...
Brak mi słów. Nie mam nic na swoją obronę, chyba tylko tyle, że nie potrafiłam nic sklecić przez ten cały czas. Próbowałam kilka razy, ale nigdy nie skutkowało to skończonym tekstem. Aż do dziś.
Taka rozgrzewka przed jutrzejszą rozprawką (trzymajcie kciuki).
Przepraszam, że musieliście tak długo czekać.
Dziękuję, za ciepłe słowa od WAS. Jesteście najlepsi!
Nie wiem, jak dalej potoczy się historia tego bloga, ale obiecuję, że to nie jest ostatni rozdział.
Na pewno doczekacie się balu, a co z resztą historii... Zobaczymy.
Po prostu nie chcę pisać czegoś na siłę. Dzisiaj, akurat naszła mnie taka ochota i aż sama jestem zdziwiona, że wstawiam rozdział.
Mam nadzieję, że zrozumiecie, jeśli urwę opowieść po balu...
Nie wiem jeszcze, jak będzie. Nie chcę niczego obiecywać.
Jeszcze raz dziękuję za wasze wsparcie. Szczególnie podziękowania dla:
- Juna Snape
- Vayentha
- Alissa Arille
- Ray of Light (przepraszam najmocniej)
Trzymajcie się ciepło i miłego czytania!
Nie jest to szczyt moich umiejętności, ale nareszcie coś jest (tak żałośnie to brzmi)
PRZEPRASZAM JESZCZE RAZ!
wasza Julu
ps.1 Dziękuję Misi, która również napisała co nieco.
ps.2 Błędy poprawię później :)
Wybaczycie?
__Anka___________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
W czwartkowy poranek wstawało mi się naprawdę wyśmienicie. Za oknem prószył śnieg, co mnie wcale nie zdziwiło, gdyż opady w tym miesiącu miały być bardzo obfite.
Początek tygodnia minął mi bardzo szybko, głównie na nauce i odrabianiu lekcji, bo na bal trzeba przecież zasłużyć. No właśnie, bal! Mój pierwszy w życiu szkolny bal! Byłam podekscytowana od samego ranka, zaraz gdy podniosłam powieki. Ubrałam się szybko i jak zwykle koło 7 wyszłam do szkoły. Lekcje tego dnia były skrócone i trwały tylko do 11:30. Przed klasą spotkałam Meridę, która uścisnęła mnie na powitanie.
- I jak tam? Podekscytowana?
- Bardzo, chyba jak nigdy. - Uśmiechnęłam się. - I co z Jackiem? Namówiłaś go?
- Tak, obiecał, że przyjdzie. Teraz mam go w szachu, wie, że musi nam się odpłacić za ten cholerny wyjazd, więc jestem pewna, że się zjawi. A co z... no wiesz. Z Astrid?
Wzruszyłam ramionami. Blondynka w ostatnim tygodniu pojawiała się sporadycznie w szkole i ani razu nie zaszczyciła mnie nawet pogardliwym spojrzeniem.
- Co z Czkawką? - Zmieniłam temat.
- Aaaa pojechał dzisiaj z ojcem po jakieś części do warsztatu. Ale nie martw się, na pewno wróci i zdąży po ciebie przyjść. Nie jest aż taką ciotką. - Uśmiechnięta twarz Meri była naprawdę pocieszna.
Lekcje minęły nam bardzo szybko. Ani się nie spostrzegłyśmy, a już opuszczałyśmy szkołę. Miałyśmy plan, że Merida przyjdzie do mnie i tam się przygotuje, ale zadzwoniła jej mama i poprosiła o zajęcie się braćmi, więc dziewczyna musiała niestety iść do domu.
Ja też wróciłam do siebie. Tata o dziwo siedział na kanapie i w skupieniu przeglądał jakiś magazyn.
- Nie w garażu? - Cmoknęłam go w policzek.
- Nie. Dzisiaj mam wolne. Kiedy wychodzisz, Mała?
- Czkawka ma po mnie przyjść koło 17:30.
- Nie potrzebujesz podwózki? - Śledził mnie wzrokiem, gdy rozbierałam buty i kurtkę.
- Nie. Czkawka już ponoć wszystko załatwił.
- To dobrze. Cud chłopak z tego Czkawki. - Tata wrócił do czytania gazety.
Weszłam do kuchni, żeby ugotować sobie jakiś lekki lunch.
- Gdzie mama? - Krzyknęłam, wyjmując garnek z szuflady.
- Jeszcze w pracy. Wróci za cztery godziny.
Otworzyłam lodówkę i chwyciłam pierwszy lepszy słoik z jakąś zupą. Dzisiaj wypadło na pomidorową. Czerwona zawartość szklanego pojemnika wylądowała najpierw w garnku, a potem w moim żołądku. Jak zwykle wsadziłam brudne naczynia do zmywarki.
Czułam jak z każdą minutą moje podekscytowanie rosło. Bal, bal, bal! Zakręciłam się kilka razy w okół własnej osi.
- A ty co taka wesoła? - Tata stał oparty o futrynę drzwi.
- No tato... Przecież wiesz. - Podbiegłam i wtuliłam się w jego ramiona.
Zawsze tak robiłam, gdy byłam nieco mniejsza. Moje zachowanie wcale go nie zdziwiło, pogłaskał mnie tak, jak zawsze.
- Aż tak cię zachwyca cały ten bal?
- Uh... Tak. - Wypuściłam powietrze w jego koszulkę.
- To w sumie zabawne, jak byłyście małe i organizowałyście z Elsą, jakieś imprezy dla nas, to ona zawsze była gwiazdą, a ty najczęściej jej pomocnikiem. Kiedyś przygotowałyście bal. Elsa nazwała go środowym balem i jak pewnie się domyślasz odbywał się on z okazji, że była środa. I pamiętam jak dziś, że zaprosiłem cię do tańca, a ty odmówiłaś, tłumacząc, że jesteś starostą balowym i nie wypada ci tańczyć na własnej imprezie. - Tata uśmiechnął się pod nosem.
- Pamiętam! To prawda, nigdy nie lubiłam tych "babskich" zajęć.
- Kiedyś bawiłaś się w śmieciarza. Wstałaś wcześnie rano, żeby zdążyć przed przyjazdem śmieciarki i przyniosłaś wszystkie kosze sąsiadów na nasze podwórko. Dostałem później karę, za przekroczenie ilości produkowanych śmieci.
Oderwałam się od taty.
- Dobra, koniec pogaduszek. Muszę się szykować.
- No tak, tak. Czas wreszcie pobawić się w dziewczynkę. - Mrugnął do mnie z przekąsem.
Zabrałam torbę i ruszyłam do pokoju.
- Ania! - Zatrzymał mnie w połowie schodów.
- No?
- O której zamierzasz być z powrotem?
- Nie mam pojęcie. - Wróciłam na dół.
- Bo my z mamą wychodzimy dzisiaj do kina...
Zastygłam w bezruchu.
Tata zainteresował się nagle swoimi stopami.
- Do kina? - Powtórzyłam głupio.
- No tak, tak, do kina. Nic ciekawego... Jakiś filmy, historyczny. Mama pewnie będzie narzekać...
- Spodoba jej się, że w ogóle zabierasz ją na wspólny wieczór. Przemilczy ten film historyczny, zobaczysz. - Poklepałam tatę po ramieniu. - A co do powrotu, to pewnie późno. Impreza kończy się o 22:30. Czkawka mnie odwiezie.
- No dobrze. Będziemy się jeszcze dogadywać w trakcie.
Brak mi słów. Nie mam nic na swoją obronę, chyba tylko tyle, że nie potrafiłam nic sklecić przez ten cały czas. Próbowałam kilka razy, ale nigdy nie skutkowało to skończonym tekstem. Aż do dziś.
Taka rozgrzewka przed jutrzejszą rozprawką (trzymajcie kciuki).
Przepraszam, że musieliście tak długo czekać.
Dziękuję, za ciepłe słowa od WAS. Jesteście najlepsi!
Nie wiem, jak dalej potoczy się historia tego bloga, ale obiecuję, że to nie jest ostatni rozdział.
Na pewno doczekacie się balu, a co z resztą historii... Zobaczymy.
Po prostu nie chcę pisać czegoś na siłę. Dzisiaj, akurat naszła mnie taka ochota i aż sama jestem zdziwiona, że wstawiam rozdział.
Mam nadzieję, że zrozumiecie, jeśli urwę opowieść po balu...
Nie wiem jeszcze, jak będzie. Nie chcę niczego obiecywać.
Jeszcze raz dziękuję za wasze wsparcie. Szczególnie podziękowania dla:
- Juna Snape
- Vayentha
- Alissa Arille
- Ray of Light (przepraszam najmocniej)
Trzymajcie się ciepło i miłego czytania!
Nie jest to szczyt moich umiejętności, ale nareszcie coś jest (tak żałośnie to brzmi)
PRZEPRASZAM JESZCZE RAZ!
wasza Julu
ps.1 Dziękuję Misi, która również napisała co nieco.
ps.2 Błędy poprawię później :)
Wybaczycie?
__Anka___________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
W czwartkowy poranek wstawało mi się naprawdę wyśmienicie. Za oknem prószył śnieg, co mnie wcale nie zdziwiło, gdyż opady w tym miesiącu miały być bardzo obfite.
Początek tygodnia minął mi bardzo szybko, głównie na nauce i odrabianiu lekcji, bo na bal trzeba przecież zasłużyć. No właśnie, bal! Mój pierwszy w życiu szkolny bal! Byłam podekscytowana od samego ranka, zaraz gdy podniosłam powieki. Ubrałam się szybko i jak zwykle koło 7 wyszłam do szkoły. Lekcje tego dnia były skrócone i trwały tylko do 11:30. Przed klasą spotkałam Meridę, która uścisnęła mnie na powitanie.
- I jak tam? Podekscytowana?
- Bardzo, chyba jak nigdy. - Uśmiechnęłam się. - I co z Jackiem? Namówiłaś go?
- Tak, obiecał, że przyjdzie. Teraz mam go w szachu, wie, że musi nam się odpłacić za ten cholerny wyjazd, więc jestem pewna, że się zjawi. A co z... no wiesz. Z Astrid?
Wzruszyłam ramionami. Blondynka w ostatnim tygodniu pojawiała się sporadycznie w szkole i ani razu nie zaszczyciła mnie nawet pogardliwym spojrzeniem.
- Co z Czkawką? - Zmieniłam temat.
- Aaaa pojechał dzisiaj z ojcem po jakieś części do warsztatu. Ale nie martw się, na pewno wróci i zdąży po ciebie przyjść. Nie jest aż taką ciotką. - Uśmiechnięta twarz Meri była naprawdę pocieszna.
Lekcje minęły nam bardzo szybko. Ani się nie spostrzegłyśmy, a już opuszczałyśmy szkołę. Miałyśmy plan, że Merida przyjdzie do mnie i tam się przygotuje, ale zadzwoniła jej mama i poprosiła o zajęcie się braćmi, więc dziewczyna musiała niestety iść do domu.
Ja też wróciłam do siebie. Tata o dziwo siedział na kanapie i w skupieniu przeglądał jakiś magazyn.
- Nie w garażu? - Cmoknęłam go w policzek.
- Nie. Dzisiaj mam wolne. Kiedy wychodzisz, Mała?
- Czkawka ma po mnie przyjść koło 17:30.
- Nie potrzebujesz podwózki? - Śledził mnie wzrokiem, gdy rozbierałam buty i kurtkę.
- Nie. Czkawka już ponoć wszystko załatwił.
- To dobrze. Cud chłopak z tego Czkawki. - Tata wrócił do czytania gazety.
Weszłam do kuchni, żeby ugotować sobie jakiś lekki lunch.
- Gdzie mama? - Krzyknęłam, wyjmując garnek z szuflady.
- Jeszcze w pracy. Wróci za cztery godziny.
Otworzyłam lodówkę i chwyciłam pierwszy lepszy słoik z jakąś zupą. Dzisiaj wypadło na pomidorową. Czerwona zawartość szklanego pojemnika wylądowała najpierw w garnku, a potem w moim żołądku. Jak zwykle wsadziłam brudne naczynia do zmywarki.
Czułam jak z każdą minutą moje podekscytowanie rosło. Bal, bal, bal! Zakręciłam się kilka razy w okół własnej osi.
- A ty co taka wesoła? - Tata stał oparty o futrynę drzwi.
- No tato... Przecież wiesz. - Podbiegłam i wtuliłam się w jego ramiona.
Zawsze tak robiłam, gdy byłam nieco mniejsza. Moje zachowanie wcale go nie zdziwiło, pogłaskał mnie tak, jak zawsze.
- Aż tak cię zachwyca cały ten bal?
- Uh... Tak. - Wypuściłam powietrze w jego koszulkę.
- To w sumie zabawne, jak byłyście małe i organizowałyście z Elsą, jakieś imprezy dla nas, to ona zawsze była gwiazdą, a ty najczęściej jej pomocnikiem. Kiedyś przygotowałyście bal. Elsa nazwała go środowym balem i jak pewnie się domyślasz odbywał się on z okazji, że była środa. I pamiętam jak dziś, że zaprosiłem cię do tańca, a ty odmówiłaś, tłumacząc, że jesteś starostą balowym i nie wypada ci tańczyć na własnej imprezie. - Tata uśmiechnął się pod nosem.
- Pamiętam! To prawda, nigdy nie lubiłam tych "babskich" zajęć.
- Kiedyś bawiłaś się w śmieciarza. Wstałaś wcześnie rano, żeby zdążyć przed przyjazdem śmieciarki i przyniosłaś wszystkie kosze sąsiadów na nasze podwórko. Dostałem później karę, za przekroczenie ilości produkowanych śmieci.
Oderwałam się od taty.
- Dobra, koniec pogaduszek. Muszę się szykować.
- No tak, tak. Czas wreszcie pobawić się w dziewczynkę. - Mrugnął do mnie z przekąsem.
Zabrałam torbę i ruszyłam do pokoju.
- Ania! - Zatrzymał mnie w połowie schodów.
- No?
- O której zamierzasz być z powrotem?
- Nie mam pojęcie. - Wróciłam na dół.
- Bo my z mamą wychodzimy dzisiaj do kina...
Zastygłam w bezruchu.
Tata zainteresował się nagle swoimi stopami.
- Do kina? - Powtórzyłam głupio.
- No tak, tak, do kina. Nic ciekawego... Jakiś filmy, historyczny. Mama pewnie będzie narzekać...
- Spodoba jej się, że w ogóle zabierasz ją na wspólny wieczór. Przemilczy ten film historyczny, zobaczysz. - Poklepałam tatę po ramieniu. - A co do powrotu, to pewnie późno. Impreza kończy się o 22:30. Czkawka mnie odwiezie.
- No dobrze. Będziemy się jeszcze dogadywać w trakcie.
Skierowałam się w stronę schodów, by po chwili znaleźć się już na górze.
Mój pokój zwykle znajdował się w nienagannym stanie. Preferowałam raczej ład i porządek. Tak było i teraz. Jednak gdy przypomniałam sobie, że zaraz rozpocznę wielkie poszukiwania odpowiedniej sukienki w mojej ogromnej szafie pełnej zakamarków, to zrobi się ogromny bałagan i będę mogła tylko z bólem wspominać ten obecny uporządkowany stan rzeczy.
Wywołany tym faktem mały dyskomfort psychiczny trwał na szczęście krótko i szybko przystąpiłam do dokładnych oględzin składu mojej garderoby. Kiedy wyrzuciłam już całą bieliznę, podkoszulki, t-shirty i masę innych gatunków odzieży oraz odrzuciłam wszystkie swoje letnie sukienki, w końcu przyszedł czas na białe, duże, płaskie kartony, w których spoczywały ubrania zasługujące na nieco większy "szacunek" niż zwykłe skarpetki, a w tym i mój cel. Wprawdzie kilka sukienek wisiało na wieszakach w foliowych pokrowcach, jednak żadna z nich nie wydawała mi się odpowiednia na bal. Białe pudła były idealnym miejscem na znalezienie czegoś właściwego.
Na dnie jednego z nich znalazłam cztery prześliczne kiecki.
Pierwsza należała jeszcze do mamy. Była to czerwona podszewka, a na niej znajdowała się już koronkowa, wyszywana w kwiaty warstwa. Co do długości, to sięgała mi nieco za kolano. Jednak kolor moich włosów niezupełnie grał z całością. Brunetce, takiej jak moja mama w tej sukience byłoby po prostu bosko, ale ja nie wyglądałam w niej za dobrze.
Kolejna kreacja była również wykwintna, ale też naturalna. Biała, prosta sukienka z rozszerzonym kloszem, takim, co przepięknie wirował przy każdym obrocie, była moją faworytką. Dodatkowo jej dolna część wyszywana była w abstrakcyjne, srebrzyste, cieniutkie paski. Z daleka dół sukienki po prostu mienił się jak tafla jeziora zmącona wrzuconym kamykiem.
Trzecia sukienka była długa i czarna. Miała dość głęboki dekolt, wyszyty małymi perełkami. Była prosta i miała wycięcie na nogę. Zdecydowanie było to coś dla Elsy. Ja wyglądałam w tym, jak jej marna podróbka.
Ostatnia kreacja wydawała mi się równie dobra, jak druga. Była to beżowa, jasna sukienka. Jej dół był tiulowy, przypominał trochę strój baletnicy. Góra natomiast była jakby obsypana jasnym, połyskującym brokatem. Oczywiście był to tylko taki materiał. Dopełnieniem tego wszystkiego był srebrny, błyszczący pasek, który dodawał tego czegoś do całej stylizacji.
Okej. Miałam problem. Druga czy ostatnia? Biel czy beż? I co z butami? Pomknęłam na dół i spenetrowałam szafę, w której trzymaliśmy buty. I uwaga uwaga, okazało się, że oczywiście nie mam żadnych, ale to żadnych szpilek. Wszystkie należały do mojej mamy i były na mnie za małe. Znalazłam tylko jedne pasujące, które należały kiedyś do Elsy, ale ich kolor skutecznie mnie odstraszył. Krzycząco pomarańczowe. Takie wręcz neonowe. Czy naprawdę nie posiadam klasycznych, czarnych, wąskich szpilek?
Zdenerwowana coraz bardziej, sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do siostry.
- Hej! Potrzebuję pomocy! Czarne szpilki, albo przynajmniej takie, które będą pasować. Będę za chwilę, zrób herbatę owocową, bo mam straszną ochotę na coś ciepłego. Paaaa! - Nie dałam jej nawet dojść do słowa.
- Tato! - Krzyknęłam, biegnąc na górę. - Musisz mnie zawieźć do Elsy!
Zapakowałam dwie sukienki w pokrowce i znów znalazłam się na dole, ubierając tym razem zwykłe buty i kurtkę.
- Tato!
- Idę! - Ojciec pojawił się przy mnie, brzęcząc kluczykami w dłoni. - Pali się?
- Jeszcze nie. Chodź szybko. - Wyciągnęłam go z domu i poprowadziłam do auta.
Po chwili byliśmy już w drodze.
__Elsa_________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
- Już idę! -Wstałam od stołu, ale moje ręce kończyły jeszcze ostatnie wersy maila, którego właśnie pisałam.
- No idę! - Dzwonek rozbrzmiewał już w całym mieszkaniu, ale tylko ja mogłam go słyszeć. Reszty lokatorów po prostu nie było.
Wysłane.
Wybiegłam z kuchni i rzuciłam się do drzwi.
- Pali się? - Anka stała przede mną, ściskając w rękach dwa, duże pokrowce.
- Już prawie. - Odparła ze śmiechem. - Tata pytał o to samo.
- Tata cię przywiózł?
- Yhum.
- Aha.
A właściwie nie tata, tylko obcy mężczyzna, który przez lata udawał ojca.
- Jak myślisz, która lepsza? - Anka już stała w salonie i prezentowała mi swoje dwa wybory.
- Chcesz herbaty? - Obrzuciłam sukienki jednym spojrzeniem i już wiedziałam, że to będzie ta biała.
- Nie przełknę niczego, dopóki mi nie powiesz która lepsza.
Oj, jak mi się chciało śmiać. Ta mała była tak zaoferowana tą imprezą, jak jeszcze nigdy. A mój pierwszy bal? Nie było pierwszego. W ogóle nie było żadnego. To dziwne, że twoja młodsza siostra robi coś szybciej od ciebie. To przecież ty powinnaś być tą, która wszystko testuje, a potem odradza lub zachęca.
- Zrobię jednak herbaty. - Ruszyłam do kuchni. - A biała bardziej mi się podoba.
__Anka___________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Mój pokój zwykle znajdował się w nienagannym stanie. Preferowałam raczej ład i porządek. Tak było i teraz. Jednak gdy przypomniałam sobie, że zaraz rozpocznę wielkie poszukiwania odpowiedniej sukienki w mojej ogromnej szafie pełnej zakamarków, to zrobi się ogromny bałagan i będę mogła tylko z bólem wspominać ten obecny uporządkowany stan rzeczy.
Wywołany tym faktem mały dyskomfort psychiczny trwał na szczęście krótko i szybko przystąpiłam do dokładnych oględzin składu mojej garderoby. Kiedy wyrzuciłam już całą bieliznę, podkoszulki, t-shirty i masę innych gatunków odzieży oraz odrzuciłam wszystkie swoje letnie sukienki, w końcu przyszedł czas na białe, duże, płaskie kartony, w których spoczywały ubrania zasługujące na nieco większy "szacunek" niż zwykłe skarpetki, a w tym i mój cel. Wprawdzie kilka sukienek wisiało na wieszakach w foliowych pokrowcach, jednak żadna z nich nie wydawała mi się odpowiednia na bal. Białe pudła były idealnym miejscem na znalezienie czegoś właściwego.
Na dnie jednego z nich znalazłam cztery prześliczne kiecki.
Pierwsza należała jeszcze do mamy. Była to czerwona podszewka, a na niej znajdowała się już koronkowa, wyszywana w kwiaty warstwa. Co do długości, to sięgała mi nieco za kolano. Jednak kolor moich włosów niezupełnie grał z całością. Brunetce, takiej jak moja mama w tej sukience byłoby po prostu bosko, ale ja nie wyglądałam w niej za dobrze.
Kolejna kreacja była również wykwintna, ale też naturalna. Biała, prosta sukienka z rozszerzonym kloszem, takim, co przepięknie wirował przy każdym obrocie, była moją faworytką. Dodatkowo jej dolna część wyszywana była w abstrakcyjne, srebrzyste, cieniutkie paski. Z daleka dół sukienki po prostu mienił się jak tafla jeziora zmącona wrzuconym kamykiem.
Trzecia sukienka była długa i czarna. Miała dość głęboki dekolt, wyszyty małymi perełkami. Była prosta i miała wycięcie na nogę. Zdecydowanie było to coś dla Elsy. Ja wyglądałam w tym, jak jej marna podróbka.
Ostatnia kreacja wydawała mi się równie dobra, jak druga. Była to beżowa, jasna sukienka. Jej dół był tiulowy, przypominał trochę strój baletnicy. Góra natomiast była jakby obsypana jasnym, połyskującym brokatem. Oczywiście był to tylko taki materiał. Dopełnieniem tego wszystkiego był srebrny, błyszczący pasek, który dodawał tego czegoś do całej stylizacji.
Okej. Miałam problem. Druga czy ostatnia? Biel czy beż? I co z butami? Pomknęłam na dół i spenetrowałam szafę, w której trzymaliśmy buty. I uwaga uwaga, okazało się, że oczywiście nie mam żadnych, ale to żadnych szpilek. Wszystkie należały do mojej mamy i były na mnie za małe. Znalazłam tylko jedne pasujące, które należały kiedyś do Elsy, ale ich kolor skutecznie mnie odstraszył. Krzycząco pomarańczowe. Takie wręcz neonowe. Czy naprawdę nie posiadam klasycznych, czarnych, wąskich szpilek?
Zdenerwowana coraz bardziej, sięgnęłam po telefon i wybrałam numer do siostry.
- Hej! Potrzebuję pomocy! Czarne szpilki, albo przynajmniej takie, które będą pasować. Będę za chwilę, zrób herbatę owocową, bo mam straszną ochotę na coś ciepłego. Paaaa! - Nie dałam jej nawet dojść do słowa.
- Tato! - Krzyknęłam, biegnąc na górę. - Musisz mnie zawieźć do Elsy!
Zapakowałam dwie sukienki w pokrowce i znów znalazłam się na dole, ubierając tym razem zwykłe buty i kurtkę.
- Tato!
- Idę! - Ojciec pojawił się przy mnie, brzęcząc kluczykami w dłoni. - Pali się?
- Jeszcze nie. Chodź szybko. - Wyciągnęłam go z domu i poprowadziłam do auta.
Po chwili byliśmy już w drodze.
__Elsa_________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
- Już idę! -Wstałam od stołu, ale moje ręce kończyły jeszcze ostatnie wersy maila, którego właśnie pisałam.
- No idę! - Dzwonek rozbrzmiewał już w całym mieszkaniu, ale tylko ja mogłam go słyszeć. Reszty lokatorów po prostu nie było.
Wysłane.
Wybiegłam z kuchni i rzuciłam się do drzwi.
- Pali się? - Anka stała przede mną, ściskając w rękach dwa, duże pokrowce.
- Już prawie. - Odparła ze śmiechem. - Tata pytał o to samo.
- Tata cię przywiózł?
- Yhum.
- Aha.
A właściwie nie tata, tylko obcy mężczyzna, który przez lata udawał ojca.
- Jak myślisz, która lepsza? - Anka już stała w salonie i prezentowała mi swoje dwa wybory.
- Chcesz herbaty? - Obrzuciłam sukienki jednym spojrzeniem i już wiedziałam, że to będzie ta biała.
- Nie przełknę niczego, dopóki mi nie powiesz która lepsza.
Oj, jak mi się chciało śmiać. Ta mała była tak zaoferowana tą imprezą, jak jeszcze nigdy. A mój pierwszy bal? Nie było pierwszego. W ogóle nie było żadnego. To dziwne, że twoja młodsza siostra robi coś szybciej od ciebie. To przecież ty powinnaś być tą, która wszystko testuje, a potem odradza lub zachęca.
- Zrobię jednak herbaty. - Ruszyłam do kuchni. - A biała bardziej mi się podoba.
__Anka___________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
Zostałam sama w salonie. To znaczy były jeszcze sukienki, ale one nie grał już tak ważnej roli.
Porzuciłam je szybko i udałam się do kuchni.
- Jednak chętnie się napiję... - Elsa stała oparta o blat i nieobecnym wzrokiem śledziła to, co działo się za oknem.
Wyglądała przepięknie. W tym swoim zwykłym, szarym swetrze i czarnych spodniach. Włosy spięte w koka pasowały idealnie i wyglądały tak naturalnie, że nie zdziwiłabym się, gdyby tak wstała z łóżka.
- Jesteś moją najpiękniejszą siostrą. - Wyrwało mi się.
Blondynka spojrzała na mnie.
- Nie najpiękniejszą, tylko jedyną.
- Tak. Jedyną i niepowtarzalną. - Objęłam ją w talii i wtuliłam się w jej sweter.
Jej dłoń zaczęła głaskać mnie po głowie.
W pomieszczeniu panowała taka magiczna cisza. Tylko czajnik zdradzał swoją obecność.
- Coś się stało? - Blondynka nadal mnie przytulała.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie. Wszystko w porządku. Jest tak, jak powinno być. - Oderwałam się od niej i zalałam herbatę wrzątkiem.
Sięgnęłyśmy po kubki i obydwie zaczęłyśmy wąchać unoszącą się, aromatyczną parę.
- A u ciebie? W sumie dawno nie rozmawiałyśmy. Brakuje mi ciebie, tak na co dzień. - Elsa spuściła głowę.
Stałyśmy tak przez chwilę w kompletnym bezruchu.
- Chodź poszukamy tych butów. - Siostra oderwała się od blatu, nie odpowiadając na moje wcześniejsze pytanie.
Wyszłam za nią, do jej pokoju. Usiadłam na łóżku, a ona otworzyła szafę i zaczęła po kolei wyjmować różne pary butów.
- Te są super! - Przyklęknęłam obok niej, gdy trzymała w ręce parę pudrowo-różowych szpilek.
- Ale do białej lepsze będą klasyczne czarne. Te są zbyt "słodkie". - Podała mi czarne, połyskowe szpilki na średnim obcasie.
- Okej, skoro tak mówisz. Pomożesz mi się przygotować?
- Jeszcze pytasz. Pewnie. - Zmierzwiła mi włosy.
Pomogłam schować wszystkie wyjęte buty i przeszłyśmy do salonu. Zabrałam sukienkę i buty i poszłam się przebrać, żeby zobaczyć cały efekt.
- Wyglądasz jak brzydkie kaczątko. Ale spokojnie, zaraz fryzurą i makijażem zamienimy cię w pięknego łabędzia. - Elsa już przygotowała zestaw do makijażu i włosów. - Siadaj. - Usadziła mnie na kanapie i rozplotła mój warkocz.
Poczułam jak szczotka rozczesuje moje splątane końcówki.
- Mogę cię o coś zapytać?
- Yhym. - Mruknęła za moimi plecami.
- Co z Jackiem? - Szczotka na chwilę przerwała pracę.
- Nic. Wyjeżdża. Nic się nie zmieniło. Ale zapomniałam ci powiedzieć, że wyskoczyłam ostatnio na kawę z tym twoim nauczycielem i było naprawdę miło.
- Tak? Czemu nic nie mówiłaś? - Sprytna zmiana tematu.
- Bo to tylko zwykłe spotkanie. Nic nadzwyczajnego. Było po prostu normalnie, prosto i nieskomplikowanie.
- Ale nudno.
__Elsa________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
- Ale nudno. - Anka trafiła w sedno sprawy.
- Nie. Miło. - Zaprzeczyłam, chyba trochę za szybko, ale siostra już nie naciskała.
Nie miałam ochoty znów rozgrzebywać tej rany z napisem JACK. Nie pogodziłam się z tym i chyba nigdy się nie pogodzę, ale powiedzmy, że trochę zapanowałam nad bólem. Znieczuliłam się.
Może też wyjadę?
Odetnę się od tego wszystkiego?
Zacznę od nowa?
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. - Anka, jakby czytała mi w myślach.
To dziwne, nawet nie widziała mojej twarzy, a wiem, że dokładnie wiedziała, o czym myślałam.
- Wiem, Mała. Ale nie przejmuj się tak moją osobą, dzisiaj to ty jesteś gwiazdą.
Zaśmiała się, ale już się o nic nie pytała.
__Kristoff________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
- Do jutra Kriss! - Trener poklepał mnie po łopatkach i wyszedł z sali.
Dzisiaj dałem czadu. Boks to jednak coś dla mnie. Mogłem się wyżyć i zapomnieć o całym bożym świecie.
Tutaj odreagowywałem wszystko to, co pozostawiało w mojej głowie dyskomfort.
Wstałem z podłogi, zabrałem resztkę wody i wyszedłem z sali, kierując się prosto do męskiej szatni.
Wziąłem zimny prysznic, pozwalając, żeby woda ochłodziła moją rozgrzaną skórę.
Stałem pod deszczownicą dobre kilkanaście minut. Było tak cudownie, że w ogóle nie chciało mi się stamtąd wychodzić.
W końcu zakręciłem wodę i przepasany ręcznikiem wyszedłem z pod prysznica.
Ubrałem świeży t-shirt, dżinsy i bluzę. Zabrałem torbę i wyszedłem z szatni.
- Cześć! - Pożegnałem się przy recepcji i po prostu wyszedłem.
Na dworze było już ciemno. Śnieg prószył delikatnie. Zarzuciłem torbę na ramię, wsadziłem ręce do kieszeni i sprężystym krokiem ruszyłem do domu.
Czy ktoś mi powie, czemu jeszcze nie mam samochodu?
Chyba po prostu jestem kretynem.
- Kriss! - Damski głos prześlizgnął się wraz z wiatrem obok mojego ucha.
Zatrzymałem się i obróciłem w stronę źródła dźwięku.
Niska brunetka zatrzymała się przede mną, naciągając na siebie kurtkę.
- Odwiozę cię.
- Em... My się znamy? - Kojarzyłem ją.
Zaśmiała się, jednak po chwili się opanowała.
- Aaa... nie żartujesz. Jestem Tiana. Pracuję w siłowni. Mijasz mnie prawie codziennie.
Przetarłem dłonią swoją twarz. Ale wtopa!
- Przepraszam, jestem jakiś rozkojarzony... Nie musisz się trudzić. Dam radę. - Już miałem się obrócić i ruszyć przed siebie, ale ona złapała mnie za rękę, skutecznie zatrzymując.
Jej dłoń była taka cieplutka. Wstrząs przebiegł przez mój układ nerwowy.
- Nie wygłupiaj się. Pogoda nie jest najlepsza na samotne przechadzki. Chodź, stoję tutaj niedaleko. - Podreptałem grzecznie za nią.
Wróciliśmy na parking.
- O jakie masz urocze autko. - Wskazałem na żółtego smarta, do którego zmierzaliśmy.
Tiana zaśmiała się.
- Tak, to moje urocze maleństwo. - Zaraz za smartem stał zaparkowany wysoki dżip z dużą naczepą.
Przyznam, że zbiła mnie trochę z pantałyku.
- I ty umiesz to prowadzić? - Stałem jeszcze przez chwilę przed wozem.
- Nie obrażaj mnie, dobrze? Wsiadaj. - Dziewczyna wskoczyła już na miejsce kierowcy.
Wdrapałem się za nią, choćby tylko dlatego, żeby zobaczyć czy w ogóle wycofa tym olbrzymem z parkingu.
Nie zdążyłem nawet zapiąć pasów, a już ostre wprawienie maszyny w ruch wbiło mnie w fotel.
Brunetka zgrabnie zakręciła i brawurowo włączyła się do ruchu.
- No, to było coś. Cofam moje poprzednie słowa.
- Wszyscy reagują tak samo. Zawsze słyszę: A ty w ogóle potrafisz przekręcić kierownicę takiej bestii? Ale zawsze kończą z podobną miną co twoja. - Uśmiechnęła się, ukazując proste, białe zęby.
- No wiesz, nie wyglądasz na taką dziewczynę, która prowadzi takiego potwora. Widziałbym cię raczej na rolkach, rowerze albo kucyku z kokardkami przy grzywie. - Zaśmiała się.
- Gdzie cię podwieźć?
- Nie wiem, czy chcę wracać do domu.
Nagle cała swoboda się ulotniła.
Chrząknąłem.
- Mieszkam w nowych blokach przy parku południowym. Jak wjedziesz na obwodnicę będzie szybciej.
- I ty chciałeś drałować taki kawał? - Posłuchała mojej rady i po chwili auto gnało już dwu pasmową ekspresówką.
- Znam wiele skrótów. Poza tym trochę biegam. Zdążyłbym w czterdzieści minut.
- No nie wątpię. Ale po takim wysiłku, jaki odwaliłeś na siłowni, byłbyś troszkę później.
- Podglądałaś mnie? - Spojrzałem na jej twarz.
Skupione oczy wbite były w drogę przed sobą.
- Przechodziłam obok. - Spojrzała na mnie przelotnie.
- Tak, jasne. Pewnie wiesz, kiedy przychodzę, co? I już czekasz na mnie pół godziny wcześniej? - Pofalowałem trochę.
Znów jej dźwięczny śmiech wypełnił samochód.
- Gdybym tak robiła, zapamiętałbyś moje imię. Wielu je pamięta, chociaż pewnie już nie chcą. - Nacisnęła pedał gazu i auto skoczyło do przodu.
Teraz ja się uśmiechnąłem.
Podobała mi się jazda z nią. Chyba w ogóle podobała mi się ona. Mała, ale dzika i z jajami.
"Nie to co Anka... Ta bezbronna i delikatna..."
Przekląłem sam siebie. Miałem o niej nie myśleć. Wszystko związane z nią, wywoływało we mnie ból.
- Możesz się na chwilę zatrzymać?
Tiana spojrzała na mnie zdziwiona, ale sprowadziła maszynę na boczny pas.
Gdy tylko się zatrzymała, wyskoczyłem z auta na zimne powietrze.
Musiałem się uspokoić. Nie chciałem zrobić czegoś głupiego, tylko dlatego, że w mojej głowie, znów pojawiła się ona.
Pochyliłem się, opierając ręce na barierce i łapczywie wziąłem kilka głębszych wdechów.
- Wszystko okej? - Tiana oparła się o barierkę.
Wypuściłem powietrze ze świstem i też oparłem się tyłkiem o barierkę.
- Tak. Potrzebowałem świeżego powietrza.
Poczułem jej spojrzenie na swoim policzku. Obróciłem głowę w jej stronę.
W kącikach ładnych ust igrał niewidoczny uśmiech, a oczy pytająco wpatrywały się w moje.
Nagle znalazłem się przed nią. Wyłączyłem totalnie myślenie, odciąłem się od rzeczywistego świata.
Położyłem dłoń na jej policzku, a potem moje usta wylądowały na jej wargach. Nie odepchnęła mnie. Nie przerywając pocałunków, posadziłem ją na barierce, żeby zmniejszyć niepotrzebną i uciążliwą odległość między nami.
Przywarłem teraz bliżej do jej ciała. Pod warstwą moich i jej ubrań poczułem jędrne piersi. Położyłem dłoń na jej talii, ona już wbijała paznokcie w mój kark.
Padał śnieg, który szybko topniał na naszych ciałach.Oddychaliśmy szybko i głośno. Wydychane przez nas powietrze zamieniało się w parę, zaraz gdy opuściło usta.
Dziewczyna odchyliła głowę do tyłu, a ja zabrałem się teraz za jej szyję. Ciepła i pachnąca skóra drżała delikatnie pod wpływem mojego dotyku.
Czułem, jak jej klatka piersiowa unosi się szybko i opada.
Postanowiłem podkręcić tępo.
Wsunąłem dłonie pod jej pośladki i uniosłem, przyciskając jeszcze bliżej do siebie. Była taka leciutka. Oplotła nogami moje biodra.
Posadziłem ją teraz na fotelu, powodując, że jej twarz znalazła się dokładnie na wysokości mojej. Nasze pocałunki były teraz szybkie i zachłanne. Poczułem jej palce na moim brzuchu. Oderwałem się od niej i szybko zrzuciłem grubą bluzę, zostając tylko w t-shircie.
Znów chciałem ją pocałować, ale zatrzymała mnie, przyciskając dłonie do klatki piersiowej.
Jej oddech był urwany.
- Wszystko w porządku? - Wysapałem, próbując się uspokoić.
Pokręciła głową.
- Nie chcę... nic więcej.
Przełknąłem ślinę i zbliżyłem twarz do jen policzka.
- Wiem. Ja też nie. - Wyszeptałem jej do ucha.
Odwróciła głowę i dłońmi objęła moje policzki.
Delikatnie ucałowała moje usta, gładząc kciukami moją twarz.
Przycisnąłem ją mocniej do siebie i znów zacząłem całować.
I pewnie robiłbym tak do końca świata, gdyby nie telefon, brzęczący w mojej kieszeni.
- Poczekaj. - Oderwałem się od niej i sięgnąłem po komórkę. - Halo? - Mój oddech był pewnie tak głośny, że zakłócał połączenie.
- Kriss, kiedy będziesz w domu? Potrzebuję przysługi. - Elsa krzątała się w kuchni.
- Czy to, aż tak ważne? - Tiana już zapaliła samochód, poprawiając swoje włosy.
- Dla mnie nie, ale dla Anki tak. Poza tym, możesz dziś zapunktować. Jesteś potrzebny jak nigdy.
- Będę za piętnaście minut. - Rozłączyłem się i wpakowałem z powrotem na miejsce pasażera.
- Dziewczyna?
- Nie. Współlokatorka i jej siostra.
- W porządku. To nie było coś zobowiązującego.
- Przepraszam. - Nagle jednak poczułem się winny.
- Przestań. Ja też nie byłam z tobą do końca szczera. Podoba mi się nasz trener i właśnie dlatego, wiem, że miałeś niezły wycisk.
Spojrzała na mnie. Uśmiechnąłem się.
- Już mu zazdroszczę.
Znów jej śmiech wypełnił wnętrze dżipa.
- Nic. Wyjeżdża. Nic się nie zmieniło. Ale zapomniałam ci powiedzieć, że wyskoczyłam ostatnio na kawę z tym twoim nauczycielem i było naprawdę miło.
- Tak? Czemu nic nie mówiłaś? - Sprytna zmiana tematu.
- Bo to tylko zwykłe spotkanie. Nic nadzwyczajnego. Było po prostu normalnie, prosto i nieskomplikowanie.
- Ale nudno.
__Elsa________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
- Ale nudno. - Anka trafiła w sedno sprawy.
- Nie. Miło. - Zaprzeczyłam, chyba trochę za szybko, ale siostra już nie naciskała.
Nie miałam ochoty znów rozgrzebywać tej rany z napisem JACK. Nie pogodziłam się z tym i chyba nigdy się nie pogodzę, ale powiedzmy, że trochę zapanowałam nad bólem. Znieczuliłam się.
Może też wyjadę?
Odetnę się od tego wszystkiego?
Zacznę od nowa?
- Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. - Anka, jakby czytała mi w myślach.
To dziwne, nawet nie widziała mojej twarzy, a wiem, że dokładnie wiedziała, o czym myślałam.
- Wiem, Mała. Ale nie przejmuj się tak moją osobą, dzisiaj to ty jesteś gwiazdą.
Zaśmiała się, ale już się o nic nie pytała.
__Kristoff________________________________________________________________________________________________________________________________________________________
- Do jutra Kriss! - Trener poklepał mnie po łopatkach i wyszedł z sali.
Dzisiaj dałem czadu. Boks to jednak coś dla mnie. Mogłem się wyżyć i zapomnieć o całym bożym świecie.
Tutaj odreagowywałem wszystko to, co pozostawiało w mojej głowie dyskomfort.
Wstałem z podłogi, zabrałem resztkę wody i wyszedłem z sali, kierując się prosto do męskiej szatni.
Wziąłem zimny prysznic, pozwalając, żeby woda ochłodziła moją rozgrzaną skórę.
Stałem pod deszczownicą dobre kilkanaście minut. Było tak cudownie, że w ogóle nie chciało mi się stamtąd wychodzić.
W końcu zakręciłem wodę i przepasany ręcznikiem wyszedłem z pod prysznica.
Ubrałem świeży t-shirt, dżinsy i bluzę. Zabrałem torbę i wyszedłem z szatni.
- Cześć! - Pożegnałem się przy recepcji i po prostu wyszedłem.
Na dworze było już ciemno. Śnieg prószył delikatnie. Zarzuciłem torbę na ramię, wsadziłem ręce do kieszeni i sprężystym krokiem ruszyłem do domu.
Czy ktoś mi powie, czemu jeszcze nie mam samochodu?
Chyba po prostu jestem kretynem.
- Kriss! - Damski głos prześlizgnął się wraz z wiatrem obok mojego ucha.
Zatrzymałem się i obróciłem w stronę źródła dźwięku.
Niska brunetka zatrzymała się przede mną, naciągając na siebie kurtkę.
- Odwiozę cię.
- Em... My się znamy? - Kojarzyłem ją.
Zaśmiała się, jednak po chwili się opanowała.
- Aaa... nie żartujesz. Jestem Tiana. Pracuję w siłowni. Mijasz mnie prawie codziennie.
Przetarłem dłonią swoją twarz. Ale wtopa!
- Przepraszam, jestem jakiś rozkojarzony... Nie musisz się trudzić. Dam radę. - Już miałem się obrócić i ruszyć przed siebie, ale ona złapała mnie za rękę, skutecznie zatrzymując.
Jej dłoń była taka cieplutka. Wstrząs przebiegł przez mój układ nerwowy.
- Nie wygłupiaj się. Pogoda nie jest najlepsza na samotne przechadzki. Chodź, stoję tutaj niedaleko. - Podreptałem grzecznie za nią.
Wróciliśmy na parking.
- O jakie masz urocze autko. - Wskazałem na żółtego smarta, do którego zmierzaliśmy.
Tiana zaśmiała się.
- Tak, to moje urocze maleństwo. - Zaraz za smartem stał zaparkowany wysoki dżip z dużą naczepą.
Przyznam, że zbiła mnie trochę z pantałyku.
- I ty umiesz to prowadzić? - Stałem jeszcze przez chwilę przed wozem.
- Nie obrażaj mnie, dobrze? Wsiadaj. - Dziewczyna wskoczyła już na miejsce kierowcy.
Wdrapałem się za nią, choćby tylko dlatego, żeby zobaczyć czy w ogóle wycofa tym olbrzymem z parkingu.
Nie zdążyłem nawet zapiąć pasów, a już ostre wprawienie maszyny w ruch wbiło mnie w fotel.
Brunetka zgrabnie zakręciła i brawurowo włączyła się do ruchu.
- No, to było coś. Cofam moje poprzednie słowa.
- Wszyscy reagują tak samo. Zawsze słyszę: A ty w ogóle potrafisz przekręcić kierownicę takiej bestii? Ale zawsze kończą z podobną miną co twoja. - Uśmiechnęła się, ukazując proste, białe zęby.
- No wiesz, nie wyglądasz na taką dziewczynę, która prowadzi takiego potwora. Widziałbym cię raczej na rolkach, rowerze albo kucyku z kokardkami przy grzywie. - Zaśmiała się.
- Gdzie cię podwieźć?
- Nie wiem, czy chcę wracać do domu.
Nagle cała swoboda się ulotniła.
Chrząknąłem.
- Mieszkam w nowych blokach przy parku południowym. Jak wjedziesz na obwodnicę będzie szybciej.
- I ty chciałeś drałować taki kawał? - Posłuchała mojej rady i po chwili auto gnało już dwu pasmową ekspresówką.
- Znam wiele skrótów. Poza tym trochę biegam. Zdążyłbym w czterdzieści minut.
- No nie wątpię. Ale po takim wysiłku, jaki odwaliłeś na siłowni, byłbyś troszkę później.
- Podglądałaś mnie? - Spojrzałem na jej twarz.
Skupione oczy wbite były w drogę przed sobą.
- Przechodziłam obok. - Spojrzała na mnie przelotnie.
- Tak, jasne. Pewnie wiesz, kiedy przychodzę, co? I już czekasz na mnie pół godziny wcześniej? - Pofalowałem trochę.
Znów jej dźwięczny śmiech wypełnił samochód.
- Gdybym tak robiła, zapamiętałbyś moje imię. Wielu je pamięta, chociaż pewnie już nie chcą. - Nacisnęła pedał gazu i auto skoczyło do przodu.
Teraz ja się uśmiechnąłem.
Podobała mi się jazda z nią. Chyba w ogóle podobała mi się ona. Mała, ale dzika i z jajami.
"Nie to co Anka... Ta bezbronna i delikatna..."
Przekląłem sam siebie. Miałem o niej nie myśleć. Wszystko związane z nią, wywoływało we mnie ból.
- Możesz się na chwilę zatrzymać?
Tiana spojrzała na mnie zdziwiona, ale sprowadziła maszynę na boczny pas.
Gdy tylko się zatrzymała, wyskoczyłem z auta na zimne powietrze.
Musiałem się uspokoić. Nie chciałem zrobić czegoś głupiego, tylko dlatego, że w mojej głowie, znów pojawiła się ona.
Pochyliłem się, opierając ręce na barierce i łapczywie wziąłem kilka głębszych wdechów.
- Wszystko okej? - Tiana oparła się o barierkę.
Wypuściłem powietrze ze świstem i też oparłem się tyłkiem o barierkę.
- Tak. Potrzebowałem świeżego powietrza.
Poczułem jej spojrzenie na swoim policzku. Obróciłem głowę w jej stronę.
W kącikach ładnych ust igrał niewidoczny uśmiech, a oczy pytająco wpatrywały się w moje.
Nagle znalazłem się przed nią. Wyłączyłem totalnie myślenie, odciąłem się od rzeczywistego świata.
Położyłem dłoń na jej policzku, a potem moje usta wylądowały na jej wargach. Nie odepchnęła mnie. Nie przerywając pocałunków, posadziłem ją na barierce, żeby zmniejszyć niepotrzebną i uciążliwą odległość między nami.
Przywarłem teraz bliżej do jej ciała. Pod warstwą moich i jej ubrań poczułem jędrne piersi. Położyłem dłoń na jej talii, ona już wbijała paznokcie w mój kark.
Padał śnieg, który szybko topniał na naszych ciałach.Oddychaliśmy szybko i głośno. Wydychane przez nas powietrze zamieniało się w parę, zaraz gdy opuściło usta.
Dziewczyna odchyliła głowę do tyłu, a ja zabrałem się teraz za jej szyję. Ciepła i pachnąca skóra drżała delikatnie pod wpływem mojego dotyku.
Czułem, jak jej klatka piersiowa unosi się szybko i opada.
Postanowiłem podkręcić tępo.
Wsunąłem dłonie pod jej pośladki i uniosłem, przyciskając jeszcze bliżej do siebie. Była taka leciutka. Oplotła nogami moje biodra.
Posadziłem ją teraz na fotelu, powodując, że jej twarz znalazła się dokładnie na wysokości mojej. Nasze pocałunki były teraz szybkie i zachłanne. Poczułem jej palce na moim brzuchu. Oderwałem się od niej i szybko zrzuciłem grubą bluzę, zostając tylko w t-shircie.
Znów chciałem ją pocałować, ale zatrzymała mnie, przyciskając dłonie do klatki piersiowej.
Jej oddech był urwany.
- Wszystko w porządku? - Wysapałem, próbując się uspokoić.
Pokręciła głową.
- Nie chcę... nic więcej.
Przełknąłem ślinę i zbliżyłem twarz do jen policzka.
- Wiem. Ja też nie. - Wyszeptałem jej do ucha.
Odwróciła głowę i dłońmi objęła moje policzki.
Delikatnie ucałowała moje usta, gładząc kciukami moją twarz.
Przycisnąłem ją mocniej do siebie i znów zacząłem całować.
I pewnie robiłbym tak do końca świata, gdyby nie telefon, brzęczący w mojej kieszeni.
- Poczekaj. - Oderwałem się od niej i sięgnąłem po komórkę. - Halo? - Mój oddech był pewnie tak głośny, że zakłócał połączenie.
- Kriss, kiedy będziesz w domu? Potrzebuję przysługi. - Elsa krzątała się w kuchni.
- Czy to, aż tak ważne? - Tiana już zapaliła samochód, poprawiając swoje włosy.
- Dla mnie nie, ale dla Anki tak. Poza tym, możesz dziś zapunktować. Jesteś potrzebny jak nigdy.
- Będę za piętnaście minut. - Rozłączyłem się i wpakowałem z powrotem na miejsce pasażera.
- Dziewczyna?
- Nie. Współlokatorka i jej siostra.
- W porządku. To nie było coś zobowiązującego.
- Przepraszam. - Nagle jednak poczułem się winny.
- Przestań. Ja też nie byłam z tobą do końca szczera. Podoba mi się nasz trener i właśnie dlatego, wiem, że miałeś niezły wycisk.
Spojrzała na mnie. Uśmiechnąłem się.
- Już mu zazdroszczę.
Znów jej śmiech wypełnił wnętrze dżipa.