Hej, hej, helloł :)
Spóźnione życzenia świąteczne: Dużo zdrowia, chęci do pracy, miłości i radości z najmniejszych drobnostek, jakie spotykają was w życiu.
Wracając do rzeczy technicznych...
UWAGA UWAGA
Dowiedziałam się (po chyba 2 miesiącach), że w moim laptopie nie działa karta graficzna. Nie wiem, kiedy dostanę mój sprzęt z powrotem. Teraz korzystam z łaskawości mojego brata, a z tym bywa różnie. W każdym razie postaram się napisać jeszcze kilka rozdziałów i sukcesywnie wstawiać je przez kwiecień. Mam nadzieję, że się uda.
Tutaj macie kolejny rozdzialik. Przyznam się, że Anka nie miała wybaczyć Kristoffowi, no ale jakoś tak wyszło... Piszcie, czy wolelibyście inne zakończenie tego małego starcia.
Trzymajcie się ciepło, komentujcie i naprawdę bardzo was przepraszam, że prawie przez miesiąc mnie tutaj nie było. Chcę się zmienić, dla was!
Okej, nie zanudzam więcej, jeszcze raz wszystkiego dobrego !
wasza Julu
Weszłam do mieszkania za Elsą. Jak zwykle panował tutaj bałagan, chyba się już przyzwyczaiłam. Siostra zdjęła kurtkę i rzuciła ją na wieszak, jednak przez chwilkę stała w zupełnej ciszy i nasłuchiwała.
- Wróciłam! - Krzyknęła bardzo głośno i pociągnęła mnie za rękę do kuchni.
- Od kiedy tu mieszkasz? - spytałam, gdy tylko zauważyłam kartony stojące przy ścianie. Wszystkie były podpisane imieniem blondynki.
- Yhm? - Mruknęła, wyciągając przy tym kubki i robiąc wiele zbędnego hałasu.
Ogólnie zachowywała się bardzo głośno. O co chodziło? Dziewczyna włączyła radio.
- Kakaa? - Udało mi się wyczytać z ruchu jej warg, bo muzyka skutecznie zagłuszała jej słowa. Skinęłam głową na TAK.
Dziewczyna wyjęła mleko z lodówki, podgrzała je w mikrofali i wrzuciła do kubka trzy łyżeczki czekoladowego proszku. Zamieszała napój, schowała mleko do lodówki, a wyjęła z niej bitą śmietanę i udekorowała nią kakao. Jejku, jak ja ją kocham. Zamoczyłam usta w czekoladowym płynie i jęknęłam zadowolona. Mniam, uwielbiałam kakao, szczególnie w taką ulewę, jaka rozpętała się za oknem.
- Jest pyszne... - Nagle do kuchni wpadł Kristoff, miał na sobie tylko czarne slipy. Mimowolnie spuściłam wzrok, wbijając go w podłogę.
Chłopak wyłączył radio i wyczekująco wpatrywał się w moją siostrę. Był jakiś inny... Miał rozczochrane włosy, jak po długiej drzemce, ale jego twarz była raczej rozogniona niż senna czy zaspana. Na pewno nie spał. Nie wyglądał, jakby spał...
Kriss wyszedł z kuchni bez słowa. Cała ta niema rozmowa, która toczyła się w moim towarzystwie była tak dziwna, że do końca nie wiedziałam o co chodzi.
Elsa usiadła przy mnie i upiła łyk swojego kakaa. Uśmiechnęła się do mnie, więc odpowiedziałam jej tym samym.
- Co u rodziców? - Spytała.
- Dobrze, mama znalazła pracę w przedszkolu...
- Naprawdę? To wspaniale. Dobrze, że coś robi, a nie załamała się doszczętnie. Dobrze zrobiłaś, że poszłaś do szkoły, to im pomogło. A co z tatą?
- Dobrze, wspiera mnie i jest naprawdę wspaniały. Wrócił do majsterkowania. Ma kilka drobnych zamówień na jakieś stołki dla sąsiadów. Wczoraj pomagałam mu założyć stronę internetową... Dają sobie radę.
Elsa westchnęła.
- Brakuje ci ich? Widzę. Czemu jesteś taka uparta? Czemu do nas nie wrócisz? - Dotknęłam jej dłoni.
Odwróciła wzrok i nic nie odpowiedziała. Po chwili usłyszałyśmy głosy, dochodzące z salonu.
- Idź!
- Ale dlaczego? Było przecież tak wspaniale...
- Było, proszę idź.
- Kriss... co cię napadło? - Wysoki głos damski przepełniony był rozczarowanie.
- Wyjdź.
Elsa szybko wstała i znów włączyła radio. Czemu chciała coś przede mną ukryć? Spojrzałam na nią, chcąc, żeby mi wyjaśniła, ale ona odwróciła wzrok, kompletnie mnie ignorując. Zanim pomyślałam, już byłam przy drzwiach i otwierałam je. Moim oczom ukazała się śliczna scenka rodzajowa, gdzie jakaś kształtna i dość niechlujnie ubrana blondynka całowała namiętnie Kristoffa, a on stał niedbale i wydawało się, że zupełnie go to nie obchodzi. Dziewczyna z każdą chwilą, która dłużyła się niemiłosiernie pojękiwała coraz głośniej, a jej palce coraz szybciej znikały pod koszulką chłopaka.
W końcu zdali sobie sprawę, że są obserwowani. Kriss odsunął od siebie dziewczynę, podał jej płaszcz i delikatnie, lecz stanowczo wypchnął ją z mieszkania. Blondynka spoglądała to na niego, to na mnie chcąc się zorientować, o co tu chodzi. Zupełnie jak ja. W końcu chłopak zamknął za nią drzwi, odwrócił się i zatrzymał wzrok na mojej twarzy. Chciałam się obrócić, wrócić do kuchni i udawać, że nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia, ale chyba było to nie możliwe. Kristoff wpatrywał się we mnie obojętnie z nutką złości widoczną w jego oczach. Poczułam uścisk na swoim ramieniu. Siostra wciągnęła mnie do kuchni, posadziła za stołem, podała kakao i wyszła z pomieszczenia. Zmieszana wpatrywałam się w podłogę pokrytą dużymi, szarymi kafelkami.
Po co ja tam weszłam?
Kuchnia była dość duża, miała tylko dwa szerokie okna na jednej ze ścian, wprost na przeciwko drzwi.
Kim była ta dziewczyna?
Przy ścianie sąsiadującej ze ścianą z oknami stał stolik, przy którym siedziałam. Był z jasnego drewna, ale miał metalowe nogi. Każde krzesło było inne, jakby każdy domownik przywlókł po jednym krześle ze swojego poprzedniego domu. Jednak wszystko do siebie pasowało.
Dlaczego on był na mnie zły?
Na przeciwko stolika, przy ostatniej już ścianie stały metalowe, szare szafki z drewnianymi blatami. Była tam jeszcze nieduża lodówka w kolorze miętowym z mnóstwem magnesów na drzwiach. Między dwiema szafkami stała kuchenka z piekarnikiem. Ciekawe, kto ostatni tam gotował.
Znów sięgnęłam po kakao. Nie zorientowałam się, że wypiłam już wszystko. Podeszłam do blatów i wsadziłam kubek do zlewu. Oparłam się plecami o lodówkę.
O co chodziło?
I czemu teraz jest mi jeszcze gorzej, niż wcześniej?
W końcu drzwi kuchni uchyliły się i wkroczył do niej Julek. Rzucił swój czarny, zniszczony plecak na stół i podszedł do ekspresu.
- Cześć, co tu robisz? - Spytał obojętnie, sypiąc kawę do odpowiedniego zbiorniczka.
Dopiero teraz spostrzegłam, że tu jest.
- Nic, właściwie nie powinno mnie tu być. Chyba się będę zbierać... - Odsunęłam się od lodówki.
- Jest Elsa? - Brunet mieszał kawę.
- Tak. Jest, ale nie wiem gdzie.
- Pewnie u siebie. Czy coś się stało? - Spojrzał na mnie sceptycznie, jak ojciec, który ocenia, czy jego dziecko nie symuluje czasem choroby, żeby nie iść do szkoły.
- Nie, wszystko w porządku. - Uśmiechnęłam się, żeby moje słowa stały się jeszcze bardziej wiarygodne.
No bo, przecież nie powiem mu, że chyba jestem zazdrosna... Nie jestem zazdrosna. Dlaczego w ogóle tak myślę?
- Wszystko okej. - Powtórzyłam jeszcze raz, chcąc przekonać chyba bardziej siebie, niż Julka.
- To git. - Podniósł plecak i wyszedł z kuchni, a ja znów zostałam sama i za bardzo nie wiedziałam, co mam z sobą uczynić.
Nie chciałam wychodzić z kuchni. Musiałabym wejść do salonu, gdzie pewnie siedzą jacyś ludzie. Śmieszne, nawet do końca nie wiedziałam ile ich tam może siedzieć. Zastanawiałam się, po co ja właściwie tutaj przyszłam. Przecież chyba większość (oprócz Elsy) tutaj za mną nie przepadała.
Znudzona i kompletnie zdezorientowana z przyzwyczajenia stanęłam przy zlewie i zabrałam się za mycie naczyń. Woda i detergenty to bardzo dobre połączenie. Jeden talerz, kubek, sztućce i w końcu obok mnie pojawiła się spora kupka umytych już naczyń. Gdy już prawie skończyłam, do kuchni wmaszerował Kristoff, a za nim Elsa.
Odwróciłam się w ich stronę trzymając w ręku mokry talerz i szmatkę. Chłopak wbił wzrok w ziemię.
Blondynka dała mu kuksańca w żebra.
- Zostawiam was. Muszę jechać na uczelnię. Kriss cię odwiezie, Aniu. - Uśmiechnęła się do mnie, a ja walczyłam ze sobą, żeby nie wrzasnąć. Wbiłam w nią błagalne spojrzenie, ale ona tylko pokiwała głową i wyszła. Cholera, super.
- Woda. - Usłyszałam głos chłopaka.
- Co woda? - Nie rozumiałam (znowu).
- Kapie na podłogę. - Blondyn wyjął z mojej ręki ścierkę i talerz. Powycierał naczynie i odstawił je na czystką kupką, po czym schylił się tuż przede mną i zaczął wycierać podłogę. Nie wiedziałam, jak mam się zachować. Miałam mu pomoc? Zanim jednak podjęłam jakąkolwiek decyzję, Kriss już skończył, wstał i spojrzał na mnie.
Chciałam się cofnąć, ale za moimi plecami znalazła się szafka. Westchnęłam i oparłam się o nią.
- Dzięki za naczynia, dzisiaj była moja kolej, ale skoro ty to zrobiłaś... no cóż. Moje szczęście. - Błysnął zębami w cwanym uśmieszku.
Chciałam mu coś odpowiedzieć, sprawić, żeby przestał być takim macho.
- Taaa, jedna laska zmyje za ciebie naczynia, a druga zaspokoi inne potrzeby... - Przewróciłam oczami.
- To chyba nie twoja sprawa...
- Nie chcę, żeby to była moja sprawa. Możesz robić co chcesz, jesteś dorosły i sam odpowiadasz za swoje czyny. - Podniosłam głowę i wytrzymywałam jego spojrzenie.
- Cieszę się, że to rozumiesz. - Wycedził przez zęby i odłożył szmatkę na blat.
Potem zabrał się za posprzątanie naczyń. Nie zamierzałam mu pomagać, nawet za bardzo nie umiałam. Nie wiedziałam, gdzie schować duże talerze obiadowe, a gdzie małe, śniadaniowe.
W końcu Kriss skończył.
- Chcesz już wracać do domu?
- Chyba się przejdę. Kończę lekcje dopiero za pół godziny, więc dotrę do domu, w samą porę, tak, jakbym wracała ze szkoły...
- Jak chcesz, ale Elsa prosiła mnie, żebym cię odwiózł.
- Ale ty nie chcesz, więc nie fatyguj się. Poradzę sobie sama. - Znów zadarłam głowę do góry.
- Okej. Droga wolna. - Wskazał głową na drzwi.
Zdenerwowana ruszyłam w stronę wieszaka, porwałam swoją kurtkę i założyłam ją na siebie.
Kristoff pojawił się obok mnie i wyglądnął przez okno.
- Pada... - Rzucił obojętnie.
- Trudno. - Nie dam mu wygrać, niech odwozi swoje dziunie, ale nie mnie.
- Naprawdę będziesz szła w takim deszczu? - Udawał zdziwionego.
- Nie mów mi, że cię to obchodzi. Masz to w głębokim poważaniu i gdyby nie Elsa nawet byś ze mną nie rozmawiał, więc nie musisz się wysilać. Poradzę sobie, nie mam już siedmiu lat. - Zaczynał mnie wkurzać.
Chłopak parsknął śmiechem.
Byłam kompletnie zbita z tropu. Ostatnio zauważyłam, że gdy przebywam w jego otoczeniu, to najczęściej nie wiem co się dzieje.
- Co cię tak bawi? - Uniosłam brew.
- Nie nic. Idź już. - Kącik jego ust ciągle drgał.
Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z mieszkania. Niech nie myśli, że tylko blefowałam. Nie potrzebuję go.
Zeszłam po schodach i w końcu znalazłam się na świeżym powietrzu. Pogoda rzeczywiście nie była najpiękniejsza. Wiał mocny wiatry, więc zarzuciłam kaptur na głowę i brnęłam dalej w fali deszczu, aż do domu.
- Anka!
Udałam, że niczego nie słyszę.
- Anna!
Dobrze wiedziałam, że to Kristoff.
Po chwili poczułam jego rękę na moim ramieniu. Chłopak obrócił mnie w swoją stronę.
- Zawiozę cię. - Jego oczy błyszczały znowu w inny sposób
- Wal się. - Chciałam odpowiedzieć trochę ostrzej, ale w sumie nie chciałam, żeby miał satysfakcję, że mnie zdenerwował.
- Kurde, Elsa mnie zabije, jak się dowie, że cię wypuściłem w taką ulewę.
- Nie będę po tobie płakać.
- Kłamiesz. - Znów jego cwaniacki uśmiech.
Odsunęłam się o krok.
- Jesteś najbardziej denerwującym chłopakiem jakiego znam. Zmieniasz się, z każdą sekundą i naprawdę nie wiem, czego mam się po tobie spodziewać. Czasem się tego boję, ale dzisiaj mam cię dość. I nie udawaj, że ci zależy i robisz to z dobrej woli. - Westchnęłam i ruszyłam znowu w stronę domu.
Nie uszłam jednak nawet pięciu kroków, gdy Kristoff pojawił się przede mną, chwycił mnie w pasie, uniósł i przerzucił sobie przez ramię
Byłam tak zdezorientowana, że prawie mnie sparaliżowało. Szybko jednak odzyskałam fason i zaczęłam go tłuc po plecach.
- Puść mnie!
Nie reagował.
- Do cholery jasnej, Kristoff! - Uderzyłam go po łopatkach i usłyszałam lekkie syknięcie, które wywołało uśmiech na mojej twarzy.
Chłopak zawlókł mnie z powrotem prawie pod same drzwi ich kamienicy. Przystanął, otworzył drzwi samochodu, postawił mnie na ziemi, a potem wepchnął na siedzenie. Zamknął drzwi, wskoczył prędko na swoje siedzenie i zablokował zamek, żebym nie mogła się wydostać.
- Wypuść mnie! - Byłam już tak zdenerwowana, że najchętniej przywaliłabym mu w ten jego krzywy nos.
- Nie. Jedziemy do domu. - Nie zapalił jednak silnika, cały czas się ze mną droczył.
Znów widziałam drgający kącik jego ust.
- Nie, masz mnie wysadzić! Mam dość! Nie chcę spędzić ani jednej minuty więcej z tobą! - Wrzeszczałam.
Chłopak znów parsknął śmiechem, a ja nie wytrzymałam i wymierzyłam mu policzek.
Kriss złapał się za piekące miejsce i skulił się.
Cholera.
- Jezu, przepraszam, nic ci nie jest? - Pochyliłam się nad chłopakiem, opierając dłonie o jego fotel. - Kriss, przepraszam. - Próbowałam spojrzeć mu w oczy.
Nagle chłopak podniósł się, chwycił mnie, wsuwając swoją dłoń pod moje plecy. Teraz jego głowa była nade mną, a je leżałam na jego ręce.
- Nie robię tego, bo ktoś mi każe. Robię to, żebyś nie zmokła i nie przeziębiła się i żebyś następnym razem, jak cię wkurwię uderzyła mnie równie mocno jak teraz. - Jego twarz była dziwnie blisko mojej. Miałam nieodpartą ochotę zamknąć oczy, ale na razie musiałam skupić się na ponownym uruchomieniu mojego układu oddechowego. Blondyn wypuścił mnie z uścisku, a ja pośpiesznie wróciłam na swoje miejsce.
- Przepraszam. - Zapalił silnik.
- Ja też.
Spojrzał na mnie i jego kąciki znów poszły do góry.
- Jesteś urocza, jak się wnerwiasz.
Przewróciłam oczami.
- Zaraz znów dostaniesz po twarzy. Jedź i już nic nie mów. Zamilcz, proszę. - Zamknęłam oczy.
Chłopak, o dziwo spełnił moją prośbę.