Bada bumssss
Mamy kolejny rozdział :)
Zgodnie z ostatnią prośbą, od teraz będę pisała, kto opowiada całą historię, czyli z czyjej perspektywy piszę. Mam nadzieję, że wam się spodoba... Jest troszkę dramatyczny, ale... sami zobaczycie.
Komentujcie i opierdzielajcie mnie za każdy błąd :)
Dziękuję wszystkim za ostatnią aktywność pod rozdziałem trzynastym. To naprawdę dało kopa! Jeszcze raz dziękuję wszystkim!
Trzymajcie się i dobranoc :*
wasza Julu
_Astrid______________________________________________________________________
_______________________________________________________________________
Wybiegłam ze szkoły i czym prędzej popędziłam w stronę przystanku autobusowego. Właśnie zaczynała się druga lekcja. Biegłam chodnikiem mijając tłum ludzi spieszący się do pracy czy szkoły.
- Przepraszam! - Znów niechcący kogoś potrąciłam, na co usłyszałam kolejne niezadowolone burknięcia.
Gdy zobaczyłam mój nadjeżdżający autobus, puściłam się biegiem przed siebie. Przebiegłam na czerwonym świetle i znów do moich uszu doszły niemiłe słowa jakiegoś starucha. Wbiegłam do autobusu i zajęłam miejsce przy drzwiach. Zaczęłam nerwowo grzebać w torebce. W końcu wygrzebałam paczkę papierosów i wyjęłam jednego.
- Tutaj się nie pali. - Usłyszałam nad sobą męski głos.
Spojrzałam na człowieka stojącego obok. Na twarzy miał grymas obrzydzenia i spoglądał na mnie karcąco. Obróciłam papierosa kilka razy w ręce, po czym schowałam go do torebki.
- Oczywiście, ma pan rację. Przepraszam. - Starałam się, żeby mój głos nie brzmiał jak brzytwa.
Facet mruknął coś pod nosem i zajął się swoją komórką, a ja nerwowo wystukiwałam jakiś rytm na swoim kolanie.
W końcu ruszyliśmy. Ruch na drogach troszkę zelżał, w porównaniu do stanu sprzed godziny. Niestety i tak wlekliśmy się w wężyku pojazdów.
Po dwudziestu, może trzydziestu minutach w końcu wyskoczyłam z autobusu. Przeszłam przez park miejski i wyszłam na ulicę Zamkową, na której znajdował się mój cel. Skręciłam w prawo i przeszłam jeszcze kilkadziesiąt metrów, po czym ujrzałam gmach szpitala św. Marka. Dobiegłam w końcu do olbrzymich drzwi i pchnęłam je mocno. Znalazłam się na szerokim korytarzu. Ściany były szare i zabrudzone. Starałam się nie zwracać uwagi na otaczających mnie chorych ludzi. Zapięłam kurtkę, bo nagle owiał mnie podmuch zimnego powietrza. To dziwne, że na dworze nie czułam zimna.
Na szczęście dotarłam do recepcji.
- Dzień dobry. Chciałam się zapytać, gdzie znajdę panią Ingrid Larsen.
- Jesteś jej rodziną?
- Tak, wnuczką.
- Nie ma kogoś dorosłego?
- Nie.
Kobieta w czarnych włosach zebranych w kucyk spojrzała na mnie podejrzanie.
- Sala numer 34. Drugie piętro, w prawo po wyjściu z windy. - Podała mi instrukcje i wróciła do swoich papierów.
Coraz bardziej zdenerwowana pobiegłam do windy. Wjechałam na drugie piętro i skierowałam się do odpowiednich drzwi. Otworzyłam je, ale równie szybko je zamknęłam, kiedy spostrzegłam puste, pościelone łóżko.
Wzięłam głęboki wdech i nakazałam sobie spokój, odganiając przy tym okropne myśli, tłoczące się w mojej głowie.
Rozejrzałam się po korytarzu. Świecił pustkami. Żadnej żywej duszy, która mogłaby mi udzielić jakiejkolwiek informacji.
Postanowiłam znaleźć jakiegoś lekarza. Weszłam do kolejnej sali, w której leżało kilka osób.
- Przepraszam, czy ktoś z państwa wie, gdzie mogłabym złapać lekarza? - Nie przywykłam do tego, że jestem miła dla ludzi.
Większość pacjentów znajdujących się w pokoju pokiwała przecząco głowami i wróciła do swoich zajęć, które im przerwałam.
Gdy już miałam wychodzić, jakaś kobieta złapała mnie za rękę.
- Ostatnie drzwi po prawej stronie, na końcu korytarza. - Jej słodki głos wypełnił ciszę w mojej głowie.
Podziękowałam jej szybko i wybiegłam z salki.
W końcu znalazłam odpowiednie drzwi i bez pukania weszłam do środka.
- Przepraszam, ale tu nie wolno wchodzić... - Siwy lekarz poderwał się z krzesła.
- Szukam mojej babci. Pani Ingrid Larsen. Miała być w sali numer 34, ale jej nie znalazłam. Podobno miała zawał. Nic więcej nie wiem. - Mężczyzna dostrzegł chyba moje zdenerwowanie, bo zaczął przeglądać papiery w swojej teczce.
- Larsen, Larsen, Larsen... - Mruczał, szukając karty mojej babci.
Myślałam, że zaraz ja zejdę tu na zwał, bo szukanie przeciagało się w nieskończoność.
- Ingrid Larsen, lat 68. Tak, twoja babcia miała zawał serca. Dotarła do nas o godzinie 8:56. Przeszła zawał z uniesieniem odcinka ST. Zbadaliśmy wychylenie tego odcinka. Twoja babcia przechodzi teraz zabieg koronarografii i angioplastyki balonowej. Tętnica, która odpowiedzialna jest za spowodowanie zawału była po prostu całkowicie zamknięta.
- Czy ona przeżyje?
- Tak. Twoja babcia ma bardzo silny organizm. Takim jak ona też zdarzają się zawały. Zadzwonimy do ciebie, kiedy operacja dobiegnie końca.
- Czy mogę tu zostać?
Lekarz zdjął okulary i popatrzył na mnie.
- Skoro nalegasz. To jeszcze chwilę potrwa, a później twoja babcia będzie musiała wybudzić się z narkozy.
- Poczekam.
- Dobrze. - Lekarz usiadł z powrotem przy biurku.
- Do widzenia. Dziękuję bardzo. - Wyszłam z pomieszczenia i zajęłam krzesełko przy sali z numerem 34.
Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Zorientowałam się, że nie mam nawet do kogo zadzwonić i porozmawiać. W końcu postanowiłam zadzwonić do rodziców. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer mamy.
- Tutaj Sylvia Hofferson...
- Mamo! - Mój głos załamał się na dźwięk jej głosu.
- Niestety nie mogę teraz odebrać telefonu. Zostaw wiadomość, a ja odczytam ją, kiedy będę już dostępna. Pozdrawiam. - Wyłączyłam komórkę i cisnęłam ją do torby.
Ukryłam twarz w dłoniach. Nawet teraz, kiedy babcia była w tak złym stanie, ona nie mogła poświęcić mi choć sekundy swojego pieprzonego czasu.
Byłam coraz bardziej nerwowa, zła i przerażona.
- Astrid! O Boże, Astrid, jak dobrze cię widzieć. - Brunetka przysiadła się do mnie i chwyciła mnie za rękę.
- I co z nią? Dowiedziałaś się czegoś?
- Przechodzi jakieś zabiegi. To pani zadzwoniła po pogotowie?
Mama Czkawki pokiwała głową.
- Tak. Przyszłam do niej rano, chciałam zabrać ją na spacer przed pracą. To było straszne...- Przerwała widząc zapewne mój wyraz twarzy. - Ale na pewno wszystko będzie dobrze. Przepraszam, że dotarłam dopiero teraz. Musiałam jechać do pracy i wziąć zwolnienie. Trochę to trwało.
Spojrzałam na zegar wiszący na ścianie. Dochodziła 11:30.
- Dziękuję pani. - Wtuliłam się w sąsiadkę.
Kobieta była zaskoczona, ale po chwili poczułam, jak jej dłoń gładzi moje plecy.
-Wszystko będzie dobrze. - Powtarzała te słowa jak modlitwę.
Nagle na korytarzu pojawili się jacyś ludzie. Poderwałam się z krzesełka i podbiegłam do grupki lekarzy, którzy wieźli moją babcię.
- Babciu! - Spróbowałam podejść do jej łóżka.
- Proszę się odsunąć. - Lekarz zagrodził mi drogę i lekko mnie odepchnął.
Wpadłam w ramiona pani Haddock.
Kobieta przytrzymała mnie za ramiona.
- Poczekaj, Astrid. - Jej delikatny głos wpływał na mnie kojąco.
Zaczekałyśmy, aż lekarze wjadą z łóżkiem do sali, po czym również weszłyśmy do środka.
Czekałyśmy, aż pielęgniarki ustawią odpowiednio łóżko i podłączą wszystkie potrzebne sprzęty.
W końcu skończyły i czmychnęły z pomieszczenia.
- Pani Larsen potrzebuje teraz odpoczynku. Jest słaba, ale już nic nie zagraża jej życiu. Zabieg przeszła pomyślnie. Za pół godziny powinna wybudzić się z narkozy. - Ostatni lekarz udzielił nam tych informacji, zanim wyszedł z pomieszczenia.
Zaraz po jego wyjściu wyrwałam się z uścisku pani Haddock i przystawiłam sobie krzesło, obok łóżka, na którym leżała babcia. Chwyciłam jej zwiotczałą rękę i ścisnęłam ją mocniej. Chciałam, żeby oddała uścisk, chciałam, żeby również mnie ścisnęła.
Kobieta stała za mną i chyba bała się podejść. Spojrzałam na nią, a potem przeniosłam wzrok na krzesło. Brunetka podeszła i usiadła obok mnie.
- Wszystko będzie dobrze... - Wyszeptała.
Pociągnęłam nosem. Nie, nie rozkleję się teraz.
- Mam nadzieję... -Wyszeptałam równie cicho jak ona.
Pani Haddock znów złapała mnie za rękę. Byłam jej wdzięczna, że była tu razem ze mną i ofiarowała mi odrobinę swojego ciepła.
Przesiedziałyśmy tak około pół godziny. W końcu staruszka otworzyła oczy.
- Babciu... - Puściłam jej rękę, którą cały czas trzymałam i wtuliłam się delikatnie w ciało kobiety. - Już wszystko w porządku. Jesteś po zabiegach, miałaś zawał. - Ostatnią informację wypowiedziałam ciszej, nie chciałam do tego wracać.
Babcia nic nie mówiła, tylko nadal mnie przytulała.
- Jak się czujesz? - Oderwałam się od niej i usiadłam z powrotem na krześle.
- Dobrze. - Mruknęła po dłuższym zastanowieniu.
- Dzień dobry pani Ingrid. - Do sali razem z panią Haddock wszedł lekarz. - Widzę, że już się pani obudziła.
Co za spostrzegawczość.
- Zabieg przeszedł pomyślnie. Pani stan jest stabilny, ale to chyba oczywiste, że musimy zostawić panią na obserwacji. Myślę, że jest to kwestia czterech, może pięciu dni. - Babcia posłała mężczyźnie słaby uśmiech, a on po zadaniu jeszcze kilku pytań opuścił gabinet.
- Astrid... - Kobieta ruchem ręki przywołała mnie do siebie. - Dziękuję... - Jej oczy zalśniły, a w kącikach zebrały się małe łzy.
- Przecież dobrze wiesz, że nie ma za co... - Ścisnęłam jej pomarszczoną dłoń. - A poza tym, mam usprawiedliwione wagary... - Babci uśmiechnęła się szczerze, a ja jej zawtórowałam.
- Tobie też dziękuję, Valko.
- Dobrze wiesz, że nie ma za co. Jak tylko dojdziesz do zdrowia, robimy o wiele dłuższe spacery.
- Bardzo chętnie.
Siedziałyśmy w ciszy. Ja zastanawiałam się, czy mama też byłaby taka ciepła, jak Valka.
- Astrid...
- Tak?
- Pójdziesz teraz do Valki... Pomieszkasz z nią, do czasu, kiedy nie wrócę.
Nie...
- Babciu...
- Hym?
Chciałam powiedzieć, że spokojnie dam radę sama i że nie potrzebuje pomocy sąsiadów, ale przecież pani Haddock była dla nas bardzo miła i nie chciałam robić jej przykrości. Zastanawiałam się, jak z tego wszystkiego wybrnąć.
- Spokojnie Astrid... Nie będziesz nam przeszkadzać. Będziesz chodziła razem z Czkawką do szkoły.
Nie...
- Astrid... Powiedz coś wreszcie...
- Czy... czy mogę pojechać do rodziców?
Zaskoczyłam wszystkich tym pytaniem. Włącznie z sobą. Czyżbym aż tak bała się spotkania z Czkawką?
- Astrid? Wiem, że za nimi tęsknisz, ale...
- Okej, wiem. Zrobię tak, jak mówiłaś. - Spojrzałam na Valkę, a ta uśmiechnęła się do mnie.
Na babcinej twarzy też zagościł uśmiech.
- Idźcie już. Muszę odpocząć, a nie zasnę, jak będziecie cały czas nade mną stały.
- Przywiozę ci wieczorem jedzenie i ubrania. Czy coś jeszcze będzie ci potrzebne? - Brunetka wpatrywała się troskliwie w staruszkę.
- Krzyżówki. Astrid ci pokaże, gdzie są. Idźcie już, zmarnowałyśmy za wiele czasu ze mną.
- Przestań. - Przerwałam jej. - Idziemy, a ty się kuruj. - Ucałowałam ją w nos i ruszyłam do drzwi. Babcia pożegnała się również z mamą Czkawki, która później znalazła się przy mnie.
- Kocham cię Astrid. - Staruszka spojrzała na mnie.
- Ja ciebie też... Ja ciebie też. - Wyszłyśmy z pomieszczenia.
Znowu pierwsza...!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział.... Wiesz, ile na niego czekałam?! Jak wstawiłaś to bardziej uśmiechać się już nie mogłam....
Cudownie.... Astrid i Czkawka będą mieszkać razem.... jeju... ja jestem ciekawa co z tego będzie....
Może się będą na początku kłócić, a potem znajdą jakieś wspólne zajęcie...? Bo ja wiem?! Co ci z tej głowie siedzi?
W każdym razie rozdział przecudny (muszę się wziąć za swój)!!!
Myślę, że Pani Ingrid jakoś z tego wyjdzie...
I mam tylko jedno pytanie....: Jak to napisałaś? Szukałaś gdzieś? Na podstawie własnej wiedzy? Zmyśliłaś..?
"Przeszła zawał z uniesieniem odcinka ST. Zbadaliśmy wychylenie tego odcinka. Twoja babcia przechodzi teraz zabieg koronarografii i angioplastyki balonowej. Tętnica, która odpowiedzialna jest za spowodowanie zawału była po prostu całkowicie zamknięta."
To chyba wszystko... sory, ze taki długi kom (znowu)...
Pozdrawiam cieplutko i weny życzę! Nie mogę się doczekać co będzie dalej!
Szukałam i naprawdę dużo dowiedziałam się o zawałach serca. Oczywiście wiem, na czym polega zawał serca, ale po prostu chciałam użyć profesjonalnych słów. Lubię być leczona przez profesjonalistów, a więc czemu moja bohaterka nie miałaby być leczona przez wykształconego lekarza :)
UsuńPo prostu chciałam to zrobić porządnie.
Dzięki, że to doceniacie :)
Do następnego!
W 100%zgadzam się z wiktorią
UsuńSuper rozdział
Długo czekałem, ale zdecydowanie było warto! Opowiadanie od tej strony, którą lubię najbardziej! Czyli Astrid, jej babcia, Valka i w pewnym sensie Czkawka.
OdpowiedzUsuńChociaż muszę przyznać, że po tytule myślałem, że rozdział będzie opowiadany przez Roszpunkę. No a tu takie zaskoczenie :D
Ale od rzeczy...
Jak już zrozumiałem co się dzieję, że babcia Astrid ma zawał, to byłem przekonany, że umrze :/ A tu żyje! :D Można powiedzieć, że w jakiejś części dzięki Val, bo kto wie co by się stało gdyby w porę nie zareagowała...
No i teraz taka sytuacja... Astrid mieszkająca z Czkawką? :D Może jeszcze w jednym pokoju? hahaha
Zapowiada się serio mega ale to mega ciekawie. Na takie coś czekałem :D
Nie twierdzę, że sceny pomiędzy Elsą, Anną i całą resztą mi się nie podobają. Są równie świetne, ale te z Astrid i Czkawką <3
Swoją drogą (chyba jeszcze tego nie mówiłem) bardzo mi się podoba ta wielowątkowość twojego opowiadania. No bo jest kilka wątków tj. kłótnia rodziców, związek Roszpunki z Julkiem, Anna w nowej szkole, Kristoff w niej zakochany, Elsa i cała ta reszta... I te wątki jakoś się przeplatają. Jest jednak jeszcze jeden, który niezupełnie łączy się z resztą, ale w jakiś sposób jednak tak... Mówię oczywiście o JWS. Czkawka to kolega Meridy i Anny, no a Astrid miała pewną przygodę z Julkiem :D Strasznie mi się to wszystko podoba.
Dalej... te opisy... tj. to co mówi lekarz... zrobiły na mnie wrażenie. Nie chodzi już tu oto czy Ty to faktycznie wiesz, wymyśliłaś czy szukałaś. Pokazuje to twoje poświęcenie względem tego opowiadania i twoją pomysłowość.
Podoba mi się też ta doza tajemniczości i napięcia. Bo możemy poczuć się jak Astrid w tej chwili. Boimy się nie wiemy co jest... po prostu ekstra!
Ogółem jest mega :D
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i już nie mogę się doczekać rozwinięcia akcji. Bo zarówno sprawę z Jack'iem, Roszpunką jak i Astrid z Czkawką zostawiłaś na baaaaaaaardzo ciekawym etapie :D Więc... czekam!
Pozdrawiam ;)
Nie mogłam się doczekać, to co teraz dzieje się w fabule to zaskakuje mnie. Czasami boje się co ty wymyślisz. Życzę weny i do następnego posta: )
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!!!
OdpowiedzUsuńNatrafiłam na tego bloga przez pierwszorzędny cud. Jest genialny.
Nie wiem czy chcesz być lekarzem ,ale sporo wiesz o zawałach.
Jakby co możesz nim w przyszłości zostać, ale radzę ci bardziej abyś napisała książkę.
Tak więc bez przedłużania chcę cię nominować do LBA
więcej u mnie:
http://frozenlifejackfrost.blogspot.com/
Czekam już na kolejny rozdział i zamrażam!!!
Ok! Wrócił internet i mogę nareszcie skomentować! No to na początek krótkie pytanie: ''GDZIE BYŁAŚ CAŁE MOJE ŻYCIE?!?!?!?!??!?!?!?!?!??!?!?!?'' Twój blog jest taki niesamowity. Taki....Inny. Wyjątkowy. Niepowtarzalny. Wyróżniający się. Prawie doskonały. Prawie idealny. Opisujesz dokładnie to, co chciałabym usłyszeć. Nareszcie blog, na którym mogę usłyszeć o Czkastrid, a miłość bohaterów nie jest prosta i przewidywalna. To coś, czego szukałam. Coś, bez czego już nie będę mogła żyć. Jest tylko jedna malutka rzecz, która sprawia, że blog nie jest idealny. Jest to to, że rozdziały pojawiają się tak rzadko. Dwa razy w miesiącu. Ugh! No ale dobrze. Dam sobie z tym radę. Pozdrawiam i ściskam.
OdpowiedzUsuńTwoj blog tak mnie pochłonął, że przeczytałam go w niecałą godzinę :D. Ciekawy, wciągający jak odkurzacz. Mi osobiście najbardziej podoba się wątek Czkawki i Astrid, chociaż nie sądzę, że tamte są gorsze. Jednakże zawsze uwielbiałam JWS, więc chyba to jest główny powód mojego wyboru. W twoim opowiadaniu żadna postać nie jest zbędna. Bardzo podoba mi się to wplatanie w siebie wątków, w twoim wykonaniu. Zapomniała bym, jestem ciekawa jakie będą dalsze losy z JWS, szczególnie w obecnej sytuacji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na rozdział ;)
Boski! A zważ, że rzadko używam tego słowa :) Co oznacza, że twój rozdział jest tak geniuszowiasty, że się wysławiam jak nie ja, a to dobry znak ;)
OdpowiedzUsuń