▼
czwartek, 23 lipca 2015
Rozdział 13 "- Stary co z tobą jest nie tak? Nawet ślepy by dostrzegł, że między wami coś jest."
Hejka, naklejka :)
Właśnie napisałam dla was kolejny rozdzialik. Poruszyłam tu kilka ciekawych wątków... głównie rodzinnych (mówię, żebyście zwrócili na to uwagę, zapamiętajcie, przydadzą się).
Mam dużo pomysłów na te opowiadania, ale na razie nie wiem, czy ma to jakikolwiek odzew. To znaczy powiedzmy, że pod każdym rozdziałem średnio są dwa komentarze. To raczej mało... Chyba.
Chcę podziękować mojej wiernej czytelniczce, która powinna dostać tytuł NAJLEPSZEJ CZYTELNICZKI TAK SŁABEGO BLOGA JAK TEN.
A co mi tam...
Tytuł "NAJLEPSZEJ CZYTELNICZKI TAK SŁABEGO BLOG JAK TEN" otrzymuje (werble) Hania Wiśniewska!!!
Jej komentarze są chyba pod moim każdym postem. Haniu, baaaardzo Ci dziękuje, tak z całego serducha.
Wracając do mojej poprzedniej myśli.
Nie wiem, czy to się WAM podoba.
Nie jestem jasnowidzem, więc musicie mi to powiedzieć. To już 13 rozdział, akcja chyba się troszeczkę rozkręciła, także jeśli CZYTASZ to SKOMENTUJ i jeśli uważasz, że ta historia jest godna polecenia to POLEĆ JĄ :)
W zupełności mi to wystarczy, słowa krytyki też bardzo chętnie przyjmę.
Wiecie co mnie najbardziej dołuje? Jeden rozdział został wyświetlony 128 razy, a wiecie ile jest pod nim komentarzy? 2 (jeden jest mój, a drugi zapewne wiecie kogo)
I jak na to patrzę, to trochę mi się nie chce...
Ale do niczego nie chcę was zmuszać... proszę was tylko, o sprawienie mi radości, bo uwierzcie mi czasem nie umiem nic napisać... NIC.
Okej, rozgadałam się. Już kończę. KONIEC, PRZESTAŃ MÓWIĆ.
wasza Julu
ps. Miałam dodać jutro (to jest 24 lipca), ale dodam dzisiaj, a co... :) W sumie to już za niecałą godzinkę :)
ps2. Przepraszam za błędy... te poprawię jutro :) CHYBA
ps3. Wiem, że miałam przestać pisać, ale moje palce chyba przyrosły do klawia NIE, STOP!!!
Po całym weekendzie jestem bardzo zmęczona. W piątek zastępowałam Meridę w kawiarni, całą sobotę spędziłam wśród książek, a w niedzielę byłam u Roszpunki, co oczywiście było chyba najbardziej nieodpowiedzialnym pomysłem. Po tym, gdy moja ukochana ciocia wyrzuciła nas z domu, pojechaliśmy wszyscy do mieszkania Elsy i chłopaków. A właściwie do mieszkania Kristoffa. Zjedliśmy tam obiad i ogólnie rozmawialiśmy na temat Jacka. Wróciłam do domu krótko prze dziesiątą i oczywiście otrzymałam reprymendę od rodziców. A teraz idę do szkoły. Dzisiaj spadł pierwszy śnieg. W końcu to już schyłek listopada. Poprawiam kaptur, który co jakiś czas spada mi z głowy. Do szkoły mam jeszcze kawałek, a czas goni, więc przyspieszam kroku. W końcu przekraczam próg szkoły. Rozbieram kurtkę i odkładam ją do szatni. Szukam w głowie planu moich lekcji i stwierdzam, że teraz czeka mnie matematyka. Nie jestem fanką tego przedmiotu, ze względu na nauczycielkę. Idę pod klasę. Na korytarzu jest jeszcze wielu uczniów, czyli dzwonka jeszcze nie było. W końcu docieram pod odpowiednią salę. Od razu podbiega do mnie Meri, ciągnąc za sobą jak zwykle speszonego Czkawkę.
- Hej. - Wita mnie.
- Cześć. - Ziewam lekko.
- Widzę, że wróciłaś wczoraj późno, a przynajmniej późno poszłaś spać.
- Yhym. - Przytakuję,
- Czkawka wszystko mi opowiedział. Jack chce wyjechać na święta. Jest okropny! I samolubny. Nie chcę, żeby mieszkał z dziadkiem. Przez wiele lat zajmował się nim wujek, a dziadek w ogóle się o niego nie upominał. - Dziewczyna jak zwykle pokazuje umiejętności swoich strun głosowych.
- A może to Jack potrzebuje dziadka. Myślę, że on go nie naciska. To Jack chce z nim mieszkać...
- Taaaak. Ale my nie chcemy, żeby on wyjeżdżał. - Zwiesza głowę.
- Może nie wyjedzie. - Do rozmowy włącza się Czkawka. - Gdy z nim wczoraj rozmawiałem, wcale nie wydawał się taki pewny.
- Zobaczymy, a teraz chodźcie. Czas zmierzyć się z matmą. - Merida bierze plecak i umyka do klasy.
Wchodzę za nią i zajmuje miejsce w jednej z ławek. Rozglądam się po klasie i zauważam, że Astrid uważnie mnie obserwuje. Co jej znowu nie pasuje? Czasem naprawdę działa mi na nerwy.
- Dzień dobry. - Wszyscy podrywają się z krzeseł na dźwięk głosu nauczycielki. - Dzisiaj skończymy temat, który realizowaliśmy na ostatniej lekcji, a później przygotujemy się do testu, który będzie za tydzień. Otwórzcie więc zeszyty i przechodzimy do lekcji. - Nauczycielka zajmuje miejsce przy biurku, po czym sprawdza obecność.
Lekcja mija mi dość szybko. Przed dzwonkiem dostaje sms’a. Ostrożnie sprawdzam jego treść.
„Czemu mnie nie słuchasz?”
Zastanawiam się kto mógł wysłać tę wiadomość. Nie mam tego numeru w moim spisie kontaktów. W końcu chowam komórkę, bo widzę zbliżającą się do mnie nauczycielkę. Zamieram, jednak czarnowłosa kobieta mija mnie, a ja wypuszczam wtedy nagromadzone w swoich płucach powietrze. Nie chciałabym znowu zostawać po lekcjach. W końcu dzwoni dzwonek. Pakuję swoje rzeczy i wychodzę z klasy.
- Co za szmata! Zrobi sprawdzian zaraz przed balem. - Mijają mnie dwie niezadowolone dziewczyny.
Balem?
Doganiam Meridę i Czkawkę, którzy są już na schodach.
- Co za bal? - Pytam, gdy idziemy już obok siebie.
Merida podnosi głowę i uśmiecha się. Kieruje jednak ten uśmiech w stronę Czkawki, a chłopak nagle blednie.
- Oh bal… Ten bal, na który Czkawka chce cię zaprosić. - Uśmiecha się chytrze. - To ja was zostawię, widzimy się na geografii. - Dziewczyna sprawnie przepycha się przez tłum.
Spoglądam na bruneta, który drapie się po głowie.
- Skoro ona już to powiedziała… Chciałem cię zaprosić na bal. To bal z okazji mikołajek, odbędzie się szóstego grudnia, czyli w środę. Czwartek natomiast będzie wolny, no bo bal potrwa pewnie do godziny dziesiątej z kawałkiem. Czy… czy chciałabyś mi w tym towarzyszyć? - Jego głos lekko drży, a oczy błyszczą kiedy czeka na odpowiedź.
- Jasne. Raczej nie mam z kim iść. Dziękuję za zaproszenie. - Uśmiecham się, a Czkawka odpowiada mi tym samym.
Wiem, że jest to tylko przyjacielskie wyjście. Z resztą ja chyba nie chcę, żeby to wykraczało poza “przyjacielskie” wyjście.
Rozmawiamy jeszcze idąc pod odpowiednia klasę.
- I jak? - Merida podchodzi do nas.
- Następnym razem nie wtrącaj się we wszystko. Dam sobie radę sam. - Czkawka wygląda na nieco zdenerwowanego.
- W porządku. Idziemy razem na bal. - Uśmiecham się.
- Wspaniale! - Rudowłosa klaszcze w dłonie. - No to teraz wracamy na ziemię, bo czeka nas gegra. - Znów dzwoni dzwonek.
Wchodzę do sali i zajmuję miejsce. Nagle czuję wibracje w kieszeni moich dżinsów. Wyciągam telefon.
“Partnerka Czkawki? Widzę, że bardzo ci zależy na wkurzeniu mnie. Grabisz sobie.”
Zastanawiam się, kto może być autorem tego sms’a. To musi być ktoś stąd. Z mojej klasy. Od razu rozglądam się za Astrid. Blondynki jednak nie ma na lekcji.
Ciekawe czy to rzeczywiście ona.
_______________________________________________________________________
Znów siedzę przy gitarze. Dzisiaj skończyliśmy nagrywanie naszego singla promującego nową płytę. Jeśli chodzi o trasę, to musimy wyrobić się na sylwestra, bo właśnie wtedy mamy pierwszy koncert. Mamy miesiąc z drobniutkim kawałeczkiem. Moje place powtarzają znaną im już dobrze kombinację. Jutro znowu nagrywamy kolejny utwór na płytę. Jest dużo roboty, nie ma co.
Znów zaczynam grać. Nie zauważam, kiedy w drzwiach pojawia się Kristoff.
- Zrobiłem ci śniadanie, spauzuj na chwilkę. - Chłopak stawia na biurku talerz z jajecznicą i kubek herbaty. - Zajedziesz się w końcu. - Śmieję się na jego słowa.
- Już jestem zajechany. Ale spoko, jakby co zawsze można odlecieć... - Uśmiecham się i mrugam.
- Taaaaa... Odlecieć od Ross i raczej już nie wrócić. To chyba nie jest wychowawcze, ale wolę, żebyś został przy papierosach.
Znów się śmieję. Taaa, papierosy w zupełności wystarczą.
- Dzisiaj znów do studia? - Kriss przysiada się do mnie, przez co moje łóżko lekko się zapada, a ja w tym czasie sięgam po talerz.
- Nie, jutro spędzę tam cały dzień. Dziś odpoczywam, przynajmniej próbuję. - Wskazuję głową na gitarę i wgryzam się w miękki chleb. - Co z Elsą? - Pytam z ustami pełnymi jedzenia.
Kriss wpatruje się w ścianę przed nami.
- Udaje, że wszystko w porządku.
- Myślisz, że Jack nie wyjedzie?
- Myślę, że oboje boją się przyznać, że coś do siebie czują. Chyba każdy z nich, chce udowodnić drugiemu, że go nie potrzebuje...
Zastanawiam się nad słowami blondyna.
- A może oni nie wiedzą, że mają się ku sobie? Czasem trudno to zauważyć. Po prostu myślisz, że tak było zawsze...
Kristoff patrzy na mnie w zdumieniu.
- Pamiętasz, jak Jack się do nas wprowadził? I wtedy odwiedziła cię Elsa. Pamiętam, jak się pokłócili. Nawet nie znali swoich imion. Już teraz nie pamiętam o co poszło.
- O kawę mrożoną. - Przerywam mu.
- Tak, o kawę. - Kriss znów się uśmiecha. - Która jest lepsza... A teraz i tak piją tę samą. - Chłopak kręci głową z niedowierzaniem.
Po chwili słyszymy dźwięk przekręcanego klucza w zamku drzwi wejściowych. Spoglądamy na siebie.
- Elsa?
Kristoff sprawdza godzinę.
- Wyszła czterdzieści minut temu. Jeszcze nie dojechała na uczelnię.
Jedyną osobą, która miała klucze i nie była teraz na uczelni, ani w domu jest Jack.
Czekamy jeszcze chwilę, a gdy słyszymy, że chłopak wszedł do swojego pokoju, zrywamy się z łóżka i ruszamy w kierunku pokoju.
Kriss otwiera drzwi.
Jack właśnie wyciąga walizkę z szafy.
- Wyjeżdżasz bez pożegnania? - Pytam, unosząc brew i opieram się o framugę drzwi.
- Chciałbym. - Chłopak rzuca walizkę na łóżko i zaczyna wkładać do nie ubrania.
- Nieładnie. Bardzo, bardzo brzydko. - Kriss przyjmuje tę samą pozycję co ja, tylko po drugiej stronie framugi.
Jack wzdycha ciężko.
- Czy możecie w końcu zrozumieć, że to moja decyzja? Możecie dać mi wszyscy spokój! - Jego ton staje się ostrzejszy.
- A czy ty możesz zrozumieć, że wyjeżdżając łamiesz wszystkim serca? - Nie daję za wygraną.
Chłopak znowu wzdycha.
- Wy nic nie rozumiecie! - Zrywa się z łóżka. - Wasi cholerni rodzice żyją i mają się dobrze! Ja ich nie mam! Mam wujka, który w ogóle nie przypomina mojej matki i czasem mam wrażenie, że opiekuję się tylko mną ze względu na nią. To znaczy opiekował się. Mam jeszcze dziadka, który do złudzenia przypomina mi ojca, którego nie mam od kilkunastu lat! Nie rozumiecie tego, jak to jest być sierotą! - Kończy i kopie w krzesło.
Widzę, jak mięśnie Krissa napinają się niebezpiecznie. Blondyn podchodzi do Jacka i mierzy go wzrokiem. Oboje są podobnego wzrostu. Kriss jest odrobinę wyższy.
- Nie jedź po naszych uczuciach, Jack. Według mnie powinieneś się cieszyć, że mogłeś sam wybrać sobie rodzinę. Chętnie bym się z tobą zamienił. Mój ojciec mógłby nie żyć, za to wszystko co mi zrobił. Jednak on żyje i ma się bardzo dobrze. A to, że nie doceniasz tego, ile dla ciebie zrobiliśmy to nie mój problem. Ale wiedz, że to nas cholernie boli, kiedy zachowujesz się jak kutas. - Kristoff odsuwa się od niego i wraca do mnie, po czym znów opiera się o drzwi.
Jack wraca do pakowania swojej walizki. Teraz moja kolej.
- A co z... Elsą? Zabierzesz ją ze sobą?
Chłopak parska śmiechem.
- To będzie dla mnie ocalenie, że zostanie z wami.
- Tak? Ciekawe. Ile mu dajesz Kriss?
- Myślę, że w ciągu tygodnia się do niej odezwie.
- Ja myślę, że to będą trzy dniu.
- Zakład? - Kristoff wyciąga rękę w moją stronę.
- Przyjmuję. - Ściskam mu dłoń.
- Możecie przestać. Między mną, a Elsą nic nie ma.
Oboje wybuchamy śmiechem.
Jack patrzy na nas zdezorientowany.
- Stary co z tobą jest nie tak? Nawet ślepy by dostrzegł, że między wami coś jest. - Przekazuję mu tę sekretną wiedzę.
- I powinieneś coś z tym zrobić. A wyjazd będzie twoim największym błędem w całym twoim nędznym życiu. - Dopowiada Kriss.
Jasnowłosy znów wpatruje się w nas zdziwiony i po raz kolejny wzdycha.
Kręcimy głowami i wychodzimy z pokoju.
- Tylko wiesz, nie wiem, kto będzie spełniał twoje zachcianki... oby nie ręka. - Tym razem to ja rzucam Kristoffowi zdziwione spojrzenie.
- No co? Przecież mówię prawdę. - Chłopak tylko wzrusza ramionami.
Idziemy do kuchni i otwieramy sobie po puszcze coli.
- Kto w takim razie spełnia twoje zachcianki? Nie widziałem dawno tej blondyny, czekaj jak jej było? Bianca?
- Nie przeginaj, bo już nigdy, powtarzam NIGDY nie zrobię ci śniadanka. - Znów ciągniemy po łyku.
Po chwili słyszymy trzaśniecie drzwi.
Jack wyszedł z mieszkania. Kriss wychodzi z kuchni.
- Walizka została. - Informuje mnie, wracając do pomieszczenia.
- Jak myślisz, pojechał do niej?
- Nie. Poszedł się przejść, jak zawsze, kiedy nie wie co ma robić.
- Za to ja wiem. Gitaro, wracam do ciebie. Wiem, że tęskniłaś. - Wyrzucam puszkę do kosza i wychodzę z pokoju.
Znów siadam przy instrumencie i zaczynam grać. Ciekawe, co postanowi Jack. Mam nadzieję, że będzie szczęśliwy. To jego życie, a my może za bardzo się wpychamy... No ale sorry, on i Elsa kleją się do siebie jak dwie papużki nierozłączki, a on chce to wszystko spierdolić.
Dobrzy kumple mu na to nie pozwolą, a my jesteśmy dobrymi kumplami.
sobota, 18 lipca 2015
Rozdział 12 "Zastanawiam się, czy ja nie jestem od niej zimniejsza."
Hej, hej :)
Jak wakacje?
Mam nadzieję, że wypoczywacie i wszystko z wami w porządku.
Ja wstawiam wam tutaj kolejny rozdział. Mam nadzieję, że nie zrobiłam wiele błędów, ale jeśli jakieś zanjdziecie to bardzo przepraszam. Postaram się to jeszcze sprawdzić dziś wieczorem.
Kolejny rozdział zostawiam do waszej oceny.
Komentujcie, bardzo was o to proszę. To naprawdę pomaga i motywuje!
Trzymajcie się i korzystajcie jeszcze z wolnego!
A wszystkim tym, krórzy nie mają urlopu, życzę wytrwałości i chęci!
wasza Julu
- Ross! Cholera! Która godzina? - Julek szturcha mnie łokciem w lewy bok. Przewracam się na drugą stronę z jękiem niezadowolenia.
- Julek… idź spać. - Czuję jak noga chłopaka oplata się w okół mojej, a jego ręka odszukuje mojej dłoni. Po chwili nasze palce się łączą, a później słyszę szept tuż nad moim uchem. - Ktoś od kilku minut dobija się do drzwi, a ja jestem w samych bokserkach. Do tego są różowe, a ja nie potrafię zlokalizować moich spodni, więc możesz iść otworzyć drzwi? - Całuje mnie tuż nad uchem.
Wzdycham ciężko, ale podrywam się z łóżka. Ja na szczęście mam na sobie długie spodnie w serduszka i białą bluzkę z napisem “ I’m a monster”.
Kieruję się powoli w stronę drzwi od mojego pokoju. Naciskam na klamkę i wychodzę na korytarz. Po chwili jednak wracam i otwieram lekko drzwi. Wpatruję się w najpiękniejszego chłopaka na świecie. Do tego mojego chłopaka. Julek zakopany w kołdrze. Jego brązowe włosy sterczą mu na wszystkie strony, a grzywka wpada do oczu. Spod kołdry wystają jego duże, gołe stopy. Oddycha spokojnie i równomiernie. Mogłabym się wpatrywać w niego jeszcze przez długi czas, ale niestety jakiś natarczywy gość bardzo chce się do mnie dostać. Biegnę do drzwi i po zobaczeniu kto stoi na mojej wycieraczce otwieram drzwi.
- Dzień dobry, co się stało, że zaszczycacie mnie swoją wizytą? - Unoszę brwi i ziewam przy tym lekko.
Elsa uśmiecha się do mnie, a za nią stoi również uśmiechnięty Kriss.
- Możemy wejść? - Moje kuzynka patrzy na mnie dziwnie.
- Tak, oczywiście. - Prowadzę ich do salonu i siadam na kanapie.
Elsa rozbiera kurtkę, a Kriss wynosi ubrania na wieszak, po czym wraca i zajmuje miejsce na małym fotelu obok. Elsa siada przy mnie i nadal bacznie mnie obserwuje.
- Ach tak! Gdzie moje maniery? Herbaty? Kawy? Wody? Co chcecie? - Podrywam się z siedzenia i patrzę na nich.
- Kawy. - Odpowiadają jednocześnie, po czym uśmiechają się do siebie.
Wychodzę do kuchni, włączam ekspres i przygotowuję dwie kawy. Przecieram zaspaną twarz dłonią, słuchając przy tym strzępek rozmowy jaka toczy się w salonie. Jack. Wiem, że chodzi o niego, ale jeszcze nie jestem wtajemniczona.
Biorę dwa kubki i niosę je przyjaciołom.
- No więc słucham? Z czym do mnie przychodzicie o tak wczesnej porze, kiedy rodziców nie ma w domu i kiedy mój przystojny chłopak leży prawie nagi w moim łóżku? - Krzyżuję ramiona na piersiach i patrzę, jak blondynka wybucha śmiechem.
- Pół nagi?
- Może….
- Nie chcę w to wnikać. To wasza sprawa.
- No nie jestem taki pewien. Wczoraj Julek zdążył się mnie zapytać czy wygląda dobrze w tych różowych bokserkach. Powiedział, że kupił je z myślą o tobie, ale nie wie czy ci się spodobają.
- Zamknij się! - Kriss obrywa poduszką w głowę, a Julek rzuca się na niego.
Leżąc na nim podnosi głowę i spogląda na mnie.
- Podobają ci się?
Roześmiana przytakuję głową i przygryzam wargę. Kristoff w końcu zrzuca z siebie bruneta, a on siada obok mnie i przyciąga mnie do siebie. Kładę głowę na jego ramieniu i wracam wzrokiem do Elsy.
- Więc? O co chodzi, bo zaczynam umierać z ciekawości. - Jej niebieskie oczy lśnią jakoś smutno.
- Pierwsze i najważniejsze pytanie… Czy był u was Jack? Wiem, że nie, to znaczy widzę, że nie był… przynajmniej tak mi się zdaje, skoro jesteście w tak świetnych humorach…
- Co się stało? - Czuję jak Julek zaniepokojony mocniej napina swoje ciało. - W porządku z nim? - Szybko chwyta mnie za rękę.
- Nie wiem… - Dziewczyna spuszcza głowę, a ja kładę jej rękę na kolanie.
- Wszystko będzie dobrze, ale czy możesz nam wyjaśnić co właściwie się stało? - Pytam spoglądając jej w twarz.
Elsa krzywi się i zerka na Krissa, który skinieniem głowy zachęca ją do mówienia.
Blondynka bierze głęboki wdech i ze świstem wypuszcza powietrze.
- A więc wczoraj, Jack oznajmił mi… że, że postanowił przenieść się na stałe do dziadka. Stwierdził, że decyzja już zapadła i nie mamy na nią wpływu… Pokłóciliśmy się i później on zniknął. Myślałam, że może poszedł do was… Nie wiem nawet gdzie przenocował, jego wujek też jest zaniepokojony i… - Urywa na dźwięk dzwonka..
Zdezorientowana i kompletnie wybita z tropu idę otworzyć drzwi.
Nie obchodzi mnie teraz to, że mam na sobie tylko piżamę, ta informacja kompletnie zamąciła mi w głowie. Po co Jack wraca do dziadka?
Otwieram drzwi i nawet nie zdążę się odezwać, gdy dwie rude istotki pędzą do salonu. Anna siada przy Elsie, a Merida zajmuje miejsce przy młodszej siostrze.
- Wszystko będzie dobrze. - Siostry przytulają się mocno. - Merida wszystko wie. Nie martw się już. - Anna mocniej ściska Elsę.
Rudowłosa koleżanka w lokach na głowie szykuje się do opowieści.
- Nie martw się. Przenocował u mnie. Zjadł nawet śniadanie, a później go wywaliłam dokładnie z takich samych powodów jak ty. Wiem, że teraz jest u Czkawki, ale ja nie zamierzam tam iść. W każdym razie wszystko z nim w porządku. Przynajmniej jeśli chodzi o ciało, bo nad jego głową zastanowiłabym się trochę dłużej. - Merida uśmiecha się serdecznie, a Elsa odpowiada jej tym samym.
- Dobrze, że się nim zajęłaś. W ogóle o tobie nie pomyślałam… To w sumie bardzo głupie.
- Spoko. Powinniśmy go teraz porządnie zbić, żeby w końcu wrócił mu rozum. Ma tutaj wszystko! Przyjaciół, dom, miłość… Nie rozumiem, czemu chce uciekać. - Dziewczyna kręci głową, a jej rude pukle podskakują jak sprężynki.
Zapada między nami cisza. Wszyscy siedzą i zastanawiają się, co dalej. Jak mamy zatrzymać Jacka? Czy mamy go zatrzymywać? Czy… czy on może ma rację?
- Potrzymaj drzwi, a ja wniosę walizki. - Zza drzwi dobiega jakiś hałas.
Spanikowana spoglądam na zegar.
Cholera!
Nie! Nie! Nie!
Rzucam Julkowi przerażone spojrzenie, a on odsuwa się ode mnie i tylko wzrusza ramionami. Wszyscy wpatrują się we mnie chcąc zrozumieć o co chodzi.
- Rodzice. - Szepczę bezgłośnie w chwili kiedy moja mama staje w drzwiach salonu i spogląda na nas zdziwiona.
Jej zdziwienie szybko zmienia się jednak we wściekłość, kiedy zauważa Julka, Elsę i Annę. Myślę, że Kriss i Merida też jej się do końca nie podobają.
- Wróciliśmy, jak się bawiłaś Ross? - Tata wchodzi do pokoju i również zamiera w pół kroku.
Wzdycham ciężko.
- Jak było w Paryżu? - Mój głos drży niemiłosiernie, ale próbuję nie wybuchnąć płaczem. - Wszystko mogę wyjaśnić… - Wstaję i podchodzę do rodziców.
- Jakoś w to wątpię. - Mama krzyżuje ręce na piersi i piorunuje mnie wzrokiem.
- To moja wina! - Julek przystaje obok mnie.
- W to już nie wątpię. Bardzo prawdopodobne, że to przez ciebie. - Matka spogląda na nas wszystkich mrużąc oczy.
- Mamo…
- Nie. Macie wszyscy opuścić ten dom. Nie chcę słyszeć waszych tłumaczeń. A z tobą porozmawiam na osobności. Teraz odpraw swoich przyjaciół. - Mama wychodzi z salonu.
Spoglądam na tatę, ale ten również wychodzi.
Odwracam się do reszty.
- Chyba musicie już iść… Przepraszam.
Merida pierwsza podrywa się z kanapy i w trzech krokach podchodzi do mnie, a potem mocno przytula.
Elsa i Anna przepraszają mnie również bardzo gorąco.
- Przestańcie, dobrze wiecie o co chodzi i dobrze wiecie jaką macie ciotkę… - Przytulam je równie mocno.
Kriss też szybko się żegna i również przeprasza.
Cała ta grupka udaje się do przedpokoju i pomału się ubiera. Odwracam się w stronę Julka.
- Naprawdę cię przepraszam… To się nie miało tak skończyć. - Czuję, jak moje policzki stają się wilgotne.
- Ross, ja nigdzie nie idę. - Staje obok mnie i mocno mnie przytula.
- Julek… To tylko wszystko pogorszy… wolę porozmawiać z nią sama.
- Nie. Zostanę z tobą. Twój tata najwyżej wyniesie mnie siłą, ale inaczej nie wyjdę.
- Julek…
- Nie, Ross. - Chwyta mnie za rękę i idziemy pożegnać przyjaciół.
Wszyscy mają grobowe miny i zapewne winią się o to, że wprowadzili mnie w kłopoty.
- Przepraszam… mogłam was zabrać do siebie… - Elsa jeszcze raz mnie przytula.
- Daj spokój. Będzie okej. - Staram się uwierzyć w moje słowa, ale tak naprawdę boję się konfrontacji z moją matką.
W końcu wszyscy wychodzą. Wszyscy oprócz Julka.
- Mogło być gorzej. - Chłopak jeszcze raz przyciąga mnie do siebie.
- Nie mogło. - Spuszczam głowę.
- Mogłem być w samych bokserkach i to jeszcze różowych.
Parskam śmiechem.
- Masz rację. Mogło. - Odrywam się od niego i idę do kuchni.
Wchodzę do pomieszczenia i opieram się o blat. Mama siedzi przy stole, tata jak zwykle udaje, że go tutaj nie ma i że go to zupełnie nie dotyczy.
- Usiądź. - Kobieta wskazuje na krzesło przy stole.
- Postoję.
Znów piorunuje mnie wzrokiem.
W tej chwili do kuchni wchodzi Julek. Podchodzi do mnie i lekko ściska moją dłoń. Patrzy na mnie, a ja lekko kiwam głową.
- On też miał wyjść.
- Ale nie wyjdzie.
- To nie jest twoja decyzja Roszpunko. - Mama delikatnie miesza łyżeczką w swoim kubku herbaty. Jej opanowanie i chłód doprowadzają mnie do szału.
- Nie. To jest moja decyzja. Julek jest moim gościem i to ja decyduję czy wychodzi, czy nie. I proszę, nie nazywaj mnie Roszpunką!
- Ross… - Tata w końcu odwraca się do nas.
- Nie! Mam tego dość! To niesprawiedliwe! Nie zrobiłam nic złego! Nic! To nie moja wina, że jesteś pokłócona z ciocią Marią! To nie moja wina, że odbiła ci chłopaka! To nie moja wina, że nadal żywisz do niej urazę, chociaż ten facet okazał się zdradziecką świnią i to ciocia Maria i dziewczyny cierpiały, a nie my! Nie wierzę, że jeszcze się o to gniewasz! - Tym razem moje słowa są kierowane do matki.
- Nie krzycz! - Odstawia kubek na stół.
- Będę krzyczeć, bo czuję, że mnie krzywdzisz, że krzywdzisz nas! Jesteś niesprawiedliwa. Jeśli zostałabyś z tym facetem to po pierwsze nie miałabyś mnie, a po drugie byłabyś sama i porzucona przez niego. Nie poznałabyś taty! Czy to dla ciebie coś znaczy? Czy my dla ciebie coś znaczymy? Czy to ci nie wystarcza? Że masz nas? Mam tego dość! Czuję się tak, jakbyś cały czas kochała tego faceta! Z którym nic cię w ogóle nie wiązało! NIC!
- Roszpunka!
- Dla twojej informacji będę spotykać się z Elsą i Anną, bo to jest moja rodzina i bardzo ją kocham. Są dla mnie jak siostry. Też byś mogła kiedyś spróbować pogodzić się z ciocią Marią. Będą tutaj przychodzić, bo to jest również mój dom i chcę w nim gościć ludzi, których w jakimś stopniu kocham czy lubię. Będę się również spotykała z Julkiem, bo na razie nie wyobrażam sobie życia bez niego i niestety będziesz musiała się z tym pogodzić, czy tego chcesz czy nie! - Całuję chłopaka, który przez cały ten czas ściskał moją dłoń.
- Brawo, Ross. - Szepcze mi do ucha.
Odrywamy się od siebie.
- A teraz wyjdę, żebyś mogła to przemyśleć i mam nadzieję, że podejmiesz słuszną decyzję. Jeśli nie, to spokojnie, już za kilka miesięcy mnie tutaj nie będzie i niestety nie będziesz mogła na to nic poradzić. - Chwytam Julka za rękę i opuszczamy kuchnię.
- Roszpunka! Nie skończyłam z tobą rozmawiać! - Idziemy do przedpokoju.
Ubieram buty, czapkę i kurtkę, Julek robi to samo.
- Jeśli stąd wyjdziesz, to możesz już nie wracać. - Matka pojawia się w drzwiach.
- Jesteś tego pewna? Jak będziesz gotowa na rozmowę to możesz zadzwonić. - Otwieram drzwi i ciągnę bruneta za sobą.
Idziemy do jego auta i po chwili siedzimy już w zapalonym wozie.
Ukrywam twarz w dłoniach.
- Przesadziłam? - Spoglądam na jego twarz.
Bez żadnych słów całuje mnie mocno i długo.
- Nie. Powiedziałaś wszystko, tak, jak powinno to być powiedziane. Nawet ja bym tego lepiej nie zrobił. Twoją mamę wbiło w fotel. -Rusza autem spod mojego domu.
_____________________________________________________________________
- Może byś coś zrobił? Ona właśnie z nim odjeżdża. - Wracam do kuchni, gdzie stoi mój mąż.
- Niestety zgadzam się z nią w stu procentach. Szkoda tylko, że nie byłem na tyle odważny, żeby powiedzieć to wcześniej. Jak będziesz gotowa na rozmowę, to zadzwoń do nas. Nie wiedziałem, że Ross jest taka inteligentna. - Mężczyzna wychodzi z kuchni.
Po chwili słyszę trzaśnięcie drzwi.
Siadam na krześle i sięgam po kubek zimnej już herbaty.
Zastanawiam się, czy ja nie jestem od niej zimniejsza.