niedziela, 24 maja 2015

Rozdział 9 "- Czy... czy nie wydawała ci się piękna? Miau."

Cześć i czołem :)
Jak wam mija niedziela?
Ja właśnie muszę się pakować na wycieczkę nad morze.
Robię to już od kilku godzin, a moja walizka nadal pusta.
W pierwszej kolejności wy i mój blog :)
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba. Czy oni są dla siebie stworzeni? A może siebie w ogóle nie rozumieją?
Czytajcie i komentujcie.
To już drugi rozdział w tym miesiącu (jest progres), więc wywiązałam się z umowy (przynajmniej 2 rozdziały na miesiąc), ale może jak wrócę, to uda mi się jeszcze coś naskrobać. Oczywiście nic nie obiecuję, bo to nigdy nie wiadomo.
Nie przedłużając... Oto dziewiąty rozdział, który powierzam wam.
Przepraszam za błędy, może poprawię je wieczorem, bo na razie brak czasu.
Okej ja spadam, miłej niedzieli (tego co z niej zostało) i wspaniałego nowego tygodnia. :)
                                                 Julu






- Skarbie, wstawaj. - Poczułam czyjeś palce na moim policzku.
- Ymmmm... - Jęknęłam. - Jeszcze kilka minut. - Przewróciłam się na drugi bok.
Poczułam, że materac ugina się pod ciężarem siadającego na nim ciała.
- Astrid, wstawaj. Zrobiłam śniadanie.
Podniosłam się z łóżka i spojrzałam zdumiona na babcię.
- Śniadanie?
Babcia przytaknęła, uśmiechając się pod nosem.
- Która jest godzina?
- Około dziesiątej.
- Czy coś się stało?
- Nie. A musiało się coś stać?
- Nie. To znaczy, dawno do mnie nie przychodziłaś, w sensie dawno w ogóle nie wstawałaś z łóżka i ... - Urwałam.
- No widzisz. Nie jestem wcale taka stara Astrid. Potrafię jeszcze się do czegoś przydać. Chodź, bo wystygnie. - Uśmiech babci trochę przygasł. Nie chciałam, żeby moje słowa ją dotknęły.
Wstałam i złapałam ją za rękę zanim zdążyła wyjść.
- Przepraszam. Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało.
Staruszka uśmiechnęła się.
- Wiem. Chodź, bo naprawdę będzie zimne. - Razem ruszyłyśmy do kuchni.
Na stole stał koszyk z pieczywem. Dwa talerze leżały naprzeciwko siebie. Każda z nas miała swój ulubiony kubek, zapełniony parującą kawą.
Usiadłam do stołu. Biały ser. O jejku, jak ja go dawno nie jadłam.
Zdążyłam spałaszować już jedną kromkę chleba z białym serem, a tymczasem babcia podała jeszcze swój kisiel z leśnych owoców.
- Widzę, że wspominamy dawne czasy. - Uśmiechnęłam się. Gdy byłam jeszcze mała i mieszkałam w Norwegii bardzo często spędzałam weekendy u babci. Domek babci był malutki, położony na obrzeżach miasta, blisko lasu. Uwielbiałam go. Takie najlepsze miejsce z dzieciństwa to właśnie tamten domek.
- Tak. Pamiętasz tamto lato?
- No pewnie. Uciekłam, jak brawurowa kryminalistka.
- Tak. Zostawiając list, w którym napisałaś, że odchodzisz i że ich nie lubisz, a na końcu dopisałaś adres, żeby wiedzieli gdzie przywieźć twoje rzeczy. - Babcia upiła łyk kawy.
Westchnęłam.
- Ucieczki do ciebie zawsze były zbawienne.
- Ale oni cię kochali Astrid. Nadal cię kochają. - To jest naprawdę bardzo sporna kwestia.
Czy rodzice mnie kochali?  Może.
Czy nadal mnie kochają? Nie.
- Wiem, ale w sumie bardzo trudno to zauważyć, kiedy jesteśmy oddaleni od siebie o tysiące kilometrów i widzimy się raz na rok. - Poczułam, że zbiera mi się na łzy.
Babcia wpatrywała się we mnie smutno.
- Bardzo dobry serek. Taki jak za dawnych czasów. - Zmieniłam temat. Nie miałam ochoty rozmawiać o rodzicach.
- Cieszę się, że ci smakuje. - Uwielbiałam, kiedy babcia nie naciskała, nienawidzę mówić czegoś, czego nie chcę.
Po spożytym śniadaniu, które w sumie minęło w bardzo miłej atmosferze odprowadziłam babcię do łóżka i posprzątałam po posiłku. Gdy skończyłam myć talerze i sztućce była godzina 9:43. Postanowiłam, że pójdę się ubrać. Gdy przechodziłam obok drzwi łazienki usłyszałam regularne pikanie, które oznaczało, że nasza pralka skończyła właśnie prać. Weszłam więc do łazienki i wyjęłam mokre, białe pranie. Spojrzałam za okno. Świeciło jeszcze słońce, co nie zdarzało się zbyt często w tym miesiącu. Było ciepło, jak na koniec października. Nawet bardzo ciepło, gdyż termometr za oknem wskazywał 16 stopni Celsjusza. Skoro pogoda była tak zachęcająca postanowiłam, że wywieszą pranie na dworze. Uwielbiałam białe pranie na słońcu. Naturalne wybielanie. Włożyłam więc mokre ubrania do koszyka i przez drzwi tarasowe, znajdujące się w kuchni wyszłam na wyłożony deskami placyk, czyli nasz taras. Podeszłam do sznurków wiszących między drzewami i znów złapałam się na tym, że patrzę w jego okno. Zrugałam się w myślach i zajęłam się praniem.
_______________________________________________________________________


Wszedłem do pokoju i usiadłem przy biurku. Mama zrobiła naprawdę dobre śniadanie i pojechała do pracy. Tata jak zwykle o tej porze był już w warsztacie. Sięgnąłem po książkę, którą aktualnie czytałem. Szczerbatek już znalazł się przy mnie. Pogłaskałem go po grzbiecie, a zwierzę usadowiło się na moich kolanach i zwinęło się w kłębek. Przeczytałem kilka stron i w końcu postanowiłem otworzyć żaluzję, którą zamknąłem przed pójściem spać. Położyłem Szczerbatka na łóżku i znów pogłaskałem go, tym razem za uszami. Zwierzątko zamruczało cicho.
Podszedłem do okna i uchyliłem żaluzję.
Już chciałem odejść, ale wróciłem się szybko, bo moją uwagę przykuła dziewczyna wieszająca pranie.
Nowa sprzątaczka Hoffersonów? Tylko czemu w takim razie jest w piżamie?
Szczerbatek już zauważył moje zainteresowanie i szybciutko znalazł się na parapecie obok mnie.
Nie widziałem twarzy dziewczyny, gdyż było obrócona do mnie plecami. Kociak miauknął znacząco.
- Też jej nie znam. Myślisz, że to ich nowa sprzątaczka?
- Miau.
- No nie wiem. Nie wydaje mi się, żeby sprzątaczki przychodziły do pracy w koronkowych piżamach.
- Miau.
Przypatrywałam się dziewczynie, dopóki nie skończyła wieszać prania.
Miała długie, jasne blond włosy, lekko falowane u końców. Spod jej krótkiej sukienki nocnej wystawały długie, opalone nogi. Na stopach miała kapcie, różowe w serduszka. Za Chiny nie mogłem dociec, kogo mam przed oczami.
Dziewczyna podniosła koszyk i obejrzała się dokładnie na mnie.
Zasunąłem żaluzję i przełknąłem głośno ślinę.
Astrid.
To była Astrid.
Włożyłem palce między dwie listewki i rozszerzyłem je. Nadal tam stała. Patrzyła wciąż w moje okno. Była... zupełnie inna niż zwykle. Nie miała idealnie ułożonych włosów, jej blada twarz nie miała nawet makijażu. Nie nosiła tym razem swoich wyzywających ubrań i wysokich obcasów. Nie wyglądała jak Astrid. Ale była piękna. Gdy znów spojrzałem w tamtą stronę już jej nie było.
Musiała pewnie zauważyć, że ją obserwuję, albo zauważyła, że ja zauważyłem, że to ona mnie obserwowała.
Ciężko opadłem na obrotowe krzesło stojące przy biurku.
- Widziałeś ją Mordko? - Spojrzałem na czarnego jak smoła kota.
Miauknął.
- Czy... czy nie wydawała ci się piękna?
Miau.
- Wiem, mi też.
Przycisnąłem dłonie do oczu.
Sięgnąłem po telefon. Zanim zorientowałem się co robię, już wysłałem wiadomość.
Przeczytałem ją jeszcze raz. Nie no, Merida chyba mnie wyśmieje, albo zaraz przybiegnie sprawdzić, czy nie zwariowałem. Chciałem usunąć wiadomość, ale gdy ponownie sięgnąłem po komórkę na wyświetlaczu już widniało kilka wiadomości.
Super.
Odblokowałem telefon i spojrzałem na sms'a od Meri.
"Kim jesteś i co zrobiłeś Czkawce? Mam przyjść? Już lecę. Jesteś chory? Mam coś przywieźć?"
Cholera.
Nie chciałem, żeby tutaj przyjeżdżała. Nie wiedziałem co w ogóle mam robić.
Napisałem jej ponownie sms'a, że to było próba zaproszenia Ani na bal, ale nie chciałem pisać jej imienia, bo strasznie mnie peszy.
Oczywiście nie była to prawda. W tej chwili w ogóle nie myślałem o Annie, ale udało mi się powstrzymać Meridę, przed natarciem na mój dom.
Uff...
Wróciłem do czytanie książki, ale już nie próbowałem odsłaniać rolet. Zapaliłem małą lampkę i czytałam, dopóki nie zadzwoniła mama.
- Halo? - Przytknąłem aparat do ramienia i przycisnąłem go głową, dzięki temu miałem wolne ręce i mogłem nadal czytać książkę.
- Mamooo... nie. Pójdziesz sama, jak wrócisz. Ja aktualnie szedłem pod prysznic. Mamo, nie. Proszę! Dobra. Okej, już przestań! Tak, pójdę. Tak. Pa. - Właśnie zostałem wkopany w coś, czego nie chcę robić w tym momencie.
Wstałem i podszedłem do szafy. Wcisnąłem na siebie szary t-shirti czarne spodnie. Założyłem trampki, pożegnałem się ze Szczerbatkiem  i wyszedłem z domu.
Po chwili byłem już pod drzwiami Astrid. Wziąłem głęboki oddech i zastukałem w ciemne, drewniane drzwi. Po kilku sekundach spojrzałem na swoje odbicie w szybce drzwi i już miałem uciekać do domu. Niestety było już za późno. Usłyszałem kroki zbliżające się do drzwi i po chwili stałem przed zwyczajną Astrid.
Dziewczyna miała na sobie czarne leginsy i różowy sweter, który z przodu był lekko skrojony. Włosy miała upięte w wysokiego, natapirowanego koka. Jej oczy były obwiedzione grubymi kreskami, a na ustach lśnił różowy błyszczyk.
Chciałem jej powiedzieć, żeby wróciła do stroju z przed pół godziny. Chciałem jej powiedzieć, żeby znów była zwyczajną sobą.
_______________________________________________________________________


- Em... cześć. - Palce jego stopy nerwowo wierciły dziurę w deskach.
Nie wiedziałam, jak mam się zachować. Z jednej strony znów chciałam być zimną suką, taką jak w szkole, ale z drugiej nie potrafiłam.
- Cześć. - Napięłam wszystkie mięśnie mojej twarzy, żeby tylko się nie uśmiechnąć.
Przygryzłam wargę, gdy spojrzałam na jego rozczochrane włosy. Były idealne. Ciemna czekolada, uwielbiałam ciemną czekoladę i jego włosy.
Chłopak stał i nerwowo kręcił głową.
- Czy coś się stało? - Znów mój głos był nieco ostrzejszy, niż zamierzałam.
- Nie. To znaczy tak. - Czkawka miotał się w odpowiedzi. - Przyszedłem, zamiast mojej mamy, żeby pójść z twoją babcią na spacer. - Wydusił w końcu z siebie.
Cholera. Chciałam go zbyć. Ale tak nie można. Co mam zrobić? Wpuścić go do środka, spławić czy grzecznie podziękować?
- Wejdź. - Uchyliłam w końcu drzwi.
Chłopak nieśmiało wszedł do środka, a ja ruszyłam do sypialni mojej babci.
Zanim zdążyłam jednak wyjść z przedpokoju, w drzwiach pojawiła się staruszka i chytrze się do mnie uśmiechnęła.
Nie, nie, nie.
- Czy ty jesteś synem pani Haddock? - spytała.
Czkawka kiwnął głową i przedstawił się.
- Dobrze, w takim razie, żeby ci nie było nudno ze starą kobietą Astrid pójdzie z nami. Jesteście w tym samym wieku? - Popatrzyła na nas.
Kiwnęliśmy jednocześnie głową.
Ja miałam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Poczekam na zewnątrz. - Chłopak chyba też czuł się odrobinę nieswojo.
Pomogłam babci przy ubieraniu butów i kurtki.
Staruszka ciągle się uśmiechała, ale ja nie miałam zamiaru okazać jakiegokolwiek zainteresowania jej planem. Wiedziałam, że czekała tylko na potwierdzenie jej przypuszczeń, a z mojej strony na pewno ich nie dostanie. No i właśnie dlatego musiałam iść z nimi na spacer.
Skomplikowane, wiem.
Wyszliśmy z domu. Wzięłam babcie pod rękę, a Czkawka szedł obok. Tak naprawdę nie był tutaj potrzebny. Mogłam sama wychodzić z babcią, ale chodziło również o to, żeby miała ona kontakt z sąsiadkami i z kimś innym niż ja.
Szliśmy wolno. Babcia cały czas coś mówiła, a my milczeliśmy. Uszliśmy tak spory kawał drogi i usiedliśmy dopiero na ławce w parku, który znajdował się w centrum naszej dzielnicy.
- Mam ochotę, na jakieś słodkości.
- Gdzie byś chciała pójść babciu?
- Tutaj niedaleko jest "Kawiarnia całusek". Mają tam naprawdę dobre ciasta, mama często je zamawia. - Odezwał się Czkawka.  
- Chodźmy w takim razie. - Zarządziła babcia i już po kilkunastu minutach byliśmy na miejscu.
Czkawka otworzył przed nami drzwi, a my weszłyśmy do środka i zajęłyśmy ustronne miejsce przy oknie. Kanapa była miękka z kilkoma poduszkami. Kawiarnia była bardzo ładnie urządzona. Stary regał z książkami dodawał uroku, a przysłonięte przez chmury słońce leniwie wysyłało słabe promyki w naszą stronę.
Usiadłam obok babci, ale ona zaczęła marudzić, że jej tutaj niewygodnie i koniec końców ja siedziałam oczywiście obok bruneta.
Zajebiście.
Zaczęłam się stresować.
Randka z babcią u boku i wymarzonym chłopakiem nie jest najlepszym pomysłem.
Zamówiliśmy trzy gorące czekolady i dla każdego po kawałku ciasta.
Widziałam, że Czkawka czuje się bardzo nieswojo. A jak miał się czuć? Nawet nas nie zna. Ja też nie byłam w swoim żywiole, tylko babcia wyglądała na kompletnie nie zrażoną całą sytuacją.
W końcu przyniesiono nasze desery.
Kelnerka podała filiżanki z płynną czekoladą. Chciałam po nią sięgnąć, ale chłopak był szybszy. Postawił filiżankę przede mną i uśmiechnął się. Spuściłam wzrok.
Naprawdę? Czy babcia musiała tu być?
Po chwili spostrzegłam kilka dziewczyn ze szkoły, które siedziały obok nas.
Cholera.
Groźna Astrid siedzi sobie ze starszą panią i jakimś kompletnie nieznanym chłopakiem.
Schowałam się jeszcze głębiej w kanapę i wolno sączyłam czekoladę.
Babcia w tym czasie odnalazła wspólny język z Czkawką i rozmawiali teraz jak starzy znajomi.
Czkawka żywo coś gestykulował, a babcia słuchała w skupieniu, niestety chłopak przez przypadek zrzucił na moje kolana swoją filiżankę. Czekolada rozlała się po moich leginsach, a filiżanka upadła na podłogę z głośnym trzaskiem i roztłukła się. W całej kawiarni zrobiło się potwornie cicho, a ja czułam na sobie wzrok wszystkich gości. Poczułam, że się czerwienię.
 Zajebiście. Cholera, Zajebiście.
Czkawka był zszokowany.
- Jeju, Atrid, przepraszam. Ja nie chciałem... jakoś tak wyszło. Przepraszam. - Przepraszając mnie gorąco podał mi serwetki.
Widziałam, że dziewczyny już wszystko zobaczyły. Zajebiście.
Jedna z nich nawet uśmiechała się pod nosem.
Bez słowa wstałam i omijając Czkawkę, wyszłam z kawiarni. Zatrzymałam się dopiero kilkanaście metrów od tamtego miejsca i oparłam się o ścianę jakiegoś budynku. Z kieszeni kurtki wygrzebałam papierosa i szybko odpaliłam.
Co się przed chwilą stało? Cały mój kamuflaż groźniej i bezwzględnej suki zniknął. Wszyscy będą wiedzieli o tym, że Astrid była sobie w sobotę ze swoją babcią i fajtłapowatym chłopakiem w kawiarni i jak grzeczna dziewczynka piła gorącą czekoladę, a gdy fajtłapowaty chłopak wylał na nią słodki płyn, ona wstała i wyszła. Bez awantur. Bez przekleństw. Jak poukładana, grzeczna dziewczynka.
- Astrid!
Nie, nie, nie.
- Astrid!
Odejdź.
- Astrid! O... tutaj jesteś. - Czkawka pojawił się naprzeciwko mnie. - Nie chciałem. Przepraszam. Naprawdę nie chciałem. Jakoś tak wyszło... - Chłopak oparł się plecami o tą samą ścianę.
Widziałam, że krzywi się, czując dym papierosa, ale nie zamierzałam go zgasić.
- Co z babcią?
- Zadzwoniłem po mamę. Zabrała ją do domu.
- Dobrze.
Nie dobrze.
- Słuchaj, wiem, że ogólnie to nie przepadasz za mną, ale czy ja ci coś zrobiłem? No oprócz tej czekolady. No, ale ty od zawsze traktujesz wszystkich z góry... to znaczy nie wszystkich. Oj, no po prostu jesteś taka jakaś... zimna? Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała, ale chodzi mi o to, że właściwie moglibyśmy się chyba dogadywać. Tak mi się wydaję. No, chyba, że ja nie zasługuję na twoją uwagę, bo nie jestem nikim znaczącym... - Zamknęłam oczy.
Co ja mam mu powiedzieć? Że go unikam, bo naprawdę go kocham, tylko nie mam pojęcia, jak się za to zabrać? Że stworzyłam z siebie zimną sukę, bo miałam dość tego, że traktują mnie jak słodką dziewczynkę? Że miałam dość, jak się zawodziłam na wielu przyjaźniach i związkach? To mu miałam powiedzieć?
- Rozumiem, okej. Nie było tematu. Nie będę się narzucać i rozumiem, że nie możemy być normalnymi sąsiadami, bo ty po prostu nie obracasz się w towarzystwie osób takich jak ja. Idę. - Chłopak oderwał się od ściany i ruszył w drogę powrotną.
- Czkawka...
Przystanął, ale się nie obrócił.
Podeszłam do niego i stanęłam przed nim. Był ode mnie wyższy, a to się bardzo rzadko zdarzało, że chłopak był ode mnie wyższy, nawet gdy miałam na sobie obcasy, takie jak teraz.
- Słuchaj... Ty tego nie zrozumiesz. Nie chodzi o to, że nie jesteś inteligentny, tylko to jest bardzo ciężkie i zagmatwane. Nie możesz oczekiwać ode mnie, że nagle zaczniemy się kolegować, bo to chyba trochę nierealne. Wiem, że teraz myślisz, że mówię tak dlatego, że jestem jakąś dzianą dziunią, która się wozi i jest "fejmem" w szkole, ale to nie tak. Nie chcę o tym mówić. Nie powiem ci nic o sobie, bo chyba nie jestem na to gotowa... - Chłopak milczał.
- Jeśli ci się wydaje, że traktuję cię z góry, to przepraszam. To już chyba weszło w nawyk. W każdym razie dziękuję, że dzisiaj przyszedłeś i nie gniewam się za tą czekoladę, ale to chyba nie jest czas, żeby zawierać nowe znajomości... Możesz iść, wrócę sama. Podziękuj swojej mamie, a ja dziękuję tobie.
Brunet skinął głową i uśmiechnął się pod nosem. Nie naciskał, za co byłam mu ogromnie wdzięczna.
Uśmiechnął się jeszcze raz, odpowiedziałam mu uśmiechem i odsunęłam się na bok.
Chłopak minął mnie i poszedł. Spuściłam głowę.
- Nie wiem, o co chodzi Astrid, ale wiem, że gdy dzisiaj rano wieszałaś pranie w samej piżamie, baz makijażu i w nieułożonych włosach byłaś szczęśliwa. Teraz chyba nie jesteś. Ale to twój problem, o którym nie chcesz mówić. Rozumiem. Do poniedziałku. - Gdy podniosłam wzrok on właśnie znikał za rogiem ulicy.
Czyli mnie jednak widział.
W piżamie.
Bez makijażu.
Bez markowych ciuchów i bez wysokich obcasów.
I przyszedł.
Chyba kiedyś mu wszystko opowiem.
Jak znów będę szczęśliwa i odważna. Te dwie rzeczy, nie występują jednak razem.



czwartek, 7 maja 2015

Informacje

Hej, jestem Zuzia. Na tym blogu pełnie funkcje można powiedzieć - programisty. Zmieniam różne rzeczy, jak np. tło, kiedy coś nie działa, naprawiam to, ustawiam i w ogóle takie rzeczy. Mało ważna rola, ale jestem w tym bardziej ogarnięta niż nasza Julcia.
Więc jeśli już mnie chociaż minimalnie poznaliście, to chciałabym wam przedstawić wszystkie informację o tym co się dzieje teraz.

1. Pojawił się nowy rozdział (numer 8), kto zdążył przeczytać temu gratuluję. Niestety przypadkiem usunęła się jego połowa i nie da się jej odzyskać, więc tekst stał się niepubliczny. Kiedy znów się pojawi? Najprawdopodobniej w tedy, kiedy Julka znowu znajdzie czas i inspirację do pisania. Myślę, że możecie czekać około tygodnia. (Juluś spinamy dupke i nie popełniamy drugi raz tego samego błędu.)

2. Jula obiecywała częstsze pisanie, lecz nie pozwolił jej na to stan wszechświata. Brak laptopa (ponieważ był w naprawie) jest beznadziejny, a z telefonu nie da się pisać dłuższych prac.

3. Ludzie nie zasypiajcie i nie zapominajcie o czytaniu i komentowaniu naszego (Mogę tak powiedzieć?) bloga. Jula ma już swoje narzędzie pracy i wszystko powinno wrócić to poprzedniej normy. (Mam na myśli chociaż trzy rozdziały miesięcznie.)


Pozdrawiam i czekajcie na kolejny rozdział, bo akcja na pewno się rozkręci :)

środa, 6 maja 2015

Rozdział 8 "- W sypialni? - Zatrzepotałam rzęsami."

Hej, hej :) Odzyskałam mój komputer, w którym padła karta graficzna. Ale już jest cały i zdrowy, więc nie próżnuję. Wiem, że obiecałam wam dodawać posty w kwietniu, a dodałam jeden, za co bardzo przepraszam, ale ostatnio dużo się dzieje, a mój brat nie był aż tak łaskawy...
Za to dzisiaj macie długi tekst, trochę może wulgarny i niedelikatny, no ale jak szaleć to szaleć.
Mam nadzieję, że się spodoba, czytajcie i komentujcie. :)
                                                                           Julu

Stary opis na górze...
Tutaj nowy, świeżutki. Jak już wiecie, mój ukochany telefon stwierdził, że usunie mi pół tekstu, który napisałam jakiś tydzień temu (?) Dlaczego? Ponieważ chciałam poprawić literówkę (plisko na blisko). Tak. Myślałam, że wszystkie elektroniczne sprzęty wylecą za okno, ale musiałam się opanować, bo mój komputer dopiero co był w naprawie...
Co do informacji, to DZIĘKUJĘ ZUZI Z CAŁEGO SERDUCHA, ŻE Z WŁASNEJ WOLI OGARNIA MOJE OBOWIĄZKI.
Co do częstości wstawiania tekstów. Postaram się, żeby to były ZAWSZE DWA teksty na miesiąc. Dwa będą zawsze, ale może czasem uda mi się coś dla was skleić w prezencie :)
Będę się starać!
Dziękuję za komentarze i przepraszam, że ktoś z was będzie czytał ten zmieniony (gorszy o wiele) rozdział, ale nigdy nie umiem napisać tego samego słowo w słowo, z resztą chyba nikt tak nie umie.
Starałam się zachować wszystkie najważniejsze wydarzenia, chyba mi się udało.
Przepraszam, za błędy, ale mamy godzinę 23:30 i mój mózg już wysiada.
Nie będę ich poprawiała, bo się boję, że znów coś się zepsuje.
Koniec tego gadania.
Czytajcie, komentujcie, krytykujcie i w ogóle pokazujcie, że jeszcze tu jesteście (PROSZĘ).
Dobranoc
Julu




Jeszcze tylko dziesięć minut. Tylko dziesięć. Dam radę. Nie zasnę, dam radę. Siedem, już tylko siedem minut i koniec. I nareszcie upragniony weekend. I chwila spokoju i wytchnienia. Pięć minut...
- Widzę, że dzisiaj już nic z was nie wyciągnę. Wiem, że to ósma lekcja, piątek, a wy musicie słuchać takich nudnych wykładów na temat społeczeństwa i odnajdywania się w grupie. Wiem, że chce wam się spać. Przyznam się, że mi też... - Młody student usiadł na biurku i ziewną lekko. Opanował się zaraz i poderwał się z blatu.
- To nie znaczy jednak, że mamy się poddać naszemu zmęczeniu... Grupa. Co to właściwie jest? Czy ktoś może mi wyjaśnić? - Hans przebiegł wzrokiem po klasie.
Pieprz się.
- Astrid? Może ty. - Patrzył w moją stronę.
Pieprz się.
Oparłam głowę na ręce i leniwie ziewnęłam.
- Rozumiem, że nie. No dobrze... a może ty... Anna?
No nareszcie, dobry wybór studenciku.
Nagle rozległ się dzwonek. Uradowana poderwałam się na równe nogi, porwałam torebkę i czym prędzej czmychnęłam w kierunku drzwi. Wybiegłam z klasy i po chwili znalazłam się już w szatni. Zabrałam kurtkę i znów popędziłam po schodach do wyjścia. Miałam na dzisiaj dość tej budy. Ledwo co wyszłam za ogrodzenie, wyjęłam z torebki paczkę papierosów i wyciągnęłam jednego. Pospiesznie wsadziłam go do buzi i chwilkę się nim bawiłam, szukając zapalniczki. W końcu ją znalazłam. Odpaliłam go i zaciągnęłam się tytoniowym dymem. O tak. Zwolniłam kroku i spokojnie powlekłam się w kierunku przystanku autobusowego. Po chwili przy mnie znalazła się grupka moich znajomych.
- Wpadniesz dzisiaj do Holdera? Robi imprezę, jego starzy wybyli z chaty, więc będzie grubo. - Nawet do końca nie wiedziałam, który to Holder, ale przytaknęłam. Co miałam innego do roboty? Z babcią jest coraz lepiej...
- Dalej masz spinę z tą nową? - Zagadała jedna z dziewczyn.
- No raczej. - Dmuchnęłam jej dymem w twarz. - Na razie dałam jej spokój, ale gdy tylko wywinie coś nowego, nie będę już taka miła jak ostatnio. - Usłyszałam za sobą zadowolone pomruki. Większość ludzi przyzwyczaiła się, że jestem postrzegana jako... (nazywajmy rzeczy po imieniu) wredna suka.
Taki był plan i tak miało być. Wcale mi nie zależy, żeby widzieli we mnie słodką, norweską blondyneczkę.
Z pewnym jednak wyjątkiem...
- Okej. To do zobaczenia. Ja spadam. Imprezo nadchodzę! - Kumpel Holdera odłączył się od naszej grupki.
Przystanek był już blisko. Wyrzuciłam niedopałek i przystanęłam, czekając na autobus. Po chwili na horyzoncie pojawił się on. No i oczywiście ta jego ruda kumpela z niewyparzoną gębą. Na szczęście nie było tej Anny. Zmrużyłam oczy, żeby lepiej przyjrzeć się chłopakowi. Był wysoki, trochę wyższy ode mnie, a ja nie należałam do niskich kobiet. Ta cała Merida sięgała mu ledwo do ramion. Miał jak zwykle nieułożone włosy, ciemne jak czekolada. Lekko zgarbiony, ciągle jakby przyczajony. Tak, takiego go uwielbiałam, szkoda, że on o tym nie wiedział.
Obserwowałam ich jeszcze przez chwilę. Merida opowiadała coś żwawo gestykulując, a on słuchał ją w skupieniu. W końcu przeszli przez ulicę i podeszli bliżej mnie.
- No mówię ci, ja bym ją zaprosiła, jakbym była na twoim miejscu. - Merida minęła mnie, nie zwracając na mnie uwagi.
- Ale Meri, przecież ja nawet nie wiem, czy pójdę. To niedorzeczne. Ona ma pewnie jakiegoś chłopaka, taka dziewczyna nie jest sama, nawet przez dziesięć minut. A na pewno nie będzie chciała iść z takim jak ja, no po prostu NIE.
Mylisz się, Czkawka.
- A ja uważam. że jest najodpowiedniejszą osobą pod słońcem, jest idealna dla ciebie. I nie mów mi, że nie mam racji! Bo mam rację, tylko ty nie chcesz jej zauważyć! Mówię ci, weź rusz tyłek i zaproś ją na ten bal! Zgodzi się na sto procent. Jestem pewna.  Musisz tylko przezwyciężyć strach...
Zaczynałam ją lubić.
- I dasz radę, Anna na pewno się zgodzi.
Co? Przepraszam bardzo? CO do kurwy nędzy? Anna? No chyba sobie jaja robicie!
- Meri, przestań mnie namawiać. Poza tym właśnie jedzie mój autobus. Lecę, a ty pozdrów ode mnie Jack'a. - Chłopak przytulił dziewczynę i wskoczył do autobusu.
Ja dopiero po chwili zorientowałam się, że to również mój autobus. Weszłam tam również i przechodząc obok Czkawki potrąciłam go ramieniem. Odwrócił się w moją stronę, ale gdy tylko mnie rozpoznał, zamknął usta i przesunął się, a ja jakby nigdy nic przeszłam obok.
Wcale nie chciałam go potrącić. Nie wiem, czemu to zrobiłam. Jestem zła. Bardzo zła. Anna, znowu ona.
Widziałam, że chłopak nie jest zadowolony z tego, że musi stać przy mnie. Wyjął telefon i zaczął przeglądać sms'y, bardzo stare sms'y.
Chciałam się odezwać, coś powiedzieć, ale złość bardzo skutecznie odciągała mnie od tych pomysłów. Stałam więc naburmuszona, zła i wyglądająca znowu, jak cholerna suka. Może rzeczywiście nią byłam? 
W końcu pojawił się mój (nasz) przystanek. Gdy tylko drzwi się otworzyły, wyskoczyłam z pojazdu i znów zaczęłam szukać papierosów. Nie wiem, czy jestem już uzależniona, ale wiem, że muszę zapalić. Wygrzebałam znowu paczkę papierosów i znowu poczułam zapach tytoniu. Wszystko byłoby w porządku, gdyby Czkawka nie szedł za mną. Niestety (dla mnie jest ok) mieszkamy bardzo blisko siebie. Jesteśmy sąsiadami, a on chyba nigdy się do mnie nie odezwał.
Zajebiście.
Chłopak trzymał się ode mnie o jakieś siedem metrów i ani razu na naszej trasie nie zmniejszył tej granicy. Gdy ja ściągałam już buty w przedpokoju, on mijał właśnie moją furtkę.
No po prostu super.
 Rzuciłam kurtkę na wieszak i ruszyłam do swojego pokoju. Ściągnęłam białą, koronkową bluzeczkę, a na jej miejsce ubrałam czarny, sprany t-shirt. Nie chciałam, żeby babcia znów się denerwowała. Zostawiłam jednak spodnie z dziurami, bo niestety w mojej szafie nie było już czystych spodni. Zmyłam makijaż i dopiero wtedy zeszłam do pokoju babci.
- Dzień dobry, wróciłam. - Uchyliłam drzwi.
- Cześć Astrid, wchodź, skarbie. - Babcia jak zwykle leżała w łóżku i oglądała jakieś nowele.
- Byłaś na spacerze?
- Codziennie mnie o to pytasz. - Zaśmiała się.
- Bo to ważne, świeże powietrze ma na ciebie kojący i leczniczy wpływ. Codziennie spacerujesz przynajmniej pół godziny, rozumiesz? - Usiadłam na brzegu jej łóżka.
- Tak, wiem. Jak zwykle wyszłam z sąsiadką. Wszystko w porządku, nie musisz się tak o mnie martwić. - Koniuszki jej palców dotknęły moich policzków.
- I tak się martwię, babciu. Herbaty?
- Poproszę. - Staruszka uśmiechnęła się, a jej wypłowiałe niebieskie oczy uśmiechnęły się do mnie.
Wzięłam kubek z jej szafki i skierowałam się do kuchni. Postawiłam wodę na herbatę i zmyłam naczynia, pozostawione jeszcze przy śniadaniu.
Po chwili rozległ się dźwięk dzwonka.
- Otworzę! - Krzyknęłam i ruszyłam do przedpokoju.
Gdy otworzyłam drzwi, zobaczyłam w nich panią Haddock, mamę Czkawki.
- Dzień dobry Astrid, jest twoja babcia? - Kobieta uśmiechała się do mnie.
- Tak. Proszę niech pani wejdzie. - Uchyliłam szerzej drzwi, a kobieta wkroczyła do środka.
- Mam pewną propozycję. Nie wiem, czy już wiesz, ale nasza sąsiadka pani Deemor musiała wyjechać. Było to bardzo pilne, więc przyszła tylko do mnie. Jej mąż ciężko zachorował i pojechała go odwiedzić. Jest to bardzo ciężki przypadek i niestety szybko nie wrócą do domu, więc spacery z twoją babcią są nieaktualne.
- To bardzo niedobrze... Dziękuję, że mnie pani o tym informuje... - Zwiesiłam głowę.
- Ale nie martw się, nie przyszłam tutaj przekazywać tylko złe nowinki.  Chciałam zaproponować swoją pomoc, ja mogę zastępować panią Deemor. Jeśli oczywiście twoja babcia nie ma nic przeciwko. - Kobieta była naprawdę bardzo miła.
- Na pewno nie. Proszę niech pani siada. - Zaprowadziłam ją do kuchni. - Herbaty?
- Tak,  poproszę.
Wlałam ciepłą wodę do dwóch kubków.
- Pójdę i zawołam babcię, na pewno chce pani ją poznać. - Wróciłam do staruszki i pomogłam jej przejść do kuchni.
Usadziłam ją przy stoliku i wyjaśniłam powód wizyty naszej sąsiadki, a następnie podałam obu paniom herbatę.
- Babciu idę zrobić lekcje. Zawołajcie mnie, gdy już skończycie. - Ruszyłam do pokoju.
Usiadłam przy biurku i wyjęłam książki. Tak panna kryminalistka odrabia lekcje.
Matma poszła mi bardzo szybko, później tylko wos i już wszystko było skończone.
Wróciłam do kuchni. Kobiety rozmawiały ze sobą w najlepsze.
- Pani Haddock jest naprawdę bardzo miła, podziękuj jej Astrid ode mnie jeszcze raz. - Położyłam babcię z powrotem do łóżka, gdy sąsiadka już od nas wyszła.
- Podziękuję. Babciu muszę dzisiaj wyjść z przyjaciółkami, jedna z nich ma urodziny i chciałabym być z nimi. - Małe kłamstewko.
- Dobrze, ale kiedy wrócisz? - Spytała ściągając surowo brwi.
- Jak najszybciej, nie martw się, będę przed dwunastą, obiecuję, wezmę kluczę i naprawdę obiecuję cię nie obudzić.
Staruszka pokręciła głową.
- Nie zgadzasz się? - Mój ton był chyba nieco bardziej ostry niż powinien.
- Nie mogę ci niczego zakazać. To znaczy mogę, ale nie chcę, bo tylko na własnych błędach się nauczysz, Słoneczko. Wróć przed dwunastą jak mówisz i uważaj na siebie. Mam nadzieję, że nie będziecie wyprawiać głupot i że ograniczycie alkohol, który bardzo szkodzi zdrowiu. No i uważajcie na chłopców, na nich zawsze trzeba uważać. - Klepnęła  mnie delikatnie w policzek.
- Babciu, wiem o tym... A alkoholu nie piję, wiesz przecież.
- Myślisz, że ja nie mówiłam tego samego mojej mamie? Mówiłam, a potem dostawałam lanie, za to, że jestem taką puszczalską lafiryndą. Matka mnie nienawidziła, najchętniej by mnie wydziedziczyła, ale pracowałam już w wieku szesnastu lat w bibliotece i przynosiłam do domu jedyny, marny zarobek, więc tylko mnie biła. - Babcia uśmiechnęła się na te wspomnienia.
W pewnym sensie jesteśmy bardzo podobne, zbuntowane, ukrywające prawdę i stwarzające pozory groźnych i niedostępnych lasek, ale wiem, że babcia nie opuściłaby swojego rodzeństwa nawet dla jakiegoś gorącego Meksykanina, tak jak ja, nie opuszczam jej.
- Kocham cię. - Szepnęłam.
- Wiem, ja ciebie też. - Znów poklepała mnie po policzku. - No idź już. Zanim się przygotujesz trochę czasu minie, aż taka piękna Astrid to ty nie jesteś. - Staruszka uśmiechnęła się ze swojego żartu, a jej oczy zginęły w siateczce zmarszczek.
Również uśmiechnęłam się pod nosem.
- Zjesz jajecznicę? - spytałam.
- Nie, nie mam ochoty na jajka.
- Niestety niczego nie zdążę ci przygotować. - Musiałam się jej jakoś odwdzięczyć.
Babcie skrzywiła się, założyła ręce na krzyż i przez chwilę wyglądała jak mała, naburmuszona dziewczynka.
- Wiem, że zjesz. - Rzuciłam wychodząc z jej sypialni.
- Zjem, zjem.
Weszłam do kuchni i usmażyłam kolację. Zrobiłam również herbatę i zaniosłam ją babci, która bardzo chętnie zjadła jednak jajka.
Ruszyłam do swojego pokoju i skierowałam się do szafy.
Który to w ogóle jest Holder? - Zastanawiałam się, szukając odpowiedniego stroju.
Ja i babcia nie byłyśmy biedne, moja szafa też nie była biedna. Miałam wszystko co chciałam mieć. Rodzice pracują w Norwegii i co miesiąc przysyłają mojej babci sporą sumkę. Babcia oczywiście zostawia coś na wydatki domowe, takie jak rachunki czy zakupy, a resztę często oddaje mi. Nie narzekam na brak kasy. Czasem tęsknie za rodzicami, ale już się z tym pogodziłam. Wiem, że gdybym została w Norwegii, nie miałabym miłości, ani ich uwagi. Są bardzo zapracowani. Ale udało mi się połączyć dwie rzeczy: kasę i miłość. To może okrutnie brzmi, ale w sumie nie chciałabym, żeby było inaczej.
W końcu wygrzebałam z szafy czarną, krótką spódniczkę. Do tego postanowiłam założyć srebrny, cekinowy top. Zrobiłam makijaż, który zdecydowanie nie należał do delikatnych, usta pomalowałam fioletową szminką, a włosy związałam w wysoki kucyk. Porwałam jeszcze czarną kopertówkę, do której wcześniej wpakowałam jakieś drobiazgi i oczywiście papierosy.
Zeszłam na dół i założyłam fioletowe szpilki.
- Wychodzę! - Krzyknęłam w głąb domu i wyszłam na dwór, zanim babcia zażądała, żebym się jej pokazała.
Ruszyłam do garażu i po chwili siedziałam już w moim audi, które dostałam od rodziców na urodziny. Jak już mówiłam, czasem dobrze jest mieć bogatą rodzinę, której się prawie wcale nie widuję.
Wyjechałam za bramę i po chwili pędziłam już drogą po moje koleżanki, żeby podwieźć je również na imprezę.
Dziesięć minut później wysiadałam już z auta.
Czas zacząć zabawę.
Weszłam do domu tego całego Holdera. Na korytarzu była masa ludzi, przez którą musiałam się przecisnąć, żeby wejść do kuchni. Gdy w końcu udało mi się to zrobić, usiadłam przy barku i nalałam sobie troszeczkę whisky. Upiłam łyk bursztynowego płynu.
- Cześć Astrid! - Podbiegła do mnie moja "przyjaciółka" Emma i ucałowała mnie w policzek. - Muszę przedstawić ci Holdera! Jest boski!
Kiwnęłam głową i wróciłam do mojego drinka.
Po chwili w drzwiach kuchni pojawił się Flynn.
- Cześć Holder! - Julek i brunet przybili sobie piątki.
Wreszcie dowiedziałam się, kto to jest Holder. Brawo dla mnie!
Wracając do Julka. Chłopak był ubrany w czarne, sprane i podziurawione dżinsy. Czarny t-shirt z nazwą jego zespołu idealnie opinał mu mięśnie brzucha. Całość idealnie dopełniała koszula w czarno-czerwoną kratę i czarne conversy. Wyglądał jak typowy, garażowy gitarzysta.
Gdy tylko mnie spostrzegł ruszył w moją stronę.
- Musimy pogadać. - Rzucił krótko.
- W sypialni? - Zatrzepotałam rzęsami.
Chłopak skrzywił się tylko.
- Chodź. - Nalegał.
Odwróciłam się i dokończyłam mojego drinka.
Wstałam i ruszyłam za Julkiem w głąb pokoju, gdzie tańczyło mnóstwo ludzi.
Chłopak sprytnie przedzierał się przez tłum i wyprowadził mnie w końcu na taras.
Usiadł na schodach i wpatrywał się w niebo.
Nie poszłam w jego ślady, bo gdybym to zrobiła, moja króciutka spódniczka odsłoniłaby wszystko.
- Adtrid. my nie możemy być razem. To koniec. Nie jedziemy już dalej. - Chłopak był niezwykle poważny.
Parsknęłam śmiechem.

Julek spojrzał na mnie zdezorientowany.
- My razem? Serio? - Przewróciłam oczami, widocznie chłopak nic nie rozumiał.
- Tak, naprawdę. Moja dziewczyna o wszystkim się dowiedziała i jak możesz się domyślić wcale nie była z tego zadowolona...
- No, tak. To naprawdę poważne. - Moja wypowiedź kipiała sarkazmem.
- O co ci chodzi? - Chłopak odwrócił się w moją stronę.
Wzruszyłam ramionami.
- Powinieneś przestać traktować ją jak porcelanową lalkę. To nie jest odpowiednia osoba dla ciebie. Sex też uprawiacie z apteczką pod ręką i wybranym numerem pogotowia? - Starałam się utrzymać kamienny wyraz twarzy, ale to było tak cholernie trudne.
Julek zacisnął usta w wąską linię.
- Jesteś suką. Odczep się od nas, Astrid! I tak wiem, że naprawdę jej zazdrościsz.
- O, jaki pewny siebie. Nie, dzięki nie chciałabym być delikatnym kwiatuszkiem, dorastającym pod szklanym kloszem. - Ziewnęłam.
Chłopak wstał i zacisnął pięści.
- W każdym razie KONIEC. Nic nie było i nie będzie. Cześć. - Ruszył z powrotem do  środka.
Zostałam sama na tarasie. Chłodny, jesienny wiatr  owiewał moją nagą na ramionach skórę.
Koniec czego?
Weszłam do środka i znów podeszłam do barku. Zrobiłam sobie kolejnego drinka i usiadłam na wysokim krześle.
- Astrid! - W moją stronę biegła Emma ciągnąc za sobą jakiegoś chłopaka.
- Astrid, to Holder, najlepszy chłopak na całej imprezie i do tego mój. - Krzyknęła mi do ucha, żebym usłyszała, mimo grającej muzyki.
Trzeba przyznać, Holder był niezły. Wysoki, umięśniony brunet, z bardzo ładnymi zadbanymi dłońmi. Jedynym defektem były kręcone włosy, które przypominały mi owieczkę. Poza tym był naprawdę przystojny.
- Cześć Astrid. - Uśmiechnął się w moją stronę. - Kochanie, przyniosłabyś mi koszulę z samochodu, proszę. - Wyszczerzył się do Emmy, a ta jak na skrzydłach poleciała po jego ubranie.
Spojrzałam na niego sceptycznie.
- Chcesz się zabawić z kimś lepszym od Flynn'a? Jeśli tak, to chodź ze mną. - Podobała mi się jego pewność siebie.
Opróżniłam duszkiem szklankę i wstałam. Nie wiedziałam dokąd prowadzi mnie Holder, ale w sumie było chyba troszkę zabawnie.
Weszliśmy na piętro. po szerokich, drewnianych schodach.
Chłopak wprowadziła mnie do jednego z pokoi.
Sypialnia.
Nad małżeńskim łóżkiem wisiało olbrzymie zdjęcie pary młodej. Sypialnia rodziców, super.
- To, co zaczynamy? - To było raczej stwierdzenie, niż pytanie.
Stwierdziłam, że facetowi już kompletnie odwaliło.
- Raczej nie. Nie mam ochoty. - Zadarłam podbródek i usiadłam na łóżku.
- O Boże Astrid, dajesz dupy wszystkim. Co ci szkodzi? - Głos Holdera przerodził się w błagalny pisk.
- Po pierwsze: Nie mam ochoty, po drugie: to kosztuje, a po trzecie: nie umówiłeś się. Bez kolejki nie przyjmuję. - Naprawdę dobrze się bawiłam.
- To kiedy masz pierwszy wolny termin? - Znów ten błagalny jęk.
- Dla ciebie, za rok, w porywach do dwóch. Sorki Holder. - Wstałam z łóżka i ruszyłam do drzwi.
Zanim jednak zdążyłam je otworzyć, chłopak już był przy mnie. Odwrócił mnie jednym, silnym szarpnięciem i przycisnął mnie do drzwi. Potem zaczął nachalnie całować. Ohyda.
Nie zastanawiając się dużej ugryzłam go w wargę.
Brunet odskoczył i złapał się za wargę.
- Ty mała szmato! - Wrzasnął, wycierając krew w spodnie.
- Jesteś nachalny.
- Jestem napalony i wiem, że ty też.
- Jesteś pijany i jesteś idiotą.
- Proszę, jeden raz. Chcę cię przelecieć. Jeden, jedyny raz. - Znów wstał i podbiegł do mnie.
Jego ręce już chciały zawędrować pod mój top, ale moja dłoń znalazła się tym razem na jego policzku.
Znów odskoczył.
- Kurwa!
Miałam go dość. Chłopak był ostro pijany.
- Zapłacisz mi za to! Wezmę wszystko, co chcę! - Tym razem chwycił mnie za ręce i pchnął na łóżko.
Upadłam na miękką pościel i chyba trochę zaczęłam panikować, gdy jego ręka jeździła sobie tam i z powrotem po moim udzie.
Idiota.
Znów go uderzyłam. Wstałam, poprawiłam spódniczkę i ruszyła do drzwi.
- Astrid... proszę. Błagam. - Znów postradał zmysły.
- Nie. - W tym momencie do sypialni weszła Emma.
- Misiaczku. mam tę koszulę... Astrid?
- Cześć, twój chłopak to cwel. Jeśli chciałeś mnie przelecieć mogłeś wysłać ją do monopolowego, który jest pięć kilometrów stąd. Emma nigdy nie jeździ po pijanemu, a dla ciebie poszła by pieszo. Pięć minut nie nazywam seksem. - Rzuciłam przyjaciółce przepraszające spojrzenie i wyszłam z sypialni.
Po krzykach, jakie słyszałam mogłam wywnioskować, że Holder obudzi się jutro bez jaj, albo w ogóle się nie obudzi.
Przy Emmie byłoby to bardzo prawdopodobne.
Miałam dość tej imprezy.
Najpierw ten cholerny Julek, a potem idiota Holder.
Wyszłam z domu i ruszyłam na drugą stronę ulicy, do mojego auta.
Wsiadłam za kierownicę i starałam sobie przypomnieć ile wypiłam i czy mogę jechać.
Nie mogę, ale co robię? Jadę.
Nieodpowiedzialnie, wiem.
Na szczęście na drodze było spokojniej niż przez ostatnie kilka godzin.
Przyjechałam pod dom, zaparkowałam samochód i weszłam do środka.
Poszłam do łazienki, zmyłam makijaż, ubrałam piżamę i  skoczyłam do łóżka. Włączyłam sobie jakąś komedię romantyczną, ale gdy tylko na laptopie wyświetlił się tytuł, zasnęłam.
Na szczęście nie śnił mi się żaden pierdolony Holder i Julek. Śnił mi się ktoś, kto ma okno od swojego pokoju naprzeciwko mojego. Ktoś, kto nigdy nie był na imprezie, ktoś, kto nigdy nie zwracał na mnie uwagi.