sobota, 18 lipca 2015

Rozdział 12 "Zastanawiam się, czy ja nie jestem od niej zimniejsza."



Hej, hej :)
 Jak wakacje?
Mam nadzieję, że wypoczywacie i wszystko z wami w porządku.
Ja wstawiam wam tutaj kolejny rozdział. Mam nadzieję, że nie zrobiłam wiele błędów, ale jeśli jakieś zanjdziecie to bardzo przepraszam. Postaram się to jeszcze sprawdzić dziś wieczorem.
Kolejny rozdział zostawiam do waszej oceny.
Komentujcie, bardzo was o to proszę. To naprawdę pomaga i motywuje!
Trzymajcie się i korzystajcie jeszcze z wolnego!
A wszystkim tym, krórzy nie mają urlopu, życzę wytrwałości i chęci!


                                                                   wasza Julu


- Ross! Cholera! Która godzina? - Julek szturcha mnie łokciem w lewy bok. Przewracam się na drugą stronę z jękiem niezadowolenia.

- Julek… idź spać. - Czuję jak noga chłopaka oplata się w okół mojej, a jego ręka odszukuje mojej dłoni. Po chwili nasze palce się łączą, a później słyszę szept tuż nad moim uchem. - Ktoś od kilku minut dobija się do drzwi, a ja jestem w samych bokserkach. Do tego są różowe, a ja nie potrafię zlokalizować moich spodni, więc możesz iść otworzyć drzwi? - Całuje mnie tuż nad uchem.
Wzdycham ciężko, ale podrywam się z łóżka. Ja na szczęście mam na sobie długie spodnie w serduszka i białą bluzkę z napisem I’m a monster”.

Kieruję się powoli w stronę drzwi od mojego pokoju. Naciskam na klamkę i wychodzę na korytarz. Po chwili jednak wracam i otwieram lekko drzwi. Wpatruję się w najpiękniejszego chłopaka na świecie. Do tego mojego chłopaka. Julek zakopany w kołdrze. Jego brązowe włosy sterczą mu na wszystkie strony, a grzywka wpada do oczu. Spod kołdry wystają jego duże, gołe stopy. Oddycha spokojnie i równomiernie. Mogłabym się wpatrywać w niego jeszcze przez długi czas, ale niestety jakiś natarczywy gość bardzo chce się do mnie dostać. Biegnę do drzwi i po zobaczeniu kto stoi na mojej wycieraczce otwieram drzwi.

- Dzień dobry, co się stało, że zaszczycacie mnie swoją wizytą? - Unoszę brwi i ziewam przy tym lekko.

Elsa uśmiecha się do mnie, a za nią stoi również uśmiechnięty Kriss.

- Możemy wejść? - Moje kuzynka patrzy na mnie dziwnie.

- Tak, oczywiście. - Prowadzę ich do salonu i siadam na kanapie.

Elsa rozbiera kurtkę, a Kriss wynosi ubrania na wieszak, po czym wraca i zajmuje miejsce na małym fotelu obok. Elsa siada przy mnie i nadal bacznie mnie obserwuje.

- Ach tak! Gdzie moje maniery? Herbaty? Kawy? Wody? Co chcecie? - Podrywam się z siedzenia i patrzę na nich.

- Kawy. - Odpowiadają jednocześnie, po czym uśmiechają się do siebie.

Wychodzę do kuchni, włączam ekspres i przygotowuję dwie kawy. Przecieram zaspaną twarz dłonią, słuchając przy tym strzępek rozmowy jaka toczy się w salonie. Jack. Wiem, że chodzi o niego, ale jeszcze nie jestem wtajemniczona.

Biorę dwa kubki i niosę je przyjaciołom.

- No więc słucham? Z czym do mnie przychodzicie o tak wczesnej porze, kiedy rodziców nie ma w domu i kiedy mój przystojny chłopak leży prawie nagi w moim łóżku? - Krzyżuję ramiona na piersiach i patrzę, jak blondynka wybucha śmiechem.

- ł nagi?

- Może….

- Nie chcę w to wnikać. To wasza sprawa.

- No nie jestem taki pewien. Wczoraj Julek zdążył się mnie zapytać czy wygląda dobrze w tych żowych bokserkach. Powiedział, że kupił je z myślą o tobie, ale nie wie czy ci się spodobają.

- Zamknij się! - Kriss obrywa poduszką w głowę, a Julek rzuca się na niego.

Leżąc na nim podnosi głowę i spogląda na mnie.

- Podobają ci się?

Roześmiana przytakuję głową i przygryzam wargę. Kristoff w końcu zrzuca z siebie bruneta, a on siada obok mnie i przyciąga mnie do siebie. Kładę głowę na jego ramieniu i wracam wzrokiem do Elsy.

- Więc? O co chodzi, bo zaczynam umierać z ciekawości. - Jej niebieskie oczy lśnią jakoś smutno.

- Pierwsze i najważniejsze pytanie… Czy był u was Jack? Wiem, że nie, to znaczy widzę, że nie był przynajmniej tak mi się zdaje, skoro jesteście w tak świetnych humorach…

- Co się stało? - Czuję jak Julek zaniepokojony mocniej napina swoje ciało. - W porządku z nim? - Szybko chwyta mnie za rękę.

- Nie wiem… - Dziewczyna spuszcza głowę, a ja kładę jej rękę na kolanie.

- Wszystko będzie dobrze, ale czy możesz nam wyjaśnić co właściwie się stało? - Pytam spoglądając jej w twarz.

Elsa krzywi się i zerka na Krissa, który skinieniem głowy zachęca ją do mówienia.

Blondynka bierze głęboki wdech i ze świstem wypuszcza powietrze.

- A więc wczoraj, Jack oznajmił mi… że, że postanowił przenieść się na stałe do dziadka. Stwierdził, że decyzja już zapadła i nie mamy na nią wpływu… Pokłóciliśmy się i źniej on zniknął. Myślałam, że może poszedł do was… Nie wiem nawet gdzie przenocował, jego wujek też jest zaniepokojony i… - Urywa na dźwięk dzwonka..

Zdezorientowana i kompletnie wybita z tropu idę otworzyć drzwi.

Nie obchodzi mnie teraz to, że mam na sobie tylko piżamę, ta informacja kompletnie zamąciła mi w głowie. Po co Jack wraca do dziadka?

Otwieram drzwi i nawet nie zdążę się odezwać, gdy dwie rude istotki pędzą do salonu. Anna siada przy Elsie, a Merida zajmuje miejsce przy młodszej siostrze.

- Wszystko będzie dobrze. - Siostry przytulają się mocno. - Merida wszystko wie. Nie martw się już. - Anna mocniej ściska Elsę.

Rudowłosa koleżanka w lokach na głowie szykuje się do opowieści.

- Nie martw się. Przenocował u mnie. Zjadł nawet śniadanie, a źniej go wywaliłam dokładnie z takich samych powodów jak ty. Wiem, że teraz jest u Czkawki, ale ja nie zamierzam tam iść. W każdym razie wszystko z nim w porządku. Przynajmniej jeśli chodzi o ciało, bo nad jego głową zastanowiłabym się trochę dłużej. - Merida uśmiecha się serdecznie, a Elsa odpowiada jej tym samym.

- Dobrze, że się nim zajęłaś. W ogóle o tobie nie pomyślałam… To w sumie bardzo głupie.

- Spoko. Powinniśmy go teraz porządnie zbić, żeby w końcu wrócił mu rozum. Ma tutaj wszystko! Przyjaciół, dom, miłość Nie rozumiem, czemu chce uciekać. - Dziewczyna kręci głową, a jej rude pukle podskakują jak sprężynki.

Zapada między nami cisza. Wszyscy siedzą i zastanawiają się, co dalej. Jak mamy zatrzymać Jacka? Czy mamy go zatrzymywać? Czy… czy on może ma rację?

- Potrzymaj drzwi, a ja wniosę walizki. - Zza drzwi dobiega jakiś hałas.

Spanikowana spoglądam na zegar.

Cholera!

Nie! Nie! Nie!

Rzucam Julkowi przerażone spojrzenie, a on odsuwa się ode mnie i tylko wzrusza ramionami. Wszyscy wpatrują się we mnie chcąc zrozumieć o co chodzi.

- Rodzice. - Szepczę bezgłośnie w chwili kiedy moja mama staje w drzwiach salonu i spogląda na nas zdziwiona.

Jej zdziwienie szybko zmienia się jednak we wściekłość, kiedy zauważa Julka, Elsę i Annę. Myślę, że Kriss i Merida też jej się do końca nie podobają.

- Wróciliśmy, jak się bawiłaś Ross? - Tata wchodzi do pokoju i również zamiera w ł kroku.

Wzdycham ciężko.

- Jak było w Paryżu? - Mój głos drży niemiłosiernie, ale próbuję nie wybuchnąć płaczem. - Wszystko mogę wyjaśnić - Wstaję i podchodzę do rodziców.

- Jakoś w to wątpię. - Mama krzyżuje ręce na piersi i piorunuje mnie wzrokiem.

- To moja wina! - Julek przystaje obok mnie.

- W to już nie wątpię. Bardzo prawdopodobne, że to przez ciebie. - Matka spogląda na nas wszystkich mrużąc oczy.

- Mamo…

- Nie. Macie wszyscy opuścić ten dom. Nie chcę słyszeć waszych tłumaczeń. A z tobą porozmawiam na osobności. Teraz odpraw swoich przyjaciół. - Mama wychodzi z salonu.

Spoglądam na tatę, ale ten również wychodzi.

Odwracam się do reszty.

- Chyba musicie już iść Przepraszam.

Merida pierwsza podrywa się z kanapy i w trzech krokach podchodzi do mnie, a potem mocno przytula.

Elsa i Anna przepraszają mnie również bardzo gorąco.

- Przestańcie, dobrze wiecie o co chodzi i dobrze wiecie jaką macie ciotkę - Przytulam je równie mocno.

Kriss też szybko się żegna i również przeprasza.

Cała ta grupka udaje się do przedpokoju i pomału się ubiera. Odwracam się w stronę Julka.

- Naprawdę cię przepraszam… To się nie miało tak skończyć. - Czuję, jak moje policzki stają się wilgotne.

- Ross, ja nigdzie nie idę. - Staje obok mnie i mocno mnie przytula.

- Julek… To tylko wszystko pogorszy… wolę porozmawiać z nią sama.

- Nie. Zostanę z tobą. Twój tata najwyżej wyniesie mnie siłą, ale inaczej nie wyjdę.

- Julek…

- Nie, Ross. - Chwyta mnie za rękę i idziemy pożegnać przyjaciół.

Wszyscy mają grobowe miny i zapewne winią się o to, że wprowadzili mnie w kłopoty.

- Przepraszam… mogłam was zabrać do siebie… - Elsa jeszcze raz mnie przytula.

- Daj spokój. Będzie okej. - Staram się uwierzyć w moje słowa, ale tak naprawdę boję się konfrontacji z moją matką.

W końcu wszyscy wychodzą. Wszyscy oprócz Julka.

- Mogło być gorzej. - Chłopak jeszcze raz przyciąga mnie do siebie.

- Nie mogło. - Spuszczam głowę.

- Mogłem być w samych bokserkach i to jeszcze żowych.

Parskam śmiechem.

- Masz rację. Mogło. - Odrywam się od niego i idę do kuchni.

Wchodzę do pomieszczenia i opieram się o blat. Mama siedzi przy stole, tata jak zwykle udaje, że go tutaj nie ma i że go to zupełnie nie dotyczy.

- Usiądź. - Kobieta wskazuje na krzesło przy stole.

- Postoję.

Znów piorunuje mnie wzrokiem.

W tej chwili do kuchni wchodzi Julek. Podchodzi do mnie i lekko ściska moją dłoń. Patrzy na mnie, a ja lekko kiwam głową.

- On też miał wyjść.

- Ale nie wyjdzie.

- To nie jest twoja decyzja Roszpunko. - Mama delikatnie miesza łyżeczką w swoim kubku herbaty. Jej opanowanie i chłód doprowadzają mnie do szału.

- Nie. To jest moja decyzja. Julek jest moim gościem i to ja decyduję czy wychodzi, czy nie. I proszę, nie nazywaj mnie Roszpunką!

- Ross… - Tata w końcu odwraca się do nas.

- Nie! Mam tego dość! To niesprawiedliwe! Nie zrobiłam nic złego! Nic! To nie moja wina, że jesteś pokłócona z ciocią Marią! To nie moja wina, że odbiła ci chłopaka! To nie moja wina, że nadal żywisz do niej urazę, chociaż ten facet okazał się zdradziecką świnią i to ciocia Maria i dziewczyny cierpiały, a nie my! Nie wierzę, że jeszcze się o to gniewasz! - Tym razem moje słowa są kierowane do matki.

- Nie krzycz! - Odstawia kubek na stół.

- Będę krzyczeć, bo czuję, że mnie krzywdzisz, że krzywdzisz nas! Jesteś niesprawiedliwa. Jeśli zostałabyś z tym facetem to po pierwsze nie miałabyś mnie, a po drugie byłabyś sama i porzucona przez niego. Nie poznałabyś taty! Czy to dla ciebie coś znaczy? Czy my dla ciebie coś znaczymy? Czy to ci nie wystarcza? Że masz nas? Mam tego dość! Czuję się tak, jakbyś cały czas kochała tego faceta! Z którym nic cię w ogóle nie wiązało! NIC!
-
Roszpunka!

- Dla twojej informacji będę spotykać się z Elsą i Anną, bo to jest moja rodzina i bardzo ją kocham. Są dla mnie jak siostry. Też byś mogła kiedyś spróbować pogodzić się z ciocią Marią. Będą tutaj przychodzić, bo to jest również mój dom i chcę w nim gościć ludzi, których w jakimś stopniu kocham czy lubię. Będę się również spotykała z Julkiem, bo na razie nie wyobrażam sobie życia bez niego i niestety będziesz musiała się z tym pogodzić, czy tego chcesz czy nie! - Całuję chłopaka, który przez cały ten czas ściskał moją dłoń.

- Brawo, Ross. - Szepcze mi do ucha.

Odrywamy się od siebie.

- A teraz wyjdę, żebyś mogła to przemyśleć i mam nadzieję, że podejmiesz słuszną decyzję. Jeśli nie, to spokojnie, już za kilka miesięcy mnie tutaj nie będzie i niestety nie będziesz mogła na to nic poradzić. - Chwytam Julka za rękę i opuszczamy kuchnię.

- Roszpunka! Nie skończyłam z tobą rozmawiać! - Idziemy do przedpokoju.

Ubieram buty, czapkę i kurtkę, Julek robi to samo.

- Jeśli stąd wyjdziesz, to możesz już nie wracać. - Matka pojawia się w drzwiach.

- Jesteś tego pewna? Jak będziesz gotowa na rozmowę to możesz zadzwonić. - Otwieram drzwi i ciągnę bruneta za sobą.

Idziemy do jego auta i po chwili siedzimy już w zapalonym wozie.

Ukrywam twarz w dłoniach.

- Przesadziłam? - Spoglądam na jego twarz.

Bez żadnych słów całuje mnie mocno i długo.

- Nie. Powiedziałaś wszystko, tak, jak powinno to być powiedziane. Nawet ja bym tego lepiej nie zrobił. Twoją mamę wbiło w fotel. -Rusza autem spod mojego domu.


_____________________________________________________________________
- Może byś coś zrobił? Ona właśnie z nim odjeżdża. - Wracam do kuchni, gdzie stoi mój mąż.

- Niestety zgadzam się z nią w stu procentach. Szkoda tylko, że nie byłem na tyle odważny, żeby powiedzieć to wcześniej. Jak będziesz gotowa na rozmowę, to zadzwoń do nas. Nie wiedziałem, że Ross jest taka inteligentna. - Mężczyzna wychodzi z kuchni.

Po chwili słyszę trzaśnięcie drzwi.

Siadam na krześle i sięgam po kubek zimnej już herbaty.

Zastanawiam się, czy ja nie jestem od niej zimniejsza.

4 komentarze:

  1. Wreszcie rozdział, super roskręca się wszystko. Wydaje mi się że znalazłam minimalną część Jelsy ? Życzę weny :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałam cię do LA! Więcej u mnie: http://strarznicy-marzen-2-i-tylko.blogspot.com/
    Super rozdział! Nie ma to jak różowe bokserki xd
    Pozdro i WENY!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Olu, pozwól, że dorzucę twoje pytania do zakładki Liebster Adward i oczywiście poinformuję, że mnie nominowałaś :) Nie będę tworzyła osobnej zakładki czy czegoś takiego... Dziękuję za nominację i życzę ci dużoooo weny na kolejne rozdziały :)

      Usuń
  3. Matko dziewczyno jesteś niesamowita, a twój blog jest genialny tak samo jak ty!
    Zajrzałam raz i się zakochałam. Nieczęsto to mówię komukolwiek, ale tobie mogę to przyznać bez bicia- Pięknie piszesz!
    Podoba mi się wszystko twój styl pisania, opisy i zachowania twoich postaci!
    Uwielbiam całą tą historię, którą stworzyłaś.
    Oddaję hołd i z pewnością będę tu wpadać z oczekiwaniem na kolejny rozdział!
    Nie będę tu przeklinać, ale zacznę jesteś zaje...!
    Czekam na kolejny rozdział i życzę dobrych wakacji!!

    OdpowiedzUsuń