sobota, 26 września 2015

Rozdział 17 "Śnieg przyjemnie skrzypiał pod stopami, kiedy szliśmy chodnikiem. "


Hejooo! (Rozdział zadedykowany wszystkim, którzy nie mają czasu, znajdź czas i przeczytaj TO)




To znowu ja :) Na samym wstępie chcę wam powiedzieć, że NIE MAM CZASU.
Nie wiem, jak to zrobiłam, ale stworzyłam kolejny rozdział dla was. To chyba te boskie moce...
A tak na serio, to mam naprawdę dużo zajęć w szkole i w szkole muzycznej... Do tego jeszcze inne zajęcia dodatkowe...
Ale spoko loco, daję radę :) Dla was :) I dla mnie, pisanie naprawdę pomaga. Można się wyżyć i w ogóle.
W każdym razie zostawiam następny rozdział w waszych rękach, proszę o konstruktywną krytykę i pozytywne komentarze. One powodują, że chcę tworzyć szybciej i lepiej :)
Trzymajcie się ciepło i czytajcie :)
                                                            wasza Julu


Ps. Jak tam pierwszy miesiąc szkoły?
Ogłaszam konkurs na największą liczbę sprawdzianów i kartkówek w tym miesiącu.  Ja miałam... 10 A wy?






__Anna_________________________________________________________________
__________________________________________________________________________


- Proszę zapisać datę. Dzisiaj mamy 28 listopada. Pamiętacie, że bal jest w środę 6 grudnia?  - Wychowawczyni powiodła wzrokiem po klasie.
Pamiętałam bardzo dobrze.
W końcu to mój pierwszy szkolny bal, nie mogłabym zapomnieć.
Ogólnie jeśli chodzi o szkołę, to jestem bardzo zadowolona, że wreszcie do niej poszłam. Brakuje mi czasem leniwych dni i lekcji z tatą, ale teraz bym raczej do tego nie wróciła. Poznałam już "mroczne" oblicze liceum.
Merida szturchnęłam mnie w bok.
- Jak tam? - Jej rude loki podskakiwały z każdym ruchem głowy.
- Co "jak tam"? - Spojrzałam na nią, przerywając pisanie jakiegoś ogłoszenia.
- Jak tam z Czkawką? Wiesz, czemu go nie ma? - Obróciłam się i popatrzyłam na zegar wiszący nad drzwiami. Lekcja trwała już trzydzieści minut.
- Nie mam zielonego pojęcia. Może jest chory? - Wzruszyłam ramionami.
Nie utrzymuję bliższego kontaktu z Czkawką. Nie rozmawiamy ze sobą po szkole, więc nie wiem, czemu akurat teraz jest nieobecny.
- Martwię się o niego. Nigdy się nie spóźniał i zawsze informował, czemu go nie będzie. - Merida gryzła końcówkę długopisu.
- Może coś mu wypadło? - Zaraz po wypowiedzeniu tych słów drzwi klasy otworzyły i pojawił się w nich nieco speszony Czkawka.
- Dzień dobry... Ja, to znaczy my przepraszamy za spóźnienie. - Chłopak spojrzał na dziewczynę stojącą obok niego, ale ta tylko skarciła go wzrokiem i wmaszerowała do klasy.
Astrid.
Była dzisiaj jakaś inna. To znaczy jak zwykle umalowana i odstawiona, ale jednak było w niej coś innego. Promieniowała czymś odmiennym od oschłości i wrodzonej wredoty.
- Zajmijcie miejsca i nie przeszkadzajcie mi w lekcji. - Kobieta znów wróciła do dyktowania ogłoszenia.
Brunet podszedł do nas, zajął miejsce przy Meridzie, wyjął długopis i kartkę i siedział.
- Nie przywitasz się nawet? - Rudowłosa spojrzała na niego z ukosa.
- Cześć. - Wymamrotał, nie obdarzając nas nawet krótkim zerknięciem.
Dziewczyna spojrzała na mnie pytająco. Wzruszyłam tylko ramionami i jeszcze raz przyjrzałam się chłopakowi.
Ubrany był w czerwony sweter i zwykłe dżinsy. Jego trapery były mokre od chodzenia po śniegu. Miał nieobecny wyraz twarzy i zaczerwienione policzki, nie wiedziałam czy od zimna, czy od czegoś innego. Dłonie trzymał na kolanach i wpatrywał się tępo przed siebie. Jego włosy były w nieładzie, jakby dopiero co zdjął czapkę. Wyglądał na... szczęśliwego.
Obróciłam się w stronę Astrid.
Blondynka miała rozpuszczone włosy, co nie zdarzało się zbyt często. Pod jej czarną, prześwitującą koszulą można było zobaczyć stanik z srebrnymi ćwiekami. Długie czarne spodnie podkreślały jej szczupłe nogi. Szare Timberlandy też były nieco mokre na czubkach.
Blondynka zauważyła, że się jej przyglądam, więc odwróciłam głowę i zajęłam się sobą.
O co chodzi?
Czy oni ze sobą rozmawiali? Czy Astrid w ogóle rozmawiałaby z kimś takim jak Czkawka? Ale czy to nie ona kilka razy dobitnie przekazała mi, żebym się do niego nie zbliżała? Czy oni są razem?
Zwróciłam głowę w stronę chłopaka. Dalej miał czerwone policzki i zabłąkany wzrok.
Czy to "TO"?
Moje rozmyślania zostały przerwane przez dźwięk dzwonka. Uczniowie zaczęli się podnosić i opuszczać klasę.
- Astrid i Czkawka, chciałabym z wami porozmawiać. Zostańcie na przerwie. - Wychowawczyni udało się przekrzyczeć przez powstający hałas.
Brunet spojrzał na blondynkę, ale ta odwróciła wzrok i zaczęła szukać czegoś w torbie.
- Idziemy. - Merida popchnęła mnie w stronę drzwi.
- Ale...
- Idziemy. - To był ton nieznoszący sprzeciwu.
Wyszłyśmy na korytarz i rudowłosa chwyciła mnie za rękę.
- Meri, ale gdzie my idziemy?
- Po prostu chodź. - Dziewczyna ominęła klasę, w której miałyśmy mieć teraz lekcje i ruszyła schodami w górę.
Stwierdziłam, że moje protesty i tak nic nie zdziałają, więc posłusznie podążyłam za nią.
Weszłyśmy na ostatnie piętro budynku. Nie było tutaj klas, ani żadnych innych pokoi, do których miałybyśmy dostęp.
- Meri...
Dziewczyna uciszyła mnie krótkim gestem. Przeszłyśmy wąskim korytarzem i skierowałyśmy się w stronę jedynych drzwi.
Rudowłosa przystanęła, wspięła się na palce i usiłowała sięgnąć po coś, co miało znajdować się na górnej belce ościeżnicy.
- Musisz mnie podsadzić. - Podeszła do mnie i ułożyła moje ręce w tak zwane krzesełko.
Ułożyła jedną nogę na moich dłoniach, odbiła się lekko i po chwili już celowała kluczem do zamka.
Gdy drzwi stały już otworem, dziewczyna wzięła mnie za rękę i wciągnęła do środka, zamykając je znowu i chowając klucz do kieszeni.
- Co my tu robimy? - Rozejrzałam się po pokoju.
Była to chyba biblioteka. Na środku, w trzech rzędach stały ogromne regały wypełnione po brzegi książkami. Po prawej stronie znajdowały się dwa biurka.
Dwa duże okna dostarczały niewiele światła, więc w pomieszczeniu panował półmrok.
- Widziałaś go? - Merida rzuciła plecak na podłogę i usiadła na blacie stołu.
Zajęłam miejsce przy niej.
- Tak. Był... inny.
- Był zadłużony po uszy! - Rudowłosa schowała twarz w dłoniach.
- To chyba dobrze?
- Nie! To bardzo, bardzo źle! Obie dobrze wiemy, że Astrid to nie jest odpowiednia partia dla niego. To sucz! I już. A Czkawka jest naiwny i lekkomyślny.
- Co to za pomieszczenie? - Chciałam choć na chwilę zmienić temat.
- Dawna biblioteka. Nikt jej już nie używa, odkąd wprowadzili skomputeryzowany system i przenieśli wszystko do większego pomieszczenia na dole.
- A co z tymi książkami? - Wskazałam głową na regały.
- Większość wycofano ze spisu lektur, a niektóre są całkowicie zeżarte przez mole. W każdym razie już nikt ich nie używa.
- Skąd wiedziałaś o tym pomieszczeniu?
Dziewczyna uśmiechnęła się smutno.
- To było jedyne bezpieczne miejsce, kiedy byliśmy w pierwszej klasie. Odkryłam je przez przypadek. Miałam kiedyś godzinną przerwę i większość uczniów wyszła na obiad, albo po prostu sobie poszła, a ja zostałam i postanowiłam pospacerować sobie po szkole. To był grudzień. Dużo osób było chorych i w sumie lekcje często były skrócone lub w ogóle ich nie było. No ale wracając, chodziłam po budynku i miałam zamiar znaleźć coś, gdzie mogłabym się schować i po prostu przesiedzieć tą godzinę w spokoju. Weszłam na samą górę i zobaczyłam tylko te drzwi. Stwierdziłam, że to będzie dobre miejsce. Przeszłam przez korytarz i mocno się zdziwiłam, kiedy drzwi okazały się otwarte. Zgadnij kogo zastałam w środku?
To było pytanie retoryczne. Merida uwielbiała pytania retoryczne.
- Czkawkę. Siedział i czytał jakąś książkę. Usiadłam przy nim, a on mi wtedy powiedział, że znalazł klucz na ościeżnicy i był ciekawy co tutaj jest. I że jest bardzo nieśmiały i że miał iść z kolegami na lunch, ale chciał pobyć trochę sam.
I w sumie po tej godzinie byliśmy już przyjaciółmi.
To jest taka nasza skrytka.
- Fajnie tu macie. - Jeszcze raz omiotłam wzrokiem pokój.
- Możemy już iść. Chciałam tu tylko posiedzieć przez chwilę. - Rudowłosa zeskoczyła z blatu.
- Chciałaś porozmawiać o Czkawce.
- Nie. - Pokręciła przecząco głową. - Już nie chcę.
Postanowiłam nie naciskać. Merida jest tą osobą, która i tak powie wszystko, co będzie ją gryzło.
Gdy zadzwonił dzwonek stałyśmy już pod klasą.
Rudowłosa wmaszerowała pierwsza, a ja chciałam pójść w jej ślady, ale ktoś mnie zatrzymał.
- Musimy porozmawiać. - Astrid zabrała rękę z mojego ramienia i oddaliła się nieco.
- Mamy lekcję.
- No i co? - Skrzyżowała ręce na piersiach i wpatrywała się we mnie.
- I chcę na niej być. - Blondynka przewróciła oczami, podeszła do mnie i pociągnęła mnie za sobą.
- Musimy porozmawiać. - Powtórzyła jeszcze raz, jakby to miało tłumaczyć wszystko.
Nie chciałam z nią iść, nie chciałam ponosić konsekwencji za to, że nie będzie mnie na lekcji, ale równocześnie byłam bardzo ciekawa, o czym musimy porozmawiać.
Dziewczyna weszła do toalety, puściła moją rękę i poszła otworzyć okno.
Wyjęła z torby paczkę papierosów, usadowiła się na parapecie i odpaliła jednego.
- Chcesz? - Wyciągnęła w moją stronę pudełko ze szlugami.
- Nie. - Oparłam się o framugę drzwi. - A więc o czym musimy porozmawiać?
Astrid wypuściła kłębek dymu i spojrzała na mnie.
- Wiesz dobrze o czym.
- Nie wiem. Oświeć mnie. - Zaczynała mi działać na nerwy. - Jeśli chciałaś mnie poinformować o tym, ze wychodzisz za Czkawkę to gratulację, ale nie będę twoją druhną.
- Zamknij się! - Wyrzuciła niedopałek przez okno i przyskoczyła do mnie. - Jeszcze raz coś takiego powiesz, a zrobię ci takie piekło, że będziesz prosiła, żeby znów nauczali cię w domu! - Jej oczy skrzyły się niebezpiecznie.
- Ale co ja poradzę, że to widać? - Miałam ochotę walnąć ją w twarz.
- Widać? - Astrid zamrugała kilka razy. - Co widać? - Jej wyraz twarzy nieco się zmienił. Wyglądała na wystraszoną.
- Naprawdę? Serio? Chcesz mi powiedzieć, że wcale nie zakochałaś się w Czkawce i chcesz mi wmówić, że on nic do ciebie nie czuje? Jeśli chciałaś porozmawiać o balu, to spoko, możesz z nim iść. Mi to nie przeszkadza i tak poszlibyśmy jako przyjaciele. - Chyba o to jej chodziło, nie?
- Nie! Stój! Nie, nie, nie, to nie tak. - Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach. - Posłuchaj mnie. Musisz z nim iść na ten cholerny bal, okej? Musisz. I zrobisz to.
Teraz już kompletnie nie wiedziałam o co chodzi. Byłam totalnie wyrwana z kontekstu.
- Ale... ja myślałam, że właśnie o tym chciałaś pogadać.
- Nie! Nie ważne. Masz iść z nim na ten pieprzony bal, okej?
Przytaknęłam.
- Dobra. Tyle. - Blondynka odsunęła się ode mnie i wyszła z toalety.
CO TO MIAŁO BYĆ?

_______________________________________________________________________




__Kristoff______________________________________________________________
__________________________________________________________________________


Odstawiłem garnek na palnik, wytarłem ręce i ruszyłem do drzwi. Kogo znowu niesie? Ostatnio miałem nieodparte wrażenie, że nasze mieszkanie stało się czymś w rodzaju całodobowego hotelu, który świadczył usługi wyżywienia.
Gdy jednak otworzyłem drzwi, mój humor niezwykle się poprawił.
- Cześć. Mogę wejść? - Anka przestępowała z nogi na nogę.
Była ubrana w zimową, niebieską kurtkę, a na głowie miała puchatą czapkę. Na jej grzywce osiadło kilka śnieżynek, które pod wpływem ciepła stopniowo się roztapiały.
- Tak, pewnie. - Uchyliłem szerzej drzwi i wpuściłem ją do środka.
Dziewczyna była podenerwowana i wyglądała na zestresowaną.
- Jest Elsa?
- Tak, u siebie.
Dziewczyna pomaszerowała w stronę pokoju siostry.
Gdy zniknęła za drzwiami postanowiłem wrócić do przygotowywania obiadu.
Po kilku minutach do kuchni wpadła zdenerwowana Elsa.
- Jeszcze raz, powiedz mi CO ZROBIŁAŚ?
- Powiedziałam mojemu nauczycielowi od wosu, że jesteś wolna i chętnie się z nim umówisz. Wpadnie do ciebie w piątek wieczorem.
- Czy ty to słyszysz? - Elsa wyrzuciła ręce w górę i spojrzała na mnie.
Uśmiechnąłem się do Anki.
- Uważam, że to świetny pomysł, a najlepiej jakbyś zasugerowała mu, że masz ochotę na pizzę.
Dziewczyna wyglądała, jakby zobaczyła ducha.
- Czy wyście powariowali?! To jakaś zmowa? Uknuliście to już wcześniej? - Patrzyła to na mnie, to na Ankę.
- Tak. - Wyszczerzyłem się.
- Nie! - Rudowłosa zaprotestowała, kręcąc głową. - Ale uważam, że to dobry pomysł, może Jack by się opamiętał.
Elsa umilkła.
- To co? Randka w piątek? - Wróciłem do mieszania spaghetti.
- Wiecie co? Chyba macie rację. Radka w piątek. - Blondynka uśmiechnęła się, przyciągnęła nas do siebie i przytuliła.
- Musisz wychodzić. Masz wykład za czterdzieści minut. - Szepnąłem jej do ucha.
- Wiem, idę. - Wyswobodziła nas z uścisku, ucałowała siostrę w nos i wybiegła.
Po chwili usłyszeliśmy trzaśnięcie zamykanych przez nią drzwi.
- Wracasz do domu? - Spojrzałem na Ankę.
- Nie wiem. A co? - Jej duże, niebieskie oczy wpatrywały się we mnie.
- Bo... właśnie kończę robić spaghetti. Zjesz ze mną?
Dziewczyna przytaknęła.
Odwróciłem się do kuchenki i jeszcze raz przemieszałem sos. Makaron potrzebował jeszcze kilku minut.
Anna stanęła obok, opierając się plecami o blat.
- Czy... czy znasz może Astrid?
Jej pytanie lekko mnie zaskoczyło.
- Może... - Odparłem wymijająco. - A co?
- Nic. Działa mi na nerwy.
- Wiem, że jest suką, ale...
- Nie! Właśnie ona nie jest suką. Jest chyba trochę zagubiona... Zresztą sama już nie wiem, co mam o niej myśleć. Na początku wydawała mi się wredna i taka władcza... No wiesz, taka szkolna królowa, twarda babka, a teraz coraz bardziej mam wrażenie, że się w tym wszystkim gubi.
Nie wiedziałem, co miałem jej odpowiedzieć.
Znałem Astrid tylko z opowiadań Julka, kiedyś miał z nią pewny incydent, ale to za mało, żebym mógł stwierdzić jaka jest naprawdę.
Według pogłosek była wrednym, rozpieszczonym, lekko puszczalskim dzieciakiem, ale to tylko pogłoski.
- Czemu o nią pytasz?
Dziewczyna westchnęła ciężko.
- Bo... bo właściwie... tak jakoś.
- Serio?
- Co?
- Powiedz prawdę.
- Ale ciebie to nie będzie obchodziło.
- Skąd wiesz?
Anka westchnęła cicho.
- Nie. Nic nie było, okej? Ja zawsze dużo gadam i często to co mówię nie ma najmniejszego sensu, ani znaczenia dla drugiej osoby. Nic nie mówiłam, okej?
- Jak chcesz. Proszę, twoja porcja. - Podałem jej talerz z makaronem, a sam ruszyłem do stołu.
Usiedliśmy naprzeciwko siebie.
- Smacznego.
- Smacznego. - Uśmiechnęła się w moją stronę i zaczęła jeść.
Po kilku minutach naszego talerze były już psute.
- Nie wiedziałam, że jesteś tak dobrym kucharzem. - Anka bawiła się widelcem.
- Trzeba było się nauczyć gotować... A poza tym makaron to nie mistrzostwo świata. - Zabrałem naczynia i wrzuciłem je do zlewu.
Obróciłem się, a Ania stała tuż za mną.
- Czemu się uśmiechasz? - Skrzyżowałem ramiona i oparłem się o blat.
- Tak jakoś... Mogę cię o coś jeszcze zapytać?
- Pewnie.
- Czy... czy według ciebie dwie osoby, które kompletnie do siebie nie pasuję, mają szansę stworzyć porządny związek?
Zapadła cisza. Czułem, jak moje serce przyspiesza, a ręce stają się ciepłe. Dziewczyna stanęła obok mnie w podobnej pozycji, bardzo blisko mnie.
Przełknąłem ślinę.
- Zależy... czy będą się starać i czy będą chcieć. Dla chcącego nic trudnego, co nie? - Spojrzałem na nią.
Głowę miała pochyloną, włosy spięte w niedbałego koka. Jej skrzyżowane ręce idealnie podkreślały jej piersi, a spodnie były idealne do jej figury. Zwykłe dżinsy, a wyglądała w nich naprawdę powalająco.
Chciałem ją przytulić, wziąć i zamknąć w swoich ramionach, ale nie wiedziałem czy mogę. Odtrąciłaby mnie?
- Czemu na początku naszej znajomości się kłóciliśmy? - Zwróciła na mnie swoje niebieskie tęczówki.
- Nie mam zielonego pojęcia. - Uśmiechnąłem się szczerze.
Dziewczyna też się uśmiechnęła.
- Muszę już iść. - Odepchnęła się od blatu i ruszyła w stronę wyjścia, a ja podreptałem za nią.
Rudowłosa założyła kurtkę i obwiązała się szalikiem, na głowę wcisnęła ciepłą, wełnianą czapkę.
- Idę. - Wyszczerzyła się i nacisnęła na klamkę.
- Poczekaj odprowadzę cię. - Opamiętałem się, złapałem kurtkę, zamknąłem drzwi i wyszedłem za nią na korytarz.
Było już ciemno. Śnieg przyjemnie skrzypiał pod stopami, kiedy szliśmy chodnikiem. W powietrzu czuć było zbliżające się święta.
Szliśmy ramię w ramię, blisko siebie, bez słów.
Delikatnie szturchnąłem ją pod żebrami, a ona mi oddała. Przepychaliśmy się jeszcze przez kilka minut. Śmiała się, ja też się śmiałem.
- Anka... - Zatrzymałem się, zmuszając ją do tego samego.
- Hym? - Miałe zaczerwienione policzki i nos.
- Mogę zapytać... kogo miałaś na myśli?
- Gdy pytałam o związek? - Skinąłem głową.
- Astrid i Czkawkę. - Odparła, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
W tym momencie we mnie coś pękło.
________________________________________________________________________


__Anna_________________________________________________________________
___________________________________________________________________________




- Muszę iść. - Jego głos stał się nagle ostrzejszy.
- Kristoff? Wszystko w porządku? - Chciałam, żeby na mnie spojrzał, ale on już nie patrzył w moją stronę.
- Idę. Cześć. - Obrócił się i ruszył w drogę powrotną.
Patrzyłam za nim, aż nie zniknął mi z pola widzenia. Ani razu się nie obejrzał.
Zdenerwowana kopnęłam jakiś kamień. Co ja znowu zrobiłam? Przecież już było dobrze.
Schowałam ręce do kieszeni i również zaczęłam iść.
Co znowu zrąbałam?
Dlaczego on poszedł?
O co tym razem chodziło?
Nagle poczułam wibrację w okolicy uda. Wyjęłam telefon z kieszeni spodni i spojrzałam na wyświetlacz.
JEDNA NOWA WIADOMOŚĆ SMS
Odblokowałam telefon i otworzyłam sms'a.
Czytając, poczułam, jak robi mi się ciepło. Znieruchomiałam, gdy zobaczyłam ostatnie słowo.
JAK ZWYKLE MNIE NIE SŁUCHASZ. PUSZCZALSKA DZIWKA. NAJPIERW JEDEN, POTEM DRUGI. CZKAWKA MA ZOSTAĆ DLA MNIE, ZROZUMIAŁAŚ? A DO KRISTOFFA LEPIEJ NIE PODCHODŹ, TO PSYCHOPATA.
Zdenerwowana rozejrzałam się wokół siebie. Ulica była pusta. Tylko kilka samochodów stało na chodniku, ani jednej żywej duszy.
Zaczęłam biec. Ciężka, puchowa kurtka wcale mi tego nie ułatwiała. Dobiegłam do skrzyżowania i zatrzymałam się. Pochyliłam się do przodu dysząc ciężko.
PSYCHOPATA.
PSYCHOPATA.
PSYCHOPATA.
Nagle poczułam silne pociągnięcie. Ktoś złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie. Szarpnęłam się. Chciałam krzyczeć, ale kawałek materiału już był przy moim nosie.
- Zostaw... zostaw mnie. - Widziałam mroczki przed oczami. Biłam przeciwnika, ale on pozostawał niewzruszony na moje ciosy. Jego ręce przez cały czas trzymały mnie w żelaznym uścisku.
- Zostaw... - Obraz przed moimi oczami stał się całkowicie czarny.









niedziela, 13 września 2015

Rozdział 16 "- Mogę poprosić o więcej tego pięknego grymasu?"

 O MÓJ BOŻE. KOCHAM CIE ZA TEN ROZDZIAŁ! UWIELBIAM ICH RAZEM!!! < ------- Pierwszy komentarz :)
Mój informatyk ma dostęp do rozdziałów, zanim pojawią się one na blogu i czasem wrzuci tu kilka miłych słówek ♥
A teraz przechodzimy do setna sprawy...
Kolejny rozdział oddaje w wasze szanowne rączki, mam nadzieję, że się spodoba.
Ponad to zbliżamy się do 7 tys. odsłon i powiem wam, że bardzo mi miło, że ta opowieść was tak zaintrygowała. Obiecuję, że jeśli zostaniecie, to dowiecie się kilku rzeczy, które zupełnie zmienią życie naszych bohaterów. Oni też jeszcze o tym nie wiedzą, wiem tylko ja i mój mózg :)
Koniec gadania, rozdział zostawiam wam, komentujcie, motywujcie i opieprzajcie za wszystkie błędy, których nie znalazłam :)
Miłego poniedziałku!
                                                      wasza Julu




__Astrid_________________________________________________________________
_________________________________________________________________________

Poderwałam się z łóżka cała mokra. Śnił mi się okropny koszmar... BABCIA! Sięgnęłam po telefon z zamiarem zadzwonienia do kobiety, ale gdy spojrzałam na godzinę, dałam sobie spokój. Zakopałam się z powrotem w kołdrę i leżałam bez ruchu wpatrzona w okno. Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie, gdzie jestem i u kogo aktualnie mieszkam. Czkawka. Chłopak zagadka. Obiekt moich ukrytych westchnień i pragnień. Westchnęłam cicho i przekręciłam się na drugi bok. Zamknęłam oczy i postanowiłam jeszcze chwilkę się zdrzemnąć.
Po krótkim czasie powstałam jak rażona piorunem i wygramoliłam się z łóżka. Skoro mieszkam u Czkawki, to muszę się liczyć z tym, że to jego dom i on tu ma pierwszeństwo. Chyba że... Chyba że wstanę wcześniej i pierwsza zajmę łazienkę. Tak, to dobry pomysł. Wyjęłam z walizki długie, czarne rurki i lekko ścięty z przodu, bordowy sweterek z kołnierzykiem. Zabrałam również bieliznę i skarpetki oraz kosmetyczkę i ręcznik. Uchyliłam drzwi od pokoju gościnnego i wyjrzałam na korytarz. Cisza. Cichutko i w miarę szybko podbiegłam do drzwi łazienki. Otworzyłam je cicho i zamknęłam również bez zbędnego hałasu. Podeszłam do umywalki, ustawiłam kosmetyczkę na jej brzegu, a ubrania położyłam na krześle stojącym pod ścianą. Spojrzałam w lustro.
- Astrid? - Zza zasłonki wyłoniła się głowa bruneta.
Obróciłam się w jego stronę, czując ciepło w okolicy policzków.
- Co ty tu robisz? - Spytaliśmy się siebie jednocześnie.
- Ja... - Zaczęłam spuszczając głowę.
- Posłuchaj, nie mogłem spać i pomyślałem, że no... ten grafik... po prostu pomyślałem, że nie chciałbym, żeby doszło do takiej sytuacji jak teraz, więc wstałem, żeby wykąpać się przed tobą. - Nagie ramię chłopaka również wystawało z pod prysznica, a na jego skórze błyszczały kropelki wody.
Milczałam. Chciałam uciec z tego pomieszczenia, ale nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Chciałam też powiedzieć, że myślałam dokładnie o tym samym, ale chyba zapomniałam jak się mówi.
Czkawka nadal stał w tym samym miejscu i wpatrywał się we mnie.
- Ej... wszystko w porządku? Powiedz coś. - Uśmiechnął się nieśmiało.
- Ja... pójdę już. Wrócę, jak skończysz. Zostawię ubrania. - Zmusiłam się, żeby oderwać od niego wzrok i pomaszerowałam w stronę drzwi, a potem wprost do pokoju gościnnego. Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami.
CHOLERA.
Miałam ochotę zapalić, albo skakać pod sufit, albo wrócić tam i...
NIE!
STOP!
ASTRID, PRZESTAŃ!
- Astrid, mogę wejść? - Klamka przy moim prawym ramieniu poruszyła się w dół i w górę.
Spojrzałam na zegarek... 5:48.
- Astrid? Wszystko w porządku? - Znów klamka wykonała energiczny ruch.
- Tak. Jest okej. Zaraz wyjdę. - Zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć.
Nie doliczyłam nawet do pięciu, gdy drzwi otworzyły się z impetem, zmuszając mnie do odejścia.
- Posłuchaj mnie. - Czkawka stanął przy nich, blokując mi przejście. - Przestań wreszcie uciekać. Tu nikt cię nie widzi. Nie ma ludzi ze szkoły, nikt cię nie będzie tutaj osądzać. Możesz być sobą Astrid, możesz robić to, na co masz ochotę.
- Chcę zapalić. - Wypaliłam bez zastanowienia.
- Okej. - Rzucił mi paczkę papierosów leżącą na szafce nocnej. - Śmiało.
Wyjęłam papierosa i sięgnęłam po zapalniczkę.
Po chwili stałam w kłębie dymu. Zamknęłam oczy i uspokoiłam się nieco.
Chłopak cierpliwie wyczekał, aż skończę.
Wrzuciłam peta do szklanki i usiadłam na łóżku.
Czkawka też usiadł po turecku na podłodze, cały czas zastawiając wyjście.
- No i jak?
- Co jak?
- Jak będzie z twoim aktorstwem? Zaczniesz być w końcu sobą?
- Dlaczego miałabym się odkryć akurat przed tobą? Nie robiłam tego przed nikim, a uwierz mi było wiele odpowiedniejszych osób od ciebie. - Poprawiłam grzywkę opadającą mi na czoło.
- Nie wydaje mi się.
- Myślisz, że jesteś odpowiedni? Myślisz, że... mogłabym ci opowiedzieć o moim prawdziwym życiu, a nie tym, które gram i aranżuję? Dlaczego jesteś taki pewny siebie? - Wbiłam w jego twarz swoje spojrzenie.
W jego zielonych oczach dostrzegłam błysk.
- Widzisz... - Sięgnął ręką w stronę swojego karku i westchnął ciężko. - Myślę... Może to głupie, ale myślę, że ja już znam prawdziwą ciebie. Tamtego dnia, gdy wieszałaś pranie...- Spojrzał na mnie i jego twarz złagodniała. - Tamtego dnia dostrzegłem po raz pierwszy prawdziwą Astrid. Byłaś sobą. Szłaś na bosaka w zwykłej białej koszuli, bez makijażu i ułożonych włosów.
Znów poczułam, że się czerwienię.
- Teraz jesteś nawet do siebie podobna, tylko wtedy byłaś szczęśliwa, a teraz nadal się boisz. - Zatrzymał wzrok na mojej twarzy.
Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć. Chyba mnie przejrzał, ale czy ja tego chciałam? Czy chciałam się przyznać do prawdy i pokazać mu prawdziwą mnie? Czy byłam na to gotowa?
- A od kiedy ty jesteś taki odważny, co? - Postanowiłam zmienić temat. - W szkole, wśród innych też jesteś zupełnie różny, od tego Czkawki, który siedzi przede mną. Jesteś nieśmiały, a teraz?
- Zmieniam się przy tobie.
- Tylko dlaczego? - Naprawdę nic nie rozumiałam.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Może chcę ci pokazać, że to wcale nie jest trudne? Może chcę zdobyć twoje zaufanie? - Wyprostował nogi, które były tak długie, że prawie dotknęły bocznej deski łóżka.
Spojrzałam na jego stopy, były takie ogromne. Dziesięć paluchów w wielkości małego batonika. Uśmiechnęłam się.
- Co cię tak rozbawiło? - Uniósł jedną brew.
- Nic. - Wykrzywiłam usta.
- No powiedz. Gdzie ta odważna i arogancka Astrid? - Podwinął kolana pod klatkę piersiową.
- Nie wiem, chyba na razie wyszła.
- To dobrze. Mogę poprosić o więcej tego pięknego grymasu? - Jego oczy śmiały się do mnie.
Pokręciłam przecząco głową.
- Nie? - Chłopak podniósł się pomału i zaczął stawiać kroki, kierując się do mnie. - Dlaczego nie? - Był już bardzo blisko, a ja nadal siedziałam na łóżku i nic nie mówiłam.
- W takim razie, skoro nie mogę go dostać dobrowolnie...- Przysiadł się do mnie. - To wezmę go sobie sam. - Zaczął łaskotać mnie w bok.
Zdziwiona zaczęłam się śmiać. Najpierw był to stłumiony chichot, który wraz z przemieszczaniem się palców chłopaka zmienił się w głośny śmiech.
Tarzałam się po łóżku jak opętana. Nie mogłam nabrać tchu, a Czkawka cały czas śmiał się razem ze mną.
- Czkawka... dość... proszę, przestań. - Próbowałam zrzucić jego dłonie, lecz bezskutecznie.
- Niestety, to jest za piękny widok, żeby przestać.
- Czkawka! - Wrzasnęłam między kolejnymi wybuchami śmiechu. - Proszę... - Chłopak oderwał ode mnie swoje dłonie i ułożył się obok mnie.
Leżałam na brzuchu, chcąc złapać oddech. Dyszałam ciężko, a brunet uśmiechał się od ucha do ucha. Przekręciłam się na plecy, przez to znalazłam się bardzo blisko niego.
- Nigdy, powtarzam NIGDY więcej tak nie rób. - Szturchnęłam go łokciem w bok.
- To mnie do tego nie zmuszaj. - Oddał mi kuksańca w żebro.
Westchnęłam ciężko.
Leżeliśmy jeszcze chwilę wpatrzeni w biały sufit.
Nagle chłopak wstał, obrócił się do mnie i wyciągnął ręce w moją stronę. Chwyciłam jego dłonie i z jego pomocą oderwałam się od miękkiej pościeli.
Ustawiłam się dokładnie naprzeciwko niego w małej odległości.
- Możesz już puścić moje dłonie... - Spuściłam wzrok, jednak czułam, że on cały czas na mnie patrzy.
- Wiem. - Nie puścił ich.
- Astrid? - Zmusił mnie, żebym na niego spojrzała.
- Wszystko jest w porządku. I pamiętaj, że możesz mi zaufać. - Jego usta były wąskie i blade, lekko spękane, za to układały się przepięknie, gdy wymawiał słowa. - Okej? - Uścisnął lekko moje dłonie, ściągając mnie tym samym na ziemię.
- Okej. - Wychrypiałam.
Brunet wyswobodził swoją dłoń, powodując, że moja lewa ręka zwisała wzdłuż boku. Przybliżył swoje palce do mojego policzka i odgarnął kosmyk, który plątał mi się przed oczami.
Jego dotyk był delikatny i subtelny.
Mrugnęłam kilka razy, przywołując siebie w myślach do porządku.
- Idę się myć. - Wyrwałam ręce z jego uścisku i jak oparzona pomknęłam do łazienki. W korytarzu minęłam się z panią Haddock.
- Dzień dobry Astrid, dobrze się spało?
Tak. - Zdążyłam odpowiedzieć, zanim zatrzasnęłam drzwi łazienki i zamknęłam je na klucz.
Podeszłam do okna i wyjęłam włosy zza ucha. Powtórzyłam ruch Czkawki. Nie był już taki przyjemny. Spojrzałam na siebie w lustrze. Wyglądałam na szczęśliwą i chyba byłam szczęśliwa.
Zdjęłam z siebie piżamę i weszłam pod prysznic. Ciepła woda również nie była tak delikatna jak Czkawka.
Nic nie było takie delikatne jak on. Nic się z nim nie równało. Jego dotyk był jedyny w swoim rodzaju i najgorsze jest to, że już go pokochałam.