sobota, 29 sierpnia 2015

Rozdział 15 "- Nie pij mojej kawy, okej?"

Ahoj!
Mam dla was kolejny (już 15!) rozdział. Chciałam was przeprosić, za to, że jest on tak późno. Co prawda zmieściłam się w czasie, ale wiem, że to już koniec miesiąca i  w ogóle. No, ale sierpień był bardzo intensywnym miesiącem. Tydzień temu wróciłam z dwutygodniowego obozu i jakoś nie miałam ochoty na pisanie. Dopiero wczoraj się za to zabrałam, ale nie jestem jakoś bardzo zadowolona z efektów. No, ale rozdział jest. Taki sobie, ale jest. Zastanawiałam się też, czy nie postawić sobie poprzeczki nieco wyżej i nie pisać trzech rozdziałów w miesiącu, ale boję się, że nie będę umiała się z tego wywiązać, więc zostajemy przy dwóch. Optymalnie :)
Mam nadzieję, ze się z tym pogodzicie.
Dziękuję wszystkim za tak miłe i bardzo motywujące komentarze. Dostałam znów nominację, do Liebster Blog Award, ale to już trzecia i nie wiem, czy ją przyjmę. Bardzo serdecznie za nią dziękuję, ale ja jeszcze nie nominowałam 11 blogów z pierwszej nominacji i po prostu coś czuję, że tego jest zaaaa dużo.
Może odpowiem tylko na pytania. Nie wiem, zobaczę.
Okej, dość owijania makaronu na uszy.
Rozdział zostawiam w waszych rękach i życzę wam wspaniałej końcóweczki wakacji! No i miłego rozpoczęcia roku szkolnego. (HAHAHAHAHAHAHA)
Nie serio, niech będzie miły :)

                                            wasza Julu







_Jack_____________________________________________________________________________
___________________________________________________________________________________


Wszedłem do mieszkania, mając nadzieję, że wszyscy są zajęci swoimi sprawami i nie przesiadują w domu. Zamknąłem drzwi i zdjąłem kurtkę. Po cichu ruszyłem do swojego pokoju. Nacisnąłem klamkę i…
- Co ty tak wcześniej? - Kristoff właśnie wyszedł z kuchni.
Przewróciłem oczami, zdenerwowany, że nie udało mi się prześlizgnąć niezauważenie do pokoju. Odwróciłem się do blondyna.
- Wujek mnie wypuścił. Nie było za dużego ruchu.
- Ale co ty tu robisz? - Chłopak uniósł brew.
- Mieszkam? - Spojrzałem na niego pytająco.
- Jesteś pewien? Coś mi się nie wydaje. Ostatnio rzadko tu przebywasz, wracasz źno i wychodzisz wcześnie rano. Prawie w ogóle cię nie widujemy. Wiem, że jesteśmy pokłóceni. - Mówiąc ostatnie słowo podniósł obie ręce i zgiął dwa palce: wskazujący i środkowy. - Ale skoro jeszcze nie wyjechałeś, to przynajmniej zachowuj się jak godny współlokator. Będziesz za tym tęsknił, więc korzystaj. - Chłopak usiadł na kanapie i włączył telewizor.
Postanowiłem przysiąść się do niego.
Usiadłem i oparłem łokcie o swoje kolana, a głowa spoczęła na moich dłoniach.
- Czemu mi to wszystko utrudniacie? - Wypowiedziałem te słowa, zanim do końca o nich pomyślałem.
- Co ci utrudniamy? - Kriss dalej gapił się w ekran.
- TO.
- Wyjazd? Oh… wybacz, że po prostu próbujemy ci wybić z głowy twój najgorszy jak dotąd pomysł. Sorry, że jesteśmy twoimi kumplami. - Chłopak nadal wpatrywał się w telewizor.
Westchnąłem i opadłem na oparcie kanapy. Potarłem swoje skronie, po czym ukryłem twarz w dłoniach.
- Czy jeśli… jeśli wyjadę, to będę mógł was odwiedzić? Czy nie wpuścicie mnie do domu? - Zwróciłem głowę w stronę Kristoffa.
Chłopak zgasił telewizor i spojrzał na mnie.
- To już nie będzie twój dom Jack. To będzie nasz dom, ale nie twój. Będziesz tylko gościem. Bliskim, ale jednak gościem. Będę mógł cię wyprosić w każdej chwili.
- Dzięki stary. To pocieszające. - Poderwałem się z kanapy.
- To prawdziwe. - Blondyn złapał mnie za koszulkę, więc musiałem się zatrzymać. - Ale to twój wybór, a my nie możemy podjąć tej decyzji za ciebie. - Puścił materiał i po chwili znów słyszałem dźwięk dochodzący z telewizora.
Ruszyłem do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi i opadłem na łóżko. Co ja miałem robić? Pewnie wyglądam i przypominam typową nastolatkę, która ma problem pod tytułem “Co na siebie włożyć?. Tylko mój problem, powiedzmy sobie szczerze, jest trochę bardziej skomplikowany i ważny. To nie jest coś w stylu: Mam ubrać skórzaną, czy dżinsową kurtkę? To jest o wiele trudniejsze. To jest jak przygotowanie ubrania, w czasie kiedy pogoda zmienia się co pięć minut. Śnieg, słońce, deszcz, grad, mgła, słońce, śnieg, grad, mgła, deszcz… To właśnie to.
- Wróciłam! - Na dźwięk jej głosu mimowolnie się uśmiechnąłem.
Była jeszcze ona. Niepewna możliwość, która nie dawała mi spokoju. Była jak mała fiolka uderzająco mocnych perfum. Nie potrzebowałem dużo, żeby to wyczuć. Tylko nie wiedziałem, jak się za to zabrać i czy w ogóle się za to zabierać. Bo jeśli to nie wypali, jeśli jednak wyjadę, jeśli to tylko moje podejrzenia, jeśli to tylko kolejna próba chłopaków, żebym został. Sam już nie wiedziałem. Niby byliśmy podobni, ale jednak chyba do siebie nie pasowaliśmy. Gdybyśmy byli dla siebie stworzeni już dawno bylibyśmy parą. A nie jesteśmy, więc to chyba nie to.
- Jack… - Drzwi otworzyły się, a ona weszła do środka. - Kupiłam kawę, moja stoi po lewej stronie w zamrażarce, a twoją przełożyłam na prawą, więc jeśli mógłbyś być tak łaskawy i…
- Czy możesz pukać, zanim wejdziesz do pokoju? - Podparłem się na łokciach, ale nie wstałem z łóżka.
Dziewczyna wywróciła oczami, obróciła się, wyszła, zamknęła drzwi, zapukała i od razu weszła.
- Bądź tak łaskaw i nie pij mojej, dobrze?
- A czy ty możesz pukać, kiedy do mnie wchodzisz?
- Zapukałam.
- Tak, ale nie poczekałaś, aż udzielę ci pozwolenia na wejście. Wiesz, że właśnie do tego to służy?
- Nie pij mojej kawy, okej?
- A ty nie wchodź w moje życie bez pozwolenia! - Wstałem z łóżka i stanąłem naprzeciwko niej.
- Dobrze! - Krzyknęła mi prosto w twarz.
- Dobrze! - Zrobiłem to samo.
- Fantastycznie! - Zadzierając głowę patrzyła mi w oczy.
- Doskonale! - Obróciła się i skierowała się do wyjścia.
- Super! - Krzyknąłem w jej plecy.
- Zajebiście! - Trzasnęły drzwi kuchenne, a potem słychać było tylko dźwięki dobiegające z telewizora.
Zamknąłem drzwi i z powrotem położyłem się na łóżku. Uniosłem rękę za głowę i chwyciłem poduszkę, po czym przycisnąłem ją sobie do twarzy i ryknąłem w nią z całych sił. Potem rzuciłem nią w ścianę. Czemu w ogóle to powiedziałem? “Nie wchodź w moje życie bez pozwolenia. Serio, Jack? Serio?
Jestem debilem. Idiotą. Frajerem.
Nie…
Po prostu jestem zagubiony… i chyba zakochany.
__________________________________________________________________________________

_Anna_____________________________________________________________________________
___________________________________________________________________________________

Właśnie skończyłam odrabiać lekcje. Tata był w garażu i reperował meble tarasowe naszych sąsiadów, a mama była jeszcze w przedszkolu. Nie przywykłam do tego, że rodziców nie było w domu. I że pracowali. Jeszcze kilka miesięcy temu nie mogłam sobie tego wyobrazić. A teraz? Teraz wreszcie jest normalnie. No prawie. Spojrzałam na plan lekcji. Juto wtorek. Wyjęłam odpowiednie zeszyty, po czym wepchałam je do plecaka. Wyszłam z pokoju i zbiegłam do kuchni. Postawiłam wodę na herbatę i wyjęłam dwa kubki. Podczas oczekiwania, na zagotowanie się wody owijałam kosmyk włosów na palec i spoglądałam w okno, a raczej spoglądałam w świat za oknem. Śnieg nadal padał. Przez cały dzisiejszy dzień. Biała, puchowa pokrywa przykryła już prawie całą zielono-żółtą trawę i gnijące liście.
Przeciągnęłam powoli palcami po całym rudym kosmyku i przypomniałam sobie o sms’ach, które dostałam dzisiaj od jakiejś anonimowej osoby. Wszystkie dotyczyły Czkawki i dobrze wiedziałam, kto je napisał. Jedno się tylko nie zgadzało. Astrid nie było na drugiej lekcji. Pewnie uciekła, ma lepsze rzeczy do robienia, niż siedzenie w szkole, ale… zdążyła zobaczyć, że Czkawka zaprosił mnie na bal? Bo jeśli ona tego nie widziała… To kto pisał te sms’y? Wyjęłam komórkę z kieszeni spodni i jeszcze raz odczytałam wiadomości. Obie były wysłane z tego samego numeru. Z numeru, którego nie miałam w kontaktach. Przeszukałam w głowie listę mojej klasy, ale nie trafiłam na kogoś, kogo mogłabym o to podejrzewać. Oprócz Astrid, oczywiście. Tylko, że jej nie było. Chyba.
Guzik przy czajniku przestał się świecić, co oznaczało, że woda już się zagotowała. Nalałam wrzątku do kubków i wepchnęłam do każdego z nich po ekspresówce. Poczekałam, aż herbata się zaparzy, a potem dodałam soku z cytryny i odrobinę miodu. Wzięłam jeden kubek i ruszyłam do przedpokoju. Uchyliłam drzwi prowadzące do garażu.
- Tato! - Mój głos zagłuszyła szlifierka.
Ojciec stał przy blacie i szlifował krzesło ustawione na dykcie. Miał na sobie zniszczony kombinezon, grube rękawice, robocze buty i gogle ochronne z pomarańczowymi szkłami. Jego kręcone, ciemne włosy opadały na czoło w formie posklejanych od potu kosmyków. Postanowiłam mu nie przerywać. Oparłam się o drzwi i obserwowałam go przy pracy. Starałam się przypomnieć sobie, kiedy tak naprawdę zajął się stolarką. Pamiętam, że gdy miałam sześć lat zrobiliśmy razem karmnik dla ptaków. Przy wbijaniu ostatniego gwoździa, tata stuknął się w palec. Matka była wściekła, że był taki nieostrożny. Pamiętam, że wtedy powiedział, że to był pierwszy i ostatni raz, kiedy zrobił sobie krzywdę młotkiem. Teraz to jest jego ulubione narzędzie.
Jęk szlifierki w końcu ucichł. Tata odłożył maszynkę na bok, oparł dłonie na biodrach i zaczął przyglądać się krzesłu.
- Przyniosłam ci herbaty. - Odwrócił się, a ja ruszyłam w jego stronę.
Wziął kubek, upił łyk i odstawił go na łkę nad naszymi głowami.
- I jak? Jest okej? - Spojrzał na mnie, a potem na mebel, leżący na blacie.
Przekrzywiłam głowę i utkwiłam spojrzenie w drewnianym siedzisku.
- Tak. Wygląda lepiej niż pozostałe. - Wskazałam na komplet tych samych krzeseł opartych o ścianę.
 Timanowie stwierdzili, że muszą odnowić swój zestaw tarasowy, a zima to chyba najlepsza pora roku na takie zabiegi.
Przytaknęłam.
- Dziękuję za herbatkę. Mała przerwa dobrze mi zrobi. Jak było w szkole? - Tata oparł się o blat plecami, skrzyżował ręce na piersi i przeniósł wzrok na mnie.
- Dobrze. Pewien chłopak z mojej klasy zaprosił mnie na bal… - Spuściłam wzrok i oglądałam swoje kapcie.
- Jaki bal?
- Mikołajkowy.
- To chyba dobrze? Tak?
Skinęłam głową.
- Ale wiesz, gdyby było coś nie tak… to mi powiesz prawda?
Zaśmiałam się.
- Powiem ci, ale co ty zrobisz? - Spojrzałam w szare oczy ojca.
- Zaproszę delikwenta na małą pogawędkę o tym, jak powinno się traktować moją córkę. - Uśmiechnął się, a ja zachichotałam.
- Dzięki tato. - Wtuliłam się w niego.
- Wiesz, że nie ma za co, skarbie. - Przyciągnął mnie do siebie i pogładził po włosach.
- Kocham cię. - Wypowiedziałam te słowa w jego kombinezon.
- Ja ciebie też, ja ciebie też. - Ucałował mnie w czoło. - A teraz zmykaj, mam jeszcze trochę pracy. Sześć krzeseł i stół to jednak kupa roboty. - Sięgnął po kubek, upił łyk, założył gogle i podniósł z powrotem szlifierkę.
Obróciłam się i ruszyłam do wyjścia. Zamknęłam drzwi, odprowadzona wyciem maszyny. Weszłam do kuchni i wzięłam swoją, przestygniętą już herbatę. Znów spojrzałam w okno i omal nie upuściłam trzymanego kubka. Odstawiłam naczynie na blat i pobiegłam do drzwi wejściowych.
Otworzyłam je i zobaczyłam moją siostrę z wyciągniętą przed siebie pięścią.
- Czytasz mi w myślach? Czy po mojej wyprowadzce zamontowaliście tutaj jakieś kamery i wiecie po prostu kto przychodzi? - Blondynka uśmiechnęła się blado.
- Co ty tu robisz? - Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Są rodzice?
- Tata, w garażu. Mama wraca za jakieś łtorej godziny.
- Tyle czasu mi w zupełności wystarczy. Mogę wejść? - Spojrzała na mnie niepewnie.
- Głupie pytanie. - Uchyliłam szerzej drzwi. - Ale co cię tu sprowadza? - Dziewczyna spuściła wzrok i przetarła ręką oko.
- Możemy iść do twojego pokoju?
- Pewnie. Chcesz coś do picia, jedzenia?
Siostra pokręciła przecząco głową. Wyminęłam ją i poprowadziłam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i przekroczyłam próg mojego królestwa.
- Przepraszam za bałagan. - Podrapałam się po głowie i zabrałam ubrania leżące na łóżku. - Siadaj. - Wskazałam głową na fotel stojący w rogu pokoju przy oknie. Upchnęłam ubrania do szafy i zajęłam miejsce przy Elsie.
- A więc? - Ponagliłam ją.
Blondynka znów spuściła głowę.
- Jack. - Wyszeptała.
- Wyjeżdża?
- Nie.
- Więc o co chodzi? - Teraz już niczego nie rozumiałam.
- Jeszcze nie. - Poprawiła się Elsa. - Właściwie to nie wiem. W ogóle ze sobą nie rozmawiamy. A kiedy już rozmawiamy, to raczej zawsze kończy się to kłótnią. Tak jak przed godziną.
Zamilkła. Wyglądała smutnie. Nie lubiłam, kiedy się smuciła, wtedy i ja nie czułam się dobrze. Cholerna siostrzana więź.
- O co wam poszło? - Dziewczyna podniosła wzrok i wbiła we mnie swoje niebieskie oczy.
- O głupoty, kawę i drzwi. To jeszcze bym zniosła, ale jego komentarz, że mam nie pakować się w jego życie bez pozwolenia po prostu mnie zdołował. Przecież przecież ja wcale nie włażę w jego życie…
Uśmiechnęłam się.
- No co? - Dziewczyna spojrzała na mnie lekko zdziwiona.
- No wiesz, jakby ci to delikatnie powiedzieć Oboje wchodzicie w swoje życia bez pozwolenia. Spontanicznie, ale bardzo powoli. Wszyscy to widzą, tylko nie wy i mogę się założyć, że Jack cię kocha i dlatego jest mu tak trudno. Jest rozerwany pomiędzy dwie osoby, które kocha: ciebie i dziadka. To trudny wybór i musisz go zrozumieć. - Chwyciłam jej dłoń i lekko uścisnęłam.
- Nie wierzę, że to mówisz.
- Ale to prawda.
- Nie. Ty… nie mieszkasz z nami i nie widzisz tego. To nie jest nawet zauroczenie, a tym bardziej miłość. Nie. Ja go nie kocham i on mnie też.
- W takim razie powiedz mi, czemu jeszcze nie wjechał?
- Bo…
Czekałam na odpowiedź, ale ona nie nadeszła. Elsa odwróciła głowę w stronę okna.
- A co jest między tobą a Kristoffem? - Odwróciła się gwałtownie w moim kierunku i zaatakowała.
Najlepszą obroną mojej siostry był atak. Zawsze odwracała kota ogonem i prawie zawsze wygrywała używając tej techniki.
- Nic. - Przygryzłam wargę. - A co ma być? - Opanowałam się i spojrzałam na nią.
- Ty mi powiedz. Z tego co wiem, to Kristoff ostatnio zerwał z Biancą i jak na razie żyje w celibacie. Przynajmniej nie ubywa mi płynu do kąpieli. - Zaśmiałyśmy się obie.
Blondynka spojrzała na wyświetlacz telefonu.
- Muszę się zbierać. - Podniosła się z fotela.
- Poczekaj. Porozmawiaj z tatą. - Chwyciłam jej rękę.
- Nie. To nie jest dobry pomysł, Anka. - Spojrzała na mnie czule i zmierzwiła mi włosy. - Na razie wolę rozmawiać z tobą.
- Zawsze wolałaś rozmawiać ze mną. - Wyszczerzyłam się.
- W takim razie nic się nie zmieniło. - Otworzyła drzwi i zbiegła po schodach do przedpokoju.
Ubrała kurtkę i buty, ucałowała mnie w czoło i bez słowa wyszła. Odprowadziłam ją wzrokiem, póki nie odjechała autem za róg ulicy.
- Anka, czy ktoś tu był? - Drzwi do garażu otworzyły się i stanął w nich tata.
- Nie. Czekam na mamę, myślałam, że już idzie. - Zatrzasnęłam drzwi wejściowe i uśmiechnęłam się do taty.
- Dziękuję za herbatę, była pyszna. - Tata uciekł do kuchni, a ja jeszcze raz spojrzałam na ulicę, na której przed chwilą stało autko Elsy.
Czemu ona jest taka uparta?
Tata to tata. Kocha ją i ona dobrze o tym wie, a nadal zachowuje się niezwykle egoistycznie.
__________________________________________________________________________________

_Czkawka_________________________________________________________________________
__________________________________________________________________________________

- Wróciłem! - Otworzyłem drzwi i wszedłem do środka.
Zdjąłem buty, a kurtka znalazła się na wieszaku.
Spojrzałem przed siebie. Drzwi do kuchni były uchylone, a w pomieszczeniu paliło się światło. Skierowałem swoje kroki w tamtą stronę.
- Cześć mamo.
Brunetka stała przy piecu i mieszała coś w garnku.
- O... Cześć synku. - Podeszła do mnie i pogłaskała mnie po głowie. - Jak w szkole?
- Tak, jak zawsze. Nic ciekawego. - Stwierdziłem, że nie powiem mamie kogo zaprosiłem na bal. W końcu mamy jeszcze trochę czasu.
- Muszę ci coś powiedzieć...
To nie zaczynało się dobrze.
- Widzisz, dzisiaj rano... - Monolog mojej mamy został przerwany przez dźwięk dzwoniącego telefonu.
- Poczekaj chwilkę. - Kobieta wyszła z kuchni, żeby odebrać telefon znajdujący się w salonie.
Po jej wyjściu usiadłem przy stole i postanowiłem skosztować ciastek, które leżały na talerzu. Zjadłem chyba cztery słodkości, a mama jeszcze nie wróciła, więc postanowiłem odnieść plecak do mojego pokoju. Wspiąłem się po schodach, a na ich szczycie czekało na mnie moje zwierzątko.
- Cześć Mordko. - Pogłaskałem kota za uchem, a on zamruczał cicho.
Wszedłem do pokoju i zapaliłem światło. Na dworze było już ciemno, jak to zwykle pod koniec listopada. Wrzuciłem plecak pod biurko i usiadłem na krześle. Zaznaczyłem w kalendarzu dzień balu, wstałem i z zamiarem zejścia do kuchni wyszedłem z mojej sypialni.
Na korytarzy zatrzymałem się jednak sparaliżowany. Przede mną stała Astrid. Dziewczyna miała na sobie długie spodnie od piżamy w serduszka i różową bluzkę do kompletu. Jej włosy były mokre, a na twarzy nie dostrzegłem makijażu.
- I na co się tak gapisz? - Teraz przynajmniej miałem pewność, że to Astrid. Może nie mieć makijażu, idealnie ułożonych włosów i super ciuchów, ale jej szorstkość nie zmywa się tak łatwo pod wpływem prysznica.
- Nie spodziewałem się ciebie tutaj... - Wydukałem.
- No widzisz, jednak jestem. - Blondynka wycierała włosy ręcznikiem.
- A możesz mi wyjaśnić... Co tu właściwie robisz? - Nadal nie mogłem zrozumieć, po jakiego czorta ona tutaj stoi. W piżamie i mokrych włosach.
Dziewczyna westchnęła ciężko.
- Będziemy musieli wytrwać ze sobą cztery dni. To nie był mój pomysł, ale innej możliwości nie miałam. Nie bój się, nie będę ci przeszkadzać. Możemy nawet rozpisać godziny, kiedy kto będzie używał łazienki czy kuchni, żebyśmy czasem na siebie nie natrafili. - Myślałem, że to żart, ale po jej wyrazie twarzy uświadomiłem sobie, że ona rzeczywiście chce stworzyć ten grafik.
- To chyba nie będzie konieczne...
- Będzie. A teraz wybacz. - Wyminęła mnie i zniknęła za drzwiami do pokoju gościnnego.
Natomiast ja nadal stałem w korytarzu i próbowałem ogarnąć całą sytuację.
- Czkawka! - Z burzy jaka toczyła się w mojej głowie wyrwała mnie mama.
- Idę! - Zbiegłem do kuchni.
- Co ona tutaj robi? - Chyba nie wypadło to zbyt miło.
- Czkawka! - Matka patrzyła na mnie z wyrzutem. - Astrid miała dzisiaj ciężki dzień. Jest roztrzęsiona. Jej babcia miała zawał i musiała zostać w szpitalu. Poprosiła mnie, żebym zaopiekowała się Astrid przez cztery dni.
- Mamo... ona nie wygląda na taką, która potrzebuje opieki.
- Jej babcia mnie o to prosiła i jako dobra sąsiadka chcę spełnić jej prośbę. Poza tym, postaw się na jej miejscu. Jak ty byś się czuł?
Przewróciłem oczami. Nie czuł bym się dobrze. Wiadomo, przecież.
- Poza tym nie rozumiem o co ci chodzi , synku? Astrid to bardzo miła dziewczyna.
Przycisnąłem dłoń do czoła. Naprawdę mamo? Naprawdę?
- Ile ona tu będzie?
- Cztery dni, więc przez te cztery dni masz być nad wyraz miły i uprzejmy, żebym nie musiała ci zwracać uwagi. Rozumiemy się? - Valka patrzyła na mnie nieco groźnie.
- Tak mamo. Mogę już iść?
- Oczywiście. - Kobieta wróciła do gotowania, a ja pobiegłem do pokoju.
Zamknąłem drzwi na klucz i opadłem na łóżko. Zaraz obok mnie pojawił się Szczerbatek.
- I co my zrobimy, Mordko?
- Miau.
- Wiem, nie mamy przecież innego wyjścia. Musimy z nią wytrzymać, aczkolwiek nie czuję się komfortowo, wiedząc, że ona śpi za ścianą.
- Miau.
- Ciekawe, gdzie są jej rodzice? Myślisz, że jest sierotą? Coś mi się wydaje, że widziałem ich w ostatnie święta, więc chyba muszą jeszcze żyć, prawda?
- Miau.
- Dobra, muszę się wziąć za lekcje. W końcu matma się sama nie zrobi. - Pogłaskałem kota za uchem i usiadłem przy biurku.
Wyjąłem książki i zabrałem się za matematykę.
Szło mi to dość opornie, gdyż w mojej głowie cały czas widniał obraz dziewczyny w piżamie w serduszka. Wyglądała nawet uroczo, a to ostatnie słowo, jakim bym opisał Astrid. No, ale wyglądała uroczo i nic na to nie poradzę.