Tutaj macie króciutki rozdział, bo pewnie zastanawiacie się, czemu Roszpunka płakała. Cała sytuacja wyjaśni się tutaj. Komentujcie :)
Julu
Leżałam na łóżku i cicho łkałam w poduszkę. Łzy towarzyszyły mi już od ponad godziny i na razie nie chciały opuścić moich policzków. Cholerny telefon. Przewróciłam poduszkę na drugą stronę, bo była już cała mokra od słonych kropli.
W głowie cały czas siedział on, a ta straszliwa scena powtarzała się od kilkunastu minut. Taki niekończący się horror. Ukryłam twarz w pościeli i głośniej zawyłam. Mama na szczęście wyszła na nocną zmianę, a tata był w podróży służbowej. Przynajmniej nie będą widzieć kolejnej porażki swojej córki.
Zawinęłam się szczelniej kocykiem i otarłam policzki. Niewiele to dało, ale przynajmniej przez chwilkę coś widziałam. Zegarek na szafce wskazywał 22:37, a jutro oczywiście idę do szkoły.
"Jak on mógł mi to zrobić? Jak? Miał być inny, zapewniał, że się zmienił. Jasne"
Znów zaniosłam się płaczem. Po chwili usłyszałam ciche stuknięcie. Przestraszona skuliłam się jeszcze bardziej i na chwilkę zamilkłam. Później pukanie stało się coraz bardziej natarczywe i dochodziło od strony okna.
"Może to Ania"
W tym momencie odezwał się mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i już wiedziałam kto to.
- Wynoś się! - Krzyknęłam i rzuciłam poduszką w okno.
Oczywiście niewiele to dało, bo on nadal stukał w szybę.
Zdenerwowana podeszłam do okna, odgarnęłam zasłonę i uchyliłam okno.
- Ross... Wpuść mnie, musimy porozmawiać.
- Nie mamy o czym. Chcesz się pochwalić swoimi wyczynami na imprezie? Chcesz mi opisać, jak to "lizałeś" się z Astrid? Oszczędź sobie. - Wysyczałam wściekła i nie obchodziło mnie to jak teraz wyglądam.
Miał mnie widzieć i zobaczyć co mi zrobił.
- Ross to wcale nie tak! Przecież wiesz, że jesteś tylko ty. Zawsze byłaś. - Musiał zadzierać głowę, chociaż był wysoki.
- Chciałabym ci wierzyć Julek, ale się boję. Postawiłam wszystko na ciebie, a teraz czuję się, jakbym połowę z tego przegrała. Nie potrafię ci zaufać. - Zamknęłam okno i zasunęłam firankę.
Odwróciłam się i wyszłam z pokoju.
Zamknęłam się w łazience i osunęłam się na podłogę.
" Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, przecież Julek to Julek. Kocha mnie"
Ukryłam twarz w dłoniach i znów zaczęłam płakać, ale po chwili zasnęłam.
Pamiętajcie, żeby nigdy nie kłaść się w łazience. Kafelki są naprawdę niewygodne, a do tego jeszcze lodowate.
_______________________________________________________________________
Zdenerwowany mijałem właśnie dobrze znaną mi ulicę. Po drodze wypaliłem całą paczkę papierosów, więc mój humor dodatkowo się pogorszył. Na szczęście to już niedaleko. Skręciłem w boczną uliczkę, która wiodła przez park, na skróty. Zaczął padać deszcz, ale nie zwróciłem na to uwagi. W końcu doszedłem to celu. Wpisałem kod i wszedłem do środka. Od razu skierowałem się na pierwsze piętro i zapukałem do drzwi przyjaciela.
"Otwórz!"
Usłyszałem szczęk zamka i przed moimi oczami ukazał się pół nagi Kristoff.
- Cześć stary. - Wpuścił mnie do środka.
Wparowałem do mieszkania i od razu skierowałem się do salonu.
- Masz coś mocnego? - Chłopak otworzył szeroko oczy.
- Wódkę, chodzi mi o wódkę! - Krzyknąłem.
- Wyluzuj. - Zniknął za drzwiami, a potem wrócił z drinkiem.
Wypiłem wszystko jednym duszkiem, nawet się nie krzywiąc.
Kristoff patrzył na mnie zaciekawiony.
- Mogę cię prosić o przysługę? - Spytałem.
- Zależy co chcesz Julek, żadnych płatnych zabójstw. - Wyszczerzył się w uśmiechu.
- Musisz odciągnąć ode mnie taką jedną małą zdzirę. Astrid...
- No jasne, mogłem się domyślić. - Spochmurniał.
- Co?
- Roszpunka wszystko mi powiedziała. Zachowałeś się jak dupek. Serio. Dziewczyna ma do ciebie zaufanie, wypuszcza cię na imprezy, łamie wiele zasad, żeby się z tobą spotykać, a ty się liżesz po kątach z jakimiś dziwkami. Nawaliłeś. Serio. I ci nie pomogę. - Zacisnął usta w wąską linię.
- Skąd masz jej numer?
- Nie pamiętasz? Kiedyś dokładnie to samo kazałeś mi zrobić z Ross. Dałeś mi nawet jej numer telefonu, żebym dobrze wykonał robotę. - Skrzyżował ręce na piersi.
"Naprawdę kiedyś chciałem pozbyć się Ross z mojego życia? Przecież ja ją kocham"
- Kriss... Proszę. To ostatnia rzecz o jaką cię proszę. Naprawdę. Kocham Ross. Wiesz o tym. To ona pomogła mi wyjść z nałogu, nauczyła żyć od nowa. Nie mogę jej stracić przez jakieś cholerne głupstwo. - Spuściłem głowę.
Przez chwilę panowała przytłaczająca cisza.
- Naprawdę się nie całowałeś z Astrid?
Zacisnąłem powieki. Chciałem powiedzieć, że nie, ale nie mogłem.
- Raz, ale to ona się do mnie przykleiła. Nic więcej nie było. Wyszedłem zaraz potem. Byłem pijany. Nie chciałem... - Obraz stał się lekko rozmazany.
- Rozmawiałeś z Ross?
- Tak.
- Co mówiła?
- Że nie potrafi mi zaufać. - Policzki stały się mokre.
- Stary, naprawdę chcę ci pomóc, ale uważam, że powinieneś odbudować jej zaufanie sam. Mogę usunąć laskę, ale będziesz ją okłamywał. Powinieneś przyznać się do wszystkiego i przysiąc jej, że to już się nigdy nie powtórzy. No i musisz się tego trzymać. Ona jest aniołem, zrozumie. - Kriss poklepał mnie po łopatkach.
Westchnąłem.
- Nie dam rady. - Skrzywiłem się.
- Dasz. Jestem tego pewny i przestań się mazać. - Klepną mnie w policzek i wyszedł z salonu.
Wytarłem twarz rękawem. Dam radę.
Przyjaciel rzucił we mnie poduszkami i kołdrą. Uwielbiałem u niego nocować. Kristoffer był naprawdę dobrym kucharzem. Rozłożyłem kanapę i ułożyłem się na niej wygodnie. Sięgnąłem po telefon i napisałem jej, że ją kocham.
Później zasnąłem.
▼
niedziela, 18 stycznia 2015
czwartek, 15 stycznia 2015
Rozdział 1 "Tajemnice zawsze czekają, żeby wyjść i użreć nas w najmniej oczekiwanym momencie"
No cześć, zamieszczam wam pierwszy rozdział tej świeżutko upieczonej historii. Mam nadzieję, że wam się spodoba i nie zjedziecie mnie na samym początku... Czytajcie, komentujcie i dawajcie znaki życia :)
Julu
- Roszpunka! - Usłyszałam wołanie matki. Siedziałam na łóżku i przeglądałam program wystawy znanego artysty.
- Roszpunko!
- Już! - Odkrzyknęłam jej zaznaczając kółkiem ciekawiące mnie obrazy i godziny pokazów.
- Roszpunka!
- Idę! - Wsunęłam ulotkę do mojego notatnika i wybiegłam z pokoju.
Wpadłam do kuchni, potrącając przy tym mojego psa, przeprosiłam go i dopiero wtedy zobaczyłam Annę. Siedziała przy stole i zajadała się ciastkami.
- Ross! - Krzyknęła na mój widok i rzuciła mi się na szyję. Mocno ją przytuliłam.
- Ale co ty tu robisz? - Spojrzałam na nią zdziwiona.
Spuściła głowę.
- Mamo idziemy do mojego pokoju. - Wiedziałam, że Anna nie chce rozmawiać przy mojej matce.
Pociągnęłam ją do mojego pokoju. Usiadłam na łóżku, a ona zajęła miejsce obok mnie.
Ponagliłam ją spojrzeniem.
- Chciałam cię odwiedzić. Strasznie dawno się nie widziałyśmy...
- Dokładnie 6 miesięcy 2 tygodnie i 4 dni. - Sprostowałam.
- No właśnie... Wiesz, że Elsa już z nami nie mieszka?
- Naprawdę?! - Byłam bardzo zaskoczona. Tyle się zmieniło.
- A ja poszłam do szkoły...- To już kompletnie odjęło mi mowę.
Gapiłam się na rudowłosą kuzynkę, jakby co najmniej miała rogi na głowie.
Anna spojrzała na mnie, a potem zaczęła się śmiać. Ja oczywiście poszłam w jej ślady.
Następną godzinę spędziłyśmy na miłej pogawędce o naszym aktualnym życiu, nowinkach i ploteczkach.
- Gdzie ona jest? - Nagle ciszę zakłócił głos mojej ciotki.
Anna zbladła natychmiast i upuściła kubek z herbatą.
- Nie może mnie tu zobaczyć. Udusi mnie. - Dziewczyna była nieźle przerażona.
Co robić? Ciotka rzeczywiście musiała być bardzo zdenerwowana, że zdecydowała się pofatygować do naszego skromnego domu.
- Okno! - Wykrzyknęłam nagle i wypchnęłam kuzynkę przez parapet.
Ania skoczyła i wylądowała na trawie jakiś metr pode mną. Zrzuciłam jej jeszcze torebkę i kurtkę.
- Zasuwaj do domu, będę cię kryła. Pozdrów Elsę i musimy się kiedyś spotkać w trójkę! Trzymaj się Mała! - Zamknęłam okno w chwili, gdy do pokoju weszła moja matka.
- Gdzie jest Anna? - Uniosła brew.
- Wyszła jakieś dwadzieścia minut temu. Na pewno jest już w domu. - Rzuciłam małe kłamstewko.
Następie do pokoju wpadła kopia mojej matki czyli moja ciotka.
- Gdzie jest Anna?! - Tak samo uniosła brew.
- Ciociu, miło cię widzieć. Ani już nie ma. Tak właściwie to ja ją zaprosiłam. Dawno się nie widziałyśmy i pomyślałam, że zanim zacznie rok szkolny może do mnie wpaść...
- Poszła do domu? - Ciotka świdrowała mnie spojrzeniem.
- Tak. Już wyszła. Naprawdę była tu tylko chwilkę i to był mój pomysł. - Wbiłam spojrzenie w moje skarpetki i dopiero teraz zauważyłam, że mam dwie różne.
Spojrzałam na ciocię i uśmiechnęłam się promiennie, ale ona tylko przewróciła oczami, pożegnała się z moją mamą i wyszła.
Gdy tylko zniknęła za drzwiami wejściowymi odetchnęłam z ulgą. Teraz czekała mnie jeszcze konfrontacja z matką.
Stała z założonymi rękami obierając się o framugę drzwi i kręciła głową.
- No co? - Spojrzałam na nią z wyrzutem. - Powinnaś sama coś zrobić. Anka ma już 17 lat. Da sobie radę.
- Nie mieszaj się w to Roszpunko.
- To wy jesteście pokłócone, a ja mam chyba prawo widzieć się z moimi kuzynkami? - Wykrzyknęłam.
- Roszpunko, sama dobrze wiesz, jak jest. Aż się dziwię, że stałyśmy razem w jednym pokoju i się nie pozabijałyśmy. Dopóki twoja ciotka mnie nie przeprosi, nie będziemy utrzymywać z nią kontaktów...
- Ty nie będziesz! Ja będę traktować ich jak rodzinę! I nie nazywaj mnie Roszpunką! - Krzyknęłam i potrącając matkę ramieniem uciekłam do swojego pokoju.
Zamknęłam drzwi i osunęłam się po nich plecami. Usiadłam na drewnianych panelach i rozglądnęłam się dookoła.
Mój pokój zupełnie mnie oddawał. Było to najlepsze miejsce na Ziemi. Ściany były liliowe i ozdobione moimi rysunkami. Meble były zrobione z drewna wiśniowego. Najlepsze było ogromne łóżko z masą kolorowych poduszek i wygodną pościelą w kwiaty. Uroku dodawały ręcznie robione lampiony, które świeciły przez cały rok. Można powiedzieć, że to po prostu zwykły pokój nastolatki, ale dla mnie był on najlepszy.
Zdenerwowana usiadłam na łóżku i wróciłam do mojego planu wystawy.
Gdy właśnie miałam zabrać się za czytanie artykułu o jednej z galerii zadzwonił mój telefon. Jak zwykle nie miałam pojęcia, gdzie on jest. Przewróciłam chyba każdą poduszkę i w końcu znalazłam go na komodzie. Artystyczny nieład też od zawsze mi towarzyszył.
- Cześć! - Przyłożyłam słuchawkę do ucha, a po usłyszeniu informacji równie szybko ją upuściłam.
Spojrzałam na ramkę stojącą na komodzie i na zdjęcie w niej. Z łzami podeszłam do komody i jednym ruchem zrzuciłam ramkę. Przez krótką chwilę towarzyszył mi dźwięk tłuczonego szkła, a potem zapadła cisza. Jednak nie na długo, bo prze następne pół godziny powietrze było wypełnione moim szlochaniem. Cichym i przytłaczającym szlochaniem.
_______________________________________________________________________
Dotarłam do domu, krótko przed 18. Niestety wejście oknem odpadło, bo przecież nie wdrapię się na pierwsze piętro. Stałam więc przed drzwiami i nerwowo grzebałam w torebce w poszukiwaniu kluczy.
- Muszą gdzieś tu być... - Mamrotałam do siebie.
W momencie, gdy w końcu wyjęłam kluczę drzwi się otworzyły i stała w nich matka.
- Cześć Mamuś. - Rzuciłam jej najsłodszy uśmiech na jaki w tej chwili mogłam się zdobyć. - To skoro już ki otworzyłaś drzwi, to może ja wejdę? - Jej brązowe tęczówki świdrowały mnie dotkliwie.
- Mario! Zostaw ją w spokoju. - W drzwiach pojawił się ojciec i wprowadził mnie do środka.
- Idź na górę do swojego pokoju, przygotowałem ci kubek herbaty. - Ucałował mnie w czoło, a ja szczęśliwa pobiegłam do pokoju.
Gdy tylko zamknęłam drzwi usłyszałam krzyki rodziców. To ich pierwsza kłótnia od... sama nie wiem od kiedy. Dawno się nie kłócili, raczej byli zgodni ze sobą we wszystkich sprawach, a teraz w końcu ojciec przeciwstawił się matce.
Podeszłam do szafy i przebrałam się w wygodne dresy, a sukienkę zostawiłam na krześle. Usiadłam na łóżku i nasłuchiwałam. Tak naprawdę, to te krzyki należą się mi, że nie odebrałam telefonu i nie wróciłam do domu. Pewnie za chwilę dostanę wykład, jak to ich (ją) zawiodłam i że przyprawiłam ją niemal o palpitację serca. Sięgnęłam po kubek herbaty i upiłam łyk. Oczywiście poparzyłam sobie język, bo niestety jestem niezdarą. Gdy właśnie wiłam się z bólu do pokoju weszła mama.
- Cesc. - Wysepleniłam, bo oczywiście miałam spuchnięty język.
Matka popatrzyła się na mnie, po czym usiadła na łóżku i wygładziła kołdrę wokół siebie. Usiadłam obok niej. Widziałam jej drżący podbródek.
- Mamo... Pseprasam. Obiecuje, ze to sie wiecej nie powtórzy. - Ujęłam jej dłoń i lekko ścisnęłam.
- Nie Aniu, tutaj chodzi o coś zupełnie innego. Ja po prostu nie chcę ci tego mówić. Ojciec twierdzi, że jesteś już na tyle duża, że to zrozumiesz, ale ja się boję, że... - Spojrzałam na nią.
Miała łzy w oczach.
- Mamo...
- Po prostu boję się, że uciekniesz tak jak... - Spuściła głowę.
- Jak kto? Mamo? - Zupełnie zapomniałam o bólu języka.
- Jak... jak Elsa. - Wyszeptała i wybuchła płaczem.
Kompletnie zdezorientowana mocno ją przytuliłam.
- Nie płacz. Proszę. - Głaskałam ją po głowie.
Do pokoju w końcu wszedł również tata, usiadł na łóżku i objął mamę ramieniem.
- Mam to powiedzieć? - Szepną.
Mama pokręciła przecząco głową. Otarła łzy, wyprostowała się i spojrzała prosto w moje oczy.
- Ten mężczyzna, który siedzi teraz obok mnie nie jest twoim ojcem. - Patrzyłam na nią w oszołomieniu.
- Musiałam ci to kiedyś powiedzieć. Wasz ojciec... Był wielką pomyłką w moim życiu i najchętniej cofnęłabym czas i nigdy go nie spotkała, ale nie przeżyłabym bez was... To znaczy ciebie i Elsy. No i twojego obecnego taty. - Przytuliła się do niego.
Zdezorientowana patrzyłam to na matkę to na... no chyba tatę i w końcu również się do nich przytuliłam.
- Jedynym tatą, którego pamiętam jest ten tutaj. - Dźgnęłam tatę w brzuch. - I nigdy, przenigdy nie zamierzam go wymieniać na innego. - Pocałowałam rodziców w policzki.
Mamie wyraźnie ulżyło. Ojciec ucałował mnie w czubek głowy i oznajmił, że przygotuje nam kolację.
- Mamo, ale... czemu Elsa odeszła? Przecież by to zrozumiała... - Ta kwestia nie dawała mi spokoju.
Kobieta westchnęła.
- Elsa pamiętała biologicznego ojca... Wiesz miała trzy lata, kiedy on odszedł a ja zaszłam w ciążę. Gdy jej to powiedziałam, uparła się, że musi go odnaleźć... Wiem, że kocha i mnie i tatę, ale chyba nie wytrzymała tego, że była tak długo okłamywana, że starałam się wyprzeć jej wspomnienia z tamtym facetem. Chyba ją skrzywdziłam. Ona czuła, że coś jest nie tak, a ja cały czas wmawiałam jej co innego. Żałuję. - Wstała i również ucałowała mnie w czoło, a potem wyszła z pomieszczenia.
Zostałam sama. Nie czułam żalu do matki, nie obraziłam się... Przecież dali mi wszystko czego potrzebowałam, doceniam to.
Naprawdę doceniam.
Julu
- Roszpunka! - Usłyszałam wołanie matki. Siedziałam na łóżku i przeglądałam program wystawy znanego artysty.
- Roszpunko!
- Już! - Odkrzyknęłam jej zaznaczając kółkiem ciekawiące mnie obrazy i godziny pokazów.
- Roszpunka!
- Idę! - Wsunęłam ulotkę do mojego notatnika i wybiegłam z pokoju.
Wpadłam do kuchni, potrącając przy tym mojego psa, przeprosiłam go i dopiero wtedy zobaczyłam Annę. Siedziała przy stole i zajadała się ciastkami.
- Ross! - Krzyknęła na mój widok i rzuciła mi się na szyję. Mocno ją przytuliłam.
- Ale co ty tu robisz? - Spojrzałam na nią zdziwiona.
Spuściła głowę.
- Mamo idziemy do mojego pokoju. - Wiedziałam, że Anna nie chce rozmawiać przy mojej matce.
Pociągnęłam ją do mojego pokoju. Usiadłam na łóżku, a ona zajęła miejsce obok mnie.
Ponagliłam ją spojrzeniem.
- Chciałam cię odwiedzić. Strasznie dawno się nie widziałyśmy...
- Dokładnie 6 miesięcy 2 tygodnie i 4 dni. - Sprostowałam.
- No właśnie... Wiesz, że Elsa już z nami nie mieszka?
- Naprawdę?! - Byłam bardzo zaskoczona. Tyle się zmieniło.
- A ja poszłam do szkoły...- To już kompletnie odjęło mi mowę.
Gapiłam się na rudowłosą kuzynkę, jakby co najmniej miała rogi na głowie.
Anna spojrzała na mnie, a potem zaczęła się śmiać. Ja oczywiście poszłam w jej ślady.
Następną godzinę spędziłyśmy na miłej pogawędce o naszym aktualnym życiu, nowinkach i ploteczkach.
- Gdzie ona jest? - Nagle ciszę zakłócił głos mojej ciotki.
Anna zbladła natychmiast i upuściła kubek z herbatą.
- Nie może mnie tu zobaczyć. Udusi mnie. - Dziewczyna była nieźle przerażona.
Co robić? Ciotka rzeczywiście musiała być bardzo zdenerwowana, że zdecydowała się pofatygować do naszego skromnego domu.
- Okno! - Wykrzyknęłam nagle i wypchnęłam kuzynkę przez parapet.
Ania skoczyła i wylądowała na trawie jakiś metr pode mną. Zrzuciłam jej jeszcze torebkę i kurtkę.
- Zasuwaj do domu, będę cię kryła. Pozdrów Elsę i musimy się kiedyś spotkać w trójkę! Trzymaj się Mała! - Zamknęłam okno w chwili, gdy do pokoju weszła moja matka.
- Gdzie jest Anna? - Uniosła brew.
- Wyszła jakieś dwadzieścia minut temu. Na pewno jest już w domu. - Rzuciłam małe kłamstewko.
Następie do pokoju wpadła kopia mojej matki czyli moja ciotka.
- Gdzie jest Anna?! - Tak samo uniosła brew.
- Ciociu, miło cię widzieć. Ani już nie ma. Tak właściwie to ja ją zaprosiłam. Dawno się nie widziałyśmy i pomyślałam, że zanim zacznie rok szkolny może do mnie wpaść...
- Poszła do domu? - Ciotka świdrowała mnie spojrzeniem.
- Tak. Już wyszła. Naprawdę była tu tylko chwilkę i to był mój pomysł. - Wbiłam spojrzenie w moje skarpetki i dopiero teraz zauważyłam, że mam dwie różne.
Spojrzałam na ciocię i uśmiechnęłam się promiennie, ale ona tylko przewróciła oczami, pożegnała się z moją mamą i wyszła.
Gdy tylko zniknęła za drzwiami wejściowymi odetchnęłam z ulgą. Teraz czekała mnie jeszcze konfrontacja z matką.
Stała z założonymi rękami obierając się o framugę drzwi i kręciła głową.
- No co? - Spojrzałam na nią z wyrzutem. - Powinnaś sama coś zrobić. Anka ma już 17 lat. Da sobie radę.
- Nie mieszaj się w to Roszpunko.
- To wy jesteście pokłócone, a ja mam chyba prawo widzieć się z moimi kuzynkami? - Wykrzyknęłam.
- Roszpunko, sama dobrze wiesz, jak jest. Aż się dziwię, że stałyśmy razem w jednym pokoju i się nie pozabijałyśmy. Dopóki twoja ciotka mnie nie przeprosi, nie będziemy utrzymywać z nią kontaktów...
- Ty nie będziesz! Ja będę traktować ich jak rodzinę! I nie nazywaj mnie Roszpunką! - Krzyknęłam i potrącając matkę ramieniem uciekłam do swojego pokoju.
Zamknęłam drzwi i osunęłam się po nich plecami. Usiadłam na drewnianych panelach i rozglądnęłam się dookoła.
Mój pokój zupełnie mnie oddawał. Było to najlepsze miejsce na Ziemi. Ściany były liliowe i ozdobione moimi rysunkami. Meble były zrobione z drewna wiśniowego. Najlepsze było ogromne łóżko z masą kolorowych poduszek i wygodną pościelą w kwiaty. Uroku dodawały ręcznie robione lampiony, które świeciły przez cały rok. Można powiedzieć, że to po prostu zwykły pokój nastolatki, ale dla mnie był on najlepszy.
Zdenerwowana usiadłam na łóżku i wróciłam do mojego planu wystawy.
Gdy właśnie miałam zabrać się za czytanie artykułu o jednej z galerii zadzwonił mój telefon. Jak zwykle nie miałam pojęcia, gdzie on jest. Przewróciłam chyba każdą poduszkę i w końcu znalazłam go na komodzie. Artystyczny nieład też od zawsze mi towarzyszył.
- Cześć! - Przyłożyłam słuchawkę do ucha, a po usłyszeniu informacji równie szybko ją upuściłam.
Spojrzałam na ramkę stojącą na komodzie i na zdjęcie w niej. Z łzami podeszłam do komody i jednym ruchem zrzuciłam ramkę. Przez krótką chwilę towarzyszył mi dźwięk tłuczonego szkła, a potem zapadła cisza. Jednak nie na długo, bo prze następne pół godziny powietrze było wypełnione moim szlochaniem. Cichym i przytłaczającym szlochaniem.
_______________________________________________________________________
Dotarłam do domu, krótko przed 18. Niestety wejście oknem odpadło, bo przecież nie wdrapię się na pierwsze piętro. Stałam więc przed drzwiami i nerwowo grzebałam w torebce w poszukiwaniu kluczy.
- Muszą gdzieś tu być... - Mamrotałam do siebie.
W momencie, gdy w końcu wyjęłam kluczę drzwi się otworzyły i stała w nich matka.
- Cześć Mamuś. - Rzuciłam jej najsłodszy uśmiech na jaki w tej chwili mogłam się zdobyć. - To skoro już ki otworzyłaś drzwi, to może ja wejdę? - Jej brązowe tęczówki świdrowały mnie dotkliwie.
- Mario! Zostaw ją w spokoju. - W drzwiach pojawił się ojciec i wprowadził mnie do środka.
- Idź na górę do swojego pokoju, przygotowałem ci kubek herbaty. - Ucałował mnie w czoło, a ja szczęśliwa pobiegłam do pokoju.
Gdy tylko zamknęłam drzwi usłyszałam krzyki rodziców. To ich pierwsza kłótnia od... sama nie wiem od kiedy. Dawno się nie kłócili, raczej byli zgodni ze sobą we wszystkich sprawach, a teraz w końcu ojciec przeciwstawił się matce.
Podeszłam do szafy i przebrałam się w wygodne dresy, a sukienkę zostawiłam na krześle. Usiadłam na łóżku i nasłuchiwałam. Tak naprawdę, to te krzyki należą się mi, że nie odebrałam telefonu i nie wróciłam do domu. Pewnie za chwilę dostanę wykład, jak to ich (ją) zawiodłam i że przyprawiłam ją niemal o palpitację serca. Sięgnęłam po kubek herbaty i upiłam łyk. Oczywiście poparzyłam sobie język, bo niestety jestem niezdarą. Gdy właśnie wiłam się z bólu do pokoju weszła mama.
- Cesc. - Wysepleniłam, bo oczywiście miałam spuchnięty język.
Matka popatrzyła się na mnie, po czym usiadła na łóżku i wygładziła kołdrę wokół siebie. Usiadłam obok niej. Widziałam jej drżący podbródek.
- Mamo... Pseprasam. Obiecuje, ze to sie wiecej nie powtórzy. - Ujęłam jej dłoń i lekko ścisnęłam.
- Nie Aniu, tutaj chodzi o coś zupełnie innego. Ja po prostu nie chcę ci tego mówić. Ojciec twierdzi, że jesteś już na tyle duża, że to zrozumiesz, ale ja się boję, że... - Spojrzałam na nią.
Miała łzy w oczach.
- Mamo...
- Po prostu boję się, że uciekniesz tak jak... - Spuściła głowę.
- Jak kto? Mamo? - Zupełnie zapomniałam o bólu języka.
- Jak... jak Elsa. - Wyszeptała i wybuchła płaczem.
Kompletnie zdezorientowana mocno ją przytuliłam.
- Nie płacz. Proszę. - Głaskałam ją po głowie.
Do pokoju w końcu wszedł również tata, usiadł na łóżku i objął mamę ramieniem.
- Mam to powiedzieć? - Szepną.
Mama pokręciła przecząco głową. Otarła łzy, wyprostowała się i spojrzała prosto w moje oczy.
- Ten mężczyzna, który siedzi teraz obok mnie nie jest twoim ojcem. - Patrzyłam na nią w oszołomieniu.
- Musiałam ci to kiedyś powiedzieć. Wasz ojciec... Był wielką pomyłką w moim życiu i najchętniej cofnęłabym czas i nigdy go nie spotkała, ale nie przeżyłabym bez was... To znaczy ciebie i Elsy. No i twojego obecnego taty. - Przytuliła się do niego.
Zdezorientowana patrzyłam to na matkę to na... no chyba tatę i w końcu również się do nich przytuliłam.
- Jedynym tatą, którego pamiętam jest ten tutaj. - Dźgnęłam tatę w brzuch. - I nigdy, przenigdy nie zamierzam go wymieniać na innego. - Pocałowałam rodziców w policzki.
Mamie wyraźnie ulżyło. Ojciec ucałował mnie w czubek głowy i oznajmił, że przygotuje nam kolację.
- Mamo, ale... czemu Elsa odeszła? Przecież by to zrozumiała... - Ta kwestia nie dawała mi spokoju.
Kobieta westchnęła.
- Elsa pamiętała biologicznego ojca... Wiesz miała trzy lata, kiedy on odszedł a ja zaszłam w ciążę. Gdy jej to powiedziałam, uparła się, że musi go odnaleźć... Wiem, że kocha i mnie i tatę, ale chyba nie wytrzymała tego, że była tak długo okłamywana, że starałam się wyprzeć jej wspomnienia z tamtym facetem. Chyba ją skrzywdziłam. Ona czuła, że coś jest nie tak, a ja cały czas wmawiałam jej co innego. Żałuję. - Wstała i również ucałowała mnie w czoło, a potem wyszła z pomieszczenia.
Zostałam sama. Nie czułam żalu do matki, nie obraziłam się... Przecież dali mi wszystko czego potrzebowałam, doceniam to.
Naprawdę doceniam.
sobota, 10 stycznia 2015
Prolog
Hej, tutaj macie prolog mojej najnowszej historii. Mam nadzieję, że pomysł wam się spodoba i zostaniecie tutaj na dłużej :)
Julu
Obudziłam się wcześniej rano. Słońce co jakiś czas przedzierało się przez warstwę chmur i rzucało słabe promyki w moją stronę. Zerwałam się z łóżka i uświadomiłam sobie, że to właśnie dziś. Dziś mój pierwszy dzień w szkole od… 9 lat. Tak, zapewne zastanawiacie się, czemu na tak długo opuściłam szkołę, przecież to nielegalne. Spokojnie, nie jestem kryminalistką. Wyjaśnienie jest bardzo proste, moi rodzice uczyli mnie w domu. Jak wygląda takie nauczanie? Inaczej. Uwielbiałam na przykład lekcje z moim ojcem, który zawsze miał tyle do przekazania, odbiegał od podręczników, odpowiadał na wszystkie pytania. Zajęcia z nim wyglądały zupełnie inaczej. Siadaliśmy przy dużym stole w moim pokoju z kubkami herbaty i zaczynała się podróż po kartkach historii. Ja notowałam, a on opowiadał bardzo ciekawie. Z mamą było zupełnie inaczej. Wszystkie przedmioty ścisłe prowadziła właśnie ona. Wszystko podręcznikowo, chyba nawet dokładniej niż w najlepszej szkole. Matematykę mam w małym palcu, fizyka to pestka, a chemia to żadna przeszkoda. Co do lekcji, to nie były one ani trochę kolorowe. Tak, jak w książce, żadnych fantazji, masz to umieć, jutro cię sprawdzę.
Tak, tak było przez 9 lat. A teraz mam po prostu iść do liceum. Zwykłego i normalnego liceum, gdzie od każdego przedmiotu jest inny nauczyciel, ma inne wymagania, sposoby.
Czy się boję? Tak. Boję się, że sobie nie poradzę, pogubię się w tym wszystkim, a wtedy usłyszę te okropne słowa matki: “A nie mówiłam.” Tego się boję. Chcę im wreszcie udowodnić, że nie jestem już małą Anią i potrafię o siebie zadbać.
Pościeliłam łóżko i zabrałam z krzesła komplet ubrań przygotowanych już wcześniej na ten ważny dzień. Biała sukienka w kwiaty. Ruszyłam do łazienki, umyłam twarz, a włosy związałam w koka. Notabene moja ulubiona fryzura. Ubrałam się i stwierdziłam, że makijaż będzie zbędny. Nie jestem w końcu moją siostrą.
Wyszłam z pomieszczenia i zbiegłam po schodach do kuchni. Tata pił kawę i czytał gazetę.
- Dzień dobry wszystkim! - Krzyknęłam uradowana.
Ojciec spojrzał znad gazety i uśmiechną się pobłażliwie, natomiast matka miała raczej kamienny wyraz twarzy.
- Tu masz drugie śniadanie. Nie zapomnij wziąć butelki wody, a teraz zjedz przynajmniej jabłko. - Podała mi plastikowy pojemnik i wyszła z kuchni.
Spoglądałam na nią, póki nie zniknęła za drzwiami swojego gabinetu.
- Nie wiedziałam, że będzie, aż tak się przejmować. - Spojrzałam na tatę.
- Mama? Jakby się tu zastanowić to nie będzie już miała kogo uczyć. Wiesz, to jednak ogromna zmiana.
- Ale ty, jakoś zachowujesz się… normalnie?
- Ja? Ja i mama jesteśmy zupełnie inni, co jak co, ale ty chyba to wiesz najlepiej. - Puścił do mnie oczko i wrócił do swojej lektury.
No dobrze, czas ucieka. Porwałam czerwone jabłko i wybiegłam z kuchni. Spakowałam śniadanie i wodę do torby. Trzy razy sprawdziłam, czy mam wszystkie potrzebne rzeczy, założyłam kurtkę i wyszłam z domu. Podekscytowana ruszyłam do budynku szkoły. Miałam wrażenie, jakbym dostała nowej energii i wydawało mi się, że pokonałam tę drogę o wiele szybciej, niż zazwyczaj. Weszłam przez furtkę i udałam się do wejścia głównego. Budynek był… zwykły. Co tu dużo mówić, wielka, szara bryła z pokaźną liczbą okien. Otoczony był parkiem, w którym znajdowały się również boiska. Wspięłam się po schodach i otworzyłam drewniane i ciężkie drzwi. Gdy tylko przekroczyłam próg , do moich uszu dobiegła ogromna fala decybeli. Na głównym korytarzu stało kilkadziesiąt osób. Wszystkie gadały, nikt nie był sam. Oprócz mnie, oczywiście. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam przed siebie. Czułam na sobie wzrok kilku osób, ale raczej nikt nie zwracał na mnie większej uwagi. Wyjęłam z torebki plan dnia i sprawdziłam, w której sali zbiera się moja klasa. Coraz bardziej zdenerwowana ruszyłam do odpowiedniego pokoju. Wchodząc po schodach potknęłam się i upadłam.
Natychmiast usłyszałam za sobą śmiech. Zestresowana podniosłam się z podłogi, otrzepałam sukienkę i jakby nigdy nic ruszyłam dalej.
Niezłe rozpoczęcie. Brawo, Anna! Tak trzymaj, na pewno wszyscy będą cię kojarzyć z upokarzających potknięć i wywrotek.
W końcu dotarłam do odpowiedniej sali. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Gdy szłam zająć wolne miejsce w rzędzie pod oknem wszyscy spoglądali na mnie ciekawie. Poczułam, że moje policzki stają się ciepłe, a ręce zaczynają się pocić. Usiadłam w końcu na krześle i poczułam wielką ulgę, bo nogi miałam jak z waty. Zainteresowanie moją osobą zaczęło powoli słabnąć. Wszyscy zajęli się sobą, a ja miałam chwilę spokoju. Wytarłam dłonie w sukienkę.
Po kilku minutach w końcu do sali weszła nauczycielka. Była to niska, przysadzista kobieta w czarnej, skromnej sukience, która sięgała jej do kolan. Przywitała nas krzywym uśmiechem i przedstawiła się. Sprawdziła obecność, rozdała poprawione plany lekcji i informacje o opłatach. Spojrzała na zegarek i stwierdziła, że wypuści nas 15 minut wcześniej.
Ta informacja spotkała się z wybuchem powszechnego entuzjazmu, jednak ja nie opuściłam tak szybko klasy, jak moi rówieśnicy.
- Ty jesteś Anna Arendelle? - Zatrzymała mnie przy wyjściu.
- Tak, to ja. - Uśmiechnęłam się szeroko, a ona odpowiedziała mi tym samym.
- Czy ty naprawdę byłaś nauczana w domu? To twoje pierwsza szkoła? - Spojrzała na mnie ciekawie, a ja nie potrafiłam nic z siebie wydusić.
- No…tak. - Wykrztusiłam w końcu.
- Musimy cię sprawdzić, wiesz takie różne testy. Trzeba po prostu zobaczyć jak to wszystko poszło twoim rodzicom…
- Bardzo dobrze! - Przerwałam jej. - Moi rodzice na pewno świetnie mnie nauczyli, jestem tego pewna.
Nauczycielka spojrzała na mnie spod łba.
- To znaczy chciałam powiedzieć, że…
- Rozumiem. Po prostu nie denerwuj się, gdy ktoś cię posadzi w osobnej ławce i da ci do wypełnienia jakiś test. Potrzebujemy dokumentów na twój temat i tyle. Teraz zmykaj. - Powiodła wzrokiem w stronę drzwi.
Rzuciłam jej krótkie “do widzenia” i wyszłam z klasy. Zdenerwowana coraz bardziej szłam z głową utkwioną w moich butach i nagle na kogoś wpadłam.
- Anna! - Dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem w ramionach mojej starszej siostry Elsy. - Co ty tu robisz? - Spytała, gdy już wyplątałam się z jej uścisku.
- Chodzę.
- Co? - Nic nie zrozumiała.
- No chodzę do szkoły. - Poprawiłam się i dopiero zobaczyłam wysokiego i dobrze zbudowanego chłopaka, który stał obok niej.
- No nie gadaj, starzy cię wypuścili?! Myślałam, że zamiast mnie uwiężą ciebie. Dobrze, że się im nie dałaś. - Zmierzwiła mi włosy jak za dawnych lat, ale ja cały czas gapiłam się na blondyna.
- Co ty taka małomówna? - Spojrzała na mnie krzywo.
- Ja? Nie, nie… Wszystko w porządku. Po prostu jestem zaskoczona, że cię tu widzę. Wiesz, dawno cię nie było w domu. Tata trochę tęskni i mama też. Wiesz… Jakoś czasem zbyt spokojnie bez ciebie. Brakuje nam naszej Elsy. - Przeniosłam w końcu wzrok na nią, ale cały czas czułam na sobie spojrzenie chłopaka.
Blondynka zasępiła się. W końcu objęła mnie ramieniem i postanowiła, że zabierze mnie na lody, jak za starych dobrych czasów. Odwróciła się i dopiero teraz przypomniała sobie o blondynie.
- O, no właśnie, poznaj Kristoffa. - Przedstawiła mnie.
- Cześć. - Uśmiechnęłam się w jego stronę, ale on tylko mruknął coś pod nosem, pożegnał się z Elsą i odszedł.
- Kto to był? - Spytałam, gdy wydostaliśmy się już na parking i wsiadłyśmy do samochodu mojej siostry.
Elsa zapaliła silnik i wyjechała na drogę.
- Em… Mój kolega, a w sumie to kolega kolegi. Miałam go tylko podwieźć do domu, ale sam poszedł, więc… Jedziemy do naszej ulubionej? - Spytała patrząc na mnie podekscytowana.
- Tak. Muszę jeszcze napisać rodzicom, że z tobą jadę. Matka mnie chyba udusi, jak nie będzie wiedzieć, gdzie jestem. - Wyjęłam telefon z kieszeni i odwróciłam głowę, żeby Elsa nie zauważyła moich rumieńców.
Droga minęła nam na przyjemnej pogawędce. W końcu siostra zaparkowała samochód przy samym centrum miasta i już na nogach ruszyłyśmy do kawiarni.
Minęłyśmy dwa skrzyżowania i w końcu na rogu pojawił się szyld “Kawiarnia Całusek”. Weszłyśmy do lokalu i zajęłyśmy pierwszy wolny stolik, który znajdował się przy dużym oknie. Meble były tutaj białe z różowymi i niebieskimi dodatkami. Na naszym stoliku stał mały, błękitny wazonik z różowym goździkiem.
- Tyle wspomnień… - Wymsknęło mi się.
Elsa tylko się uśmiechnęła i podała mi kartę dań.
- Przecież jej nie potrzebuję, wezmę to co zwykle. - Odłożyłam menu na stół.
- W takim razie ja też, tak zrobię. - Siostra zrobiła to samo.
Po chwili podeszłam do nas kelnerka, a my złożyłyśmy nasze zamówienia.
Ja zamówiłam “Słodkiego Misia”, a Elsa “Czekoladowy Wodospad”.
- Jak tam u ciebie? - Spytałam, gdy dziewczyna już od nas odeszła.
- Dobrze. Studia idą mi w miarę okej. Udało mi się ostatnio wyremontować mieszkanie. Cały czas sprzedaję moje prace na różnych aukcjach. Wszystko jakoś idzie. - Uśmiechnęła się smutno.
- Nie chciałabyś mieszkać z nami? - Wypaliłam. - To znaczy… Um. - Umilkłam.
- Wiesz, że to już nie możliwe. Tata by się jeszcze zgodził, ale matka długo nie wybaczy mi odejścia. Kazała nie wracać, więc nie wrócę. Poza tym jestem już pełnoletnia. Wiesz 20 lat to już trochę. Muszę sobie radzić i na razie idzie mi nieźle. - Wiedziałam, że nie chce mówić wszystkiego. Po prostu to czułam.
- A co z tym… No jak on tam miał?
- Anna, to było dawno i w sumie szybko się skończyło. Nie wracajmy do tego, okej?
- Yhym.
- Idą nasze zamówienia! - Twarz siostry nieco się rozweseliła.
Zjadłyśmy nasze ulubione desery w ciągu zaledwie pięciu minut. Myślałam, że nie dam rady zjeść tego wszystkiego. Jak byłyśmy dziećmi wszystko było jakoś mniej słodkie.
Akurat opowiadałam Elsie jakiś żart, gdy nagle zadzwonił telefon.
- Mama. - Wyszeptałam i odebrałam połączenie. - Jestem z Elsą. Nie wiem. Wrócę. Okej.
- Musisz wracać? - Spytała.
Przytaknęłam.
- Dasz radę. Idź już, bo mama cię rozszarpie. Tylko się im nie daj! Masz skończyć szkołę i zacząć normalne życie. - Elsa ubrała mi czapkę i owinęła mnie szalikiem.
Na pożegnanie mocno mnie przytuliła i ucałowała w dwa policzki.
- Wpadnij kiedyś do nas, albo do mnie, do szkoły. - Rzuciłam, gdy otwierałam drzwi.
- Wpadnę, obiecuję. - Pomachała mi na pożegnanie, a ja ruszyłam w stronę domu.
Nie miałam najmniejszej ochoty na powrót do domu i kłótnie z matką. Postanowiłam, że wpadnę jeszcze do Ross, mojej kuzynki, której mianowicie też już dawno nie widziałam. W drodze do jej domu zdałam sobie sprawę, że rodzice jednak bardzo mnie ograniczają. Nie wychodzę tam, nie wychodzę tu. W sumie według nich mam siedzieć w domu i tonąć w książkach, bo one są bezpieczne i pokażą mi jak żyć. Gówno prawda. Nie będę przecież żyła wśród książek, tylko wśród ludzi, więc im wcześniej się tego nauczę, tym łatwiej mi będzie później.
Tylko czemu oni tego nie rozumieją? Tata, czemu on tego nie rozumie?
Byłam coraz bardziej zła i zagubione w tym wszystkim. Elsa zawsze mi pomagała, a teraz byłam zdana tylko na siebie. Tęskniłam za moją siostrą, za jej śmiechem i jedyną w swoim rodzaju herbatą, którą zawsze robiła.
Znów zadzwonił telefon, jednak tym razem go nie odebrałam i pobiegłam przed siebie. Do Ross. Muszę z nią porozmawiać.
Julu
Obudziłam się wcześniej rano. Słońce co jakiś czas przedzierało się przez warstwę chmur i rzucało słabe promyki w moją stronę. Zerwałam się z łóżka i uświadomiłam sobie, że to właśnie dziś. Dziś mój pierwszy dzień w szkole od… 9 lat. Tak, zapewne zastanawiacie się, czemu na tak długo opuściłam szkołę, przecież to nielegalne. Spokojnie, nie jestem kryminalistką. Wyjaśnienie jest bardzo proste, moi rodzice uczyli mnie w domu. Jak wygląda takie nauczanie? Inaczej. Uwielbiałam na przykład lekcje z moim ojcem, który zawsze miał tyle do przekazania, odbiegał od podręczników, odpowiadał na wszystkie pytania. Zajęcia z nim wyglądały zupełnie inaczej. Siadaliśmy przy dużym stole w moim pokoju z kubkami herbaty i zaczynała się podróż po kartkach historii. Ja notowałam, a on opowiadał bardzo ciekawie. Z mamą było zupełnie inaczej. Wszystkie przedmioty ścisłe prowadziła właśnie ona. Wszystko podręcznikowo, chyba nawet dokładniej niż w najlepszej szkole. Matematykę mam w małym palcu, fizyka to pestka, a chemia to żadna przeszkoda. Co do lekcji, to nie były one ani trochę kolorowe. Tak, jak w książce, żadnych fantazji, masz to umieć, jutro cię sprawdzę.
Tak, tak było przez 9 lat. A teraz mam po prostu iść do liceum. Zwykłego i normalnego liceum, gdzie od każdego przedmiotu jest inny nauczyciel, ma inne wymagania, sposoby.
Czy się boję? Tak. Boję się, że sobie nie poradzę, pogubię się w tym wszystkim, a wtedy usłyszę te okropne słowa matki: “A nie mówiłam.” Tego się boję. Chcę im wreszcie udowodnić, że nie jestem już małą Anią i potrafię o siebie zadbać.
Pościeliłam łóżko i zabrałam z krzesła komplet ubrań przygotowanych już wcześniej na ten ważny dzień. Biała sukienka w kwiaty. Ruszyłam do łazienki, umyłam twarz, a włosy związałam w koka. Notabene moja ulubiona fryzura. Ubrałam się i stwierdziłam, że makijaż będzie zbędny. Nie jestem w końcu moją siostrą.
Wyszłam z pomieszczenia i zbiegłam po schodach do kuchni. Tata pił kawę i czytał gazetę.
- Dzień dobry wszystkim! - Krzyknęłam uradowana.
Ojciec spojrzał znad gazety i uśmiechną się pobłażliwie, natomiast matka miała raczej kamienny wyraz twarzy.
- Tu masz drugie śniadanie. Nie zapomnij wziąć butelki wody, a teraz zjedz przynajmniej jabłko. - Podała mi plastikowy pojemnik i wyszła z kuchni.
Spoglądałam na nią, póki nie zniknęła za drzwiami swojego gabinetu.
- Nie wiedziałam, że będzie, aż tak się przejmować. - Spojrzałam na tatę.
- Mama? Jakby się tu zastanowić to nie będzie już miała kogo uczyć. Wiesz, to jednak ogromna zmiana.
- Ale ty, jakoś zachowujesz się… normalnie?
- Ja? Ja i mama jesteśmy zupełnie inni, co jak co, ale ty chyba to wiesz najlepiej. - Puścił do mnie oczko i wrócił do swojej lektury.
No dobrze, czas ucieka. Porwałam czerwone jabłko i wybiegłam z kuchni. Spakowałam śniadanie i wodę do torby. Trzy razy sprawdziłam, czy mam wszystkie potrzebne rzeczy, założyłam kurtkę i wyszłam z domu. Podekscytowana ruszyłam do budynku szkoły. Miałam wrażenie, jakbym dostała nowej energii i wydawało mi się, że pokonałam tę drogę o wiele szybciej, niż zazwyczaj. Weszłam przez furtkę i udałam się do wejścia głównego. Budynek był… zwykły. Co tu dużo mówić, wielka, szara bryła z pokaźną liczbą okien. Otoczony był parkiem, w którym znajdowały się również boiska. Wspięłam się po schodach i otworzyłam drewniane i ciężkie drzwi. Gdy tylko przekroczyłam próg , do moich uszu dobiegła ogromna fala decybeli. Na głównym korytarzu stało kilkadziesiąt osób. Wszystkie gadały, nikt nie był sam. Oprócz mnie, oczywiście. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam przed siebie. Czułam na sobie wzrok kilku osób, ale raczej nikt nie zwracał na mnie większej uwagi. Wyjęłam z torebki plan dnia i sprawdziłam, w której sali zbiera się moja klasa. Coraz bardziej zdenerwowana ruszyłam do odpowiedniego pokoju. Wchodząc po schodach potknęłam się i upadłam.
Natychmiast usłyszałam za sobą śmiech. Zestresowana podniosłam się z podłogi, otrzepałam sukienkę i jakby nigdy nic ruszyłam dalej.
Niezłe rozpoczęcie. Brawo, Anna! Tak trzymaj, na pewno wszyscy będą cię kojarzyć z upokarzających potknięć i wywrotek.
W końcu dotarłam do odpowiedniej sali. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Gdy szłam zająć wolne miejsce w rzędzie pod oknem wszyscy spoglądali na mnie ciekawie. Poczułam, że moje policzki stają się ciepłe, a ręce zaczynają się pocić. Usiadłam w końcu na krześle i poczułam wielką ulgę, bo nogi miałam jak z waty. Zainteresowanie moją osobą zaczęło powoli słabnąć. Wszyscy zajęli się sobą, a ja miałam chwilę spokoju. Wytarłam dłonie w sukienkę.
Po kilku minutach w końcu do sali weszła nauczycielka. Była to niska, przysadzista kobieta w czarnej, skromnej sukience, która sięgała jej do kolan. Przywitała nas krzywym uśmiechem i przedstawiła się. Sprawdziła obecność, rozdała poprawione plany lekcji i informacje o opłatach. Spojrzała na zegarek i stwierdziła, że wypuści nas 15 minut wcześniej.
Ta informacja spotkała się z wybuchem powszechnego entuzjazmu, jednak ja nie opuściłam tak szybko klasy, jak moi rówieśnicy.
- Ty jesteś Anna Arendelle? - Zatrzymała mnie przy wyjściu.
- Tak, to ja. - Uśmiechnęłam się szeroko, a ona odpowiedziała mi tym samym.
- Czy ty naprawdę byłaś nauczana w domu? To twoje pierwsza szkoła? - Spojrzała na mnie ciekawie, a ja nie potrafiłam nic z siebie wydusić.
- No…tak. - Wykrztusiłam w końcu.
- Musimy cię sprawdzić, wiesz takie różne testy. Trzeba po prostu zobaczyć jak to wszystko poszło twoim rodzicom…
- Bardzo dobrze! - Przerwałam jej. - Moi rodzice na pewno świetnie mnie nauczyli, jestem tego pewna.
Nauczycielka spojrzała na mnie spod łba.
- To znaczy chciałam powiedzieć, że…
- Rozumiem. Po prostu nie denerwuj się, gdy ktoś cię posadzi w osobnej ławce i da ci do wypełnienia jakiś test. Potrzebujemy dokumentów na twój temat i tyle. Teraz zmykaj. - Powiodła wzrokiem w stronę drzwi.
Rzuciłam jej krótkie “do widzenia” i wyszłam z klasy. Zdenerwowana coraz bardziej szłam z głową utkwioną w moich butach i nagle na kogoś wpadłam.
- Anna! - Dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem w ramionach mojej starszej siostry Elsy. - Co ty tu robisz? - Spytała, gdy już wyplątałam się z jej uścisku.
- Chodzę.
- Co? - Nic nie zrozumiała.
- No chodzę do szkoły. - Poprawiłam się i dopiero zobaczyłam wysokiego i dobrze zbudowanego chłopaka, który stał obok niej.
- No nie gadaj, starzy cię wypuścili?! Myślałam, że zamiast mnie uwiężą ciebie. Dobrze, że się im nie dałaś. - Zmierzwiła mi włosy jak za dawnych lat, ale ja cały czas gapiłam się na blondyna.
- Co ty taka małomówna? - Spojrzała na mnie krzywo.
- Ja? Nie, nie… Wszystko w porządku. Po prostu jestem zaskoczona, że cię tu widzę. Wiesz, dawno cię nie było w domu. Tata trochę tęskni i mama też. Wiesz… Jakoś czasem zbyt spokojnie bez ciebie. Brakuje nam naszej Elsy. - Przeniosłam w końcu wzrok na nią, ale cały czas czułam na sobie spojrzenie chłopaka.
Blondynka zasępiła się. W końcu objęła mnie ramieniem i postanowiła, że zabierze mnie na lody, jak za starych dobrych czasów. Odwróciła się i dopiero teraz przypomniała sobie o blondynie.
- O, no właśnie, poznaj Kristoffa. - Przedstawiła mnie.
- Cześć. - Uśmiechnęłam się w jego stronę, ale on tylko mruknął coś pod nosem, pożegnał się z Elsą i odszedł.
- Kto to był? - Spytałam, gdy wydostaliśmy się już na parking i wsiadłyśmy do samochodu mojej siostry.
Elsa zapaliła silnik i wyjechała na drogę.
- Em… Mój kolega, a w sumie to kolega kolegi. Miałam go tylko podwieźć do domu, ale sam poszedł, więc… Jedziemy do naszej ulubionej? - Spytała patrząc na mnie podekscytowana.
- Tak. Muszę jeszcze napisać rodzicom, że z tobą jadę. Matka mnie chyba udusi, jak nie będzie wiedzieć, gdzie jestem. - Wyjęłam telefon z kieszeni i odwróciłam głowę, żeby Elsa nie zauważyła moich rumieńców.
Droga minęła nam na przyjemnej pogawędce. W końcu siostra zaparkowała samochód przy samym centrum miasta i już na nogach ruszyłyśmy do kawiarni.
Minęłyśmy dwa skrzyżowania i w końcu na rogu pojawił się szyld “Kawiarnia Całusek”. Weszłyśmy do lokalu i zajęłyśmy pierwszy wolny stolik, który znajdował się przy dużym oknie. Meble były tutaj białe z różowymi i niebieskimi dodatkami. Na naszym stoliku stał mały, błękitny wazonik z różowym goździkiem.
- Tyle wspomnień… - Wymsknęło mi się.
Elsa tylko się uśmiechnęła i podała mi kartę dań.
- Przecież jej nie potrzebuję, wezmę to co zwykle. - Odłożyłam menu na stół.
- W takim razie ja też, tak zrobię. - Siostra zrobiła to samo.
Po chwili podeszłam do nas kelnerka, a my złożyłyśmy nasze zamówienia.
Ja zamówiłam “Słodkiego Misia”, a Elsa “Czekoladowy Wodospad”.
- Jak tam u ciebie? - Spytałam, gdy dziewczyna już od nas odeszła.
- Dobrze. Studia idą mi w miarę okej. Udało mi się ostatnio wyremontować mieszkanie. Cały czas sprzedaję moje prace na różnych aukcjach. Wszystko jakoś idzie. - Uśmiechnęła się smutno.
- Nie chciałabyś mieszkać z nami? - Wypaliłam. - To znaczy… Um. - Umilkłam.
- Wiesz, że to już nie możliwe. Tata by się jeszcze zgodził, ale matka długo nie wybaczy mi odejścia. Kazała nie wracać, więc nie wrócę. Poza tym jestem już pełnoletnia. Wiesz 20 lat to już trochę. Muszę sobie radzić i na razie idzie mi nieźle. - Wiedziałam, że nie chce mówić wszystkiego. Po prostu to czułam.
- A co z tym… No jak on tam miał?
- Anna, to było dawno i w sumie szybko się skończyło. Nie wracajmy do tego, okej?
- Yhym.
- Idą nasze zamówienia! - Twarz siostry nieco się rozweseliła.
Zjadłyśmy nasze ulubione desery w ciągu zaledwie pięciu minut. Myślałam, że nie dam rady zjeść tego wszystkiego. Jak byłyśmy dziećmi wszystko było jakoś mniej słodkie.
Akurat opowiadałam Elsie jakiś żart, gdy nagle zadzwonił telefon.
- Mama. - Wyszeptałam i odebrałam połączenie. - Jestem z Elsą. Nie wiem. Wrócę. Okej.
- Musisz wracać? - Spytała.
Przytaknęłam.
- Dasz radę. Idź już, bo mama cię rozszarpie. Tylko się im nie daj! Masz skończyć szkołę i zacząć normalne życie. - Elsa ubrała mi czapkę i owinęła mnie szalikiem.
Na pożegnanie mocno mnie przytuliła i ucałowała w dwa policzki.
- Wpadnij kiedyś do nas, albo do mnie, do szkoły. - Rzuciłam, gdy otwierałam drzwi.
- Wpadnę, obiecuję. - Pomachała mi na pożegnanie, a ja ruszyłam w stronę domu.
Nie miałam najmniejszej ochoty na powrót do domu i kłótnie z matką. Postanowiłam, że wpadnę jeszcze do Ross, mojej kuzynki, której mianowicie też już dawno nie widziałam. W drodze do jej domu zdałam sobie sprawę, że rodzice jednak bardzo mnie ograniczają. Nie wychodzę tam, nie wychodzę tu. W sumie według nich mam siedzieć w domu i tonąć w książkach, bo one są bezpieczne i pokażą mi jak żyć. Gówno prawda. Nie będę przecież żyła wśród książek, tylko wśród ludzi, więc im wcześniej się tego nauczę, tym łatwiej mi będzie później.
Tylko czemu oni tego nie rozumieją? Tata, czemu on tego nie rozumie?
Byłam coraz bardziej zła i zagubione w tym wszystkim. Elsa zawsze mi pomagała, a teraz byłam zdana tylko na siebie. Tęskniłam za moją siostrą, za jej śmiechem i jedyną w swoim rodzaju herbatą, którą zawsze robiła.
Znów zadzwonił telefon, jednak tym razem go nie odebrałam i pobiegłam przed siebie. Do Ross. Muszę z nią porozmawiać.