie chcę o tym rozmawiać. Chcę wymazać te cztery dni z pamięci. - Starałam się, żeby mój głos nie drżał.
- Astrid... - Położył dłoń na moim kolanie, ale ja szybko ją strzepnęłam i odwróciłam się w stronę okna, sygnalizując koniec rozmowy.
Dojechaliśmy na miejsce.
Valka podprowadziła babcię pod drzwi, a ja otworzyłam dom. Czkawka stał przy mnie dźwigając torbę na ramieniu.
Staruszka i brunetka weszły do środka, a ja odwróciłam się do chłopaka.
- Nie obraź się, ale nie chcę, żebyś tam wchodził. Dzięki za wszystko... - Wyciągnęłam rękę po walizkę.
Czkawka uniósł brew i zmierzył mnie wzrokiem.
- Możesz mi to dać? - Zaczynał mnie irytować.
- A ty możesz przestać zachowywać się jak nie ty?
- Nie znasz mnie. Tak właśnie zachowuje się NORMALNA Astrid! - Wbiłam wzrok w jego twarz.
Czkawka zaśmiał się swobodnie.
- A więc tak... Teraz będziesz udawać, że między nami nic nie było. - Zdenerwowana zamknęłam drzwi i skoczyłam do chłopaka.
- Bo nie było! - Wbiłam palec w jego pierś. - Nic nie było. Rozumiesz? Nie ma, nie było i nie będzie! - Dźgnęłam go w klatkę piersiową.
Czkawka jeszcze chwile mierzył mnie wzrokiem.
Powiesił torbę na moim ramieniu, ale się nie odsunął. Stał blisko. Jego długie włosy wpadały mu do oczu. Przydałoby się cięcie.
- Jesteś popaprana i naprawdę przykro mi, że nie potrafisz być sobą Astrid. To smutne i poniekąd żałosne.
- Przynajmniej nie jestem tchórzem i małoznaczącym człowiekiem, takim jak ty. - Widziałam zdziwienie w jego oczach.
Posmutniał. Patrzył jeszcze chwilę na mnie, ale w końcu zwiesił wzrok, odwrócił się i poszedł przed siebie.
Stałam bezruchu i patrzyłam jak odchodzi. Jakaś część mnie kazała biec i rzucić się mu na plecy, ale stłumiłam to w środku.
Chłopak ani razu się nie oglądnął. Zniknął w końcu w swoich drzwiach, a ja dopiero wtedy zaczęłam płakać.
Zabrałam torbę i weszłam do środka. Rozebrałam buty, kurtkę i otarłam łzy.
Z kuchni dochodziły mnie dwa damski głosy. Jeden ochrypły i słaby, a drugi śpiewny i melodyjny.
Westchnęłam.
Spojrzałam na swoje odbicie w dużym lustrze, znajdującym się w przed pokoju.
Przetarłam jeszcze raz powieki.
Jesteś z siebie zadowolona?
Podobasz się sobie?
Wiesz, że wszystko zjebałaś, prawda?
Odwróciłam się od lustra i zaniosłam torbę do pokoju babci.
Nie miałam siły jej rozpakowywać. Usiadłam na łóżku i poprawiłam pościel.
Gdyby życie było kołdrą, już dawno bym je wyprała. I zaczęła wszystko od nowa.
Ale ono nie było kołdrą. Było pasmem ciągnących się nieszczęść.
środa, 14 października 2015
Rozdział 18 "Spokojnie starczy mnie dla wszystkich!"
UDAŁO MI SIĘ!
I nawet jestem w miarę zadowolona z tego rozdziału :) Mam nadzieję, że wy też będziecie. Nie będę się tutaj rozpisywała, ale z nowych rzeczy, to może ktoś zauważył, że doszedł nam pewien gadżet czyli INFORMACJE.
Będę tam pisać przybliżone terminy dodawania rozdziałów. Proszę uwzględniać błąd pomiaru okej? :)
Więc to tyle nowości.
Standardowo, proszę o komentarze, bo to główny "węgiel" napędzający moje paluszki. I również standardowo, dziękuję wszystkim za napisane już opinie i uwagi :) Czytam wszystkie i naprawdę wszystkie biorę do serducha ♥
Okej miało być krótko, a ja znowu się rozpisałam...
Przepraszam za błędy, ale nie mam siły już dzisiaj sprawdzać. Skoryguje je jutro, albo poproszę o pomoc mojego informatyka :) Ona na pewno mi pomoże. (Sprawdzone :* Z.) Oczywiście, wy też piszcie mi, gdzie zrobiłam gafy to obiecuję, że je poprawię :)
STOP
KONIEC
ZAPRASZAM DO CZYTANIA :)
i miłego jutrzejszego dnia wszystkim! Uśmiechu na te zimne i mokre dni!
wasza Julu
ps. Mam nadzieję, ze w końcu uda mi się dojść do tego balu, bo ostatnio mam tak, że po prostu muszę zacząć pisać od miejsca, w którym zakończyłam akcję w poprzednim rozdziale. Czekajcie cierpliwie! Może w listopadzie doczekamy się BALU :)
_Elsa______________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________
Weszłam do kuchni i odstawiłam kubek po herbacie do zlewu. Przetarłam dłonią powiekę i ziewnęłam delikatnie. Było późno, a rano jak zwykle czekały mnie studia. Usiadłam przy stole i otworzyłam laptopa, sprawdzając wszystkie projekty, które przygotowałam na jutro. Szkice zajęły mi dzisiejszy ranek i kawałek wieczoru, kiedy wróciłam z wykładu. Zamknęłam laptopa i westchnęłam. Jack już spał, Kristoff chyba też, Julek od tygodnia nie wychodzi z prób, więc dzisiaj pewnie też będzie nocował u kolegów. Na nogach byłam tylko ja. Ja i moje głowa z natłokiem myśli. Dzisiejszy szurnięty pomysł mojej szurniętej siostry bardzo mnie zaskoczył, ale jednocześnie chyba spodobał. Po prostu chciałabym pokazać Jackowi, że on też ma konkurencję. Nie jestem jego (jeszcze) i nie będę czekać w nieskończoność, aż to zrozumie i ruszy ten swój nieśmiały tyłek.
Znów westchnęłam.
Nagle ciszę w mieszkaniu przerwał dźwięk telefonu.
Spojrzałam na tarczę zegara wiszącą nad drzwiami.
23:13 Późno.
Telefon leżał na stole. Zdenerwowana podeszłam szybko i chwyciłam komórkę w ręce.
"O ja pierdziele"
Na wyświetlaczu pojawiło się jedno, wyraźne słowo: MATKA
Nagle zrobiło mi się duszno i gorąco.
Drżącym palcem przesunęłam zieloną słuchawkę po ekranie.
Przyłożyłam telefon do ucha.
- Słucham? - Starałam się zabrzmieć pewnie i spokojnie, ale serce kołatało mi z prędkością światła.
Z każdą minutą rozmowy przyspieszało. Szybciej i szybciej, jak tocząca się lokomotywa.
- Była tu... - Zdławionym głosem udzielałam matce odpowiedzi. - Wyszła, nie pamiętam kiedy... Byłam na wykładzie. Nie, nie odprowadziłam jej. - Mój głos przeobraził się w cienki pisk żalu i bólu.
Nawet nie zauważyłam postaci Kristoffa, który wszedł do kuchni.
Chłopak stanął za mną i przytulił mnie do siebie.
- Co jest? - Wyszeptał do mojego drugiego ucha.
Blondyn miał na sobie długie, kraciaste spodnie od piżamy. Receptorami pleców wyczuwałam jego nagi tors.
Zawsze było mu gorąco, nawet zimną. Nic dziwnego, że wśród jego dziewczyn krążyła nazwa "Gorący Chłopak".
Odszukałam jego dłoni i ścisnęłam ją mocno.
- Mamo... - Wyjąkałam.
Rozłączyła się.
Odłożyłam telefon na stół.
- Elsa? Co się stało? - Kriss obrócił mnie twarzą do siebie i spoglądał na mnie.
Jego oczy były zatroskane.
- Czy... czy odprowadziłeś Ankę do domu? - Widziałam jak jego spojrzenie momentalnie się zmienia.
- Co się jej stało? - Potrząsnął mną lekko za ramiona.
- Nie wróciła do domu. - Zwiesiłam głowę.
Kristoff spojrzał na zegarek, później na mnie i wybiegł z kuchni. Widziałam jak się ubiera. Zmienił spodnie, a na gołą klatę zarzucił kurtkę.
- Idziesz? - Zatrzymał się na chwilę przy ubieraniu butów.
- Tak, oczywiście. - Również zaczęłam się ubierać.
Wyszliśmy z mieszkania.
Wsiadłam do auta i włożyłam kluczyk do stacyjki. Kriss usiadł obok mnie.
- Mogłem jej nie zostawiać...
Zapaliłam silnik.
- Kriss? - Blondyn spojrzał na mnie. - Wszystko będzie dobrze. Znajdziemy ją, okej? - Chłopak pokiwał wolno głową, a ja wyjechałam z parkingu.
Dzięki temu, że chyba nie do końca dotarło do mnie to, że moja młodsza siostra zaginęła i mogło jej się coś stać byłam spokojna. Po prostu mój mózg nie dopuszczał do siebie tej informacji.
- Zatrzymaj się tu. - Kristoff wskazał palcem chodnik.
Ledwo samochód stanął, a chłopak już wyskoczył z auta.
Zrobiłam to samo i po chwili też stałam na chodniku.
- Tu ją zostawiłem... Mogłem ją odprowadzić, cholera. - Kriss nerwowo rozglądał się dookoła.
Padał śnieg, więc wszystkie świeże ślady zostały zasypane. Biała, nieskazitelna kołdra pokrywała wszystko, utrudniając nam zadanie.
Blondyn ruszył przed siebie.
- Kriss, to ja pójdę w prawo. - Wskazałam głową na park.
- Idź, a jakby co to krzycz. I uważaj na siebie. - Odwrócił się i szybkim krokiem poszedł dalej.
_______________________________________________________________________
_Kristoff___________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________
Jak mogłem ją zostawić? No jak? Jestem idiotą. Skończonym kretynem, jak jej nie znajdę to chyba się powieszę. Nie będę umiał żyć w świadomości, że coś jej się stało.
Wsadziłem dłonie do kieszeni, bo mróz dawał swe znaki.
Miałem ochotę wrzeszczeć, płakać, ale szedłem spokojnie rozglądając się wokół siebie.
- Kristoff! - Zawróciłem w stronę wołającej mnie Elsy.
Gdy byłem już niedaleko dostrzegłem, że blondynka stoi i w otoczeniu swojej rodziny.
Podszedłem do nich.
- Dobry wieczór. - Przywitałem się z ojcem i matką dziewczyny.
Kobieta nieprawdopodobnie przypominała mi Ankę. Te same oczy, ten sam nos. Po prostu Anka w ciemnych, brązowych włosach.
Elsa odeszła od rodziców i schowała się za mną.
Pewnie nie tak wyobrażała sobie spotkanie z nimi.
- Gdzie ją zostawiłeś? - Lodowaty ton matki sprawił, że również skuliłem się w sobie.
- Tam. - Wskazałem miejsce, gdzie przed paroma godzinami się rozstaliśmy.
Brunetka ruszyła w tamtą stronę. Elsa chodziła tak samo władczo, jak ona.
Minął nas też smutny ojciec i pobiegł za żoną.
- Chodź. - Ja też zrobiłem krok w ich stronę.
- Kristoff... ja nie mogę. Nie mogę z nimi przebywać. - Widziałem na bladej twarzy Elsy małe kropelki.
- Musimy ją znaleźć. Zrób to dla niej. - Uścisnąłem ją i pociągnąłem za sobą.
Nie winiłem jej za to, że nie chciała. Dobrze wiedziałem, jakie są jej stosunki z matką i ojcem. Pewnie gdybym się teraz znalazł obok mojego taty zachowywałbym się tak samo. Albo jeszcze gorzej. Zabiłbym tego skurwiela na miejscu.
Ale na szczęście nie byłem blisko niego.
Szliśmy w milczeniu. Śnieg padał z nieba dużymi, obfitymi płatkami.
Doszliśmy do skrzyżowania. Zatrzymaliśmy się pod latarnią, nie wiedząc co robić dalej.
- Niech państwo zadzwonią na policję, a ja jeszcze raz się przejdę. - Puściłem dłoń Elsy uprzednio ją ściskając.
- Dobrze wiemy, co mamy robić. - Brunetka warknęła głośniej.
- Mario... Oni chcą pomóc. - Jej mąż położył jej rękę na ramieniu.
- Pójdę już. - Oznajmiłem wszystkim, spoglądając na Elsę.
Jej oczy mówiły, żeby jej nie zostawiać.
Kobieta wyraźnie to zauważyła.
- Chyba nie myślisz, że zrobimy coś własnej córce! Możesz ją tu spokojnie zostawić. Będzie bezpieczna. - Jej grzywka przysłaniała niebieskie oczy, w których dostrzegłem ból.
- Mario... - Mężczyzną jeszcze raz położył jej rękę na ramieniu.
- Idę. - Powtórzyłem jeszcze raz i nie patrząc już na przyjaciółkę ruszyłem w drogę powrotną.
Przeszedłem tą samą drogę rozglądając się bacznie wokół siebie. Czułem jak śnieg pada mi na głowę, więc ubrałem kaptur i zapiąłem go pod szyją.
Anka, co się z tobą stało?
Zrobiłem jeszcze kilka kroków i uniosłem wzrok do góry. Niebo było ciemne i zachmurzone. Spojrzałem jeszcze raz na chodnik i puściłem się biegiem. Zatrzymałem się gwałtownie przy jednym z samochodów i podniosłem z ziemi jej czapkę. Tę samą, którą ubierała w mieszkaniu.
Musi gdzieś tu być.
Mój mózg kazał mi szukać. Słyszałem w głowie, jak wydaje mi polecenia. Skręć w lewo, popatrz tam, idź teraz prosto, jeszcze trochę...
I nagle znalazłem się przy niej.
Leżała na śniegu, za śmietnikiem, niedaleko parku. Jej rude włosy idealnie kontrastowały z białym podłożem. Wyglądały jak krew.
Podbiegłem tam i ukląkłem patrząc w na nią. Była blada, bez żadnych obrażeń. Wszystko miała na miejscu, twarz wyglądała w porządku... Uspokoiłem się.
Wsunąłem rękę pod jej kolana, a drugą pod plecy i uniosłem delikatnie.
- Zostaw mnie... - Gdyby nie ciepłe powietrze, które owiało moje palce, nie zorientowałbym się w ogóle, że coś mówiła.
- Anka, to ja. Już wszystko w porządku. Czy coś ci się stało?
Dziewczyna otworzyła oczy i mrugnęła kilka razy.
Poczułem jak jej ciało się napina. Zacisnęła mocno powieki i już po chwili po jej policzkach pociekły łzy.
Spanikowałem. Czemu ona płacze?
- Ej, już wszystko w porządku. Jesteś bezpieczna, jestem przy tobie... - Nie wiedziałem, co mam robić.
- Psychopata... Psychopata... - Wyszeptała i poczułem, jak zaczyna się trząść.
Ja też się już trząsłem i prawie płakałem.
Czy ona mówiła o mnie?
Starałem się tym nie przejmować. Wstałem i ruszyłem z majaczącą Anką w stronę jej rodziców.
Jej matka od razu do mnie podbiegła, gdy tylko nas ujrzała.
- Aniu, słoneczko... - Pogładziła ją po policzku. - Już wszystko dobrze. Nie płacz. - Widziałem, że ona też poczuła wielką ulgę, że jej córka się odnalazła.
- Psychopata... - Znów cios w moją stronę.
- Ona majaczy. - Powiedziałem na głos, chcąc przekonać do tego również siebie.
Ojciec zabrał ją z moich rąk i zaniósł do auta. Matka również ruszyła za nim.
- Dziękuję. - Odwróciła się jeszcze i skinęła mi głową.
Uśmiechnąłem się do niej i spojrzałem na płaczącą Elsę.
- Dobrze, że ją znalazłeś całą i zdrową. Dziękuję! - Blondynka rzuciła mi się na szyję i załkała.
Przytrzymałem ją chwilę przy sobie, żeby mogła się wypłakać. Elsa już taka jest, że po prostu dusi w sobie emocje, ale one kiedyś wybuchają. To był właśnie moment eksplozji.
- Przepraszam. - Dziewczyna odsunęła się ode mnie i otarła palcami swoje policzki. - Bałam się o nią.
- Ja też.
Odwróciłem głowę i nie patrząc na dziewczynę ruszyłem do auta.
- Kriss? Co się stało? - Zapytała, gdy już znaleźliśmy się w zimnym wnętrzu samochodu. - I powiedz prawdę. - Jej wzrok próbował wyczytać wszystko z moich oczu.
- Nic. Jest w porządku.
- Kłamiesz. - Stwierdziła, wydymając wargi.
- Jest w porządku i nie naciskaj. - Uniosłem lekko głos, nie panując nad tym za bardzo.
- Możesz mi powiedzieć. Wiesz?
Skinąłem głową, bo gula w moim gardle powiększała się, uniemożliwiając wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa.
- Chyba musimy odpocząć. Dobrze nam zrobi kilka godzin snu. Dobrze, że nic jej nie jest. - Elsa odetchnęła i zapaliła silnik, po czym odjechała w stronę naszego bloku.
Zastanawiałem się, czy nic się jej nie stało. To nie było omdlenie, była zbyt otumaniona i mówiła brednie...
Bardzo bolące brednie.
Kujące i szarpiące serce.
Czy ktoś chciał ją zgwałcić?
Okraść?
Nastraszyć?
Uczepiłem się tej ostatniej myśli i pomyślałem o naszej popołudniowej rozmowie. Anka wspominała coś o Astrid i o jakimś konflikcie.
I o jakimś chłopaku. I nie nazywała go psychopatą...
- Kriss!
- Hym... - Spojrzałem na blondynkę.
- Nie płacz. - Otarła kciukiem łzę spływającą po moim policzku.
- Nie płaczę. - Odpowiedziałem i wbrew sobie posłałem jej jeden z moich zniewalających uśmiechów.
- Ten był na Biankę. Musisz odświeżyć repertuar. - Elsa wyszła z auta i skierowała się w stronę drzwi.
- Nie mam dla kogo. - Starałem się, żeby zabrzmiało to jak żart, ale chyba mi nie wyszło. Było to po prostu bardzo żałosne wyznanie.
- Chodź, przyda się nam sen. - Weszliśmy do kamienicy, a potem do naszego mieszkania.
_______________________________________________________________________
_Julek______________________________________________________________________________
________________________________________________________________________________________
- Jeeeeee! - Krzyknąłem na całe gardło, gdy tylko opuściłem nasz salon prób. - To było coś! Chłopaki, czujecie to? - Obróciłem się w stronę reszty. - Mamy płytę! I singiel i jesteśmy gotowi na trasę! - Zacząłem biec przed siebie, słysząc z tyłu śmiech i żartobliwe komentarze kolegów.
Byłem szczęśliwy jak nigdy dotąd. Wreszcie nasze próby się opłaciły, wreszcie coś mamy i wreszcie coś osiągniemy.
- Co wy ta no, żeby to oblać? - Odwróciłem się w ich stronę i powiodłem spojrzeniem po ich twarzach. - No co wy? Serio? Przecież musimy to uczcić. Co z wami? - Ich miny mówiły wyraźne nie.
- Stary, my też się tym jaramy, ale jesteśmy tak skonani, że nie damy rady. - Nasz główny wokalista spojrzał na mnie błagalnie.
- Pękasz, John! - Blondyn wywrócił tylko oczami i zmarszczył swój duży, orli nos.
- Ja chętnie! - Eryk, perkusista też lubił sobie wypić.
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć! - Przybiłem mu piątkę i spojrzałem na ostatniego członka zespołu. - A ty, co powiesz Naveen? Idziesz z nami wykorzystać okazję? - Mulat zaśmiał się na moje słowa.
- Nigdzie z tobą nie idę! Stajesz się bestią po kilku browarach, Flynn. Dzisiaj nie jestem na to gotowy, okej? - Błysnął zębami w rozbawionym uśmiechu.
- Ej chłopie, gitary trzymają się razem, tak? Jak ja idę to ty też i nie ma migania. - Wycelowałem w niego palcem. - Jasne?
Znów się zaśmiał i pokręcił głową.
- Śpisz u nas, czy wracasz do siebie? - John jak zwykle był bardzo rzeczowy.
- Ja dzisiaj nie śpię, ja piję! - Wykrzyknąłem w niebo.
Dopiero teraz spostrzegłem padający śnieg. Duże, ciężkie płatki wolno opadały na ziemię.
Nagle poczułem wibracje w kieszeni. Wyjąłem telefon.
- Producent? - Eryk posłał mi spojrzenie pełne nadziei. Wychodząc ze studia wysłaliśmy mu demo naszej świeżo upieczonej płytki, ale on nigdy nie odpowiadał tak szybko, nawet w kwestii płyt.
Pokręciłem głową.
- Ross.
- O stary, coś czuję, że z picia dzisiaj nic nie będzie. Kobieta wzywa, musisz biec, albo sama pociągnie za smycz... Tylko wtedy możesz skończyć z oparzeniami na szyi od tego kagańca. - John uwielbiał używać metafor w swoich żartach. Ja ich nie cierpiałem.
- Bardzo śmieszne, to ci się udało... - Wystawiłem mu fucka i odebrałem telefon. - Zaraz się przekonacie. - Powiedziałem, zanim zacząłem rozmowę z Roszpunką.
- To może być ciekawe. - Chłopaki przystanęli i patrzyli na mnie z zaciekawieniem.
- Ross. Hej, słuchaj jest sprawa. Potrzebuję cię. Tak teraz. Posłuchaj, będę za dziesięć minut, ubierz coś obcisłego. Nic nie kombinuję. Bądź gotowa, zaufaj mi okej? Dobra będę za chwilkę, buźka. - Rozłączyłem się.
Cały zespół zaczął mi bić brawo.
- Ciekawe co zrobi, jak się dowie, że zabierasz ją do klubu. - John był ubawiony moim pomysłem. - Jesteś okropnym chłopakiem Flynn.
- Nie wiesz jakim jestem chłopakiem, jeszcze tego nie sprawdziłeś, Johnyy... - Specjalnie przedłużyłem ostatnią literę, starając się brzmieć słodko.
- Uwierz, nie chciałbym tego sprawdzać. Wolę żyć w niewiedzy.
- Oh, daj spokój. - Podszedłem go niego i ująłem jego rękę. - Wiem, że zawsze chciałeś to zrobić. - Przejechałem jego dłonią po swoim torsie. Jego mina była przepiękna! To obrzydzenie!
- Jesteś popieprzony... Nie dotykaj mnie więcej! - Wszyscy pękali ze śmiechu.
- Dokończymy to jeszcze! Jadę po Ross, widzimy się w Demonium. Ty też włóż coś obcisłego, Johnyyy - Udałem, że posyłam mu całusa i oddaliłem się w stronę auta.
Wrzuciłem gitarę do bagażnika i odjechałem, kierując się pod dom Ross.
___________________________________________________________________________________
_Roszpunka_________________________________________________________________________
________________________________________________________________________________________
Co on sobie wyobraża?
Nawet nie powiedział mi, gdzie idziemy. I czemu mam zakładać coś obcisłego.
- Roszpunka! Co ty tak długo robisz w tej łazience? - Mama kilka razy poruszyła klamką. - Wszystko w porządku?
Zacisnęłam powieki, starając się szybko coś wymyślić. Znając Julka, to zapewne wymyślił coś, czego moi rodzice nie zaakceptują. Pewnie jakieś wyjście na imprezę, albo na piwo, albo po prostu chciał mnie zaprosić do siebie. Mało prawdopodobne, ale jednak. Musiałam szybko wpaść na coś sensownego, co przekona mamę do wypuszczenia mnie z domu o godzinie 24:12.
Porwałam kosmetyczkę i zapakowałem do niej szczotkę, czerwoną szminkę i tusz do rzęs oraz jakiś podkład.
Otworzyłam drzwi i stanęłam twarzą w twarz z mamą.
- Gdzie ty się wybierasz? - Skrzyżowała ręce na piersiach i lekko tupała nogą.
Miała na sobie jasnoniebieski szlafrok i luźno związane włosy. Chyba wybierała się właśnie do spania.
- Dzwoniła Bella i prosiła mnie o pomoc przy nauce do testu, który mamy pojutrze. Muszę jej pomóc! Przecież Bella zawsze pomaga mi przy matmie, mam u niej już tyle długów wdzięczności, że wreszcie przydałoby się odpłacić. Jutro i tak mamy szkołę dopiero na 9. Wyśpimy się i nauczymy do tego testu. - Mama nie wyglądała na przekonaną. - Proszę! - Spojrzałam na nią błagalnie. - Proszę, proszę, proszę! - Zaczęłam skakać wokół niej tak, jak robiłam w wieku siedmiu lat, gdy czegoś bardzo pragnęłam.
Kobieta zaśmiała się na ten widok.
- Niech ci będzie. Zabierz rzeczy to cię podwiozę. - Pogłaskała mnie po głowie, a ja pobiegłam do pokoju.
Chwila.
CHWILUNIA.
- Nie możesz mnie zawieść! - Wystawiłam głowę na korytarz.
- A to niby dlaczego? - Znów posłała mi podejrzliwe spojrzenie.
- Bo... bo pojadę tam z Julkiem... Wraca z próby i jedzie do domu, a ma po drodze, więc może mnie podwieźć. - Wyszczerzyłam się w najszczerszym uśmiechu na jaki potrafiłam się zdobyć.
- Wiesz, że go nie lubię...
-Wiem. - Przerwałam jej. - Ale on też ma kilka długów, które musi spłacić. Przez ostatni tydzień to ja woziłam go na próby. Chyba musi mi się odwdzięczyć, prawda? - Włożyłam w moją wypowiedź tyle przekonania, ile tylko zdołałam z siebie wykrzesać.
- Niech ci będzie, ale zadzwonię do Belli, żeby sprawdzić czy jesteś. Okej?
- Okej. - Zamknęłam się w pokoju.
Nie okej. Ale spokojnie, poradzimy sobie z tym. - Otworzyłam szafę i zaczęłam kontemplować jej wnętrze.
W końcu udało mi się wynaleźć, czarne obcisłe rurki i biały, prześwitujący top z dużymi, okrągłymi guzikami. Wygrzebałam też czarne, połyskowe szpilki na cienkim obcasie i zapakowałam je do torby. Dorzuciłam też kosmetyczkę. Na górę zapakowałam piżamę i dla nie poznaki zabrałam plecak z książkami. On i tak mi się przyda, bo pewnie spędzę noc u Julka.
Okej, jestem gotowa. Wystawiłam głowę za drzwi i rozejrzałam się po korytarzu. W sypialni rodziców paliło się światło.
Cicho przebierając nogami dotarłam do przedpokoju. Ubrałam buty i kurtkę i wyszłam z domu, krzycząc tylko krótkie cześć.
Gdy tylko minęłam ogrodzenie zatrzymał się przy mnie samochód Julka.
Chłopak nie opuszczając pojazdu otworzył mi drzwi, zabrał ode mnie torbę i plecak po czym odjechał.
- Udało ci się przekonać rodziców? Jestem pod wrażeniem! - Spoglądał na mnie wyraźnie szczęśliwy.
- Bo nie wiedzieli, że idziemy na imprezę, to znaczy ja nie byłam pewna czy idziemy i jakoś łatwiej mi się kłamało.
- Zuch dziewczynka! - Posłał mi swój szeroki uśmiech. - Co wymyśliłaś?
- Nocne uczenie się do testu. Mama powiedziała, że mnie sprawdzi, dzwoniąc do Belli, ale mam już plan jak to rozwiązać. Musze jej właśnie napisać sms'a. - Wyciągnęłam komórkę i wystukałam wiadomość z instrukcjami do mojej przyjaciółki.
Plan był doskonały. Bella mówi, że aktualnie jestem pod prysznicem, dzwoni do mnie, a ja po kilku minutach oddzwaniam do matki ze swojego telefonu z jakiegoś zacisznego i spokojnego miejsca i udaję, że wcale nie jestem na imprezie ze swoim chłopakiem.
- Powiesz mi w końcu, gdzie jedziemy? I z jakiej okazji jesteś tak szczęśliwy?
- Powiem. - Uśmiechnął się znowu.
- Więc? - Ponagliłam go, będąc ciekawą.
- Więc skończyliśmy płytę! Mamy singiel promujący, płytę i zaplanowaną trasę!
- To świetnie. - Cieszyłam się z ich sukcesu.
Wreszcie skończyli. Byłam już zmęczona tymi próbami i humorami Julka. Nareszcie będzie normalnie.
- A jedziemy do Demonium. Chłopaki nie wierzą, że ze mną przyjedziesz.
- No to ich zaskoczymy. - Byłam nawet szczęśliwa, że Julek wyciągnął mnie z domu. Co z tego, że był to prawie początek tygodnia i jutro miałam szkołę. Trzeba mieć coś od życia, prawda?
- Musze się przebrać. - Chłopak powiódł po mnie spojrzeniem.
- To na co czekasz? Wskakuj do tyłu i działaj. Mam nadzieję, że dostosowałaś się do instrukcji. - Uniósł swoje brwi, posyłając mi bardzo sugestywne spojrzenie.
Odpięłam pas i przeszłam na tylne siedzenie.
- W końcu jestem grzeczną dziewczynką. - Wyszeptałam brunetowi do ucha, lekko przygryzając jego płatek.
Odsunęłam się od niego zadowolona, że usłyszałam jego cichy pomruk i zaczęłam się przebierać.
Wcale nie było to takie proste zadanie.
Widziałam w lusterku, że Julek bacznie mnie obserwuje.
- Przestań. - Pacnęłam go w ramię, obracając się do niego tyłem i dopiero ściągając bluzkę.
- Oj, no weź... Nie wydziwiaj.
Zaśmiałam się.
Nie, nie ma tak dobrze. Ubrałam biały top, zapinając z przodu tylko trzy guziki. Potem spodnie, następnie szpilki i na końcu makijaż.
Wróciłam na swoje poprzednie miejsce.
- Włosy w porządku? - Chłopak przypatrywał się chwilę mojej spiętej fryzurze, po czym po prostu wyjął drewnianą szpilkę, którą zrobiłam sobie koka.
- Teraz lepiej. - Spojrzał na moje usta, parkując samochód.
- Co?
- Musze coś sprawdzić. - Cały czas patrzył na tą samą część mojej twarzy, po czym szybko i namiętnie mnie pocałował.
Zamknęłam oczy.
Poczułam, jak jego zarost drapie mnie po policzku.
Rozchyliłam lekko usta, ale on już się ode mnie oderwał.
- Coś nie tak? - Nie chciałam, żeby przerywał.
- Nie jest wiśniowa. Ostatnio miałaś wiśniową, była przepyszna. - Znów jego usta rozciągnęły się w pięknym uśmiechu.
- Głupek. - Zarzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam z wozu.
- Ale mnie kochasz? - Zarzucił swoją rękę na moje ramię i znów zaglądnął mi w twarz.
- Czasami. - Spojrzałam na niego.
- Jak to czasami?
- Na przykład teraz kocham cię bardziej. - Wyswobodziłam się z jego chwytu i stając przed nim przyciągnęłam go do siebie za kołnierz koszuli.
Miał ręce w kieszeni i wyczułam jak uśmiecha się przy pocałunku.
- No no, Eryk wygrałeś browara! - Naveen klepnął czarnowłosego po ramieniu.
Oderwałam się szybko od chłopaka i zarumieniłam się lekko.
- Ja też cię kocham bardziej w takich momentach. - Ciepłe powietrze owiało moją szyję w okolicy ucha. - Jesteśmy jednak wszyscy? Widzę, Johnyyy, że chcesz więcej. Myślę, że Ross się z tobą podzieli. Spokojnie starczy mnie dla wszystkich! - Przewróciłam oczami. Popisy Julka czasem mnie irytowały, ale już chyba przywykłam.
- To może ja też się sobą podzielę? - Zadarłam głowę i spojrzałam na Julka, a potem na Eryka, mrugając do niego.
Chłopak parsknął pod nosem.
- Nie, ty zostajesz moja. - Julek znów zarzucił mi rękę na ramię i pociągnął w stronę klubu. - W końcu jesteś grzeczną dziewczynką.
Flynn przywitał się z bramkarzem i całą paczką weszliśmy do lokalu.
Od razu skierowaliśmy się do barmana i zamówiliśmy wszyscy po jednym drinku.
- Za wspaniałą zabawę do białego rana! - John podniósł swoją szklankę.
- Za sukces płyty! - Naveen też uniósł swoje szkło.
- Za to, żeby Ross się sobą podzieliła! - Eryk też do mnie mrugnął, za co oczywiście otrzymał reprymendę w postaci kuksańca w bok od Julka.
- Za to, żebyśmy wszyscy jutro rzygali! - Flynn uniósł swoja rękę.
- Za was chłopaki! - Stuknęliśmy się wszyscy i przyłożyliśmy szklanki do ust.
Zrobiłam kilka łyków i odstawiłam szkło, krzywiąc się.
Poczułam jak alkohol przedziera się przez mój przełyk, pozostawiając za sobą wypaloną ścieżkę.
To co? Czas się zabawić.
I nawet jestem w miarę zadowolona z tego rozdziału :) Mam nadzieję, że wy też będziecie. Nie będę się tutaj rozpisywała, ale z nowych rzeczy, to może ktoś zauważył, że doszedł nam pewien gadżet czyli INFORMACJE.
Będę tam pisać przybliżone terminy dodawania rozdziałów. Proszę uwzględniać błąd pomiaru okej? :)
Więc to tyle nowości.
Standardowo, proszę o komentarze, bo to główny "węgiel" napędzający moje paluszki. I również standardowo, dziękuję wszystkim za napisane już opinie i uwagi :) Czytam wszystkie i naprawdę wszystkie biorę do serducha ♥
Okej miało być krótko, a ja znowu się rozpisałam...
Przepraszam za błędy, ale nie mam siły już dzisiaj sprawdzać. Skoryguje je jutro, albo poproszę o pomoc mojego informatyka :) Ona na pewno mi pomoże. (Sprawdzone :* Z.) Oczywiście, wy też piszcie mi, gdzie zrobiłam gafy to obiecuję, że je poprawię :)
STOP
KONIEC
ZAPRASZAM DO CZYTANIA :)
i miłego jutrzejszego dnia wszystkim! Uśmiechu na te zimne i mokre dni!
wasza Julu
ps. Mam nadzieję, ze w końcu uda mi się dojść do tego balu, bo ostatnio mam tak, że po prostu muszę zacząć pisać od miejsca, w którym zakończyłam akcję w poprzednim rozdziale. Czekajcie cierpliwie! Może w listopadzie doczekamy się BALU :)
_Elsa______________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________
Weszłam do kuchni i odstawiłam kubek po herbacie do zlewu. Przetarłam dłonią powiekę i ziewnęłam delikatnie. Było późno, a rano jak zwykle czekały mnie studia. Usiadłam przy stole i otworzyłam laptopa, sprawdzając wszystkie projekty, które przygotowałam na jutro. Szkice zajęły mi dzisiejszy ranek i kawałek wieczoru, kiedy wróciłam z wykładu. Zamknęłam laptopa i westchnęłam. Jack już spał, Kristoff chyba też, Julek od tygodnia nie wychodzi z prób, więc dzisiaj pewnie też będzie nocował u kolegów. Na nogach byłam tylko ja. Ja i moje głowa z natłokiem myśli. Dzisiejszy szurnięty pomysł mojej szurniętej siostry bardzo mnie zaskoczył, ale jednocześnie chyba spodobał. Po prostu chciałabym pokazać Jackowi, że on też ma konkurencję. Nie jestem jego (jeszcze) i nie będę czekać w nieskończoność, aż to zrozumie i ruszy ten swój nieśmiały tyłek.
Znów westchnęłam.
Nagle ciszę w mieszkaniu przerwał dźwięk telefonu.
Spojrzałam na tarczę zegara wiszącą nad drzwiami.
23:13 Późno.
Telefon leżał na stole. Zdenerwowana podeszłam szybko i chwyciłam komórkę w ręce.
"O ja pierdziele"
Na wyświetlaczu pojawiło się jedno, wyraźne słowo: MATKA
Nagle zrobiło mi się duszno i gorąco.
Drżącym palcem przesunęłam zieloną słuchawkę po ekranie.
Przyłożyłam telefon do ucha.
- Słucham? - Starałam się zabrzmieć pewnie i spokojnie, ale serce kołatało mi z prędkością światła.
Z każdą minutą rozmowy przyspieszało. Szybciej i szybciej, jak tocząca się lokomotywa.
- Była tu... - Zdławionym głosem udzielałam matce odpowiedzi. - Wyszła, nie pamiętam kiedy... Byłam na wykładzie. Nie, nie odprowadziłam jej. - Mój głos przeobraził się w cienki pisk żalu i bólu.
Nawet nie zauważyłam postaci Kristoffa, który wszedł do kuchni.
Chłopak stanął za mną i przytulił mnie do siebie.
- Co jest? - Wyszeptał do mojego drugiego ucha.
Blondyn miał na sobie długie, kraciaste spodnie od piżamy. Receptorami pleców wyczuwałam jego nagi tors.
Zawsze było mu gorąco, nawet zimną. Nic dziwnego, że wśród jego dziewczyn krążyła nazwa "Gorący Chłopak".
Odszukałam jego dłoni i ścisnęłam ją mocno.
- Mamo... - Wyjąkałam.
Rozłączyła się.
Odłożyłam telefon na stół.
- Elsa? Co się stało? - Kriss obrócił mnie twarzą do siebie i spoglądał na mnie.
Jego oczy były zatroskane.
- Czy... czy odprowadziłeś Ankę do domu? - Widziałam jak jego spojrzenie momentalnie się zmienia.
- Co się jej stało? - Potrząsnął mną lekko za ramiona.
- Nie wróciła do domu. - Zwiesiłam głowę.
Kristoff spojrzał na zegarek, później na mnie i wybiegł z kuchni. Widziałam jak się ubiera. Zmienił spodnie, a na gołą klatę zarzucił kurtkę.
- Idziesz? - Zatrzymał się na chwilę przy ubieraniu butów.
- Tak, oczywiście. - Również zaczęłam się ubierać.
Wyszliśmy z mieszkania.
Wsiadłam do auta i włożyłam kluczyk do stacyjki. Kriss usiadł obok mnie.
- Mogłem jej nie zostawiać...
Zapaliłam silnik.
- Kriss? - Blondyn spojrzał na mnie. - Wszystko będzie dobrze. Znajdziemy ją, okej? - Chłopak pokiwał wolno głową, a ja wyjechałam z parkingu.
Dzięki temu, że chyba nie do końca dotarło do mnie to, że moja młodsza siostra zaginęła i mogło jej się coś stać byłam spokojna. Po prostu mój mózg nie dopuszczał do siebie tej informacji.
- Zatrzymaj się tu. - Kristoff wskazał palcem chodnik.
Ledwo samochód stanął, a chłopak już wyskoczył z auta.
Zrobiłam to samo i po chwili też stałam na chodniku.
- Tu ją zostawiłem... Mogłem ją odprowadzić, cholera. - Kriss nerwowo rozglądał się dookoła.
Padał śnieg, więc wszystkie świeże ślady zostały zasypane. Biała, nieskazitelna kołdra pokrywała wszystko, utrudniając nam zadanie.
Blondyn ruszył przed siebie.
- Kriss, to ja pójdę w prawo. - Wskazałam głową na park.
- Idź, a jakby co to krzycz. I uważaj na siebie. - Odwrócił się i szybkim krokiem poszedł dalej.
_______________________________________________________________________
_Kristoff___________________________________________________________________________
______________________________________________________________________________________
Jak mogłem ją zostawić? No jak? Jestem idiotą. Skończonym kretynem, jak jej nie znajdę to chyba się powieszę. Nie będę umiał żyć w świadomości, że coś jej się stało.
Wsadziłem dłonie do kieszeni, bo mróz dawał swe znaki.
Miałem ochotę wrzeszczeć, płakać, ale szedłem spokojnie rozglądając się wokół siebie.
- Kristoff! - Zawróciłem w stronę wołającej mnie Elsy.
Gdy byłem już niedaleko dostrzegłem, że blondynka stoi i w otoczeniu swojej rodziny.
Podszedłem do nich.
- Dobry wieczór. - Przywitałem się z ojcem i matką dziewczyny.
Kobieta nieprawdopodobnie przypominała mi Ankę. Te same oczy, ten sam nos. Po prostu Anka w ciemnych, brązowych włosach.
Elsa odeszła od rodziców i schowała się za mną.
Pewnie nie tak wyobrażała sobie spotkanie z nimi.
- Gdzie ją zostawiłeś? - Lodowaty ton matki sprawił, że również skuliłem się w sobie.
- Tam. - Wskazałem miejsce, gdzie przed paroma godzinami się rozstaliśmy.
Brunetka ruszyła w tamtą stronę. Elsa chodziła tak samo władczo, jak ona.
Minął nas też smutny ojciec i pobiegł za żoną.
- Chodź. - Ja też zrobiłem krok w ich stronę.
- Kristoff... ja nie mogę. Nie mogę z nimi przebywać. - Widziałem na bladej twarzy Elsy małe kropelki.
- Musimy ją znaleźć. Zrób to dla niej. - Uścisnąłem ją i pociągnąłem za sobą.
Nie winiłem jej za to, że nie chciała. Dobrze wiedziałem, jakie są jej stosunki z matką i ojcem. Pewnie gdybym się teraz znalazł obok mojego taty zachowywałbym się tak samo. Albo jeszcze gorzej. Zabiłbym tego skurwiela na miejscu.
Ale na szczęście nie byłem blisko niego.
Szliśmy w milczeniu. Śnieg padał z nieba dużymi, obfitymi płatkami.
Doszliśmy do skrzyżowania. Zatrzymaliśmy się pod latarnią, nie wiedząc co robić dalej.
- Niech państwo zadzwonią na policję, a ja jeszcze raz się przejdę. - Puściłem dłoń Elsy uprzednio ją ściskając.
- Dobrze wiemy, co mamy robić. - Brunetka warknęła głośniej.
- Mario... Oni chcą pomóc. - Jej mąż położył jej rękę na ramieniu.
- Pójdę już. - Oznajmiłem wszystkim, spoglądając na Elsę.
Jej oczy mówiły, żeby jej nie zostawiać.
Kobieta wyraźnie to zauważyła.
- Chyba nie myślisz, że zrobimy coś własnej córce! Możesz ją tu spokojnie zostawić. Będzie bezpieczna. - Jej grzywka przysłaniała niebieskie oczy, w których dostrzegłem ból.
- Mario... - Mężczyzną jeszcze raz położył jej rękę na ramieniu.
- Idę. - Powtórzyłem jeszcze raz i nie patrząc już na przyjaciółkę ruszyłem w drogę powrotną.
Przeszedłem tą samą drogę rozglądając się bacznie wokół siebie. Czułem jak śnieg pada mi na głowę, więc ubrałem kaptur i zapiąłem go pod szyją.
Anka, co się z tobą stało?
Zrobiłem jeszcze kilka kroków i uniosłem wzrok do góry. Niebo było ciemne i zachmurzone. Spojrzałem jeszcze raz na chodnik i puściłem się biegiem. Zatrzymałem się gwałtownie przy jednym z samochodów i podniosłem z ziemi jej czapkę. Tę samą, którą ubierała w mieszkaniu.
Musi gdzieś tu być.
Mój mózg kazał mi szukać. Słyszałem w głowie, jak wydaje mi polecenia. Skręć w lewo, popatrz tam, idź teraz prosto, jeszcze trochę...
I nagle znalazłem się przy niej.
Leżała na śniegu, za śmietnikiem, niedaleko parku. Jej rude włosy idealnie kontrastowały z białym podłożem. Wyglądały jak krew.
Podbiegłem tam i ukląkłem patrząc w na nią. Była blada, bez żadnych obrażeń. Wszystko miała na miejscu, twarz wyglądała w porządku... Uspokoiłem się.
Wsunąłem rękę pod jej kolana, a drugą pod plecy i uniosłem delikatnie.
- Zostaw mnie... - Gdyby nie ciepłe powietrze, które owiało moje palce, nie zorientowałbym się w ogóle, że coś mówiła.
- Anka, to ja. Już wszystko w porządku. Czy coś ci się stało?
Dziewczyna otworzyła oczy i mrugnęła kilka razy.
Poczułem jak jej ciało się napina. Zacisnęła mocno powieki i już po chwili po jej policzkach pociekły łzy.
Spanikowałem. Czemu ona płacze?
- Ej, już wszystko w porządku. Jesteś bezpieczna, jestem przy tobie... - Nie wiedziałem, co mam robić.
- Psychopata... Psychopata... - Wyszeptała i poczułem, jak zaczyna się trząść.
Ja też się już trząsłem i prawie płakałem.
Czy ona mówiła o mnie?
Starałem się tym nie przejmować. Wstałem i ruszyłem z majaczącą Anką w stronę jej rodziców.
Jej matka od razu do mnie podbiegła, gdy tylko nas ujrzała.
- Aniu, słoneczko... - Pogładziła ją po policzku. - Już wszystko dobrze. Nie płacz. - Widziałem, że ona też poczuła wielką ulgę, że jej córka się odnalazła.
- Psychopata... - Znów cios w moją stronę.
- Ona majaczy. - Powiedziałem na głos, chcąc przekonać do tego również siebie.
Ojciec zabrał ją z moich rąk i zaniósł do auta. Matka również ruszyła za nim.
- Dziękuję. - Odwróciła się jeszcze i skinęła mi głową.
Uśmiechnąłem się do niej i spojrzałem na płaczącą Elsę.
- Dobrze, że ją znalazłeś całą i zdrową. Dziękuję! - Blondynka rzuciła mi się na szyję i załkała.
Przytrzymałem ją chwilę przy sobie, żeby mogła się wypłakać. Elsa już taka jest, że po prostu dusi w sobie emocje, ale one kiedyś wybuchają. To był właśnie moment eksplozji.
- Przepraszam. - Dziewczyna odsunęła się ode mnie i otarła palcami swoje policzki. - Bałam się o nią.
- Ja też.
Odwróciłem głowę i nie patrząc na dziewczynę ruszyłem do auta.
- Kriss? Co się stało? - Zapytała, gdy już znaleźliśmy się w zimnym wnętrzu samochodu. - I powiedz prawdę. - Jej wzrok próbował wyczytać wszystko z moich oczu.
- Nic. Jest w porządku.
- Kłamiesz. - Stwierdziła, wydymając wargi.
- Jest w porządku i nie naciskaj. - Uniosłem lekko głos, nie panując nad tym za bardzo.
- Możesz mi powiedzieć. Wiesz?
Skinąłem głową, bo gula w moim gardle powiększała się, uniemożliwiając wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa.
- Chyba musimy odpocząć. Dobrze nam zrobi kilka godzin snu. Dobrze, że nic jej nie jest. - Elsa odetchnęła i zapaliła silnik, po czym odjechała w stronę naszego bloku.
Zastanawiałem się, czy nic się jej nie stało. To nie było omdlenie, była zbyt otumaniona i mówiła brednie...
Bardzo bolące brednie.
Kujące i szarpiące serce.
Czy ktoś chciał ją zgwałcić?
Okraść?
Nastraszyć?
Uczepiłem się tej ostatniej myśli i pomyślałem o naszej popołudniowej rozmowie. Anka wspominała coś o Astrid i o jakimś konflikcie.
I o jakimś chłopaku. I nie nazywała go psychopatą...
- Kriss!
- Hym... - Spojrzałem na blondynkę.
- Nie płacz. - Otarła kciukiem łzę spływającą po moim policzku.
- Nie płaczę. - Odpowiedziałem i wbrew sobie posłałem jej jeden z moich zniewalających uśmiechów.
- Ten był na Biankę. Musisz odświeżyć repertuar. - Elsa wyszła z auta i skierowała się w stronę drzwi.
- Nie mam dla kogo. - Starałem się, żeby zabrzmiało to jak żart, ale chyba mi nie wyszło. Było to po prostu bardzo żałosne wyznanie.
- Chodź, przyda się nam sen. - Weszliśmy do kamienicy, a potem do naszego mieszkania.
_______________________________________________________________________
_Julek______________________________________________________________________________
________________________________________________________________________________________
- Jeeeeee! - Krzyknąłem na całe gardło, gdy tylko opuściłem nasz salon prób. - To było coś! Chłopaki, czujecie to? - Obróciłem się w stronę reszty. - Mamy płytę! I singiel i jesteśmy gotowi na trasę! - Zacząłem biec przed siebie, słysząc z tyłu śmiech i żartobliwe komentarze kolegów.
Byłem szczęśliwy jak nigdy dotąd. Wreszcie nasze próby się opłaciły, wreszcie coś mamy i wreszcie coś osiągniemy.
- Co wy ta no, żeby to oblać? - Odwróciłem się w ich stronę i powiodłem spojrzeniem po ich twarzach. - No co wy? Serio? Przecież musimy to uczcić. Co z wami? - Ich miny mówiły wyraźne nie.
- Stary, my też się tym jaramy, ale jesteśmy tak skonani, że nie damy rady. - Nasz główny wokalista spojrzał na mnie błagalnie.
- Pękasz, John! - Blondyn wywrócił tylko oczami i zmarszczył swój duży, orli nos.
- Ja chętnie! - Eryk, perkusista też lubił sobie wypić.
- Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć! - Przybiłem mu piątkę i spojrzałem na ostatniego członka zespołu. - A ty, co powiesz Naveen? Idziesz z nami wykorzystać okazję? - Mulat zaśmiał się na moje słowa.
- Nigdzie z tobą nie idę! Stajesz się bestią po kilku browarach, Flynn. Dzisiaj nie jestem na to gotowy, okej? - Błysnął zębami w rozbawionym uśmiechu.
- Ej chłopie, gitary trzymają się razem, tak? Jak ja idę to ty też i nie ma migania. - Wycelowałem w niego palcem. - Jasne?
Znów się zaśmiał i pokręcił głową.
- Śpisz u nas, czy wracasz do siebie? - John jak zwykle był bardzo rzeczowy.
- Ja dzisiaj nie śpię, ja piję! - Wykrzyknąłem w niebo.
Dopiero teraz spostrzegłem padający śnieg. Duże, ciężkie płatki wolno opadały na ziemię.
Nagle poczułem wibracje w kieszeni. Wyjąłem telefon.
- Producent? - Eryk posłał mi spojrzenie pełne nadziei. Wychodząc ze studia wysłaliśmy mu demo naszej świeżo upieczonej płytki, ale on nigdy nie odpowiadał tak szybko, nawet w kwestii płyt.
Pokręciłem głową.
- Ross.
- O stary, coś czuję, że z picia dzisiaj nic nie będzie. Kobieta wzywa, musisz biec, albo sama pociągnie za smycz... Tylko wtedy możesz skończyć z oparzeniami na szyi od tego kagańca. - John uwielbiał używać metafor w swoich żartach. Ja ich nie cierpiałem.
- Bardzo śmieszne, to ci się udało... - Wystawiłem mu fucka i odebrałem telefon. - Zaraz się przekonacie. - Powiedziałem, zanim zacząłem rozmowę z Roszpunką.
- To może być ciekawe. - Chłopaki przystanęli i patrzyli na mnie z zaciekawieniem.
- Ross. Hej, słuchaj jest sprawa. Potrzebuję cię. Tak teraz. Posłuchaj, będę za dziesięć minut, ubierz coś obcisłego. Nic nie kombinuję. Bądź gotowa, zaufaj mi okej? Dobra będę za chwilkę, buźka. - Rozłączyłem się.
Cały zespół zaczął mi bić brawo.
- Ciekawe co zrobi, jak się dowie, że zabierasz ją do klubu. - John był ubawiony moim pomysłem. - Jesteś okropnym chłopakiem Flynn.
- Nie wiesz jakim jestem chłopakiem, jeszcze tego nie sprawdziłeś, Johnyy... - Specjalnie przedłużyłem ostatnią literę, starając się brzmieć słodko.
- Uwierz, nie chciałbym tego sprawdzać. Wolę żyć w niewiedzy.
- Oh, daj spokój. - Podszedłem go niego i ująłem jego rękę. - Wiem, że zawsze chciałeś to zrobić. - Przejechałem jego dłonią po swoim torsie. Jego mina była przepiękna! To obrzydzenie!
- Jesteś popieprzony... Nie dotykaj mnie więcej! - Wszyscy pękali ze śmiechu.
- Dokończymy to jeszcze! Jadę po Ross, widzimy się w Demonium. Ty też włóż coś obcisłego, Johnyyy - Udałem, że posyłam mu całusa i oddaliłem się w stronę auta.
Wrzuciłem gitarę do bagażnika i odjechałem, kierując się pod dom Ross.
___________________________________________________________________________________
_Roszpunka_________________________________________________________________________
________________________________________________________________________________________
Co on sobie wyobraża?
Nawet nie powiedział mi, gdzie idziemy. I czemu mam zakładać coś obcisłego.
- Roszpunka! Co ty tak długo robisz w tej łazience? - Mama kilka razy poruszyła klamką. - Wszystko w porządku?
Zacisnęłam powieki, starając się szybko coś wymyślić. Znając Julka, to zapewne wymyślił coś, czego moi rodzice nie zaakceptują. Pewnie jakieś wyjście na imprezę, albo na piwo, albo po prostu chciał mnie zaprosić do siebie. Mało prawdopodobne, ale jednak. Musiałam szybko wpaść na coś sensownego, co przekona mamę do wypuszczenia mnie z domu o godzinie 24:12.
Porwałam kosmetyczkę i zapakowałem do niej szczotkę, czerwoną szminkę i tusz do rzęs oraz jakiś podkład.
Otworzyłam drzwi i stanęłam twarzą w twarz z mamą.
- Gdzie ty się wybierasz? - Skrzyżowała ręce na piersiach i lekko tupała nogą.
Miała na sobie jasnoniebieski szlafrok i luźno związane włosy. Chyba wybierała się właśnie do spania.
- Dzwoniła Bella i prosiła mnie o pomoc przy nauce do testu, który mamy pojutrze. Muszę jej pomóc! Przecież Bella zawsze pomaga mi przy matmie, mam u niej już tyle długów wdzięczności, że wreszcie przydałoby się odpłacić. Jutro i tak mamy szkołę dopiero na 9. Wyśpimy się i nauczymy do tego testu. - Mama nie wyglądała na przekonaną. - Proszę! - Spojrzałam na nią błagalnie. - Proszę, proszę, proszę! - Zaczęłam skakać wokół niej tak, jak robiłam w wieku siedmiu lat, gdy czegoś bardzo pragnęłam.
Kobieta zaśmiała się na ten widok.
- Niech ci będzie. Zabierz rzeczy to cię podwiozę. - Pogłaskała mnie po głowie, a ja pobiegłam do pokoju.
Chwila.
CHWILUNIA.
- Nie możesz mnie zawieść! - Wystawiłam głowę na korytarz.
- A to niby dlaczego? - Znów posłała mi podejrzliwe spojrzenie.
- Bo... bo pojadę tam z Julkiem... Wraca z próby i jedzie do domu, a ma po drodze, więc może mnie podwieźć. - Wyszczerzyłam się w najszczerszym uśmiechu na jaki potrafiłam się zdobyć.
- Wiesz, że go nie lubię...
-Wiem. - Przerwałam jej. - Ale on też ma kilka długów, które musi spłacić. Przez ostatni tydzień to ja woziłam go na próby. Chyba musi mi się odwdzięczyć, prawda? - Włożyłam w moją wypowiedź tyle przekonania, ile tylko zdołałam z siebie wykrzesać.
- Niech ci będzie, ale zadzwonię do Belli, żeby sprawdzić czy jesteś. Okej?
- Okej. - Zamknęłam się w pokoju.
Nie okej. Ale spokojnie, poradzimy sobie z tym. - Otworzyłam szafę i zaczęłam kontemplować jej wnętrze.
W końcu udało mi się wynaleźć, czarne obcisłe rurki i biały, prześwitujący top z dużymi, okrągłymi guzikami. Wygrzebałam też czarne, połyskowe szpilki na cienkim obcasie i zapakowałam je do torby. Dorzuciłam też kosmetyczkę. Na górę zapakowałam piżamę i dla nie poznaki zabrałam plecak z książkami. On i tak mi się przyda, bo pewnie spędzę noc u Julka.
Okej, jestem gotowa. Wystawiłam głowę za drzwi i rozejrzałam się po korytarzu. W sypialni rodziców paliło się światło.
Cicho przebierając nogami dotarłam do przedpokoju. Ubrałam buty i kurtkę i wyszłam z domu, krzycząc tylko krótkie cześć.
Gdy tylko minęłam ogrodzenie zatrzymał się przy mnie samochód Julka.
Chłopak nie opuszczając pojazdu otworzył mi drzwi, zabrał ode mnie torbę i plecak po czym odjechał.
- Udało ci się przekonać rodziców? Jestem pod wrażeniem! - Spoglądał na mnie wyraźnie szczęśliwy.
- Bo nie wiedzieli, że idziemy na imprezę, to znaczy ja nie byłam pewna czy idziemy i jakoś łatwiej mi się kłamało.
- Zuch dziewczynka! - Posłał mi swój szeroki uśmiech. - Co wymyśliłaś?
- Nocne uczenie się do testu. Mama powiedziała, że mnie sprawdzi, dzwoniąc do Belli, ale mam już plan jak to rozwiązać. Musze jej właśnie napisać sms'a. - Wyciągnęłam komórkę i wystukałam wiadomość z instrukcjami do mojej przyjaciółki.
Plan był doskonały. Bella mówi, że aktualnie jestem pod prysznicem, dzwoni do mnie, a ja po kilku minutach oddzwaniam do matki ze swojego telefonu z jakiegoś zacisznego i spokojnego miejsca i udaję, że wcale nie jestem na imprezie ze swoim chłopakiem.
- Powiesz mi w końcu, gdzie jedziemy? I z jakiej okazji jesteś tak szczęśliwy?
- Powiem. - Uśmiechnął się znowu.
- Więc? - Ponagliłam go, będąc ciekawą.
- Więc skończyliśmy płytę! Mamy singiel promujący, płytę i zaplanowaną trasę!
- To świetnie. - Cieszyłam się z ich sukcesu.
Wreszcie skończyli. Byłam już zmęczona tymi próbami i humorami Julka. Nareszcie będzie normalnie.
- A jedziemy do Demonium. Chłopaki nie wierzą, że ze mną przyjedziesz.
- No to ich zaskoczymy. - Byłam nawet szczęśliwa, że Julek wyciągnął mnie z domu. Co z tego, że był to prawie początek tygodnia i jutro miałam szkołę. Trzeba mieć coś od życia, prawda?
- Musze się przebrać. - Chłopak powiódł po mnie spojrzeniem.
- To na co czekasz? Wskakuj do tyłu i działaj. Mam nadzieję, że dostosowałaś się do instrukcji. - Uniósł swoje brwi, posyłając mi bardzo sugestywne spojrzenie.
Odpięłam pas i przeszłam na tylne siedzenie.
- W końcu jestem grzeczną dziewczynką. - Wyszeptałam brunetowi do ucha, lekko przygryzając jego płatek.
Odsunęłam się od niego zadowolona, że usłyszałam jego cichy pomruk i zaczęłam się przebierać.
Wcale nie było to takie proste zadanie.
Widziałam w lusterku, że Julek bacznie mnie obserwuje.
- Przestań. - Pacnęłam go w ramię, obracając się do niego tyłem i dopiero ściągając bluzkę.
- Oj, no weź... Nie wydziwiaj.
Zaśmiałam się.
Nie, nie ma tak dobrze. Ubrałam biały top, zapinając z przodu tylko trzy guziki. Potem spodnie, następnie szpilki i na końcu makijaż.
Wróciłam na swoje poprzednie miejsce.
- Włosy w porządku? - Chłopak przypatrywał się chwilę mojej spiętej fryzurze, po czym po prostu wyjął drewnianą szpilkę, którą zrobiłam sobie koka.
- Teraz lepiej. - Spojrzał na moje usta, parkując samochód.
- Co?
- Musze coś sprawdzić. - Cały czas patrzył na tą samą część mojej twarzy, po czym szybko i namiętnie mnie pocałował.
Zamknęłam oczy.
Poczułam, jak jego zarost drapie mnie po policzku.
Rozchyliłam lekko usta, ale on już się ode mnie oderwał.
- Coś nie tak? - Nie chciałam, żeby przerywał.
- Nie jest wiśniowa. Ostatnio miałaś wiśniową, była przepyszna. - Znów jego usta rozciągnęły się w pięknym uśmiechu.
- Głupek. - Zarzuciłam na siebie kurtkę i wyszłam z wozu.
- Ale mnie kochasz? - Zarzucił swoją rękę na moje ramię i znów zaglądnął mi w twarz.
- Czasami. - Spojrzałam na niego.
- Jak to czasami?
- Na przykład teraz kocham cię bardziej. - Wyswobodziłam się z jego chwytu i stając przed nim przyciągnęłam go do siebie za kołnierz koszuli.
Miał ręce w kieszeni i wyczułam jak uśmiecha się przy pocałunku.
- No no, Eryk wygrałeś browara! - Naveen klepnął czarnowłosego po ramieniu.
Oderwałam się szybko od chłopaka i zarumieniłam się lekko.
- Ja też cię kocham bardziej w takich momentach. - Ciepłe powietrze owiało moją szyję w okolicy ucha. - Jesteśmy jednak wszyscy? Widzę, Johnyyy, że chcesz więcej. Myślę, że Ross się z tobą podzieli. Spokojnie starczy mnie dla wszystkich! - Przewróciłam oczami. Popisy Julka czasem mnie irytowały, ale już chyba przywykłam.
- To może ja też się sobą podzielę? - Zadarłam głowę i spojrzałam na Julka, a potem na Eryka, mrugając do niego.
Chłopak parsknął pod nosem.
- Nie, ty zostajesz moja. - Julek znów zarzucił mi rękę na ramię i pociągnął w stronę klubu. - W końcu jesteś grzeczną dziewczynką.
Flynn przywitał się z bramkarzem i całą paczką weszliśmy do lokalu.
Od razu skierowaliśmy się do barmana i zamówiliśmy wszyscy po jednym drinku.
- Za wspaniałą zabawę do białego rana! - John podniósł swoją szklankę.
- Za sukces płyty! - Naveen też uniósł swoje szkło.
- Za to, żeby Ross się sobą podzieliła! - Eryk też do mnie mrugnął, za co oczywiście otrzymał reprymendę w postaci kuksańca w bok od Julka.
- Za to, żebyśmy wszyscy jutro rzygali! - Flynn uniósł swoja rękę.
- Za was chłopaki! - Stuknęliśmy się wszyscy i przyłożyliśmy szklanki do ust.
Zrobiłam kilka łyków i odstawiłam szkło, krzywiąc się.
Poczułam jak alkohol przedziera się przez mój przełyk, pozostawiając za sobą wypaloną ścieżkę.
To co? Czas się zabawić.